Rosenkrantz pobity

Nauka bywa źródłem wielkich odkryć. Czasami, w złych momentach, bywa też źródłem niewielkich i chwilowych zakryć. Częstym mechanizmem jest to, że uczony autor wyczyta coś gdzieś a potem stara się to po swojemu zrelacjonować. Niedawno absolutnym przypadkiem natrafiłem na kwiatek tego rodzaju przeglądając Wikipedię. Trwała tam dyskusja nad przyznaniem statusu „Dobry artykuł” hasłu dotyczącemu jakichś szczególnych systemów napędowych w okrętach podwodnych.

Treść takiej dyskusji jest zawsze otwarta i publiczna, każdy może ją obejrzeć, obejrzałem więc i ja. W jednym miejscu ktoś wskazywał autorowi poważne błędy, ten bronił się, że informacje brał z naukowego artykułu. (To fundamentalna zasada Wikipedii, że informacje podawane w hasłach powinny pochodzić z wiarygodnych, publicznie dostępnych źródeł.) Zaintrygowany pokonałem sekwencję wielu kolejnych linków by dotrzeć do samego jądra ciemności i oto, co wyczytałem. W cytowanym poniżej fragmencie chodzi o silnik Diesla pracujący w cyklu zamkniętym, czyli zasysający nie powietrze, ale specjalnie preparowaną mieszaninę gazów, by mógł działać bez dostępu powietrza i napędzać okręt podwodny w zanurzeniu.

Zasada pracy tego silnika polega na wytwarzaniu spalin o temperaturze około 450 stopni Celcjusza, składających się głównie z dwutlenku węgla, argonu, pary wodnej i małej ilości tlenu, które ochładzane zostają za pomocą rozpylonej wody morskiej do temperatury około 80 stopni Celcjusza, a następnie dostarczone do absorbera, gdzie rozkładają się na dwutlenek węgla i skroploną parę wodną. Absorber wykorzystuje duże zdolności wody do rozkładu dwutlenku węgla, a także do łączenia tlenu i argonu.

To godne podziwu zakrycie z dziedziny chemii ukazało się w zeszytach naukowych jednej z uczelni wojskowych. Szczegóły bibliograficzne pomijam, bo nie one są ważne, a jak ktoś nie będzie mógł bez nich spać, to sobie jakoś je ustali. O dziwo, pod artykułem podane jest też nazwisko recenzenta. Dziwnie wygląda peer review w warunkach jasnej i ścisłej podległości służbowej.

Niezależnie od przyczyn, gdyby to ode mnie zależało, to wolałbym, żeby moje dzieci uczył raczej fałszywy profesor Noah Rosenkrantz niż prawdziwy autor tej relacji czy równie prawdziwy recenzent, który to puścił do druku.

Jerzy Tyszkiewicz

Fot. Solo, Flickr (CC BY NC SA 2.0)