GMO nieco z boku
Szaleni naukowcy, jak wiadomo, chcą zawładnąć światem. GMO, jak łatwo się domyślić, to jeden ze środków ku temu. Zatem zacieramy ręce z podnieceniem w związku z niedawnym uchwaleniem odpowiedniej ustawy. Szkoda tylko, że wśród protestujących pod pałacem prezydenckim było tyle osób, których ciała też co nieco zostały zmodyfikowane przy pomocy inżynierii (może chirurgicznej, a nie genetycznej, ale zawsze to coś)…
Na poważnie zaś: Nie mam zamiaru konkurować z sąsiednim blogiem Wojciecha Zalewskiego. On poświęca czas i energię na analizę technikaliów, prawodawstwa, wdrażania itd. Ja natomiast sprawę oglądam nieco z boku. Na studiach może zmodyfikowałem jakąś bakterię, a może i nie – szczerze mówiąc, nie pamiętam – ale było to poza moim głównym tokiem zajęć i na dalszej drodze też się nie zajmowałem własnoręcznym i świadomym modyfikowaniem. Zatem biegłym się nie czuję i w razie zaistnienia rozbieżności między moją wersją a wersją GMObiektywnie raczej ustąpię.
Jednym z podstawowych problemów z GMO jest traktowanie wszystkiego en masse. Zarówno przez przeciwników, jak i zwolenników. To jest bez sensu. Nic nie łączy myszy z „wszczepionym” genem lucyferazy, która ma np. wskazywać komórki nowotoworowe z soją Roundup Ready. Co więcej, nawet ograniczając się do upraw, nic nie łączy soi Roundup Ready z kukurydzą Bt. Dlatego, nawet jeżeli jakikolwiek argument za lub przeciw konkretnemu organizmowi genetycznie modyfikowanemu jest prawdziwy, zupełnie nie musi mieć zastosowania do innego organizmu modyfikowanego w inny sposób. Np. przy okazji kukurydzy Bt mówi się, że dzięki temu, że sama wytwarza insektycyd, można stosować mniej pestycydów. To prawda w stosunku do modyfikacji typu Bt, ale za to soja Roundup Ready została zmodyfikowana tak, aby być odporna na Roundup, a więc samą istotą jej wprowadzenia jest używanie tegoż herbicydu. zatem nie można powiedzieć, że wprowadzenie upraw GMO zmniejsza zużycie pestycydów – jednych zmnejsza, innych zwiększa. Jaki jest bilans? Trzeba policzyć, ale nie wynika on sam z siebie. I tak samo w drugą stronę – jeżeli jakieś badanie wykaże, że toksyna Bt okaże się bardziej zjadliwa niż się dotąd zdawało i np. zagrozi pszczołom czy ludziom, to będzie to tylko dowód na zjadliwość tej toksyny, a nie na wyjątkową szkodliwość kukrydzy Bt, a już zupełnie nie można tego używać jako argumentu przeciwko jakimkolwiek innym GMO. Oczywiście, może być tak, ze zwiększone zużycie Roundupu przyczyni się do osłabienia kondycji pszczół (i chyba tak właśnie jest, co samo w sobie może byłoby ledwo zauważalne, ale w połączeniu z epidemią pasożytów wzmacnia jej skutki), a z kolei toksyna Bt, która dotąd wydawała się mało dla nich groźna również coś od siebie dołoży. Dalej to jednak będzie wpływ z jednej strony Roundupu, z drugiej toksyny Bt, a więc uboczny skutek uprawiania soi Roundup Ready i kukurydzy Bt, a nie jakiś bliżej nieokreślony wpływ modyfikacji genetycznych jako takich.
Mimo powyższego oczywiście jakieś uogólnienia można stosować. Np. takie, że samo bycie GMO nie ma prawa być szkodliwe dla zdrowia. Jeżeli zjadam geny karpia i pomidora w rybie po grecku, to dla mojego układu trawiennego niczym nie różni się to od zjedzenia karpia z genami pomidora czy pomidora z genami karpia. Moje proteazy potną białka na aminokwasy, a moje dezoksyrybonukleazy potną DNA na nukleotydy (a może nukleozydy, wszystko teraz jedno) jeszcze w przewodzie pokarmowym. Nie jestem bakterią czy nawet wrotkiem, które potrafią wbudowywać fragmenty obcego DNA pobranego z jedzenia. Owszem, horyzontalny (w tym międzygatunkowy) transfer genów zdarza się od czasu do czasu, ale tak samo może zdarzyć się, gdy zetknę się z genem kukurydzy i genem pałeczki Bacillus thuringensis występującymi osobno. (Na marginesie, toksyny Bt jako toksyny naturalnej w uprawach ekologicznych używa się od mniej więcej stu lat, więc w razie potwierdzenia jej toksyczności dla ludzi czy jakichkolwiek innych zwierząt uznanych za „pożyteczne” to powinien być większy cios dla tego typu rolnictwa niż groźba skażenia genetycznego.)
Biorąc powyższe pod uwagę, muszę przyznać, że trudno mi znaleźć powody do bycia przeciwnikiem dopuszczenia do uprawy roślin genetycznie modyfikowanych. Oczywiście, cały czas mówimy tu o modyfikowanych inżynieryjnie – pamiętajmy bowiem, że praktycznie wszystkie organizmy przez człowieka hodowane są w stosunku do swoich występujących w naturze przodków zmodyfikowane genetycznie. Pszenica, którą jemy od tysięcy lat jest efektem poliploidii u jej przodków. Polska jest największym producentem pszenżyta, które jest międzyrodzajową hybrydą. Same więc modyfikacje genetyczne to rzecz naturalna (to przecież siła napędowa ewolucji), a nawet horyzontalny transfer genów to nic niespotykanego (choć poza bakteriami rzadkiego). Zatem nie widzę przeciwwskazań, by korzystać z możliwości, które daje inżynieria genetyczna. Natomiast są nieco inne aspekty, które nakazują ostrożność. Nie mówię tu o ostrożności w oczekiwaniu na rzekome efekty zdrowotne, w których miliony Amerykanów, Argentyńczyków i wielu innych nacji żywiących się GMO już przez co najmniej kilkanaście lat mogą doświadczyć. Jeżeli coś niepokojącego się znajdzie, to założę się, że to efekt fastfoodowości, ewentualnie jakieś inne efekty uprzemysłowienia produkcji żywności, w których same przez się modyfikacje genetyczne nie mają znaczenia (ale już np. zwiększone zużycie Roundupu do odpornych nań roślin znaczenie mieć może). Jeżeli ktoś tyje od frytek, to nie dlatego, że są one z ziemniaków Amflora, tylko dlatego, że zjada z nimi dużo tłuszczy nasyconych i soli. Natomiast GMO są było nie było nowymi taksonami. Mniejsza o to, czy nadamy im rangę nowych odmian czy nawet gatunków. Nowe taksony zaś to dla ekosystemu zawsze jakieś ryzyko. Co prawda, wprowadzenie ziemniaków i kukurydzy na europejskie pola nie spowodowało większej degradacji ekosystemu, niż wprowadzenie rzepy i pszenicy. Nie są to też gatunki inwazyjne, wymykające się spod kontroli hodowców. Niemniej, inwazje biologiczne są faktem i dlatego wszelkie nowe uprawy należy bardzo dokładnie kontrolować. Lepiej jednak trzymać je w szklarni niż wypuszczać beztrosko w otwarty ekosystem. No i oczywiście pobocznym skutkiem może być dalej postępująca homogenizacja ekosystemów także agrocenoz (czyli biocenoz upraw i chwastów). Paradoksalnie, wprowadzanie nowych taksonów może właśnie zubażać bioróżnorodność, choćby bioróżnorodność na poziomie biocenotycznym przez homogenizację. Natomiast z drugiej strony, mechanizmy biologiczne sprawią, że prędzej czy później ewentualne zalety różnych typów GMO w stylu toksyczności dla tzw. szkodników zniweluje ewolucja wśród tychże. Wtedy trzeba będzie zmodyfikować coś kolejnego itd. Ewolucyjny wyścig zbrojeń sprawi, że nie da się raz na zawsze technologią rozwiązać problemów rolnictwa.
Różnego rodzaju spraw ekonomicznych wolę nie roztrząsać. Nie mają one większego znaczenia dla meritum, choć nie można ich zupełnie lekceważyć. Mam jednak nadzieję, że w europejskim systemie prawnym nie da się zrealizować czarnego scenariusza monopolizacji i obok przemysłowych upraw (czy to z GMO, czy bez) pozostaną uprawy dla zapaleńców, którzy będą produkować jedzenie drożej, ale dla wyspecjalizowanych konsumentów.
Wracając zaś do protestów, to sprawa jest dość ciekawa. Otóż wbrew stereotypom, tym razem protest przeciwko podpisaniu ustawy umożliwiającej obrót GMO nie został poparty przez jedną z głównych sił ruchu anty-GMO, Greenpeace, ani przez Adama Wajraka, jednego z trybunów polskiego ruchu ekologicznego, również znanego z niechęci wobec GMO. Ten ostatni zresztą na swoim (publicznym, więc niczego dyskretnego nie ujawniam) profilu na Facebooku odpiera oskarżenia o zdradę i sprzedanie się koncernom. Nie oznacza to, że złagodzili oni swoje stanowisko. Oznacza to, że sprawy GMO są bardziej skomplikowane niż się to różnym adwersarzom z obu stron zdaje. Obecna ustawa jest niezgodna z ustaleniami WTO, a przez to i z prawodawstwem unijnym (choć akurat w samej Unii chęć na zakaz obrotu GMO jest silny, ale i ona musiała się ugiąć przed WTO i zasadą wolnego rynku) i po prostu musimy ją zmienić. Za to dzięki niej możliwe będzie wprowadzenie zakazu upraw takich czy innych GMO mocą niższej rangi aktów. Rząd zapowiada, że tak właśnie zrobi. Mnie akurat na takich zakazach nie zależy, pod warunkiem zapewnienia odpowiedniego nadzoru.
Natomiast jest jeszcze jeden, niedający się ominąć aspekt tej sprawy. Aspekt estetyczno-mistyczny. Może okazać się, że GMO ma same dobroczynne skutki i da się to udowodnić, a i tak dla części osób będzie to sprawa nie do przejścia. Jacek Kubiak pisał tu o czymś podobnym pięć lat temu. Tam chodziło o hodowlę rzeźną sklonowanych zwierząt. Dla niektórych po prostu inżynieria biologiczna jest niegodna i już. Podobnie jak z zapłodnieniem in vitro – może udać się tak dopracować tę metodę, że każdy zarodek dostanie szansę na donoszenie i żaden nie zostanie zabity czy zmagazynowany, a dla niektórych i tak to będzie akt wbrew Cudowi Natury, jakim jest poczęcie w czystości małżeńskiej. Akt równie niegodny, co – powiedzmy – zgwałcenie czy kazirodztwo. Ludzie kierujący się tego typu motywacją mogą się posługiwać doraźnie różnymi pomocniczymi argumentami ze sfery nauki czy życia społecznego, ale ostatecznie nawet po ich zbiciu, nie zmienią swojego podejścia. A stwierdzenie, że wie się lepiej od nich i ma naukowe argumenty niczego nie zmieni (co najwyżej zwiększy wrażenie osaczenia przez arogancję). Ale w sumie nie wiem, czy to coś złego.
Piotr Panek
Fot. Róża z genetycznie modyfikowanego kultywaru ‚Applause’. Źródło Wikimedia Commons, autor: wikipedysta Blue Rose Man, licencja CC-Zero
Komentarze
Oczywiście, dla osób zaznajomionych z tematem nie ma tu nic nowego, ale uznałem, że warto przedstawić też moje stanowisko.
Ciekawy tekst. Miałbym kilka komentarzy:
1) Z DNA czy RNA z pokarmu sprawa jest jeszcze bezpieczniejsza, niż z białkiem. Białko może być enzymem (słąwna rycyna), kwasy nukleinowe niezmiernie rzadko, a zazwyczaj i tak w połączeniu z białkami. Poza tym trawione kwasy nukleinowe się nie wchłaniają. Zasady azotowe są syntetyzowane de novo, z tego co pamiętam, m.in. z aminokwasów właśnie.
2) Tak się zastanawiam, czy po ziemniaku się tyje, bo zawiera on tłuszcz. To głównie skrobia, czyli cukier. Jemy ten cukier i dopiero u nas w organizmie robi się z niego tłuszcz (idzie w glikolizę, potem w Krebbsa i robi acetylo-koenzym A, a z niego już prosto do tłuszczu, jak nie ma co z nim robić). A po soli się nie tyje. Po soli się dostaje nadciśnienie.
3) Po posłuchaniu sobie argumentów protestujących w telewizji nie dziwię się, że nawet przeciwnicy GMO wolą się od tego trzymać z daleka.
4) W pełni zgadzam się z absurdem ogólnego zakazu. To miejsce dla indywidualnych pozwoleń. I odmów popartych argumentami naukowymi, nie odwiecznym lękiem przed nowym, nieznanym, nierozumianym. Traktowałbym i ja wszystkie GMo jako organizmy nowe, nie znane wcześniej nauce (czyli wymagające gruntownego przebadania). Ale nie jako jakieś szatańskie dzieło mające zniszczyć ludzkość, nie jako kolejny zakazany owoc, po który ludzkość sięga.
5) A nawet, gdyby okazały się jakieś GMO po długotrwałym stosowaniu szkodliwe – przecież cały czas jemy rakotwórcze wędliny (azotany!!!) i jakoś nikt się specjalnie nie przejmuje. Wiadomo, że zabija, ale jest znane i nie budzi już lęku?
@mpn
Pisząc o tłuszczu we frytkach miałem na myśli ten wchłonięty podczas smażenia. Sól natomiast może zwiększyć „puchnięcie” ciała. W porównaniu z wpływem tłuszczów i węglowodanów to może znikomy efekt, ale jakiś tam jest. (Uważny czytelnik zauważyć może jeszcze, że napisałem o ziemniakach Amflora, które są przeznaczone do produkcji skrobi przemysłowej, a nie na frytki 😉 )
Z białkiem bywa jeszcze tak, że – przynajmniej u osesków – zdarza się wchłanianie jakichś łańcuchów peptydowych. Nie pamiętam, czy już o długości, przy której mówi się o białkach, ale na pewno nie muszą to być monomery (aminokwasy). Ale to już na zupełnym marginesie. Natomiast nawet gdyby kwasy rybonukleinowe się wchłaniały, to nukleazy są dość sprawnymi enzymami wewnątrzkomórkowymi. Inaczej wirusy nie bawiłyby się w tworzenie otoczek itd. Co i tak nie zmienia faktu, że w każdej sałatce zjadamy zestawy genów z nieraz bardzo odległych ewolucyjnie organizmów, a dietetycy raczej zalecają różnorodność pożywienia.
Ciekaw byłem czy jakiś z tutejszych szalonych naukowców wypowie się o GMO 😉 Świetny, wyważony i dający do myślenia tekst.
Od siebie dodam, że w praktyce jest chyba wielki problem właśnie z traktowaniem całego GMO „en masse”. Osoby zaangażowane w dysputy o GMO to niemal wyłącznie „przeciwnicy GMO” (uważający ze każde GMO jest be) i „zwolennicy GMO” (uważający ze trzeba przestać traktować GMO jako coś innego niż normalne organizmy, przeciwni specjalnym regulacjom i wierzącym w generalne bezpieczeństwo każdego GMO). Tymczasem osoby które najlepiej nadawałyby się do tworzenia regulacji i przepisów – czyli niezaangażowane emocjonalnie w spory, bezstronnie oceniające każdy organizm GMO z osobna – w sporze niemal nie uczestniczą, bo GMO nie rozpala ich wyobraźni i spór ten zupełnie ich nie interesuje. Boję się wiec, że na dłuższą metę prędzej wygra jedna z dwóch skrajności (całkowity zakaz GMO lub całkowita zgoda na GMO bez żadnych regulacji) niż jakaś wyważona opcja z centrum… 🙁
na co tak naprawdę przekłada się to GMO na polach? np skutki modyfikacji procentowo w Ameryce.
i jak to jest z roundupem i kolegami? zużycie pesty- / herbicydów przy zwykłej uprawie / modyfikowanej.
@ panek
Tak, ale wzrost masy ciała po soli to obrzęki (trochę łatwiej się ich pozbyć, bierze się diuretyk, swoją drogą to klasa leków na nadciśnienie).
A białka po części się jednak muszą wchłaniać. Słyszałem o przypadku wstrząsu anafilaktycznego po transfuzji krwi u dziecka, krwi od dawców po spożyciu orzeszków ziemnych. W teorii to kompletny absurd, ale się zdarzyło!
Co do dietetyków, gdyby zalecali kanibalizm, byłoby to nieco dziwne 🙂
@ Gronkowiec
Ja właśnie uważam, że trzeba traktować GMO jak każde inne organizmy. Jak każde inne organizmy, które pierwszy raz widzimy na oczy (jako ludzie w ogóle, nie jako konkretne osoby). Nikt rozsądny nie weźmie czegoś takiego do ust, zanim się nie stwierdzi, że to się w ogóle nadaje do spożycia. Natomiast ze skutkami w ekosystemie bym nie przesadzał. Wprowadziliśmy mnóstwo gatunków inwazyjnych i prawie wszystkie nie są modyfikowane (przez ludzi genetycznie): norka amerykańska, szczur, aga… Pies i kot stanowią wyjątki. A i tak nie są one GMO.
Świetny tekst, zwłaszcza końcówka trafna. Co ciekawe, bardzo wiele osób jest niekonsekwentnych w tej niechęci do inżynierii biologicznej.
Polecam tekst o GMO na blogu Piotra Waglowskiego. Autor przedstawił w nim wiele dylematów prawno-ekonomicznych związanych z tym zagadnieniem.
@ Gronkowiec
Trochę nieuczciwie przedstawiasz proporcje. Nie znam żadnego ruchu, który w krajach, gdzie GMO jest legalne walczył o zniesienie testów GMO i specjalnych regulacji. Są, owszem, grupy w krajach gdzie rośliny GMO jest nielegalne, które domagają się legalizacji. Ale legalizacji na podstawie restrykcyjnych zasad. Nie wolnej amerykanki.
@mpn @panek
Dorzuciłbym jeszcze informację, że być może RNA z jedzonego pokarmu jednak jest wchłaniane i można je znaleźć w krwi i tkankach człowieka. Opisali to w swoim artykule w Cell Research Zhang et al.
http://www.nature.com/cr/journal/v22/n1/full/cr2011158a.html
Oczywiście to bardzo kontrowersyjne wyniki i jak na razie nie potwierdzone przez inne grupy badawcze. Ale natura lubi nas zaskakiwać i często okazuje się dziwniejsza niż myśleliśmy 😉
@ mpn
Może jednak lepiej nie przesadzać z traktowaniem organizmów GMO jak zupełnie nowych, nieznanych stworzeń. W końcu np kukurydza GMO to nadal kukurydza, tyle że z kilkoma dodanymi / usuniętymi genami i zmienioną ekspresją kilku innych. Nie potrzeba chyba aż tak wielkiej ostrożności, jakby to była roślina z kosmosu 😉 Sądzę, że potrzeba stworzyć standardy oceniania organizmów GMO, tak by można w miarę szybko ustalić jakie mogą być potencjalne związane z nim zagrożenia – a następnie, po wprowadzeniu takich organizmów do środowiska / do użycia, potrzeba monitorować ich efekty. Do tego najlepiej by były to procedury w miarę szybkie, uwzględniające różnicowanie i specyfikę poszczególnych GMO i akceptowane zarówno przez środowisko naukowe jak i strony sporu pro- i anty – GMO. Ale to chyba utopijne marzenia.
Zaś co do skutków w ekosystemie – sądzę, że wprowadzając inwazyjne gatunki człowiek zrobił jednak wiele złego w ekosystemach ziemi. Choć zgaduję że wielkie monokultury upraw roślinnych i przemysłowe metody hodowli zwierząt powodują tak wielkie zmiany w ekosystemiach ziemi, że w porównaniu z tym nie ma znaczenia czy rośliny / zwierzęta GMO spowodują dodatkowe niewielkie zmiany. Ale na ekologii się nie znam, więc to tylko moja intuicja… 🙁
@Sierkovitz
Przyznaję, że środowisko pro-GMO znam głównie z ich wypowiedzi anty-anty-GMO. Dlatego odniosłem wrażenie, że te grupy pro-GMO chcą zniesienia wszystkich regulacji. Być może faktycznie to tylko efekt gorącej temperatury tych sporów, że wypowiadają się oni za „wolną amerykanką”, niemniej jednak nigdy nie usłyszałem by ktoś z nich popierał „legalizację GMO i wprowadzenie ścisłych zasad regulacji”. Raczej widzę ze domagają się oni „deregulacji” i „legalizacji”. Może głosy tych rozsądniejszych zwolenników GMO po prostu nie przebijają się przez te gorące kłótnie? Jeśli tak, to bardzo dobrze ze tacy istnieją – bo właśnie tego nam chyba potrzeba, jakiejś „drogi środka” między zakazem a wolną amerykanką.
Panek; „że trudno mi znaleźć powody do bycia przeciwnikiem dopuszczenia do uprawy roślin genetycznie modyfikowanych.”
No wlasnie. W odroznieniu od piosenkarki Dody, jest Pan niekompetentny w temacie. Wiec niepotzrebnie Pan zabiera glos. Proponuje raczej posluchac piosenkarki Dody:
http://www.plotek.pl/plotek/10,82573,12921686,Protest_przeciw_GMO__Doda_przemawia___Jak_wpadne_na.html
W przyszlym tygodniu ma sie podobno wypowiadac na temat global warming a nieco pozniej na temat energii nuklearnej
„Różnego rodzaju spraw ekonomicznych wolę nie roztrząsać. Nie mają one większego znaczenia dla meritum, choć nie można ich zupełnie lekceważyć”.
Przeciwnie — cena materiału siewnego, zagadnienia patentowania i rzeczywista wydajność upraw mają bardzo duże znaczenie w dyskusji o celowości uprawiania GMO.
@lysy
Czynniki ekonomiczne mają znaczenie dla celowości uprawy, ale nie wpływają na sensowność bądź nie rozwiązań prawnych regulujących ich hodowlę.
Tutaj dosc rzeczowe raczej wypowiedzi:
http://www.youtube.com/watch?v=T0nDwVf1Yg0
Bardzo ciekawe jest, że w powszechnym użytku jest bardzo dużo gatunków utworzonych za pomocą mutagenezy radiacyjnej i chemicznej. To starsze metody od GMO – wywołują przypadkowe mutacje, więc pożądane cechy uzyskuje się na drodze długiej, kosztownej selekcji, często połączonej z tradycyjnymi metodami hodowli. Nie mniej w telewizji nie słyszałem ani jednego przeciwnika tego typu metod. Czemu?
Teoria spiskowa mode ON
Mutanty wyprodukowane takimi metodami są często bezpołodne. To jak z mułem – jest bezpłodną hybrydą. Zatem rolnik nie może wykorzystać na wysiew części dotychczasowego plonu, bo z kolejnego pokolenia prawie nic nie wyrośnie. Zatem zmuszony jest kupować nasiona za grube pieniądze od firm biotechnologicznych. W przypadku GMO problem płodności nie istnieje – rolnicy mogliby oszczędzić grubą forsę, ale to nie podoba się firmom biotech, i stąd takie plucie jadem na GMO w mediach.
Z jednej strony czynniki ekonomiczne są dla samej uprawy i jej regulacji ważne, choć nie mają znaczenia dla aspektów zdrowotnych czy ekosystemowych. Z drugiej jednak mam wrażenie (oczywiście wrażenia mogą być błędne), że najczęściej te czynniki w dyskusji są tylko roztrząsane jako poboczne (acz chwytliwe, bo liczne samobójstwa indyjskich rolników czy agresywność prawników Monsanto wobec tych rolników, którym same zasiały się opatentowane rośliny to argumenty mocno oddziałujące na emocje, a jednocześnie nie tak idiotyczne jak o ludobójstwie i nowotworach wszystkiego). Tzn. – spotkałem się ze stwierdzeniami, że ktoś akceptuje samą inżynierię genetyczną, ale protestuje ze względów alterglobalistycznych. Obawiam się jednak, że nawet gdyby nie było żadnych patentów i wszystkie nowo tworzone GMO były oddawane drobnym rolnikom za darmo, to proporcje osób po obu stronach sporu nie zmieniłyby się znacznie.
Kwestie ekonomiczne związane z GMO, ryzyko monopolu kilku międzynarodowych firm, uzależnienie rynku od zagranicznych przedsiębiorstw – to wszystko są ważne sprawy, choć pewnie powinni o nich rozmawiać raczej ekonomiści a nie biolodzy (na marginesie: wieści o strasznych ekonomicznych skutkach wprowadzenia GMO w Indiach są w większości zmyślone. Zainteresowanym polecam blog naukowca który pracuje w Indiach i zajmuje się ta kwestia: http://fieldquestions.com/2011/05/13/do-not-read-gm-cotton-and-indian-farmer-suicide/ )
Warto jednak – dla dobra dyskusji – nie mieszać kwestii ekonomicznych i kwestii bezpieczeństwa dla zdrowia i środowiska. Zupełnie inną sprawą jest pytanie „czy GMO jest bezpieczne dla ludzkiego zdrowia?” (i wiadomo, że jeśli nie jest, to lepiej by było go nie wprowadzać) a czym innym „czy GMO sprawi że rolnictwo zmonopolizują wielkie firmy?” (jeśli tak – to trzeba opracować regulacje które temu zapobiegną, natomiast nie ma powodu by zakazywać GMO jako takiego). W końcu nikt nie domagał się jakiś czas temu zakazu sprzedaży komputerów tylko dlatego że Microsoft był monopolistą na rynku oprogramowania!
?czy GMO jest bezpieczne dla ludzkiego zdrowia?? (i wiadomo, że jeśli nie jest, to lepiej by było go nie wprowadzać)
czy nowe farmeceutyki są bezpieczne dla ludzkiego zdrowia? Jeśli nie, to lepiej by było ich nie wprowadzać
A często nie są. Więc skończmy z badaniami.
@mpn
Przepraszam, ale zupełnie nie rozumiem, o co Ci chodzi. Czy uważasz, że OK jest podawać ludziom leki, które zagrażają ich zdrowiu? Czy uważasz ze tak się dzieje? Bo ja nie kojarzę żadnych farmaceutyków które zamiast pomagać szkodzą…
@Gronkowiec
Tak z marszu:
Thalidomide – Uszkodzenia płodów
Prosac – skłonności samobójcze (sic!)
Nawet Aspiryna – zespół Reye’a
Wszystkie są/były „przebadane” i „dopuszczone”. Dopiero duża skala użycia ujawniła „nieprzewidziane konsekwencje”. Jaki procent pacjentów może umrzeć zanim uznamy „uboczne działanie” leku za „szkodliwe” czy „dyskwalifikujące” ? 1% 5% 10% ?
„Bezpieczne i nowoczesne technologie” jak DDT, azbest, benzen, ftalany, dioksyny, formaldehyd, ba nawet preparaty radioaktywnego uranu sprzedawane w aptekach do „odkażania” wody wszystkie były „zbadane” i „dopuszczone” jako „nieszkodliwe”.
10-15 lat oddziaływania (testowania na ludziach) i już są na listach „zabójców”.
O ile farbę z benzenem, czy mebelki z formaldehydem wycofać łatwo było o tyle DDT i azbest pozostają problem do dzisiaj. W przypadku GMO bawimy się z całym ekosystemem na skalę większą niż „zawracania biegu rzek” (morze Azowskie) bez obiektywnych i RZETELNYCH badań wpływu na zdrowie i środowisko. W kręgach naukowych zdania są podzielone. Decydują więc politycy lobbowani przez producentów.
Jakoś nie czuję się z tą świadomością bezpiecznie, że za zdrowie moje i moich dzieci i wnuków odpowiedzialni są tacy tytani wiedzy i mądrości wszelkich jak nasza „elita polityczna”. Jestem więc przeciw GMO bo na „zimne dmucham”
Gwoli formalności, domyślam się, że emig ma na myśli Jezioro (zwane morzem) Aralskie.
@emig
Nie jestem pewien czy to mpn miał na myśli…
Jednak jeśli chodzi o leki – to właśnie fakt, że znamy ich działania niepożądane (i że może je Pan tu wymienić) i to, że wiele z nich wycofano właśnie ze względu na nieakceptowalne skutki uboczne, świadczy o tym ze testowanie i kontrola bezpieczeństwa działa w miarę dobrze. Gdyby ten system nie działał, to nie wiedzielibyśmy o tych zagrożeniach, Pan by nie mógł wymieniać tych skutków ubocznych, a np. aspiryna nie miałaby ostrzeżenia, by nie podawać dzieciom (bo może wywołać syndrom Reye’a). Więc chyba jednak system działa jak należy.
Problem jest mn. w tym że wprowadzenie upraw GMO jest nieodwracalne. Wyobraźmy sobie teren na którym rolnicy uprawiają tradycyjne zboża, albo takie które są BIO (cokolwiek to znaczy) i szczycą się tym że ich produkty są wolne od GMO (które są wyżej cenione i droższe od GMO). Teraz wystarczy że jeden rolnik obsieje hektar pola zbożem GMO, dla pszczół i innych „skowronków” różnicy nie ma, zaczną krzyżowo zapylać zboża GMO/nie GMO. Dla rolników „tradycyjnych” to katastrofa, bo tracą możliwość używania oznaczeń „wolne od GMO” lub BIO, i tracą pieniądze. Zbiór zbóż tradycyjnych z hektara jest zazwyczaj niższy niż zbiór GMO z takiego samego pola. Jedyny ratunek to przejście wszystkich rolników na GMO. Uzależnienie się od dostawców ziarna na obsiew (prawa patentowe) i praktycznie brak realnych możliwości powrotu do upraw tradycyjnych. O wadach obsadzania monokulturowego nie będę wspominał. Dla rolników i dla nas jako konsumentów to brak możliwości decydowania czy chcemy jeść GMO czy nie. niezależnie od wyników badań nad szkodliwością GMO po pewnym czasie wszyscy będziemy jeść to samo a powrót będzie trudny lub niemożliwy.
@Gronkowiec
No cóż w przypadku Thalomidu sprzedawanego jako środek przeciw nudnościom dla kobiet w ciąży (bez recepty) „zorientowano się” jak urodziło się ponad 10000 zdeformowanych dzieci i zajęło to 3 lata zanim znaleziono przyczynę . W przypadku aspiryny (kwas acetylosalicylowy) zajęło to już prawie 80 lat ! (zanim pojawiło się ostrzeżenie na pudełeczku – produkcja rozpoczęta w 1897 a podejrzenia o „współudział” w zespole Reya’a opublikowano 1979 ).
Ulotka z „działaniami ubocznymi” służy obecnie raczej jako zabezpieczenie koncernów przed pozwami rodzin zmarłych niż dbałość o nasze zdrowie :/.
Jednak nawet uznając, że nie ma w tym żadnej złej woli ani działań kryminalnych (utajnienie , fałszowanie lub usuwanie wyników badań – patrz Aspartam) żadna metodyka badań nie zapewni wykrycia wszystkich możliwych niepożądanych działań. W przypadku leków szczęściem w nieszczęściu jest, że leki dotyczą jednak ograniczonej populacji (ludzi chorych). W przypadku GMO eksperyment będzie dotyczył CAŁEJ populacji bez wyjątków (niemowlęta, dzieci i dorośli). Kwestie „zdrowotne” są jeszcze stosunkowo proste do zbadania (myszy , szczury , małpy) – natomiast wpływ GMO na całe ekosystemy jest całkowicie nieprzewidywalny ale niczego dobrego spodziewać się raczej nie należy..
@blacker
Dodajmy jeszcze, że amerykańscy farmerzy już obecnie są pozywani przez Monsanto za naruszenie praw patentowych jeśli w ich uprawach znajdują się „opatentowane markery genetyczne” bez względu na sposób w jaki się tam znalazły.
„W latach 1997-2000 w wyniku takich działań korporacja przejęła 144 farmy organiczne i skontrolowała około pięciuset za pomocą swoich agentów nazywanych przez rolników ?policja nasienną?.”
„30 marca 2011 roku organizacja Public Patent Foundation (PUBPAT), reprezentująca ponad 270 000 amerykańskich rolników, rolników ekologicznych, producentów nasion i organizacji rolniczych, wniosła do sądu na Manhattanie pozew zbiorowy przeciwko koncernowi Monsanto w związku ze skażeniem GMO.
@ Gronkowiec i Emig
A ja nie znam żadnych leków bezpiecznych. Nie ma takich. I co, mamy w ogóle nie szukać nowych leków, bo mają być niebezpieczne? Wszystkie są potencjalnie niebezpieczne, zanim się ich nie przetestuje. Mamy nie podawać już znanych? Aspiryna zabiła setki tysięcy dzieci, paracetamol też ma ciemne strony. A cytostatyki? Przecież to trucizny, nie przypadkowo, celowo w pewnych chorobach podaje się trucizny, aby truć. W takiej dawce, by pacjent się struł, ale przeżył jako organizm. I co? Niech ci ludzie umrą, by ich nie będziemy truć, będziemy mieć czyste ręce, niech umierają, byśmy nie mieli żadnej winy?
I winna setek tysięcy śmierci aspiryna jest w obiegu. I dobrze, że jest. Miliony innych uratuje. Jeśli nie będziemy kierować się irracjonalnym lękiem. Nie ma co dmuchać na zimne, kiedy obok ludzie ulegają odmrożeniom.
@ blacker
To jak w końcu, bo na początku piszesz, że już używanie GMO przez sąsiada sprawi, że poczciwy tradycyjny rolnik będzie miał na polu GMO, a potem nakładasz na niego konieczność kupowania ziaren GMO od firmy. Coś się nie składa.
z pewnością mój komentarz będzie zdziwieniem na dlogu „szalonych naukowców” ale mój opór przeciw GMO budzi fakt, że jest to zarówno inicjatywa firm prywatnych i im większa „agresja” PR-wska – tym moje przekonanie o moich obawach się ugruntowuje. Dlaczego. Firmy prywatne z tytułu prawa cokolwiek robią mają na uwadze zyski. Konsekwentnie: (1) prace rozwojowe i badania nad GMO z całą pewnością obejmować nie mogą WSZYSTKICH potencjalnych zagrożeń w tym czynnik czasu. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak GMO może wpłynąć zarówno na zdrowie ludzkie (w przypadku) konsumpcji a także na środowisko w dłuższym okresie czasu. Modelowanie to modelowanie a nic nie zastąpi realnego badania. I kto by miał na to czas i pieniądze? Firma prywatna? Wolne żarty. (2) Firmy „robiące” w GMO z „tytułu prawa” muszą tworzyć jak najszerszy rynek dla swoich produktów a więc muszą poszerzać portfolio swoich produktów głównych i pobocznych, żeby zapewnić dochody a tym samym zyski ale też nie są w stanie zapewnić rzetelnego badania ich ich wpływu na zdrowie konsumentów i środowiska (znowu: czas i koszty albo koszty i czas). Jeżeli firma opracowuje nowy środek do prania to nie zawraca sobie głowy jaki wpływ ten środek będzie wywierał na środowisko w ściekach (abstrahując od tego,że koszty oczyszczania ścieków stanowią koszt społeczeny). Dlaczego firmy prywatne „robiące” w GMO miałyby postępowac inaczej. Skrótowo: firmy „robiące” w GMO to nie Borlaug i już dzisiaj widzimy jak destrukcyjny wpływ na wiele sfer życia społecznego wywiera niepohamowany chciwość, chęć zysku za wszelką cenę i obserwowane zmiany klimatyczne są ewidentnym przykładem. „na marginesie”: wstrętna jest jakakolwiek działalność pseudo-dziennikarzy (w prywatnych mediach zależnych od reklam), pseudo-uczonych (przynoszących w zębach „prace zlecone” przez GMO koncerny) których kupuje się na pęczki. Co więcej, działalność tych ludzi jest „błogosławiona” bo ich działanie powoduje wzrost PKB. Żałosne.
@juzek
„””
Firmy prywatne z tytułu prawa cokolwiek robią mają na uwadze zyski.
„””
A woda jest mokra. Z innych wiesci grawitacja daje sie nam bardzeo we znaki.
Chcialbys na serio wrocic do czasow kiedy firmom nie zalezalo na zyskach tylko dzialaly ku wiekszej chwale np. weglowych rebajlow?
BTW, chyba nie wstukujesz swoich bezcennych przemyslen telepatycznie tylko uzywasz jakiegos komputera. Pomyslales moze nad badaniami wszelkich mozliwych skutkow produkcji polprzewodnikow, plyt glownych, monitorow? Zaniku wiezi spolecznych, uzaleznieniu od gier, internetu, pornografii on line, rozpowszechniania przepisow na bomby wsrod postrzelencow?
Chorob wywolanych zwyklym siedzeniem przed monitorem?
Te komputry panie to tyle zlych skutkow przynosza ze kazdy szanujacy sie luddysta powinien plwac w ich kierunku i jako wolterianski dzikus szczesliwy nie tykac tych zatruwajacych rzeki i umysly diabelskich wynalazkow nastawionych na zysk korporacji.
Odpowiec prosze uzywajac wlasnorecznie wystruganego liczydla lub tam-tamu (tylko strugaj takowe bez komercyjnego kozika).
A moze tak urzadzic dyskusje pomiedzy panami Zalewskim/Rotkiewiczem (propagandzisci z „Polityki” ostro i nieustannie lobbujacy za „GMO”), a redaktorem Wajrakiem z „Gazety Wyborczej” (ktory do sprawy GMO podchodzi w duzo bardziej ostrozny i wywazony sposob)?
Chcialem jeszcze delikatnie przypomniec, ze GMO to nie tylko aspekt biologiczno/zdrowotny ale i (dla kilku globalnych firm/koncernow) wielki biznes i mozliwosc monopolizacji/dominacji swiatowego rynku…
@mdm
Dyskusja jest o GMO a nie o farmacji i medycynie. Leki użyte zostały jako przykład w dyskusji o GMO i o potencjalnym jego wpływie na zdrowie i ekologię. Leki są najdokładniej i najbardziej rygorystycznie badanymi środkami chemicznymi dopuszczonymi do spożycia a mimo to odkrywane są szkodliwe działania leków i to czasem po wielu latach, czasem w następnym pokoleniu. W większości przypadków kończy się to dodaniem kilku linijek na ulotce w rozdziale „działania uboczne” ale zdarza się także wycofanie leku z produkcji i całkowity sprzedaży (rewelacyjne uśmierzanie nudności w ciąży nie usprawiedliwia jednak deformacji lub zabicia płodu (z 90% skutecznością)- z tym się chyba Pan zgodzi ?). W przypadku GMO mamy do czynienia z wprowadzaniem nowej technologii w sposób praktycznie nieodwracalny (skażenie GMO) i na pełną skalę (żywność) mimo pojawiających się sygnałów o niepokojących bądź niezrozumiałych zjawiskach związanych z GMO. Środowiska naukowe publikuję wyniki „za” (nic się nie dzieje) lub „przeciw” (coś się dzieje) przy czym obie strony podważają metodologię badań adwersarzy. Póki co my i nasze dzieci jesteśmy „świnkami doświadczalnymi” ale w jakim celu ?. By podnieść wyniki sprzedaży herbicydu firmy X ?
Zwiększyć o 5% wydajność z ha ? W latach urodzaju mamy nadprodukcję żywności (jak i cała Europa) a w latach nieurodzaju ? Czy zmodyfikowana kukurydza czy ziemniaki będą rosła na zalanych polach ? Wytrzymają -10C w maju , przetrzymają gradobicia czy suszę ? Indie były i są zdesperowane. Czy jakiekolwiek informacje z tego kraju potwierdzają rewelacyjne wyniki upraw GMO. (No w pewnym sensie są, n tysięcy rolników popełniło samobójstwa – to i mniej gąb do wykarmienia)
Rozporządzenie 1083/2003 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 września 2003 dopuszcza wszak możliwość że „coś może pójść nie tak” i to załatwia sprawę ?
——
Unia Europejska gwarantuje identyfikowalność i etykietowanie organizmów zmodyfikowanych genetycznie (GMO) oraz produktów wytworzonych z tych organizmów w ramach całego łańcucha dostaw żywności. Identyfikowalność GMO umożliwia kontrolę i weryfikację oznaczeń umieszczonych na etykietach, kontrolę wpływu na środowisko oraz wycofanie produktów z rynku, w przypadku, gdy nowe informacje naukowe wykażą, że użyte w tym produkcie GMO wykazują pewne ryzyko dla zdrowia lub środowiska naturalnego.
@mtwapa
W kilku kwestiach jestem luddystą i tak jest w przypadku GMO jak i preferowania whisky Glenmorangie nad polskim „piwem” marek Carlsberg, Heineken, etc. Wolę kawę z Etiopii niż „erzats” MOKATE. Wolę świeże powietrze w górach niż szajs jaki wisi w miejskim powietrzu. Jest takie prawo: Kopernika-Greshama (zły pieniądz wypiera dobry). Ale „zły” pieniądz jest dobry dla tego kto go bije I PUSZCZA W OBIEG. GMO to taki zły pieniądz. Przyjaciel mój ma bardzo dobre powiedzenie: jeden lubi świeże bułki, drugi jak go pchły gryzą. No i ja nie lubię jak mnie pchły (producenci GMO) gryzą tylko dlatego że to są prywatne.
Dotarło? Obawiam się, że nie dotarło bo trafiło na wyznawcę religii „postęp do przodu” albo „postęp dla postępu” i „jakośtobędzie”. Nie wiem czy wiesz co to „built-inobsolence”? Otóż z twierdzę, że właśnie wszelkie produkty GMO są produktami z „built-inobsolence” (a z jakich względów to wyjaśniłem w swoim poście wyżej) ze względu na chciwość ich producentów, pośredników, „pseudo-dziennikarzy”, „pseudonaukowców” wspierających ich wprowadzenie a traktujących całą resztę „konsumentów” jako źródło swojej kasy.
I to by było na tyle bo…………….
Dzień dobry
Całkiem udany i rzeczowy wpis. Gratuluję autorowi, który niepotrzebnie czuje się niezbyt pewnie w tym temacie, bo wie wystarczająco dużo by pisać o GMO z sensem. 🙂
Chciałbym tylko pociagnąć wątek traktowania tematu en masse. To jest rzeczywiście problem polskich dyskusji. Ale nie jest to problem unijnego prawa. Nie ma jednej dycyzji dopuszczającej wszelkie GMO do obrotu. Każda nowa odmiana jest zgłaszana osobno, osobno badana, oceniana, i jeśli nie budzi zastrzeżeń EFSA, to nad każdą odmianą z osobna odbywa się polityczne głosowanie przedstawicieli krajow członkowskich i dopiero wtedy wydawana jest decyzja o autoryzacji: może ona dotyczyć dopuszczenia do obrotu i stosowania w żywności i paszach (takich odmian jest dzisiaj ok. 40) albo dopuszczenia do uprawy na terytorium UE (2 odmiany). Autoryzacja jest przeznawana na 10 lat i potem trzeba ja odnawiać. W trybie awaryjnym po ewentualnym udowodnieniu negatywnych skutków można autoryzację cofnąć. Wymaga się znakowania produktów zawierających GMO jeśli jest ich więcej niz 0.9%. I zaplanowano także monitoring na rynku każdej odmiany i ewentualnych skutków po wdrożeniu. To za czym tęskni Gronkowiec już od prawie 10 lat (Rozporządzenia 1829/2003 i 1830/2003) jest prawną rzeczyiwistością w krajach UE, a więc także i w naszym kraju. Tylko nie w naszych głowach: jedni ciągle o tym marzą, a inni i tak są przeciwni, bo nie zadowoli ich żadne konstruktywne rozwiązanie prawne.
I proszę nie mówić, że zwolennicy GMO wszystko wrzucają do jednego wora, i że chcą wdrożenia GMO bez żadnych kryteriów i regulacji prawnych i bez nadzoru. Wśród zwolenników jest raczej konsensus, że obowiązujące w Uni prawo jest dobrym rozwiązaniem. W ramach tego prawa mozżna w UE nawet uprawiac GMO. Nam bardziej chodzi o histeryczny klimat wokól tematu i o arbitralne bo polityczne odrzucanie autoryzacji kolejnych odmian, które spełniły wymagania, o walkę z badania nad GMO poprzez niszczenie upraw eksperymentalnych.
Po SOPA, PIPA i ACTA przyszła kolej na GMO… Obrońcy GMO stosują te same chwyty (dla jakiegoś powodu) co obrońcy przemysłu tytoniowego, którzy chyba ze 40 lat udowadniali że palenie nie szkodzi nic, a nic…
Jeśli GMO jest takie zdrowe, smaczne i nieszkodliwe to powinno się o tym pisać dużą czcionką na opakowaniu każdego produktu żywnościowego tak jak o konserwantach, barwnikach itp.
Produkcja GMO, jako przemysłowa, powinna być opodatkowana jak każdy inny produkt przemysłowy, a nie korzystać z ulg i subsydii rolniczych…
Importowane produkty GMO mające dumpingowo niską cene też powinny być odpowiednio oclone…
Wartoby też poruszać problemy dewastacji środowiska w krajach gdzie na wielką skalę uprawia się GMO – dlaczego giną pszczoły w USA, dlaczego amerykanie doświadczają plag otyłości, alergii, uczuleń itp Dlaczego następuje w jakiejś astronomicznej skali erozja gleby w Meksyku, Brazylii inn.
Trzeba też pamiętać, że kartele amerykańskie są nieprawdopodobnie i bezczelnie korupcjogenne – jeśli ta złowieszcza ustawa zostanie przepchnięta to może warto by przyjrzeć się rachunkom bankowym tych polityków i urzędników, którzy się do tego przyczynili…
Pozdrawiam – Paffeu
Rozważając GMO jako informację, niesioną przez dany organizm: np. żywność to substancje odżywcze + broń chemiczna (przeciwko patogenom), przyłączona nieodwołalnie do tej żywności i jedzona razem z nią. Metafizyczne badania energii informacji potwierdzają to spostrzeżenie. Energia informacji związana z GMO psuje czas – pszczoły tracą ok. dwukrotnie więcej czasu na pobieranie pożytków z roślin GMO, a jakość tychże pożytków jest, jak powyżej..
@Paffeu
Przynajmniej na część pytań odpowiem, choć może nieco wymijająco:
Pszczoły wymierają, ludzie tyją i dostają alergii w USA na porównywalnym poziomie, co w Europie z tych samych powodów – fasfoodyzacja i w ogóle nadpodaż jedzenia, uprzemysłowienie rolnictwa (z nadużywaniem pestycydów, monokulturyzacją itd.) W USA odbywa się to przy znaczącym udziale upraw GMO, w Europie przy znikomym. Skoro w Polsce używamy Roundupu, to nie dziwmy się, że i u nas pojawiają się chwasty na Roundup odporne (swoją drogą, podobno akurat Roundup jest w porównaniu z wieloma stosowanymi w europejskim, amerykańskim czy w ogóle „cywilizowanym” rolnictwie od stu lat herbicydami stosunkowo mało toksyczny dla zwierząt, w tym ludzi, choć oczywiście, jeśli stosuje się jego duże dawki, to cóż…) Znam z własnych obserwacji jeszcze z dzieciństwa małorolnych rolników, którzy zakładali opryskiwacze plecakowe i albo przywdziewali jakąś szmatę na nos, albo i nie, i szli pryskać truksawki, ziemniaki, kapustę itd. Po skończonej pracy wypijali mleko jako tradycyjny bufor i antidotum, przez parę godzin mieli lekkie zawroty głowy, a potem życie wracało do normy, a produkty trafiały na bazarki. GMO wtedy istniało tylko w laboratoriach, a Roundup był świeżo wchodzącym na rynek, droższym od tradycyjnych produktem.
Uprawy GMO oczywiście mogą być sprzężone z uprzemysłowieniem rolnictwa, ale nie są to wzajemnie nierozłączne byty. Powiem szczerze, że nie widzę najmniejszego powodu, by organizmy GMO uprawiane metodami „ekologicznymi” nie miały certfikatów rolnictwa ekologicznego. Nie ja decyduję o rozdawaniu tych certyfikatów, więc mój głos się nie liczy, ale go wyrażę, skoro mam ku temu sposobność.
Nie mam natomiast pojęcia, co się dzieje z pszczołami, otyłością, alergiami itd. w Indiach, Chinach, Argentynie, Brazylii, gdzie uprawy GMO są powszechniejsze niż w Europie. Może to błędne wrażenie i oparte na skojarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat, ale jakoś przeciętny Hindus czy Brazylijczyk wydaje się szczuplejszy niż przeciętny Francuz. Rozwój alergii bardziej wiązałbym ze sterylizacją mikrobiologiczną środowiska życia, więc też jakoś spodziewam się, że układy odpornościowe Hindusów mają za dużo poważnych wrogów do zwalczania, żeby marnować energię na wyimaginowanych wrogów alergizujących.
A bioróżnorodność?
Bioróżnorodność w razie inwazji może spaść. W razie monokulturowości również.
Natomiast jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji niż USA czy Chiny, że większość uprawianych u nas obecnie roślin ma dość odległe pokrewieństwo z roślinami rodzimymi, a na poważnie rozpatruje się głównie kukurydzę i ziemniaki, które są w ogóle tu obce (o ile np. za ziemniakiem przyszła z Ameryki stonka i potem przeszła na pomidory, a ze słabszym impetem na paprykę, o tyle chyba nie posmakowały jej miejscowe psianki). Kukurydza to nawet u siebie jest izolowana i wydaje się, że jest swoistym ewenementem, który mógł przetrwać jedynie dzięki uprawom (początkowo przez Indian). Dużo większym problemem dla bioróżnorodności jest uprzemysłowienie rolnictwa w ogóle. Zanik lokalnych odmian, chwastów czy gatunków związanych z polami, np. ptaków to problem, który mamy w Europie od początku/połowy XX w., kiedy genetyki molekularnej nie było lub ledwie raczkowała, a inżynieria genetyczna była tylko futurologią (natomiast miała się świetnie klasyczna technika tworzenia i selekcjonowania nowych odmian).
Większość gatunków inwazyjnych roślin to – jeśli chodzi o w ogóle jakkowiek uprawiane – gatunki szeroko rozumiane ozdobne czy stosowane w gospodarce leśnej i pokrewnej. Gatunki rolnicze zwykle są słabo dostosowane do środowiska i giną w konkurencji z resztą. Nawet przewaga jaką daje niektórym wytwarzanie własnego insektycydu może być niewystarczająca. Należy pamiętać, że rośliny uprawne i ich chwasty to gatunki wymagające otwartej gleby. Przodkowie ostów czy perzy są naturalnymi mieszkańcami klifów, wydm itp. miejsc, natomiast słabo radzą sobie w lasach czy nawet na zadarniających się ugorach. Natomiast taki ziemniak Amflora nie ma nad innymi ziemniakami żadnej przewagi, bo jaką ma dawać wytwarzanie tylko jednej odmiany skrobi zamiast dwóch. Skoro zwykły ziemniak nie dziczeje (owszem, zdarza się, że z jakiejś zagubionej bulwy wyrośnie samotny ziemniak gdzieś na odsłoniętym brzegu rowu, ale nie zdarza się, aby dało to początek stabilnej, wieloletniej populacji), a wyspy pomidorowe na ławicach rzek to raczej ciekawostka niż poważne zjawisko, to nie ma powodu oczekiwać inawzji ziemniaka Amflora.
Nie znaczy to natomiast, że zagrożenia w ogóle nie ma. Dlatego ja optowałbym za poważnym nadzorem takich upraw. Co się da, to w szklarniach. Co się nie da, to pod stałą obserwacją.
@juzek
„””
Wolę kawę z Etiopii niż ?erzats? MOKATE. Wolę świeże powietrze w górach niż szajs jaki wisi w miejskim powietrzu.
„””
podziel sie z nami jeszcze informacja ze wolisz byc zdrowy, oieknym i bogatym niz etc.
„””
Jest takie prawo: Kopernika-Greshama (zły pieniądz wypiera dobry).
„””
Pomyslales moze o zastosowaniu go do internetowych komentatorow? Jakby to szlo?
„””
Dotarło?
„””
Dotarlo ze jestes funkcjonalnym analfabeta nie dajacym rady zrozumiec ze argument „z dzialania w checi zysku” mozesz sobie o kant biodra rozwalic.
„””
Otóż z twierdzę, że właśnie wszelkie produkty GMO są produktami z ?built-inobsolence?
„””
Ale dlaczegoz by ktokolwiek nie podparte czymkolwiek twierdzenia jakiegos anonimowego internetowego losia mial brac na powaznie?
Masz jakies argumenty to dawaj. A jak nie masz to nie osmieszaja sie „stwierdzeniami”.
„””
ze względu na chciwość ich producentów, pośredników, ?pseudo-dziennikarzy?, ?pseudonaukowców”
„””
Dorzuc zeszcze pseudokomentatorow: takich co to nic o danym temacie nie wiedza, do stwierdzen autora blogu sie nie odnosza ale chromola tak ze trzonowce bola.
Dotarlo?
Wczesniej zakladano, ze toksyczne zwiazki, obecne w niektorych produktach GMO (np. pestycydy..w Bt kukurydzy) ulegna rozkladowi…w trakcie trawienia/ich metabolizmu. A tu taka wpadka:https://www.thcfarmer.com/community/threads/canadian-scientists-finding-toxin-from-gmo-crops-in-human-blood-samples.47996/
Tak jak pisałem, w razie potwierdzenia, może to być wpadka np. dla tych producentów żywności ekologicznej, którzy używają toksyny Bt. I w ogóle dla wyznawców magicznej formuły, że naturalne=zdrowe.
@Zdzislaw M.Szulc
Yep, dwojka kanadyjczykow pierwsza w swiecie badala co sie dzieje z Cry1Ab:
http://www.dazvoz.com/alaindeweck_Cry1ab_English.pdf
„””
In fact, a second category of doubts and questions arise in terms of the immunological technique. Indeed, the only basis for the results presented is a double sandwich ELISA commercial test, allegedly specific to Cry1ab (Agdia, Elkhart, IN, USA) (27). All known immunologist warned that such tests cannot provide specific results, especially for the presence of blood or serum proteins. Thus various ELISAs are unusable for serum, due to non-specific binding, due to variation of the remainder of the serum from one individual to another (28 and unpublished results). These results and nonspecific enzymatic variable signals give at first sight exactly the same type of results as those reported by Aris and Leblanc (1). In addition, the peroxidase enzyme conjugates type, such as that used in the test Agdia are particularly susceptible to this type of non-specific effect, creating false positives (29). It has been clarified by the remainder at least two users Agdia the test does not give reliable results in the blood (16,33). Comparisons made by various authors between commercial sandwich ELISA (27,30,31) and various laboratory tests from anti-Cry1ab polyclonal and monoclonal antibodies (32-36) show that the environmental type tests sandwich ELISA for Cry1ab vary greatly in terms of sensitivity and specificity. Tests of this kind are likely to be particularly susceptible to nonspecific false positive reactions, especially in the presence of serum (37).
„””
CBDO
W oczekiwaniu na kolejne „bulwersujace” zwolennikow publikacje w/w temacie, mozna sie od reki zapoznac z tym, co na temat GM zywnosci/GMO sadza inni:http://chimerasthebooks.blogspot.com/2012/10/gmos-love-me-gmos-love-me-not.html
@mpn
nie kazdy je wedliny,bo moge wybrac co jem,ale nikt nie zastanawia sie ze zywnosc gmo jest nam narzucana ,bo niedlug bedzie tylko taka ,i niech mi ktos da logiczne wytlumaczenie dlaczego tak ma byc,no madzy naukowcy ,.a co sie tyczy osoby, ktora jest autorem,to poczotatek ,ani za ani przeciw ,koncowka za,a ten cytat to smiech na sali –
,, Jeżeli zjadam geny karpia i pomidora w rybie po grecku, to dla mojego układu trawiennego niczym nie różni się to od zjedzenia karpia z genami pomidora czy pomidora z genami karpia. ,,
taki jestes madry ,ze porownujesz mieszanie w misce ,do laczenia genow,po zmieszaniu genach wyjdzie cos wiecej niz -ryba po grecku,to wyjasnia dlaczego naukowcy sa tacy tepi..
nie wiem jak te slowo moglam tak pomylic sorki,, poczotatek,,