Tubylcy
Przez prawicowe media przetoczyła się gwałtowna burza. Wśród wzajemnych pretensji pożegnali się znany ze swoich bardzo prawicowych poglądów i publikacji socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski oraz Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Profesor oskarżył uczelnię, że jego zwolnienie było spowodowane przyczynami politycznymi, tymczasem UKSW zarzuca profesorowi w publicznym oświadczeniu niedopełnianie obowiązków pracowniczych. Nie chcę zajmować stanowiska w tej przykrej sprawie, natomiast dowiedziałem się, czytając wypowiedzi obu stron, jak wyglądał układ łączący uczelnię z jej pełnoetatowym pracownikiem. Opieram się na twierdzeniach profesora, którym UKSW nie zaprzeczyło.
Otóż podstawowym miejscem pracy prof. Krasnodębskiego jest Universität Bremen w Niemczech. Na UKSW bywał (w ramach pełnego etatu), jak sam napisał, raz w miesiącu. Ostatnio starał się uzyskać zmniejszenie pensum. Pewną rolę odegrała pewnie nowa ustawa, która zmusiła profesora do poproszenia rektora o zgodę na zatrudnienie etatowe na innej uczelni, czego dotychczas nie musiał robić. Uczelnia ponoć postawiła ze swojej strony zaporowe dla Krasnodębskiego warunki czterech wykładów tygodniowo. Do kompromisu, jak widać, nie doszło i strony rozstały się.
Odchodząc od szczegółów kłótni ku myślom ogólniejszym, zastanawia mnie, czy uczony pojawiający się na uczelni raz na miesiąc jest naprawdę na niej obecny duchem, czy jest rozpoznawany jako swój człowiek.
Kiedy patrzę w swój kalendarz, widzę masę obowiązków nie polegających ani na nauczaniu, ani na ściśle pojmowanej pracy naukowej, tylko na działaniu, jak to się czasem mówi, na rzecz środowiska. Uczestniczę w zebraniach różnych stałych i doraźnych komisji, przychodzę na Radę Wydziału, rozmawiam z kolegami o ich sprawach zawodowych i nie tylko, bywam z nimi w bufecie i pobliskim barze, daję się namówić na jakieś wykłady popularyzatorskie, czasem wpadam na zaproszone wykłady gości, albo po prostu jestem u siebie w pokoju, ewentualnie chodzę po korytarzach. Jestem tubylcem mojego Wydziału (choć naukowo jestem nomadą).
Zastanawiam się, czy tubylczość lub nie-tubylczość kadry ma wpływ na ducha uczelni, jak działa to na studentów i młodszych pracowników, czy to w ogóle jest jakoś ważne? Pytam, bo trochę z tego ducha wyparowuje właśnie z powodów technologicznych. Biblioteki w znacznym stopniu przeniosły się do sieci i ja już w mojej czytelni nie bywam. Wiele spraw zamiast osobiście załatwia się mailem, co nie ma dawnego waloru spotkania twarzą w twarz. Niektóre obrzędy przejścia świętowane na uczelni odchodzą do przeszłości wraz z nowelizacją ustawy. Nasza uniwersytecka wioska powoli zmienia się. Czy jej tubylczy mieszańcy są jeszcze potrzebni, czy może wkrótce ich obyczaje staną się już tylko folklorem, a normą stanie się gość z odległego miasta, wprawdzie urodzony u nas, ale dziś wpadający do rodzinnej wioski już tylko od czasu do czasu?
Jerzy Tyszkiewicz
Fot. Mr. T in DC, Flickr (CC BY NC 2.0)
Komentarze
No cóż, umiejętność życia teraz, cieszenia się chwilą, smakowanie relacji międzyludzkich, a przede wszystkim – otwartość (do której niejako zobowiązany jest każdy człowiek po 40.), to duża sztuka. Co do Krasnobębskiego, jest on po prostu skrajnie zakuty, nie – skrajnie prawicowy.
Lubie porownywac wypowiedzi dwoch socjologow: Krasnodebskiego i Flisa. Niebo i ziemia (w sensie wiarygodnosci, rzetelnosci i 10 innych osci). Wcale mnie nie dziwi, ze uczelnia pozbyla sie ideologa jedynie slusznej partii z dojazdu.
Markowski, czy Czapiński w porównaniu z Krasnodębskim, czy Staniszkis…..
Niebo a ziemia…..
@ wiesiek59: tak
Ad rem.
W początkach mojej pracy w SNH był zwyczaj, że w środę od 11 do 14 wszyscy pracownicy mają być w budynku w swoich pokojach, chyba że gdzieś nauczają. To były dobre czasy, bo wtedy spędzaliśmy dużo czasu na różnego rodzaju dyskusjach. Czasem lekkich, czasem poważnych. Pamiętam, że chyba Ulam pisał, że nauka jest zrobiona z gadania (science is made of talking). Idea tubylczości jakoś się z tym wiąże.
Dzięuję, GP. Wreszcie komentarz o tym, o co mi naprawde chodziło. Bo Krasnodębski był tylko dla ilustracji. Tak napradę to go nie czytam i ani mnie ziębi ani grzeje.
Do usług. 🙂
Sądzę, że samotny myśliciel jest dużo bardziej skuteczny, niż rozgadany kolektyw. Warunkiem jest, oczywiście, czysty umysł i jasna, logiczna myśl.
No, ale J.Ty. pisał o stosunkach międzyludzkich (absolutnie niezbędnych), a nie o tworzeniu wiedzy..
Monady, solipsyzm……
Ideą uniwersytetów była zdaje się wymiana myśli, poglądów, hipotez, dyskusja.
Co może wnieść do życia uniwersyteckiego człowiek który pojawia się jak meteor?
Wykład, do kasy, i w podróż powrotną.
Dodać należy, że obecne badania i ich wyniki to już nie indywidualny geniusz, a praca zespołowa. A zespół to i kontakty nieformalne.
Ile idei powstało w ich wyniku? W trakcie kontaktów interdyscyplinarnych, przypadkowych? Na stołówce na przykład?
Praca od gwizdka do gwizdka jest specyfiką innych branż……
Meruńka,
I o jednym i o drugim.
Mówiłam o wiedzy, nie o nauce – pojęciu zdecydowanie szerszym.. Myślenia nie da się wykonać w zespole.
Meruńka
2011/11/19 at 15:37
Czyli takie coś jak inspiracja, burza mózgów, interdyscyplinarność, myślenie synkretyczne- nie istnieje?
Pozostaje monada , czy solipsyzm?
Coś nie chce mi się w to wierzyć na podstawie własnych doświadczeń.
Ludzi Renesansu już nie ma…….
„że obecne badania i ich wyniki to już nie indywidualny geniusz, a praca zespołowa”
Ciekawe: jedna miernota ,to miernota
a dziesięć miernot ,to wybitność,no a
sto miernot – to już genialność.Nieprawdaż?
„Czyli takie coś jak inspiracja, burza mózgów, interdyscyplinarność, myślenie synkretyczne- nie istnieje?”
Istnieje. Oprócz „burzy mózgów”, zdarzenia być może przydatnego w rozwiązywaniu jakiegoś problemu praktycznego, dotyczy działań jednostki, nie – zespołu. Interdyscyplinarność zespołowa prowadzi najwyżej do sumowania wiedzy, nie – tworzenia czegoś nowego.
Solipsyzm to jakaś utrwalona historycznie bzdura. Rozum jest bytem, przez to jest uniwersalny.
Monada jest dla mnie dziwacznym pojęciem; byt = istota, to konkret.
@Meruńka
W zespołach interdyscyplnarnych wiedzy uczestników się nie sumuje, tylko mnoży przez siebie.
@Wszyscy szanowni dyskutanci
Nauka, badania, świetnie. A mnie bardzo interesje, jak waszym zdaniem tubylczość kadry wpływa na studentów.
Co prawda znam to tylko z literatury, ale może warto zastanowić się jak na poziom nauczania wpływają w krajach anglosaskich campusy uczelniane?
Z profesorami zamieszkującymi obok uczelni? W domach będących ich własnością?
Stosunek uczeń- mistrz może być łatwiej nawiązywany przy takim układzie….
Obiady wydawane dla studentów, nieformalne spotkania po godzinach pracy, praca na JEDNYM etacie pozwalającym godnie żyć……
Może taki układ skutkuje miejscem uczelni anglosaskich w rankingu najlepszych uczelni świata?
Nasze dwie bodajże znajdują się w ogonie pięćsetki.
Fabryka studentów kontra kształcenie cechowe?
Profesor na kilku etatach nie jest w stanie odcisnąć indywidualnego piętna na studencie.
Ja tam będąc studentem nie zastanawiałem się zbytnio nad wieloetatowością moich wykładowców. Chyba właśnie pewne wrażenie robili na mnie profesorowie wizytujący z innych uczelni. Od razu uprzedzam, ewentualny zarzut – moja akurat na liście szanghajskiej zawsze się mieściła jako jedna z nielicznych środkowoeuropejskich, więc to nie wynikało z kompleksów. Raczej z mogło to wiązać się z dumą, że profesowie wizytujący chcą też pokazać się u nas. Dopiero przy magisterce, a o wiele bardziej przy doktoracie bardziej zacząłem doceniać to, że mojego promotora mogę spotkać nie tylko na godzinnym dyżurze, ale wtedy to już zaczynałem być częścią środowiska akademickiego, a coraz mniej byłem „nabywcą usługi edukacyjnej”.
@J.Ty.
„W zespołach interdyscyplinarnych wiedzy uczestników się nie sumuje, tylko mnoży przez siebie.”
Jeżeli „mnoży” znaczy iloczyn zbiorów, to się zgadzam..
Co do studentów, mają stać się ludźmi w pełni dorosłymi np. przy okazji studiów, w każdym razie – muszą nauczyć się samodzielnie myśleć. Trzeba zrównoważyć opiekę tubylczej kadry (niezbędną!) z dorywczymi wykładami zapraszanych osób. Dziwaczne jest jednak stałe pełnoetatowe zatrudnienie kogoś, kto zjawia się jak meteor raz w miesiącu z wykładem. Stosunek pracy w zasadzie wyklucza takie sytuacje, bo przestaje być nim.
@Meruńka
Chodzi mi o takie mnożenie, przy którym dwa razy dwa daje cztery.
Pisałem o tym kiedyś tutaj
No, nie będę się droczyć, ale 1×1=1 nie jest równoznaczne 2×2=4. Tak, czy tak, jeden człowiek musi skupić w swoim umyśle część wspólną różnych dziedzin, reszta to cytowana literatura.
Meruńka
2011/11/21 at 18:15
Zdaje się że Pan niewiele wie o interakcjach międzyludzkich?
Człowiek może być na przykład katalizatorem…..
Jedna mała uwaga może komuś pomóc w zwerbalizowaniu problemu, naprowadzić na trop, spowodować przebłysk geniuszu.
Samotne rozważanie w głębinach umysłu, podświadomości, nie powoduje już specjalnych efektów.
Czasy Tesli, Edisona, Diraca, Leonarda, to przeszłość.
Projekt Manhattan to praca zespołowa.
Ostatnie Noble również są często dzielone.
Efekt synergii w pracy zespołowej to nie mit, tylko konkretne zjawisko…..
…natomiast drugą stroną medalu, który po tej jaśniejszej ma inspirację, synergię, współpracę itd. jest ta z konkurencją. W świecie „publish or perish” podzielenie się niedopracowanym jeszcze pomysłem może skończyć się zobaczeniem za jakiś czas publikacji tego pomysłu dopracowanego przez kogoś innego. Zdrowa konkurencja może być dla wszystkiego, więc i nauki stymulująca – chociażby list Wallace’a do Darwina spowodował, że teoria ewolucji została opublikowana wtedy, kiedy została, a nie czekała kolejnych parunastu lat dopieszczania. Czasem jednak może być mniej fair. (Choć tu niekoniecznie chodzi o konkurencję między tubylcami)
jest taka chasydzka anegdota o uczniu Magida z Międzyrzecza, który pojechał do swojego nauczyciela nie po to, aby uczyć się żydowskiego prawa, ale by zobaczyć na własne oczy, w jaki sposób wiąże on buty.
można pewnie przetransponować i coś będzie na rzeczy. albo między 😉
no tak, ale dlaczego akzrat krasnodebski, bo takich proproprofesorow jest przeciez(w samej polsce tylko) ze dwa tysiace…
a moze,
jestem z natury optymista,
to poczatki wielkich przemian w nauce polskiej?
tak trzymac!!!