Zastosowanie prawa Amdahla
Prawo Amdahla mówi o tym, jak bardzo można przyspieszyć wykonywanie procedury obliczeniowej dzięki zastosowaniu obliczeń równoległych, na przykład na klastrze albo dzięki wykorzystaniu procesora wielordzeniowego.
Najprościej jest wyjaśnić sprawę na przykładzie. Wyobraźmy sobie, że mamy do wykonania zadanie, które w sumie wymaga 100 godzin pracy pojedynczego procesora. Z tych 100 godzin 5 nie może zostać zrównoleglonych – to obliczenia złożone z ogromnej liczby kroków o takim charakterze, że trzeba je wykonywać po kolei i że rozpocząć kolejny krok można tylko po zakończeniu wszystkich poprzednich. Pozostałe 95 godzin to obliczenia potencjalnie nadające się do rozdzielenia na wiele procesorów i wykonywania jednocześnie.
Prawo Amdahla orzeka, że stosując nawet dowolnie zaawansowane techniki obliczeń równoległych, klastry złożone z tysięcy procesorów, nie wiem jak szybkie sieci przesyłu danych, nie osiągniemy więcej niż 20-krotne przyspieszenie obliczenia naszego zadania. (Zaraz mi się przypomniało Tuwima „Lecz choćby przyszło tysiąc atletów/ I każdy zjadłby tysiąc kotletów,/ I każdy nie wiem jak się wytężał,/ To nie udźwigną, taki to ciężar.”)
Rzecz cała opiera się na banalnej obserwacji, że tych kluczowych 5 godzin obliczeń „krok po kroku” (naukowo mówiąc, sekwencyjnych) nie da się pominąć ani przyspieszyć, więc całość będzie trwać co najmniej 5 godzin, to jest co najmniej 1/20 tych wyjściowych 100 godzin.
Nowatorskie zastosowanie prawa Amdahla znalazł Urząd Zamówień Publicznych. W swoim oficjalnym dokumencie „UDZIELANIE ZAMÓWIEŃ PUBLICZNYCH NA DOSTAWĘ ZESTAWÓW KOMPUTEROWYCH. REKOMENDACJE” z roku 2010 napisał
„zgodnie z prawem Amdahla, przyspieszenie wykonania obliczeń poprzez
ich zrównoleglenie ma swoje granice. Gdyby w przyszłości któryś z producentów procesorów stwierdził, że dalsze zwiększanie liczby rdzeni w procesorach przeznaczonych dla zwykłych użytkowników nie zwiększa wydajności zestawu, wówczas specyfikacje wskazujące wymaganą liczbę rdzeni mogą naruszać zasady wolnej konkurencji poprzez wskazywanie na produkty jednego producenta […]”
Następnie na podstawie tej argumentacji zabronił przy rozpisywaniu zamówień publicznych na dostawę komputerów wpisywania do specyfikacji liczby rdzeni i wątków obsługiwanych przez procesor kupowanej maszyny. Zderzyłem się z tym problemem zamawiając komputer ze świeżo mi przyznanego grantu.
Powołanie się na Amdahla jest wykrętem, są liczne przykłady powszechnie spotykanych zadań obliczeniowych, w których część sekwencyjna stanowi całkowicie zaniedbywaną część całości. Są to na przykład wyliczenia zapytań w relacyjnych bazach danych. W ich wypadku im więcej rdzeni i wątków tym szybciej, a ograniczenia związane z prawem Amdahla są niezauważalne przy aktualnie dostępnych na rynku procesorach (i nieprędko dadzą się zauważyć).
No ale cóż, prawo stanowione to nie matematyka, obalenie argumentacji Urzędu nie powoduje, że można zignorować jego nakazy i zakazy.
Jerzy Tyszkiewicz
Na zdjęciu – J. M. Szancer, „Lokomotywa”, Julian Tuwim, 1954 (fot. 50 Watts, formerly A Journey Round My, Flickr, CC BY 2.0)
P.S. Lektura „Rekomendacji” w ogóle jest ciekawa, w różnych dziwnych zakazach Urzędu widać ślady technik stosowanych dawniej przez jednostki zmuszone do kupowania komputerów w trybie zamówień publicznych, które starały się jak mogły, aby kupić sprzęt sensownej jakości, a nie najtańsze składaki.
Komentarze
Będąc przez jakieś 7 lat pośrednikiem między informatykami (a więc populacją, w której przeciętna precyzja wymagań co do parametrów komputera, jest większa niż u szarych użytkowników chcących po prostu komputera takiego, żeby działał, nie zawieszał się, nie psuł się i miał system operacyjny pozwalający na instalację programu do pisania, liczenia i oglądania obrazków) a działem administracji uczelnianej odpowiedzialnej za zgodność opisów przedmiotu zamówienia z Prawem zamówień publicznych, śledziłem z niemałym zainteresowaniem koewolucyjny wyścig zbrojeń między tymi dwoma populacjami. Przez długi czas można było pisać coś w stylu „procesor Pentium III lub równoważny”. Po piśmie z pogróżkami wobec uczelni od AMD, trzeba było pisać „procesor Pentium III, AMD Athlon taki-a-taki lub równoważny”. Był okres, kiedy użytkownicy forsowali zapis w stylu „logo producenta zestawu komputerowego trwale umieszczone na myszce i klawiaturze”, co oczywiście nie miało znaczenia dla meritum, ale było wybiegiem dzięki któremu można było uniknąć składaków. Niezłym rozwiązaniem o tym samym celu był też zapis o certyfikacie producenta na cały zestaw komputerowy (ewentualnie z monitorem), którego nie wystawiali producenci składaków w stylu „Józek & Szwagier Computer Systems Spółka Jawna”. W miarę bezboleśnie dawało się żądać warunków gwarancji takich, na które zgadzali się tylko dostawcy markowych komputerów. Od jakiegoś roku jednak urząd uznał, że żądanie konkretnego taktowania procesora to już fanaberia i naruszanie konkurencji.
Teraz już się tym nie zajmuję, więc nie wiem, jak wygląda walka UZP z ludźmi, którzy potrzebują komputera o konkretnych parametrach. Wiem jednak co nieco o koewolucji interakcji antagonistycznych, więc wierzę, że nadal jest pasjonująca.
@panek
A w terminach koewolucji interakcji antagonistycznych to dowołanie do prawa Amdahla w urzędowym dokumencie jak by można opisać? To jest ewidentnie jakaś rytualna demonstracja, pozbawiona merytorycznego znaczenia (jak zakażą, to zakażą i uzasadniać nie muszą). Jednak ją wykonali i pewnie ten przekaz ma na nas wywrzeć wpływ – tylko jaki?
Problem w tym, że trudno mi zidentyfikować dokładnie tę interakcję. Że jest antagonistyczna, to pewne. Wydaje się, że w torii to UZP nie może istnieć bez jednostek budżetowych i ich pracowników, więc to byłby pasożytem albo drapieżcą. W praktyce jednak podejrzewam, że wszystkie jednostki mogłyby upaść, a UZP by działał w najlepsze i bez nich 😉 Akceptacja (choć nie bezpośrednia, bo UZP w istocie nie zajmuje się każdym zakupem przetargowym) UZP jest jednak konieczna do tego, by jednostki budżetowe mogły dostawać zasoby. Trochę więc przypomina to helotyzm, gdzie gospodarz hoduje sobie symbionta dostarczając mu nieco zasobów, ale wykorzystując jego produkty i uniemożliwiając samodzielny rozwój (np. u porostów). Tyle, że w helotyzmie pasożyt-gospodarz-hodowca raczej dba o swojego niewolnika, a więc zakazywanie mu najwydajniejszej drogi rozwoju jest nielogiczne.
W tej chwili przyszła mi do głowy paralela zachowania UZP i strażników w eksperymencie Zimbardo. Wyczuwam w działaniach urzędu jakąś nadgorliwość, zwłaszcza wobec słabszych.
Chciałbym zobaczyć, jak UZP odrzuca specyfikacje zamówień na auta dla ministerstw z argumentem, że dealer marki Tata też powinien mieć szansę wygrać, więc nie wolno słowa napisać o rozmiarach, wygodzie i osiągach tych samochodów.
Wiedza ze gdzies dzwoni, ale nei wiedza gdzie. Prawo Amdahla jest uwazane za bardzo pesymistyczne i „zgrubne”. Gustaffson zauwazyl ze zalozenia uzyte do wyprowadzenia prawa Amdahla sa dosyc dalekie od rzeczywisctosci. W szczegolnosci, uzyskal przyspieszenia rzedu 1023 na 1024 procesorowym komputerze. Amdalh calkowicie ignoruje architekture komputera rownoleglego i sposob komunikacji miedzy procesorami.
Oryginalny papier Gustaffsona jest na przyklad tutaj
http://webcourse.cs.technion.ac.il/236370/Winter2010-2011/ho/WCFiles/superlinear-speedup-p532-gustafson.pdf
pochodzi z roku 1988. Krytyka prawa Amdahla jest jedna z pierwszych rzeczy jaka sie wyklada na wykladzie Parallel Computing.
Gleboka swiadomosc urzednikow widac rozneiz na przyklad przez zabranianie wyboru karty graficznej. Ostatnio popularne zaczyna byc uzywanei do obliczen rownoleglych technologii CUDA htora w tej chwili robi sie stosujac karty graficzne firmy NVIDIA. Karta graficzna pracuje jako wieloprocesorowy komputer, maksymalnei moze zawierac do 1024 procesorow. Rozumiem za ta technika jest w Polsce niedostepna.
Tak na marginesie, prasa niedawno podawala ze zamowienie zlozone przez ktorys z urzedow Panstwowych na komputery (i to na duza ilosc) zawieralo wymagania aby edytor tekstu umozliwial edytowanei i posiadal slownik jezyka Cherokee. Jest to jezyk natywnych Indian Ameryksnskich, ktorych populacja obecnie wylosi okolo 2000. Jedynym komputerem wspierajacym ten jezyk jest iPad frimy Apple. Zamowienie wycofal urzad zamawiajacy gdy zaczeli sie owym zamowieniem interesowac dziennikarze.
Panowie tu nam o kotletach, atletach, Tuwimie i o tym ze grabie grabią do siebie. A tu chrup, chrup i
„CERN’s 8,000 scientists may not be able to find the hypothetical Higgs boson, but they have made an important contribution to climate physics, prompting climate models to be revised.
The first results from the lab’s CLOUD („Cosmics Leaving OUtdoor Droplets”) experiment published in Nature today confirm that cosmic rays spur the formation of clouds through ion-induced nucleation. Current thinking posits that half of the Earth’s clouds are formed through nucleation. The paper is entitled Role of sulphuric acid, ammonia and galactic cosmic rays in atmospheric aerosol nucleation.
This has significant implications for climate science because water vapour and clouds play a large role in determining global temperatures. Tiny changes in overall cloud cover can result in relatively large temperature changes.”
http://www.theregister.co.uk/2011/08/25/cern_cloud_cosmic_ray_first_results/
Czy można poprosić o komentarz/e?
Ja tam jestem manelarz i niczego nie wyrzucam. Nie dałoby się znaleźć kilkunastu starszych, może już nie tak pożądanych przez współpracowników jedno- czy dwurdzeniowych komputerów i połączyć ich w klaster? Obiło mi się o uszy, że są jakieś dystrybucje Linuksa specjalnie napisane w tym celu. Nie wiem tylko, jakie oprogramowanie ma na tym chodzić.
@Adam
Ale niby co mamy komentować? Że wyjaśniono którąś kolejną cegiełkę w mechanizmie tworzenia chmur? To zapewne ciekawe dla specjalistów od atmosfery, tak jak dla mnie ciekawostką jest, że w kłączach jeżogłówki z jednego zbiornika mam więcej żelaza niż w kłączach z drugiego, ale tak jak moja obserwacja nie zrewolucjonizuje fizjologii roślin czy dietetyki, tak nie sądzę, żeby tamto zrewolucjonizowało geofizykę.
Zresztą, akurat skąd mamy ci wziąć geofizyka czy klimatologa? Zaglądnij sobie np. tam, gdzie już tę sprawę roztrząsają bardziej obeznani w temacie: http://doskonaleszare.blox.pl/2011/08/CLOUD-i-spin.html
@zza kałuży
Pomysł OK, ale ja chciałem laptop z dwoma rdzeniami i czterema wątkami, bo klaster mi się nie zmieści do plecaka…
zza kaluzy: „jedno- czy dwurdzeniowych komputerów i połączyć ich w klaster? Obiło mi się o uszy, że są jakieś dystrybucje Linuksa specjalnie napisane w tym celu. Nie wiem tylko, jakie oprogramowanie ma na tym chodzić”
Od dawna mozna. Patrz Beowulf, jeden z przykladow
http://en.wikipedia.org/wiki/Beowulf_cluster
Zdaję sobie sprawę, że tematem tego wpisu nie są szczegóły techniczne ani teoretyczne stricte informatycznej natury ale ilustracja życia naukowca na polskiej uczelni i jego potyczek z UZP.
Wobec tego pozwolę sobie podrzucić, cokolwiek jest to warte, garść moich doświadczeń z tzw. „dużej firmy” zza kałuży.
Normalnie, tzn. w czasie prosperity, w „czysto amerykańskim” otoczeniu, conajmniej raz do roku układa się budżet danej jednostki. Szef poziomu n pyta podwładnego na poziomie n-1, ten swojego itd. o ich potrzeby. W górę wędrują kwoty zapotrzebowania, zwykle i zależnie od danego człowieka pogrubione o sumę, którą „trzeba dodać, bo każdy szef będzie obcinał i żeby miał z czego”. Oczywiście wszystko musi mieć uzasadnienie „na co to pójdzie”, ale jeżeli w planie na dany rok jest np. zakup drogiej maszyny (lub kilku), to każdy rozumie, że do budżetu pójdzie najdroższa oferta „z katalogu”, na chybcika, a w życiu byc może uda się kupić coś tańszego, po negocjacjach. I szef będzie dobrze wyglądał, bo zmieścił się w budżecie lub nawet coś „zaoszczędził”.
Jest też miejsce na takie źródła, jak kupowanie sprzętu na aukcjach internetowych, co sam kilkukrotnie robiłem. Firma może nie mieć nawet procedur opracowanych na taka okazję, ale jak dobierze się sensowny szef i zespół administracyjn-finansowy to wszystko można.
Napisałem „w czysto amerykańskim otoczeniu”, gdyż mogłem też porównać podejście „w niemiecko-amerykańskim otoczeniu” i muszę powiedzieć, że w tym drugim faza planowania jest duużo dłuższa i traktowana z duuużo większym nabożeństwem aniżeli w „czysto amerykańskiej” firmie. Eksperyment „wydarzył się sam”, gdyż obserwowałem ten sam zespół ludzi po zakupie kawałka firmy amerykańskiej przez koncern niemiecki i ilość biuokracji wzrosła. Chociażby przez błogoslawieństwo wprowadzenia wszędzie SAPu i przez zastąpienie Outlooka przez Lotus Notes.
Wypatrzyłem kiedyś na aukcji prawie nowy instrument. Nowy taki kosztował około 140k$. Poszedłem do mojego szefa (mieliśmy dokładnie taki instrument w planie zakupowym na ten rok) i poprosiłem o pozwolenie licytacji. Uśmiechnął się na niekonwencjonalną metodę i spróbował zorientować się co na to firmowi księgowi. W tym czasie ja ustaliłem numer seryjny maszyny, status gwarancyjny, dostałem emaila od jej producenta ze zobowiązaniem i ceną przejęcia serwisu oraz konfiguracją z momentu sprzedaży i pogadałem z aktualnym właścicielem/kierownikiem laboratorium ustalając stan obecny.
Księgowi niczego (w ciągu paru godzin) nie byli w stanie odpowiedzieć. Za duża firma? Nigdy wcześniej nikt nie kupował takiej dużej rzeczy na aukcji? Nie wiem.
Powiedziałem szefowi, że będę licytował posługując się moją prywatną kartą kredytową, gdyż moja pracowa miała limit 10k$ natomiast prywatna 20k$. Jak wygram a firma się wypnie to opylę prywatnie i kupię sobie samochód.
Szef stwierdził, że jest nieprawdopodobne, abym mógł aż tak tanio kupić prawie nowy sprzęt po czym wyjął z portfela swoją kartę (też prywatną, też z limitem do 20k$) i wręczając mi ją powiedział, „no to teraz jesteś dobry” do 40k$. Z tymi słowami poszedł do domu. Ja zostałem i licytowałem do 40. Przegrałem. Przebił mnie uniwersytet w Singapurze. O jeden tysiąc dolarów. Czyli uniwersytet jakoś mógł?
Pokłosiem całej historii, bo świat jest bardzo mały i szefostwo mojego szefa szybko dodzwoniło się do Singapuru i potwierdziło moją relację, było opracowanie firmowych procedur, pozwalających na takie zabawy pod warunkiem zgromadzenia dokładnie takich informacji jakie mnie udało się zgromadzić w ciągu plus minus godziny.
Główną trudnością, jak mi potem wyjaśniono, był absolutny wymóg używania do zakupu skomputeryzowanego systemu zakupowego, w którym a) nie było opcji zakupu na aukcji, b) nie było opcji zakupów „ekspresowych”, pomijających sformalizowaną procedurę porównania kilku ofert z „ważoną” oceną punktową każdej maszyny.
Wszyscy wtedy używaliśmy takiego programu a ja miałem nadzieję, że „jakoś można go obejść”. W programie był cały system zatwierdzeń zamówienia przez całą drabinkę szefów merytorycznych, finansowych, BHP, a przedtem księgowych i pracowników z działu zakupów. Z których każdy mógł mieć pytania a w najlepszym wypadku dodawał czas na każdym poziomie. Każdy musiał ustalić „kody towaru”, „kody zastosowania”, „kody projektu”, wydziału, i czego tam jeszcze. Co zwykle trwało jeden dzień w wypadku kolejnego zakupu „tego samego” (software, komputer, odczynnik, woltomierz, etc), dwa-trzy dni (nowy odczynnik od nowego dostawcy, głównie dlatego, że trzeba było dodać nowy MSDS do bazy danych) ) aż do tygodnia (duży zakup powyżej jakiejś sumy, np 10k$) co właśnie chciałem zrobić.
Też bym chciał móc kupować sprzęt na aukcjach!!!
Hop hop, czy w Ministerstwie słychać moje wołanie?
http://www.go-dove.com/
Na przykład
zza kaluzy: „Wobec tego pozwolę sobie podrzucić, cokolwiek jest to warte, garść moich doświadczeń z tzw. ?dużej firmy? zza kałuży.”
Rozumiem ze to byle firma prywatna, a wiec w miare normalna.
Mnie sie zdarzylo pracowac 2 lata dla pewnej agencji federalnej. W porownaniu z przepisami tam obowiazujacymi, polskie wymagania dotyczace zamowien to maly pikus i szczyt klarownosci.
@Adam 2222
dziennikarze znowu ekscytujac sie piszac material na podstawie wstepu do pracy, gdie omawia nie motywacje eksperymentu a nie konkluzje.
Oryginalna konkluzja z artykulu w „Nature” brzmi:
„We find that ion-induced binary nucleation
of H2SO4-H2O can occur in the mid-troposphere but is negligible in the
boundary layer. However, even with the large enhancements in rate due
to ammonia and ions, atmospheric concentrations of ammonia and
sulphuric acid are insufficient to account for observed boundary-layer
nucleation.”
Wiecej na ten temat pisze Doskonale Szary:
http://doskonaleszare.blox.pl/2011/08/CLOUD-i-spin.html
@A.L. i Zza kałuży
Najgorsze jest to, że w instytucjach państwowych wszystkie procedury zawierania kontraktów i robienia zakupów funkcjonują już w oderwaniu od jakiejkolwiek pragmatycznej oceny rzeczywistości, nie mówiąc o rachunku kosztów.
Ma być przejrzyście i przetargowo, bo ma być przejrzyście i przetargowo – to aksjomat. Kosztów takiego działania nikt nie liczy i już chyba nigdy nie będzie liczył.
Ten system ma zapobiegać korupcji i łapówkom – OK. Tyle że pieniądze przeznaczone dawniej na rozliczenia „pod stołem” biorą teraz „nad stołem” urzędnicy, którzy (przecież nie za darmo) kontrolują wszelkie publiczne wydawanie pieniędzy. Oprócz kosztu administracji dochodzi koszt czasu marnowanego na najprostszy zakup, wysiłku wkładanego przez osoby zawodowo nie związane z przetargami na takie opisanie potrzebnego im sprzętu, żeby w ogóle dało się go użyć w przetargu. Mnóstwo strat.
@Jerzy Tyszkiewicz
Czy ja coś nie rozumiem, jestem daleko w tyle? O jakie komputery chodzi? O komputery do obliczeń równoległych? Gdzie jest granica 100 czy 500 procesorów? Natomiast zamówienie PC – często głównie do pornografii – do obliczeń równoległych? (Tu kończę, zaraz mi udowodnią, że …).
Zadziwia mnie, że ktoś, kto zajmuje się pracą naukową pisze takie banialuki. Wiadomo, że dla każdych reguł postępowania można znaleźć taką konfigurację, która sprowadza reguły ad absurdum. Zawsze się zdarzy oferta pracy dla 22 letniego doktora z 12-letnim stażem albo zasady pomocy społecznej tylko dla 17-letniej samotnej matki z 9 dzieci. Wydaje się, że krytykowane zasady dotyczą komputerów biurowych a nie obliczeniowych(?)
Dobrze by było, zamiast udowadniać innym, że są idiotami – co jest zajęciem bezproduktywnym i służy głównie dla poprawienia poczucia własnej wartości – postarać się uaktualnić zasady albo zmienić swoje zamówienie. Nie szarpiąc innym nerwów i ułatwiając im życie szanuje się również swoje nerwy i robi stosunki międzyludzkie nieco przyjemniejszymi. Inaczej mówiąc: Czy nie lepiej bez awantury?
@Vera
Nie rozumiem zarzutów ani niezbyt grzecznej formy. Czy moge prosić jaśniej i spokojniej?
Dla ustalenia uwagi przypomnę, że
1) UZP w swoich zaleceniach powołał się na prawo Amdahla i używając go jako argumentu zabronił specyfikowania liczby rdzeni i liczby obsługiwanych wątków w komputerach zamawianych w ramach zamówień publicznych.
2) Poinformowałem, że zetknąłem się z tym wymogiem kupując sobie komputer z grantu.
3) Następnie zwróciłem uwagę, że ta argumentacja UZP jest nietrafna.
J.Ty: ” UZP w swoich zaleceniach powołał się na prawo Amdahla i używając go jako argumentu zabronił specyfikowania liczby rdzeni i liczby obsługiwanych wątków w komputerach zamawianych w ramach zamówień publicznych”
co jest odpowiedzia na:
Vera: „Czy ja coś nie rozumiem, jestem daleko w tyle? O jakie komputery chodzi? O komputery do obliczeń równoległych? Gdzie jest granica 100 czy 500 procesorów? Natomiast zamówienie PC ? często głównie do pornografii ”
Chodzi nie o komputery do pornografii. Chodzi o komputery do obliczen numerycznych. Tak zwana „szeroka publicznosc” uwaza ze komputery sa do surfowania internetu, edytowania tekstow a sczytem naukowej sofistykacji jest arkusz kalkulacyjny Excel. Dostepny tylko dla niektorych, tych majmadrzejszych.
Niestety, zycie jest skomplikowane i uzywa sie pecetow do roznych rownie skomplikowanych rzeczy, w przemysle na przyklad, do planowania produkcji. To sa zadanai dosyc zlozone obliczeniowo, na przyklad taka trywialna rzecz jak rozwiezienie ciezarowka towaru do 20 klientow tak aby zminimalizowac dlugosc trasy. Gdyby sprzwdzic wszyskie mozliwe trasy, to okaze sie ze jest ich 10^20. To jest dosyc duza liczba – to jest wiek Wszechswiata w milisekundach. A nie da sie uzyc bardziej przemyslnego algorytmu niz sprawdzenie wszystkich tras – istnieje obszerna matematyczna teoria sugerujaca ze takiego przemyslnego algorytmu po prostu nie ma. Wiec pozostaja metody przyblizone, i wlasnie obliczenia rownolegle. Na „zwyklym” pececie sie nie da – jak dzis jest poniedzialek i mamy zrobic plan na wtorek, to nie moze byc tak ze pecet skonczy liczyc we czwartek rano.
Z tego faktu widac, ani Vera ani Urzednicy Panstwowi nie zdaja sobie sprawy. Na dodatek Urzednicy belkocza w sprawie „prawa Ahmdala”. Otoz, Prawo Amhdala mozna o sciane roztluc. Istnieje caly szereg procesow obliczeniowych w ktorych N procesorow powoduje przyspieszenie WIEKSZE niz N – co sie nazywa „superlinearity”. Albowiem program roznolegly moze sie wykonywac w sposob zasadniczo rozny od szergowego. Isnieja komercujne produkty programistyczne wykazujace wlasnosc „superlinearity”, glownie z kregu tak zwanego „programowania liniowego”. O czym tez Urzednicy Panstwowi nei wiedza.
Sprawy zwiazane z obliczeniami roznoleglymi w architekturze „multicore” sa przedmiotem intensywnych badan tak naukowcow jak i przemyslu. Ustawianie sztucznych barier administracyjnych uniemozliwi Polsce uczestniczenie w tuch badaniech. O ile firma kupi sobie co chce, instutut PAN czy uczelnia nie kupi. Bo urzednicy wyczytali w Mlodym Techniku o Prawie Amdahla.
Tak na marginesie, ja wlasnie cwicze implementacje pewnych algorytmow na komputerze 1000 procesorowym. Bardzo praktycznych. Firma placi.
Tez na pececie. Tez nie do kupienia w Polsce w swietle „swiatlych” regulaminow.
J.Ty: ” Oprócz kosztu administracji dochodzi koszt czasu marnowanego na najprostszy zakup, wysiłku wkładanego przez osoby zawodowo nie związane z przetargami na takie opisanie potrzebnego im sprzętu, żeby w ogóle dało się go użyć w przetargu. Mnóstwo strat.”
Pracowalem przez pewien czas dla pewnej agencji federalnej w USA. W szafie zabraklo olowkow z gumka. Oto jak wygladal proces zamawiania:
1. Wysyla sie zamowienie do GSA – General Service Agency w Washington D.C.
2. Tam uzrednicy badaja zamowienei czy jest zasadne – czy nie zamawiamy na przykald olowkow zbyt czesto i za duzo co by sugerowalo ze ktos wynosi do domu
3. Inna jaczejka sprzwdza czy mamy pieniedze
4. Jak mamy, oglasza sie pzretarg
5. Jak pzretarg jest wygrany, inna jaczejka sprawdza czy nei byl „ustawiony”
6. Jak nie byl, wysyla sie do nas informacje zeby przekazac pieniadze
7. Dostawca wysyla olowki od skladnicy w stanie Utah
8. Sjkadnica wysyla do nas
Proces trwa 3 miesiace. Ile koztuje olowek? 5 dolarow 50 centow. W drogerii na rogu za dolara kupuje sie 12 sztuk od reki. Zrobilem raban jak zobaczylem ile mi policzono za olowki. Odbylem rozmowe z Pania Od Zakupow. Pani powiedziala: „Kraza rozne nieprawdziwe wiesci, miedzy innymi o Rzadowych deskach kolzetowych po 600 dolarow., Otoz, jest to kompletna nieprawda. Tak tanich desek klozetowych nie ma”.
Cieszyc sie nalezy ze idziemy sladem Wielkiego Brata
@A.L.
…. „Proces trwa 3 miesiace.”…
Tez bym chciał :)…ja wiem juz ze do końca roku nie zdążę….
„jestem przeciwnikiem koleji;
wynalazek ten pozwoli jeszcze wiekszej liczbie glupcow przemieszczac sie szybciej, niz sa w stanie myslec”
gustav flaubert
p.s.
jestem tego samego zdania, 125 lat pozniej, jesli idzie o komputer.
byk: „jestem tego samego zdania, 125 lat pozniej, jesli idzie o komputer.”
Na Florydzie, w sklepie o nazwie „Roznosci” byl „Polish Calculator”. Czyli polski kalkulator. Plastikowa plytka z 5 dziurkami. Na palce.
Jak ci sie komputer nie podoba, to moze taki ci sie nada?
ryzyk-fizyk: Proces trwa 3 miesiace.??
Tez bym chciał ?ja wiem juz ze do końca roku nie zdążę?.”
Ale to olowki. Pamiec do komputera przyszla gdy kontrakt mi sie juz skonczyl. Kontrakt byl 2 letni. W tak zwanym miedzyczasie kupilempamiec z wlasnej keiszeni
@a.l.:
uderz w stol, a widelec sie odezwie,he,he…
uspokoj sie chlopie;
coz…nalezysz do tej grupy ludzi, o ktorej wspomnial flaubert,
na pewno nie masz kasy i miotasz sie po pokoju albo plazy,
bardzo mi przykro;
polecam: medytacje kartezjanskie.
Zastanawiam się, czy mojej uczelni (i innym instytucjom rządowym) nie byłoby taniej, prościej i sensowniej wypłacać pracownikom dodatek do pensji i w zamian wymagać zaopatrzenia się w podstawowe materiały do pracy samemu?
W wojsku i innych służbach mundurowych wypłaca się stosowny dodatek,a zainteresowany sam sobie kupuje mundury w zależności od potrzeb. A może wypłacać wszystkim u mnie na uniwersytecie po 100 zł miesięcznie i żądać, żeby komputery do pracy, papier, ołówki, długopisy, itp. kupowali sobie sami?
W przytoczonej historii A.L. każdy pracownik mógłby dostawać równowartość jednego państwowego ołówka miesięcznie (czyli $5.50) i kupowałby sobie ołówki sam. Co za oszczędność na administracji, która jest teraz potrzebna, żeby ten ołówek za taką kwotę kupić!
A to już zostało przetłumaczone na polski?
The heaviest element known to science was recently discovered by investigators at a major U.S. research university. The element, tentatively named administratium, has no protons or electrons and thus has an atomic number of 0. However, it does have one neutron, 125 assistant neutrons, 75 vice neutrons and 111 assistant vice neutrons, which gives it an atomic mass of 312. These 312 particles are held together by a force that involves the continuous exchange of meson-like particles called morons.
Since it has no electrons, administratium is inert. However, it can be detected chemically as it impedes every reaction it comes in contact with. According to the discoverers, a minute amount of administratium causes one reaction to take over four days to complete when it would have normally occurred in less than a second.
Administratium has a normal half-life of approximately three years, at which time it does not decay, but instead undergoes a reorganization in which assistant neutrons, vice neutrons and assistant vice neutrons exchange places. Some studies have shown that the atomic mass actually increases after each reorganization.
Research at other laboratories indicates that administratium occurs naturally in the atmosphere. It tends to concentrate at certain points such as government agencies, large corporations, and universities. It can usually be found in the newest, best appointed, and best maintained buildings.
Scientists point out that administratium is known to be toxic at any level of concentration and can easily destroy any productive reaction where it is allowed to accumulate. Attempts are being made to determine how administratium can be controlled to prevent irreversible damage, but results to date are not promising.
J.Ty. pisze: 011-09-03 o godz. 12:44
„Zastanawiam się, czy mojej uczelni (i innym instytucjom rządowym) nie byłoby taniej, prościej i sensowniej wypłacać pracownikom dodatek do pensji i w zamian wymagać zaopatrzenia się w podstawowe materiały do pracy samemu?”
Na całe szczęście nigdy nie spotkałem się z koniecznością martwienia się w jakiś specjalny sposób o takie sprawy jak materiały biurowe. Jak czegoś potrzebowałem, to szedłem do jednej z kilku szaf ustawionych w pobliżu biura sekretarki i szukałem sobie. Szafy były i są wypełnione „nieskończoną” ilością wszelakiego dobra, do tego stopnia, że pewnie dawno osiągnięto stan nasycenia w każdej biurowej szufladzie każdego pracownika.
Bardzo wątpię, czy ktokolwiek wynosi coś z tych szaf do domu, gdyż cena długopisów, ołówków czy pisaków w sklepie, szczególnie na sierpniowej, poprzedzającej początek roku szkolnego wyprzedaży jest infinitezymalnie niska. Wielokrotnie widziałem jakieś bylejakie, ale w końcu piszące długopisy w Office Depot (czy Max) po mniej niż 1$ za tuzin. Podobnie taśma klejaca, papier do drukarek czy kopiarek.
Lepszych jakościowo długopisów czy np. super kredowego papieru w pracy nigdy nie widziałem, więc pokusa jest mała.
Coś, co może i by kogoś skusiło, to (chyba?) mógłby być toner. Ale tonery trzyma sekretarka pod kluczem w szafie u siebie i wydaje „po poproszeniu”. Nie mam pojęcia, czy wypełnia też rolę „jaczejki badającej czy zamówienie było zasadne” przez prowadzenie jakiejś historii „wydawania tonera”.
Dużo droższe materiały biurowe zamawiała dla siebie produkcja, czyli cleanroom. Tam wszyscy używali specjalnego, niepylącego papieru do drukarek i specjalnych laboratoryjnych, niepylących i z niską zawartością pewnych pierwiastków, cleanroomowych zeszytów, które rzeczywiście kosztowały drogo. Ale też takie zeszyty rzadko opuszczały cleanroom, więc paradowanie z nimi po biurze byłoby nieco dziwne…
Komputery i różne do nich akcesoria (np. pamięci) zamawiane są przez skomputeryzowany i zautomatyzowany system, czyli zatwierdzane przez twojego szefa, z czym nigdy nie miałem żadnego problemu. Nigdy nie zostałem nawet zapytany po co mi to co zamówiłem a szef (przecież musiał) kliknąć, że aprobuje. Nie było to nigdy tematem żadnej rozmowy, nawet najkrótszej.
Komputer (mówię o sobistym laptopie lub desktopach do laboratorium, nie o workstation) tylko wtedy pojawia się w rozmowie, gdy jego nieobecność lub czasowa niedostępność powoduje jakieś opóźnienia.
Wtedy wszyscy rytualnie narzekaja na dział IT (albo na obcą firmę, która zapewnia obsługę IT) i kiwając głowami nad stanem wszechrzeczy przyjmuja te opóźnienia jako jak najbardziej naturalny stan, rozchodza się.
Dział IT wymienia laptopy standardowo co 3 lata, wszystkim, czy chcesz czy nie. Desktopy na życzenie, ale „silnie zachęca się do wymiany” sprzętu starszego niż 5 lat. Monitory, projektory, zasilacze, stacje dokujące, póra świetlne, szkicowniki, napędy, pamięci – na życzenie. Jeżeli firma zrywa umowę z jednym dostarczycielem komputerów, np. z Dellem z zaczyna z HP (albo na odwrót), co zwykle następuje po jakiejś grubszej personalnej zmianie w pionie IT, wymiany sprzetu mogą ulec zakłóceniu, czasami przyspieszeniu, czasami opóźnieniu.
Nie ma żadnej reguły, jeśli chodzi o późniejsze losy wycofywanego sprzetu. Widziałem zarówno bezwzględne zabieranie i sprzedawanie firmie recyklingowej a także organizowanie wewnętrznej aukcji dla zainteresowanych pracowników.
byk: „miotasz sie po pokoju albo plazy,”
Bardo lubie plaze.
A ksywa „byk” mowi sama za siebie. Mzoe lepsza bylaby „kark”?
J. Ty: „W przytoczonej historii A.L. każdy pracownik mógłby dostawać równowartość jednego państwowego ołówka miesięcznie (czyli $5.50) i kupowałby sobie ołówki sam. Co za oszczędność na administracji, która jest teraz potrzebna, żeby ten ołówek za taką kwotę kupić!”
A jakie pole do naduzyc! Pracownik zamiast olowkow moglby sobie kupic kawe 🙂
Ale w tej zabawie nie o to chodzi. Chodzi o to zeby dac zatrudnienie tym ktorzy nigdzie indziej zatrudnienai by nie znalezli, a tak beda wdzieczni Rzadowi i partii ktora ich zatrudnila, i zgadnijcie na kogo beda glosowac?
@a.l.:
flaubert ma racje!
@zza kałuży
Jeśli nawet zostało przetłumaczone, to jeszcze nie znałem. Boskie!