Darmowy obiad
Piotr napisał w poprzednim tekście i komentarzach do niego o problemie gromadzenia i archiwizacji danych samemu badaczowi niepotrzebnych, czyli przeznaczonych dla innych. Wzywał do tego Cohan. Akurat bez znaczenia wydaje mi się, czy sposobem ich wykorzystania miałoby być zastosowanie automatycznej eksploracji danych czy cokolwiek innego.
Pojawił się też wątek IMiGW, który życzy sobie pieniędzy za dostęp do swoich danych. Znam więcej takich przypadków: rządowy geoportal.gov.pl pobiera opłaty za dostarczenie zdjęć lotniczych powierzchni Polski ze swojej kolekcji, IPN kosi wygórowane stawki za kopiowanie albo digitalizację swoich zasobów.
Widzę dwa różne podstawowe efekty tego działania:
- Oczywisty negatywny, bo badacz z zewnątrz musi wykładać pieniądze za zdobycie dostępu do danych, za których zdobycie teoretycznie już państwo raz zapłaciło. Piotr płaci IMiGW, moja żona płaci IPN (nieraz z naszego domowego budżetu) i świetnie rozumiem, jak to jest drażniące.
- Mniej oczywisty pozytywny – ten proceder nadaje danym wartość. Wezwanie Cohana, żeby kolekcjonować dane nadmiarowe tak po prostu – jest naiwne. Pomysł, żeby robić to na sprzedaż to zupełnie co innego. Nadzieja zarobku może niejednego skłonić do poszerzenia zakresu swoich analiz albo zmagazynowania danych pozornie niepotrzebnych.
- Na to wszysko nakłada się prosta zasada there ain’t no such thing as a free lunch. Danych to też dotyczy, nie tylko obiadów.
Znam inną odsłonę tego samego zjawiska, dotyczącą nie samych danych, a ich przetwarzania. Wielokrotnie moi studenci pisali programy dla naukowców z innych dziedzin. O ile projekty jednorazowe (uruchomimy program i zobaczymy co wyjdzie) udawały się, o tyle projekty stworzenia programów do długofalowego użytku kończyły się gorzej. Rzecz w tym, że utrzymanie programu kosztuje. Ktoś musi poprawiać odkryte błędy, dokonywać modyfikacji (np. gdy nasz program ma współpracować z innym programem X i ukazuje się nowa wersja X – trzeba zmodyfikować nasze dzieło tak, by współpraca była nadal możliwa i bezproblemowa), szkolić użytkowników i służyć im pomocą techniczną. Magistrant dostaje za swój program dyplom, idzie gdzieś do pracy i już tych usług nie będzie świadczył. Gdy teraz o tym myślę, to uważam, że odbiorca powinien za nie płacić, bo to jedyny sposób, żebym znalazł ludzi, którzy się tym zajmą, mimo, że jestem naukowcem. Nauka w zasadzie skończyła się przy wymyślaniu programu i jego pierwszych uruchomieniach. Jeśli on ma dalej działać, musi zacząć się jakiś biznes. Albo zapłacą odbiorcy, albo niech ktoś im to zafunduje. Byle nie ja, bo nie mam dotacji na fundowanie darmowych obiadów moim klientom.
Jerzy Tyszkiewicz
Fot. Sara Lafleur-Vetter, Flickr (CC BY 2.0)
Komentarze
No cóż. za darmo nie ma niczego. Pytanie jest takie: co mniej kosztuje – czy ograniczanie dostępu do danych, czy ich udostępnianie. W cywilizowanym świecie panuje zasada że dane zgromadzone za pieniądze podatnika powinny być udostępniane na zasadzie „non profit” po kosztach ich przechowywania i dostępu.
Tu aspekt udostępniania: jakie są koszty (całkowite) barier w dostępie, a jakie są korzyści (całkowite) otwartego dostępu. Jeśli te ostatnie przekraczają koszty, może warto udostępniać bez opłat….
warto to rozważyć. Proponuję zacząć od bibliotek, może np. biblioteka UW powinna pobierać opłaty od użytkowników, zgodnie z zasada hołdowaną przez IMGW? Po mam płacić za to że ktoś z niej chce korzystać?
Oczywiście przykład skrajny, gdzieś leży granica….
P.S. W bardzo liberalnym USA dane zgromadzone za pieniądze podatnika są dostępne i w znacznej mierze osiągalne w publicznych bazach danych, zupełnie otwartych lub płatnych po (niewielkich) kosztach dostępu. Także dane meteorologiczne. Odbiorca za dane nie płaci i morze korzystać z nich komercyjnie. Jest wiele firm które te tanie lub darmowe dane przerabia, przerobione wykorzystuje czy sprzedaje, podnosi swoja wydajność i konkurencyjność. Konkuruje także z produktami dostarczanymi przez agendy państwowe, dzięki czemu jakość produktów tych agend jest wzrasta, nie ma monopolu na przetworzone produkty. W efekcie utrzymanie systemu przechowywania i udostępniania pośrednio – z podatków jest korzystne. Ale my jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Może zamknąć archiwa i zarabiać na monopolu? Dorobimy się szybciej?
Dane zgromadzone za pieniadze podatnika MUSZA byc za darmo. Jesli nie – to taka placowka powinna stracic dotacje panstwowe. Ciekawym przykladem sa amerykanskie sady, ktore nie sa instytucjami naukowymi, ale z racji praw dotyczacych powszechnego dostepu do sadow – wszysktie akta (poza wyjatkami o tajnosci) sa dostepne za darmo kazdemu, kto chce z nich skorzystac. Malo tego, kazdy sad musi udostepnic kodeks (wraz z interpretacja) kazdemu zainteresowanemu. Nie sprawdzalem danych amerykanskiego odpowiednika IMGW, ale przypuszczam, ze tez otrzymalbym je do wgladu za darmo. W USA nikt nie wyobraza sobie, aby dane uzyskane z pieniedzy podatnika mogly by byc sprzedawane. Co dalej nie znaczy, ze sa „za darmo”. Placi sie za koszt druku i kopiowania, ale dostep w odpowiedniej bibliotece nie kosztuje ani grosza. Ponadto, na ogol sa dostepne w sieci, gdzie rowniez nie kosztuja ani grosza.
Nie wdajac sie w legalizm za bardzo – instytucje rzadowe nie moga prowadzic dzialalnosci w sposob ukryty przed podatnikiem (sa wyjatki, ale prosze nie pisac o CIA). Wszystkie wyniki jakiejkolwiek dzialalnosci sa dostepne – BEZ OPLATY – dla wszystkich. Oplaty mozna pobierac jedynie za koszty druku i kopiowania, ale – wszelkie dokumenty MUSZA byc udostepnione do wgladu bez zadnych oplat. Na strazy tych praw stoi FOIA (Freedom of Information Act), do ktorego musza sie zastosowac wszystkie urzedy panstwowe. Nie musze chyba tlumaczyc, ze chodzi tu o ”przejrzystosc” dzialalnosci wszystkich instytucji oplacanych przez podatnika.
Pozdrawiam.
Wolałbym, żeby dane wytworzone za pieniądze podatnika były publicznie dostępne.
Pytanie, jaka droga do tego prowadzi.
Sądząc po tym, co widzę, to w Polsce tą drogą jest w pierwszym kroku jak najpowszechniejsze płacenie za wszystkie dane. Za zajrzenie do rejestrów IMiGW, do kolekcji IPN, do katalogu biblioteki, do wszystkiego.
Wtedy zapewne ktoś zauważy, że coś z tym trzeba zrobić. Bo na razie jest tak, że niektórzy (spryciarze) każą sobie płacić, a inni (naiwniacy) sami płacą, ale za swoje produkty nie pobierają pieniędzy.
Dopiero dociśnięcie aż do absurdu prowadzi do tego, że władza publiczna zauważa, co się dzieje i zaczyna myśleć nad rozwiązaniem – trochę jak w sprawie ACTA.
A jeśli jakaś instytucja nawet jest prawnie zobowiązana do publicznego udostępniania swoich danych, to zawsze można wystawić darmowy serwis z plikami graficznymi z tłem typu captcha (coś takiego, jak u nas na blogu). Dane są dostępne, kto potrzebuje, może je sobie ręcznie przepisać. Oczywiście będzie też płatna usługa w postaci pliku tekstowego, arkusza kalkulacyjnego, bazy danych, co tylko zechcesz. Wypisz-wymaluj jak nasze drogi. Za darmo można jechać dziurawą drogą lokalną, za wygodę autostrady się płaci.
Moim zdaniem granica absurdu w IMGW JEST przekroczona. Np. dane o opadzie z radarów, które służą do ostrzegania ludzi są dostępne ZA DARMO w internecie z opóźnieniem 3 godziny – akurat takim żeby się zdezaktualizowały. Czesi, Słowacy, Niemcy, Skandynawowie standardowo takie dane udostępniają na żywo. U nas kto chce się ostrzegać musi zapłacić!
Odmowa przekazania danych historycznych z 26 stacji klimatycznych do światowej bazy danych JAKO JEDYNY KRAJ NA ŚWIECIE pokazuje przepaść jaka dzieli nas od niekoniecznie bogatszych sąsiadów.
Ludzie to dostrzegają, media tez, było sporo szumu na ten temat po letnich katastrofach powodziowych, Jedyna jednostka której to NIE PRZESZKADZA jest monopolista czyli IMGW:
http://www.imgw.pl/attachments/1343_oswiadczenie_imgw.doc
warto skonfrontować ten tekst z Ustawą na który się powołuje:
http://www.prawowodne.pl/panstwowa-sluzba-hydrogeologiczna/,
np:
Art. 111. 1. Informacje zebrane i przetworzone na podstawie standardowych procedur przez państwową służbę hydrologiczno-meteorologiczną oraz państwową służbę hydrogeologiczną publikuje się w komunikatach, biuletynach lub rocznikach.
Aaa, polecam próbę przepisania ręcznie choćby 10 danych liczbowych 🙂
IMiGW wyciąga rękę po pieniądze za rzeczy, za które już raz mu zapłacono. Nic się nie dzieje, więc widać to za mało.
Albo ktoś musi ich pozwać po kolejnej katastrofie naturalnej dowodząc, że brak dostępnej informacji spowodował zwiększone straty, albo wszyscy muszą się zacząć tak zachowywać, żeby ministerstwo zauważyło, że coś jest nie tak.
Jeśli chodzi o przepisywanie, to oczywiście tak się nie da – i o to chodzi. Bo sztuka polega na tym, żeby ustawy nie złamać, a zarazem zmusić klienta do zapłacenia za usługę premium. W tym celu usługa darmowa musi być maksymalnie niefunkcjonalna.
Werbalista: Ubawil mnie post werbalisty. Chyba sie naczytal propagandowych ksizeczek dla skautow (amerykanskich, of course).
Pomijajac ze w amerykanskim prawie nie ma „kodeksow”, Freedom Of Information Act ma szereg ograniczen ktore moga byc rozne dla roznych agencji. Spod duzego palca, dla Federal Tarde Comission sa one takie:
All agency records must be made available to the public under the FOIA, except for records that are:
1 Properly classified as secret in the interest of national defense or foreign policy (b)(1).
2 Related solely to internal personnel rules and practices (b)(2).
3 Specifically exempted by other statutes (b)(3).
4 Concerning trade secrets and commercial or financial information obtained from a person that is privileged or confidential (b)(4).
5 Privileged interagency or intra-agency memoranda or letters, except under certain circumstances (b)(5).
6 Personnel and medical files and similar files, the disclosure of which would constitute a clearly unwarranted invasion of personal privacy (b)(6).
7 Investigatory records compiled for law enforcement purposes (b)(7).
8 Contained in or related to certain examination, operating, or condition reports concerning financial institutions (b)(8).
9 Geological and geophysical information and data, including maps, concerning wells
FTC records that most frequently fall into one of these categories include material we have obtained from businesses, certain internal communications that are protected by a privilege, personal information, law enforcement records, and internal personnel rules and practices.
Wszystko jest pieknie objasnione tutaj
http://www.ftc.gov/foia/faq.shtm#exempt
Zas jak idzie o nieplacenie… Wlasnie usiluje wejsc w posiadanie (jako amerykanski biznes i amerykanski podatnik, jak najbardziej) pewnego softu z Sandia Laboratory. Dla edukacji i agencji rzadowych jest on owszem, za darmo, ale ja, jako biznes musze zaplacic licencje w wysokosci 10 tysiecy dolarow. Tyle samo musialbym zaplacic jako obywatel. To samo mniej-wiecej dotyczy dostepu do danych czy w ogole wynikow prac na przykald NASA – tyle tylko ze liczby maja troche wiecej zer.
Cale reszta posty werbalisty – ze wszystkie wyniki musza byc dostepne za darmo – delikatnie mowiac, mija sie z prawda. Lacznie z tym ze MUSZA byc dostepne W OGOLE
Werbalista: Z calym szacunkiem, ale pisze Pan nieprawde. Niestety, moj dluzszy post nawiazujacy do Panskich rewelacji sie nie ukazal. Sroboje pozniej jeszcze raz
„Albo ktoś musi ich pozwać po kolejnej katastrofie naturalnej dowodząc, że brak dostępnej informacji spowodował zwiększone straty,”
Zgoda. jednak widzę tu problem. To PIB, największy państwowy autorytet. Kogo sad może pozwać na biegłego żeby wykazał że IMGW może być lepiej zorganizowany, podawac lepsze prognozy?
” albo wszyscy muszą się zacząć tak zachowywać, żeby ministerstwo zauważyło, że coś jest nie tak.”
Co znaczy wszyscy? Kto ma świadomość że może być lepiej?
Moze ten kawalek odpwiedzi na post Werbalisty sie ukaze?… Calosc tajemnico znika. Cenzura?…
Cytuje samego siebie
Zas jak idzie o nieplacenie? Wlasnie usiluje wejsc w posiadanie (jako amerykanski biznes i amerykanski podatnik, jak najbardziej) pewnego softu z Sandia Laboratory. Dla edukacji i agencji rzadowych jest on owszem, za darmo, ale ja, jako biznes musze zaplacic licencje w wysokosci 10 tysiecy dolarow. Tyle samo musialbym zaplacic jako obywatel. To samo mniej-wiecej dotyczy dostepu do danych czy w ogole wynikow prac na przykald NASA ? tyle tylko ze liczby maja troche wiecej zer.
Cale reszta posty werbalisty ? ze wszystkie wyniki musza byc dostepne za darmo ? delikatnie mowiac, mija sie z prawda. Lacznie z tym ze MUSZA byc dostepne W OGOLE
@ryzyk-fizyk
Z tym biegłym to chyba nie tak trudno. IMiGW sami informuje, że embargo na informacje o opadach wynosi 3 godziny. Jak gdzieś straż pożarna spóźni się z ewakuacją ludzi o 2 godziny i oni się potopią, to w zasadzie biegły jest niepotrzebny.
A „wszyscy muszą się zacząć tak zachowywać” to znaczy, że wszyscy zaczną żądać pieniędzy za swoje informacje.
@ J.Ty.
No to czekamy na katastrofę…
Albo rozglądamy się, za co by tu samemu zażądać pieniędzy…
Werbalista 19 września o godz. 9:23
Wishful thinking a nie rzetelna wiedza.
Pierwszy z (mojego) brzegu przykład:
http://www.nist.gov/srd/nistweb20v4.cfm
Tak jak pisał A.L. Sandia żąda opłat:
http://www.sandia.gov/working_with_sandia/technology_partnerships/index.html
Commercial License Agreement
Funding
Payment is non-refundable and provided by the licensee. Any/all of the following categories may be included:
License issue fees.
Running royalties on sales.
Minimum annual royalties.
Equity in licensee company.
Benefits
Provides avenue for technology maturation and commercialization of products that may be used by:
DOE/NNSA for mission needs.
Other federal agencies.
Public sector (consumer goods).
Ensures that commercial interests of partner are legally protected.
Portion of royalties distributed to:
Technical organizations within Sandia for discretionary R&D and technology maturation.
Sandia authors and inventors as incentive awards.
Requirements
Business plan information and basic information about the licensee?s company.
Government retains non-exclusive, paid-up, royalty-free license to all intellectual property for U.S.
government use.
The following negotiable items appear in every license agreement:
Level of exclusivity.
Field(s) of use.
U.S. government march-in rights (exclusive licenses only).
U.S. manufacturing requirements (or benefit to U.S.).
@A.L.
Ponieważ codziennie dostajemy na tym blogu dziesiątki ogłoszeń o cheap viagra, fast loans, best home insurance czy zgoła zapewnienia pod losowo wybranymi wpisami, jakie to one są enjoyable i w ogóle, automat czyhający na spam jest mocno podejrzliwy wobec wpisów z nadmiarem angielszczyzny – ot cała cenzura.
@zza kaluzy
zaraz, Sandia nie pobiera opłaty za dane, te licencje o których piszesz to inna broszka:
https://ip.sandia.gov/licensingOverview.xhtml
NIST daje cala game produktów sporo z nich za darmo, część rzeczywiście jest licencjonowana ale na cywilizowanych zasadach.
Proponuje porownać z IMGW:
http://www.imgw.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=68&Itemid=147
Polecam telefon i zapytanie ile co kosztuje. Ja NIGDY NIE DOSTAŁEM KONKRETNEJ ODPOWIEDZI WPROST.
Dla równowagi mnóstwo otwartych danych atmosferycznych:
http://cdiac.ornl.gov/ftpdir/ftpinst.html
http://www7.ncdc.noaa.gov/CDO/dataproduct
http://rda.ucar.edu/
http://nomads.ncep.noaa.gov/ (tu są zrzucane na żywo aktualne wyniki obliczeń prognoz, pooglądać można otwartymi profesjonalnymi programami stąd: http://www.unidata.ucar.edu/ ).
Reasumując: jak pisałem w jednym z pierwszych postów, to czy dane zebrane za publiczne pieniądze maja być udostępniane zależy od wielu czynników. A.L. tez o tym pisał, podając ograniczenia amerykańskiej ustawy o wolności dostępu do informacji.
A IMGW jest w skali światowej absolutnie wyjątkową państwową służbą meteorologiczną w zakresie ochrony i ograniczania dostępu do danych.
@J.Ty.
Nie rozumiem tego „albo”. Powinno być „i”. 🙂
A propos publicznej dostępności danych. To nie jest takie proste jak mi się zdawało.
Przypadkiem rozmawiałem dziś zaprzyjaźnionym archeologiem. Opowiedział mi następującą anegdotkę o nauce trafiającej pod strzechy.
Otóż jego znajoma z uczelni z jakiegoś powodu pojechała na swoje stanowisko badawcze poza sezonem, chyba późną jesienią. Ku swojemu zdumieniu zastała na nim detektorystów uprawiających badania rabunkowe. Jeden z nich miał pod pachą świeżutko wydany numer fachowego czasopisma z jej najnowszą publikacją o tym właśnie stanowisku…
@ A.L. @ zza kaluzy
Chyba rozmawiamy o zupelnie roznych rzeczach. Ja pisalem o danych, gromadzonych przez agencje rzadowe. Jasne, ze wiele z nich jest niejawnych, a wiec niedostepnych. O powodach niejawnosci danych chyba nie musze pisac. Sa dane rowniez „przetworzone”, czym zajmuje sie NIST i SANDIA, to nie panstwowe urzedy, lecz instytucje powolane pod egida rzadu. Ale to trudno mi wytlumaczyc. University of Denver ma wydzial prawa, ktorego biblioteka jest platna, choc sam jest dotowany przez stan Colorado. Dokladnie taki sam dostep – wiekszy, bo wiecej ksiazek – jest w bibliotece Sadu Najwyzszego stanu Colorado. Biblioteka wydzialu medycznego Uniwersytetu Colorado dostepna jest za darmo (albo byla, bo dawno nie sprawdzalem). Co chcialem wyjasnic, ze ogolnie dane gromadzone przez instytucje finansowane przez panstwo sa dostepne za darmo (pomijajac oplaty za kopiowanie). Dane przetworzone, to jest, w jakis sposob zinterpretowane – to zupelnie inna sprawa. Wydawalo mi sie, ze celem dyskusji byl dostep do danych zgromadzonych przez naukowcow, pracujacych na podstawie finansowania przez panstwo. Dotyczy to wielkiej ilosci danych. Stad moje przyklady. Oczywiscie, kazdy naukowiec, pracujacy na wlasna reke posiada absolutne prawo do zachowania w tajemnicy swoich rezultatow. To sie nazywa „patent”, albo „copywright” – jesli chodzi o tworcow.
Pozdrawiam.
Werbalista 25 września o godz. 20:09
Jeżeli czytasz po angielsku to jeszcze raz kliknij proszę na link do strony NIST, który podałem wyżej.
1/ Co mówi ci końcówka GOV adresu NIST?
2/ JAKIEGO TYPU informacje są na tej stronie?
3/ Czy te dane są DARMOWE?
A następnie przeczytaj proszę swoje własne słowa:
„Wydawalo mi sie, ze celem dyskusji byl dostep do danych zgromadzonych przez naukowcow, pracujacych na podstawie finansowania przez panstwo.”
oraz
„Dane zgromadzone za pieniadze podatnika MUSZA byc za darmo. Jesli nie ? to taka placowka powinna stracic dotacje panstwowe.”
i konsekwentnie napisz do swojego kongresmana wniosek o odebranie NIST państwowych dotacji.
Werbalista 25 września o godz. 20:09
„NIST i SANDIA, to nie panstwowe urzedy, lecz instytucje powolane pod egida rzadu.”
Czy Department of Commerce, którego NIST jest częścią jest urzędem państwowym?
Sandia nie jest „urzędem państwowym”, ale to co robi,- robi za pieniądze podatnika.
@zza kaluzy
Częścią tego samego Departament of Commerce jest NOAA, linki do aktualnych i zarchiwizowanych danych zebranych za pieniądze podatnika podałem.
Jak widać i w NIST, np. tu:
http://www.nist.gov/srd/onlinelist.cfm
bardzo wiele danych jest dostępnych łatwo i za darmo…
Z kolei Narodowe Laboratoria maja sporo projektów tajnych lub poufnych,stąd ograniczenia.
Wiele danych z innych resortów (tu DOE) jest dostępnych jawnie otwarcie i bez ograniczeń:
http://www.arm.gov/data/docs/policy
gdzie jasno stoi:
>>The basic tenets of the ARM data sharing policy are:
„Free and open” sharing of data.<<
Co ciekawe są tez za darmo dostępne dane gromadzone w laboratoriach wojskowych, np tu:
http://www.nrlmry.navy.mil/aerosol/
czy bazy danych oryginalnie zapoczątkowanych w niejawnych projektach w laboratoriach wojskowych:
http://www.cfa.harvard.edu/hitran/
a teraz otwarte.
Jako ciekawostkę podam ze w mojej dziedzinie atmosfera) ogromna liczba nie tylko danych ale i kodów komputerowych (np. globalnych modeli klimatu, modeli numerycznych prognoz pogody) jest otwarta.
@ zza kałuży
26 września o godz. 6:02
Naprawde nie wiem, jak odpowiedziec. Istnieje agencje „para” rzadowe, z ktorymi spotykamy sie na codzien. Zeby podac najglupszy przyklad, to u mnie autobusy miejskie – odrebna organizacja, ale dzialajaca pod egida rzadu. Place na to podatki, w formie czesci podatku za dom, podatkow od zakupow (VAT – w Polsce), podatkow wliczonych w cene benzyny oraz podatkow za samochod. Dalej nie moge jezdzic za darmo. Wedlug danych, ceny biletow pokrywaja od 20 do 30 procent kosztow utrzymania tej organizacji. Za reszte placa podatnicy. Wiec fakt, ze organizacja jest „para” rzadowa nie przeswiadcza o tym, ze jest w calosci utrzymywana z pieniedzy podatnikow. Zbior danych (jaki on tam jest) zebrany przez rzad jest za darmo. Dane przetworzone – kosztuja. I tylko tyle mam do powiedzenia.
Pozdrawiam.
Werbalista 27 września o godz. 1:47
Wreszcie dotarło do mnie.
„Dane przetworzone ? kosztuja.”
To dlatego nieznoszące sprzeciwu i zawsze pisane wielkim kwantyfikatorem opinie Werbalisty mogę czytać zupełnie za darmo!
@ zza kałuży
27 września o godz. 4:45
Nie znoszace sprzeciwu? Przykro mi, ze Szanowny Pan tak to odbiera. Pisze w ramach polemiki i dobrze wiem, ze nie zawsze musze miec racje. Dlatego pisze o swoich opiniach w nadziei, ze od dyskutantow dowiem sie czegos nowego. Chyba taka jest idea polemiki? Byc moze tak mi wychodzi, ze moje wypowiedzi sa napisane ze zbyt wielka pewnoscia siebie, jakbym wyglaszal je ex catedra. Jesli tak sie to odbiera, to przepraszam – nie jestem ani wszechwiedzacy, ani nieomylny – tylko szukajacy innych zdana, potwierdzajacych, albo negujacych moje poglady.
Pozdrawiam.
kazdy ruch motylego skrzydla jest wazny;
dostep do wiedzy powinien byc kazdemu czlowiekowi i w kazdej chwili zapewniony;
biblioteki powinne byc otwarte 24/7;
dlatego popieram wikipedie.
byk 30 września o godz. 18:56
„biblioteki powinne byc otwarte 24/7”
Spóźnił się pan. To był jeden z postulatów zebranych od strajkujących studentów na naszej politechnice, circa about trzydzieści lat temu. Żeby biblioteka główna była otwarta 24/7. Bo tak jest na Harvardzie. No i jeszcze żeby studentom umożliwić szerszy dostęp do laboratoriów przedmiotowych bo nie mają gdzie robić wynalazków.
Tego już było za wiele nawet dla kolegów-studentów z komitetu strajkowego.
Postulaty wyrzucono do kosza argumentując, że „biblioteka świeci pustkami przez całą sesję, świątek czy piątek, a w sesji przychodzicie tylko po skrypty i nikt w czytelni niczego nie czyta. Laboratoria są wam potrzebne też tylko w sesji do odrabiania nieobecności albo zawalonych laborek a nie do czego innego.
Morał: w Polszcze rezerwy mamy jeszcze na poziomie dostępu do łopaty. Dostęp do danych jest kłopotem ułamka promila populacji.
@zza kałuży
Z pewnością dostęp do danych jest kłopotem ułamka promila populacji. Tylko że to ten ułamek robi pewnie 80% postępu technologicznego. Odbierając tej drobnej mniejszości dostęp do danych strzela się całej gospodarce w stopę. Wydaje mi się, że świadomość tego zależności to jest właśnie to, czego naszej klasie politycznej brak.
J.Ty. 1 października o godz. 10:21
„Tylko że to ten ułamek robi pewnie 80% postępu technologicznego.”
Jak już stosujemy zasadę Pareto to proszę, bądźmy konsekwentni.
Z tego „ułamka” 80% nie robi nic. A już z pewnością nie robi żadnego „postępu technologicznego”. Postęp robi pewnie z 20% ułamka. Ciekaw jestem gdzie można efektywniej wykorzystać istniejace środki: Ułatwiając życie tym 20% ułamka poprzez zmiany w regulacjach „takich jakie mamy” czy nakłaniając pozostałe 80% ułamka do wykorzystania „tego co już jest takim jakie jest”.
Nakłanianie jest zwykle tanie, więc nie widzę powodu, żeby to musiała być alternatywa rozłączna: albo-albo.
Dopieśćmy 20% ułamka i nakłaniajmy 80% ułamka wskazując, że jak dołączą w swojej aktywności do pozostałych 20%, to dostąpią wraz z nimi dopieszczenia.