Nie grać w tej grze?
Spotykałem się wielokrotnie z opinią, że dzień wyborów jest „świętem demokracji”. Uzasadnienie teoretyczne tego stwierdzenia jest bardzo ładne. Oto obywatele w dniu wyborów wyrażają swoje preferencje, wybierają swoich przedstawicieli, którzy przez kolejne lata będą ich reprezentować i rządzić w ich imieniu. Przy tym wybrani przedstawiciele nie reprezentują tylko swoich wyborców, ale generalnie cały umowny „naród”, czyli ogół obywateli. I to do tego ogółu obywateli, nazywanych narodem należy „władza zwierzchnia”. Jednak naród nie może jej sprawować bezpośrednio, dlatego sprawuje ją przez swoich przedstawicieli. Wybory w tym wszystkim pełnią ważną rolę, ponieważ dzięki nim władza przedstawicieli jest legitymizowana. Powołując się na wynik wyborczy, wybrani przedstawiciele narodu (ogółu obywateli) mogą twierdzić, że mają wszelkie prawo do tego, by nie tylko wypowiadać się w imieniu narodu, ale sprawować pełnię władzy. Podobnie zresztą może o sobie powiedzieć opozycja – jej rola jest taka, a nie inna, ponieważ oni również mają do tego mandat. Mimo więc, że przegrali mają swoje prawa związane z systemem.
Tyle mniej więcej mówi teoria. W schemacie tym obywatel ma w praktyce mamy więc trzy rozwiązania:
1. Wyborca głosuje i oddaje głos ważny.
2. Wyborca głosuje i oddaje głos nieważny.
3. Wyborca nie głosuje.
O rozwiązaniu pierwszym w zasadzie nie ma co pisać. Jest to rozwiązanie, które jest najlepsze z punktu widzenia teorii uzasadniającej święto demokracji. W schemacie tym prawo do głosowania jest przedstawiane wręcz jako obywatelski obowiązek, od którego uchylają się obywatele niedojrzali. Podobnie jest z rozwiązaniem drugim. Odpowiedzialny obywatel, który nie znajduje dla siebie wiarygodnego kandydata, bierze udział w wyborach, a swój wybór wyraża głosem nieważnym. Oba rozwiązania są akceptowane przez system, ponieważ w praktyce oznaczają jego legitymizację.
Mnie ostatnio interesuje rozwiązanie trzecie. A co jeśli obywatel nie bierze udziału w wyborach? To znaczy, jego wybór jest w pełni świadomy, nie wynika z lenistwa, czy niechęci, lecz jest w pełni przemyślany. Czy takie stanowisko jest dopuszczalne? Jakie motywy mogą nim kierować?
Zatrzymajmy się najpierw nad motywami. Może ich być wiele, ale mi przychodzą na myśl trzy. Po pierwsze, może uznać, że problemem nie jest to, czy u władzy jest partia A czy partia B, ale sam system. Po drugie, obywatel może twierdzić, że różnice między partią A, B czy C są nieznaczne i że w kluczowych kwestiach, na przykład gospodarczych, wszystkie ugrupowania przedstawiają się tak samo. Po trzecie obywatel może być rozczarowany, ponieważ klasa polityczna jest generalnie niewiarygodna. W tych trzech przypadkach jedynym sensownym rozwiązaniem jest nieuczestniczenie w systemie, tak by go nie legitymizować. To znaczy przez swój brak udziału w wyborach ani nie wspierać partii rządzącej (partii rządzących), ani ugrupowań opozycyjnych.
Kontrargument na takie stanowisko jest mniej więcej taki: jeśli ktoś nie bierze udziału w wyborach, to tym samym wspiera najbardziej niekorzystnego dla siebie kandydata, ponieważ gdyby zagłosował kandydat ten miałby mniejsze szanse wyboru. Argument ten ma charakter negatywny i opiera się na zasadzie mniejszego zła: głosowanie i wybór kogoś jest mniejszym złem, niż brak udziału w wyborach, który jest złem większym.
Kontrargument ten jednak w żaden sposób nie podważa wspominanych wyżej trzech motywów. W ich świetle mniejsze zło wciąż jest złem, a więc udział w wyborach wciąż jest niemożliwy do przyjęcia.
Pozostaje pytanie, czy takie rozwiązanie jest dopuszczalne? Oczywiście z punktu widzenia prawa, tak. Nie ma obowiązku głosowania, a czynne czy bierne prawo wyborcze, jest właśnie prawem, z którego można, ale nie trzeba, skorzystać.
Zostawmy jednak prawo, co z obyczajami? Tutaj sprawa jest bardziej złożona, ale zauważę jedną rzeczy. Z punktu widzenia praktyki demokracji w Polsce, takie rozwiązanie nie jest trudne do przyjęcia. Wszak od roku 1989 frekwencja tylko trzy razy przekroczyła próg 60% i oscyluje wokół 50-55%. I co? I nic – system ma się dobrze.
Grzegorz Pacewicz
Fot. bartheq, Flickr (CC BY 2.0)
Komentarze
System ma się dobrze również przy frekwencji 25 %,a najlepiej dla systemu gdy zupełnie nie ma wyborów ani parlamentu.Sprawdzone.
Niedaleko leży brak wyborów od frekwencji rzędu 95-98%.
@fizykomaniak
„a najlepiej dla systemu gdy”
Dla którego konkretnie systemu najlepiej?
1. Wyborca głosuje i oddaje głos ważny.
Pragne zauwazyc ze oddajac glos, glosuje ZA kandydatem albo PRZECIW kandtdatowi
2. Wyborca głosuje i oddaje głos nieważny.
Jest to dziecinna demosntracja bez znaczenia w stylu „na zlosc babci odmroze sobei uszy”, czy tez „ja IM pokaze”. Ale ONI maja to demonstarcje w glebokim powazaniu
3. Wyborca nie głosuje
Dobrze. Jak wyzej. Dziecinnada. Tylko potem nei powinien narzekac ze ma „zla wladze” albo ze wladza nei rzadzi po jego mysli
AL
No właśnie – opcja 2 i 3 – dlaczego niby to jest dziecinada, czy na złość babci. I dlaczego obywatel nie biorący w głosowaniu nie może narzekać?
Oczywiscie wszystkie 3 opcje sa prosystemowe, bo demokracja to taki cudowny system, w ktorym nawet opcje antysystemowe staja sie systemowe (w przeciwienstwie do totalitaryzmu). Dlatego demokracja to system pzrypominajacy wstege Möbiusa, tyle, ze nie w realu, a w wirtualu.
Nie wiem czy jasno sie wyrazam, ale chce jak najprosciej i najkrocej, a wiadomo, ze to jest najtrudniejsze.
GP: „No właśnie ? opcja 2 i 3 ? dlaczego niby to jest dziecinada, czy na złość babci. I dlaczego obywatel nie biorący w głosowaniu nie może narzekać?”
Dlatego jest dziecinnada, ze fakt olania wyborow pzrez obywatela X nikogo, ale to zupelnie nikogo poza obywatelem X nie interesuje, ani na nic, i to zupelnie na nic nie ma wplywu. Przeczytaj sobie opowiadanko Mrozka Ostatni Husarz
http://niniwa2.cba.pl/mrozek_ostatni_husarz.htm
A narzekac to moze.. .Do woli…
Przy 0% frekwencji nie ma prawdziwej demokracji. Przy 100% frekwencji też nie ma prawdziwej demokracji. Wszyscy wierzą, że gdzieś „po drodze”, pomiędzy 0% i 100%, prawdziwa demokracja jest.
Może to jakaś inkarnacja krzywej Laffera, o której pisałem dawno temu?
@ J.Ty. :
Moze byc prawdziwa demokracja przy 100 proc. frekwencji wyborczej (no prawie). Np. w Belgii czy Grecji, gdzie jest w pelni demokratyczny przymus glosowania. I kazdy niezadowolony moze im napisac na kartce zeby sie w 4 litery pocalowali (czyli glos niewazny), jesli tylko ma na to ochote. Natomiast nie ma zadnej demokracji gdy przymusu nie ma, a i tak jest 100 proc. Np. tak bylo w PRLu, o Libii, Syrii i setce innych panstw nie wspominajac. Albo jest demokracja, albo jej nie ma. Jak jest demokracja socjalistyczna, czy jakas inna, tzn. ze de facto jej nie ma.
Gamon No82,
jesli sie urodziłeś po 1989 roku to i tak mnie nie zrozumiesz nawet gdy ci odpowiem na twoje pytanie.
@jk i J.Ty.
W Belgii w 2009 frekwencja wynosiła 90% i to zdaje się jest górna granica frekwencji, nawet jak jest przymus wyborczy. Ale to Belgia. Najciekawsze jest to, że każde zachowanie, nawet pozornie antysystemowe „niechodzenie”, jest prosystemowe.
@jk, @GP
Oczywiście moja „teoria” działa dla systemów bez przymusu głosowania. Systemy z przymusem mogą być demokratyczne lub nie, ale zapewne trudno to rozróżnić patrząc tylko na frekwencję.
jk
Co to jest „demokratyczny przymus” ?
Sami poprosili o ten przymus?
Czy ktoś ich podpuścił ?
Demokracji trzeba patrzeć na łapy.
Kazdy glosujacy obywatel powinien miec to odnotowane (nie jak glosowal, tylko czy glosowal) w ogolnokrajowej bazie. I taki obywatel ma pierwszenstwo w kolejkach w szpitalu czy urzedach. (nie przed inwalidami, ciezarnymi lub emerytami np.) Czemu by nie?
@ fizykomaniak :
Demokratycznie przeglosowali w demokratycznie wybranym parlamenice. No to demokratyczny przymus. Demokracja ma przeciez swoje liczne przymusy.
@
polak
Dlaczego kolejki do przyjęc w szpitalach,powinno być dużo szpitali,bo ludzie coraz bardziej i coraz liczniej chorują.Od tej demokracji.
Do urzędów tak,kolejki,im mniejurzędów tym więcej kasy w skarbie państwa.
@ fizykomaniak :
A skad to stwierdzenie, ze „ludzie coraz bardziej i coraz liczniej chorują”. Polacy sie wykruszaja, czy co? To cos dla Sakiewicza, Macierewicza it -iczow. 🙂
Demokracja jest zdrowsza – obiektywne wyznaczniki zdrowia i to te twarde (np. smiertelnosc niemowlat) mamy lepsze niz przed 1989 r. Z jednym dosc ponurym wyjatkiem: zdrowie psychiczne systematycznie sie pogarsza.
Jednoczesnie kolejki do szpitali sa coraz dluzsze i ludzie ‚liczniej choruja’. I nie ma w tym zadnego paradoksu. Wzrastajaca zamoznosc i swiadomosc zdrowia jako wartosci rodzi popyt na uslugi zdrowotne i oczekiwania co do ich jakosci. Niestety, dopiero w dluzszej perspektywie rodzi akceptacje kosztow zachowania zdrowia. Dluzsze zycie oznacza chorowanie na rozliczne, mniej lub bardziej uciazliwe, przypadlosci starosci. Medycyna ratuje chorego na ciezki zawal lub udar, kiedys nie do uratowania, ale to zwieksza ryzyko dalszego chorowania na infekcje drog moczowych, odlezyny, generuje popyt na rehabilitacje, tworzy pacjenta dla lekarza rodzinnego, kolejnych poradni, a w koncu i kolejnego szpitala.
Trudno wiec rzetelnego, terminowego, ale nieglosujacego podatnika oplacajacego dodatkowa polise karac kolejka do szpitala za to, ze utrzymuje szpital dla siebie i innych.
System, w którym głos geniusza = idiocie jest chory
@ Ryszard :
Ale alternatywa jest tylko zamordyzm.
@polak
Skąd pomysł, że w jakiejkolwiek kolejce emeryt miałby mieć pierwszeństwo przed kimkolwiek??? Że niby mam ustępować agentowi Tomkowi w kolejce na poczcie? Niedoczekanie…
@jk:
niekoniecznie;
absolutyzm nie zawsze bywa zamordyzmem;
chociaz trzeba szczerze przyznac:
rzadko.
@ byk :
Powiedzialbym, ze baaaaardzo rzadko. 🙂 Tak samo jak tumor reversion zdarza sie baaaardzo rzadko w chorobie nowotworowej. Trundo liczyc na cud.
Tekst przeczytalem jeszcze raz. Argument ze mniejsze zlo to tez zlo wydaje mi sie nie do zaakceptowania. On arbitralnie przyjmuje „zerowy” poziom zla/dobra zaczerpniety z jakiegos idealnego modelu świata. Model ten jest daleki od rzeczywistosci fizycznej, z która mamy do czynienia. Przy ograniczonej podazy jedynie rozsadny jest wybor najlepszej opcji. Rezygnowanie z mozliwosci tego wyboru lepszego na zasadzie umywania rąk bo wybór brudzi jest w mojej opinii kiepska strategią.
@
med
„Wzrastajaca zamoznosc i swiadomosc zdrowia jako wartosci rodzi popyt na uslugi zdrowotne i oczekiwania co do ich jakosci. ”
Jak ma te skromne 4 patyki euro to lepiej się czuje i dlatego podązam do konowała,w kolejke pod -specjalistę? czegoś tu nie kumam- chodzi sie do lekarza gdy jest sie chorym a nie gdy jest się zamoznym? no i pójdę do NFOZ ,gdy mam tyle naćkane eurosów co miesiąc? dziwne widzenie świata.
@A.L. pisze: 2011-09-07 o godz. 19:48
> „@GP: No właśnie ? opcja 2 i 3 ? dlaczego niby to jest dziecinada, czy na złość babci. I dlaczego obywatel nie biorący w głosowaniu nie może narzekać??
> „Dlatego jest dziecinnada, ze fakt olania wyborow pzrez obywatela X nikogo, ale to zupelnie nikogo poza obywatelem X nie interesuje, ani na nic, i to zupelnie na nic nie ma wplywu.”
> „Przeczytaj sobie opowiadanko Mrozka Ostatni Husarz”
Nie dostrzegam dziecinnady w opcji wstrzymywania się od glosowania.
Wprost przeciwnie. Jeśli obywatel-wyborca odnosi wrażenie, że żadna z biorących udział w wyborach partii politycznych, a zwłaszcza ludzie którzy je tworzą, nie zasługuje na jego zaufanie, to nie powinien on na siłę i wbrew swemu przekonaniu na którąkolwiek z tych partii głosować. Jeżeli biorące w kampanii wyborczej partie maja w swoich szeregach członków, którzy zdyskredytowali się w przeszłości swoimi działaniami lub wypowiedziami, Jeżeli przywódcy biorących udział w kampanii wyborczej partii kompromitują proponowane przez nich zmiany, poprzez oderwane od rzeczywistości hasła i obietnice.
Jeżeli wyborca odnosi wrażenie, że biorące w kampanii wyborczej partie polityczne obiecują mu w swoich programach metody rządzenia, które w jego oczach nie będą gwarancją ani dla niego samego, ani dla kraju, lecz są jedynie wyborczą przynętą, to wyborca taki ma pełne prawo, a być może i obowiązek wobec swojego poczucia logiki i rozsądku, aby na żadną z takich partii politycznych nie głosować.
I sam fakt, że wyborca wstrzymał się od głosowania, nie odbiera mu prawa do krytykoweania otaczajacej go po wyborach rzeczywistości, tak, jak nie trzeba być członkiem zespołu produkcyjnego, scenarzystą lub reżyserem, aby móc oceniać wartość filmu jaki wymienieni zdołali popełnić.
Nie mogę też zgodzić się z tezą @A.L., że, ?fakt olania wyborow pzrez obywatela X nikogo, ale to zupelnie nikogo poza obywatelem X nie interesuje,?.
Brak zainteresowania wyborców zawsze zostanie dostrzeżone przez światowe ?forum publikum?. Niska frekwencja świadczy o jakości debaty publicznej w danym kraju i wystawia świadectwo politykom, będąc namacalnym dowodem ich braku umiejętności komunikowania z przedstawicielami potencjalnego elektoratu, a przede wszystkim o wyrażonym przez część wyborców braku zaufania do nich, jako do klasy rządzącej.
Wiedząc o tym, politycy i działajace na ich korzyść media, próbują przekonać obywateli, iż wstrzymywanie się od głosowania jest dowodem niskiego zaangażowania wyborców i ich braku politycznej świadomości.
W rzeczywistości natoniast wstrzymywanie sie od głosowania na byle kogo, lub na byle co, jest często dowodem logicznego i popartego rozsądkiem postrzegania nieudolności biorących udział w kampanii wyborczej polityków oraz wynikiem braku lepszych opcji.
Wyborca postawiony przed tak ubogim menu, ma całkowite prawo zrezygnowania z zamawiania posiłku i wcale nie musi się wstydzić przed kelnerem, bądź przed innymi gośćmi, że po dokładnym przestudiowaniu karty wstanie od stolika i życząc obecnym smacznego, odejdzie głodny.
PS
Dla rozrywki przeczytałem sobie Ostatniego Husarza. Odniesienie do rewolucyjnych poczynań poprzez pisanie w krzakach patykiem po śniegu, jest wyjątkowo dobrym przykladem takiego właśnie konformizmu, jakim jest głosowanie na coś bez przekonania, wierząc święcie, że nawet jeśli po wyborach będziemy niezadowoleni, to nic nam zarzucić nie będzie można, bo przecież wypełniliśmy swój obywatelski obowiązek.
A skoro już przy panu Mrożku, to w związku ze zbliżajacą sie kampanią, polecam raczej „Pozdrowienia od”, ze zbioru ?Małe prozy?, zaczynające się od:
?Cześć, to ja, wasz nieśmiertelny, odwieczny, uniwersalny kretyn?.
http://bit.ly/qWzSe0
Nieststy, problem polega na tym ze fakt niewziecia udzialu w glosowaniu wplywa na wynik. Oczywiscie obywatel ma prawo nie pojsc, ma prawo oddac glos niewazny. Jednak matematyka jest nieublagana: nie popierajac lepszego (czy mniej zlego) wyboru zwieksza szanse na wybor najgorszy.
Powtorze: liczenie na to ze biernosc kiedys doporowadzi do tego ze opcje wyboru beda lepsze nie jest strategia ktora daje nadzieje.
Świadoma decyzja oddawania nieważnych głosów nie jest biernością, lecz jak najbardziej aktywną formą wyrażania votum nieufności w stosunku do ludzi zabiegających o reprezentowanie interesów państwa i jego obywateli.
Przedstawiony procentualnie zakres wyborczej absencji może w rezultacie dać nam wyraźny obraz, w jakim stopniu niezbędne jest powołanie do życia innych jakościowo partii politycznych, wyróżniających się wśród działajacych już ugrupowań perspektywą bardziej kompetentnego zarządzania państwem, opartym na rozsądnej ocenie aktualnych potrzeb kraju i jego obywateli, zaufaniem wyborców, czy chociażby dojrzałością prowadzenia debaty.
To może i ja dodam swoje trzy grosze, bo zastanawiałem się nad tym zagadnieniem. Z grubsza biorąc ustroje polityczne można podzielić na demokracje i dyktatury (choć oczywiście nie istnieją żadne „czyste” demokracje i dyktatury, można zaś sądzić, że większość rzeczywistych państw znajduje się blisko tego miejsca na wykresie „demokratyczności”, gdzie cechy obu tych ustrojów się mieszają). Otóż wszelkie dyktatury opierają się na przekonaniu, że istnieje ktoś, kto posiada Wiedzę pozwalającą rozwiązywać wszelkie problemy społeczne, natomiast demokrata jest w tych sprawach sceptykiem. Demokrata w towarzystwie zwolenników tradycyjnej monarchii katolickiej, marksizmu-leninizmu albo jakiegokolwiek charyzmatycznego przywódcy jest jak ateista w gronie wyznawców różnych religii – jest niedowiarkiem.
I tak dochodzimy do odpowiedzi na głos sprzeciwu Ryszarda:
„System, w którym głos geniusza = idiocie jest chory”
Otóż dla demokraty wszystkim nam jest bliżej – w tym oczywiście i samemu demokracie – do idioty niż do geniusza. (A szczególnie tym, którzy sami uważają się za geniuszy ;P ).
@myszvolvo
Masz sporo racji, ale …. jesli w wyniku niewaznych glosow zwyciezy naprawde zla opcja, moze nie wziac ona pod uwage „wyraznego obrazu ktory sie wyloni”
a bedzie robic swoje. Problem z demokratycznym mechanizmem wyborczym jest taki, ze za jego pomoca moga zdobyc wladze opcje ktore demokracji nie uznaja. I wszystkie zalozenia za PO WYBORACH demokracja bedzie obowiazywac i „ktos bedzie respoektowal obraz jaki sie wyloni” moga wziac w leb. Zalozenie jest takie ze wybiera sie wieksze dobro czy mniejsze zlo, a nieuczestniczenie w systemie daje wieksza szanse ze wybory doprowadza do degeneracji niz gdzy w grze sie uczestniczy.
Na szczescie system demokratyczny daje inne mechanizmy ktore daja „wyrazny obraz sytuacji”.
Głosowanie ma charakter pozytywny jesli mamy zaufanie do kandydata, przełozenie na jego działania i przeświadczenie o skuteczności jego działań.
JOWy dają szansę na pozytywne głosowanie i zwracam uwagę, że wszystkie wybory w Polsce oprócz sejmowych są w takiej formule.
Głos w wyborach proporcjonalnych jest w zasadzie zawsze głosem negatywnym. Głosujemy na partie, które kierują się własną wewnętrzną logiką, wyborcy liczą się raz na cztery lata i to na zasadzie niezobowiązującej ściemy, zaś do sejmu wchodzą w 90% ludzie wskazani przez liderów partii.
Popper ujął to tak: doświadczenie uczy, że mimo naszych wyidealizowanych wyobrażeń w demokracji do władzy na ogół dochodzą ludzie poniżej średniego poziomu moralnego i intelektualnego. Naszym zadaniem jest dbanie o to, by nie narobili zbyt dużo szkód.
A czy nieoddanie głosu ma jakieś znaczenie? Przy małej frekwencji zyskują polityczni radykałowie i ekonomiczne rekiny. Pasywnośc wogóle jest słabą receptą na zapewnienie sobie dobrego zycia:))
Skoro jesteśmy przy Karlu Popperze: Podczas jednej z dyskusji telewizyjnych sir Karl powiedział do swojego oponenta (cytuję z pamięci):
„Nie ma czegoś takiego jak władza ludu. W demokracji ani pan, ani ja nie rządzimy. To nami rządzą.”
Uzupełniając myśl wielkiego filozofa można powiedzieć, że istotą demokracji nie jest jakaś mityczna władza ludu, lecz dyskusja. Im większa swoboda dyskusji i wydawania opinii, tym większa demokracja. Udział w wyborach zaś jest przedłużeniem owej dyskusji: Mamy określone zdanie o rządzących i wypowiadamy je w akcie głosowania. Aby jednak ta dyskusja była uczciwa, powinno być możliwe zaznaczenie na karcie do głosowania sprzeciwu wobec wszystkich zaproponowanych kandydatów.
Ciekawe, czy gdyby w Polsce ktoś nazywałby się „Żaden Z. Powyższych” i startował w wyborach prezydenckich (z ogromnym prawdopodobieństwem byłby na karcie ostatni), to jaką miałby szansę na zostanie prezydentem.
Ciekawe byłoby zestawienie statystyczne wyniku wyborczego i pozycji na liście w np. wyborach prezydenckich. Pewnie ktoś to już robił.
@ryzyk-fizyk
>” Zalozenie jest takie ze wybiera sie wieksze dobro czy mniejsze zło, a nieuczestniczenie w systemie daje wieksza szanse ze wybory doprowadza do degeneracji niz gdzy w grze sie uczestniczy.”
Jeżeli wyborca wbrew swemu przekonaniu decyduje się odda? głos na ludzi, którzy w jego mniemaniu nie posiadają wystarczająco wysokich kompetencji, aby mądrze rządzi? państwem, to jego szanse na zadowolenie z rządów partii wygrywającej dzięki temu wybory, są równie niskie, jak w wypadku kiedy nie głosowalby na nikogo.
Z tą tylko różnicą, że rządzacy aktualnie politycy nie moga powoływa? się już wówczas na korzystne dla nich ? oczywiście, w ich własnym mniemaniu – świadome decyzje wyborców, mówiąc: ?przecież sami nas wybraliście?
@Art63
>”Pasywnośc wogóle jest słabą receptą na zapewnienie sobie dobrego życia”
Pasywnoś?, biernoś?, brak zaangażowania – takie słowa bywają niebezpieczne, jeśli stają sie częścią prostolinijnej ideologii, tworzonej przez ludzi pozbawionych wyobraźni. Stosowane jako elementy strategiczne inteligentnej taktyki, mogą by? nadzwyczaj pomocne, stając się często kluczem do sukcesu i zwycięstwa. Tak, jak słynne „podchodzenie tygrysie” propagowane niegdyś przez trenera polskiej kadry szermierczej, Janosa Kevey’a lub elementy błyskotliwej techniki fechtunku, opisywanej przez Miyamoto Musashi w jego „Księdze Pięciu kręgów”, nazwane przez niego „Drogą Pustki”.
@GP,
Dr. J. Flis np. robi to regularnie – jego analizy mechanizmu działania naszej ordynacji na portalu @salon24 są znakomite: min. siódme i ostatnie miejsce na liscie są rzeczywiscie premiowane:)
@myszvolvo, to piekna filozofia. Piszac o pasywności nie miałem na mysli strategii „przyczajonego tygrysa” tylko raczej prostą prawdę, że jesli my nie wybierzemy, to ktos za nas wybierze:)
>”Z tą tylko różnicą, że rządzacy aktualnie politycy nie moga powoływa? się już wówczas na korzystne dla nich ? oczywiście, w ich własnym mniemaniu ? świadome decyzje wyborców, mówiąc: przecież sami nas wybraliście”
Zawsze mogą się odwołać do argumentu „Głosowali ci, którym zależy na losie państwa, a innym jest wszystko jedno.”
@panek
>?Głosowali ci, którym zależy na losie państwa, a innym jest wszystko jedno.?
Nawet jesli tych innych bedzie prawie 80%? *
Zrzeszonych w organizacje gloszace bardziej dojrzale doktryny, niz grupa znajdujaca sie aktualnie u wladzy. Propagujace rozwiazania silniej zakorzenione w rzeczywistosci. Opierajace swe oceny swiata na opiniach ludzi umiejacych komunikowac sie z ludzmi, w tym takze specjalistow od spraw finansowych, obdarzonych talentem unikania nieprzemyslanych wypowiedzi w momentach wymagajacych opanowania, powsciagliwosci slów oraz refleksji z wyzszej polki niz anegdoty nadajace sie na plotkarskie spotkania przy kawiarnianym stoliku lub podwieczorek u cioci Zuzi?
*[ a co nam szkodzi zaszalec sobie i popuscic wodzy wyobrazni 🙂 ]
@Art63,
Dzięki, od czasu do czasu tam zaglądam, ale nieregularnie i nie zwróciłem na to uwagi.
We wpisie pominąłem jeden istotny problem. W wyborach do Sejmu nie głosujemy na kandydata, ale przede wszystkim na listę wyborczą. Stąd też kandydat, który bezpośrednio w okręgu dostanie ok. 3 tys. głosów może wejść do Sejmu. Jest to jeden z argumentów poruszanych przez zwolenników JOWów.
GP: „W wyborach do Sejmu nie głosujemy na kandydata, ale przede wszystkim na listę wyborczą.”
To jest właśnie problem. Nawet jeżeli zechcemy wesprzeć kogoś z dołu listy to i tak nasz głos posłuży wsparciu kandydata zajmującego któreś z „miejsc biorących” na górze.