Małpi wirus, czyli sezon ogórkowy w pełni

http://www.delphine-batho.fr/wp-content/uploads/2010/03/Frelon-Asiatique.jpg

Przeczytałem w „Dzienniku”, że „Nowy wirus pochodzący od małp zaatakował człowieka”. Bardzo mnie ucieszyła ta dramatyczna wiadomość, gdyż po dotarciu do jej końca, dowiedziałem się, że, dokładnie jak podano w tytule, wirus rzeczywiście zaatakował – jednego człowieka!

Artykuł z „Dziennika” świadczy o tym, że mamy pełnię sezonu ogórkowego. Były niedawno w mediach meduzy atakujące francuskie wybrzeża, królik z Fukuszimy, który urodził się bez uszu, a teraz małpi wirus atakujący ludzi. Niech żyje lato i medialne strachy!

Meduzy gdzieś tam musiały się rzeczywiście pojawić, ale przeszukałem francuską prasę i nie trafiłem na ich ślad. Nie były więc to zapewne  medyzy wielkości słonia (morskiego, oczywiście). Bezuszny królik też pewnie musiał się urodzić, gdyż pokazano jego zdjęcia. Jednak, jak wiadomo, zdjęcie jeszcze o niczym nie świadczy. Gdyby natomiast był to królik „bezduszny”, to dopiero byłby news.

Małpi wirus atakujący biednego człowieka przenosi nas już jednak w strefę bezpośredniego zagrożenia naszego życia. Przed meduzą można sie uchronić siedząc w domu, albo po prostu nie wchodząc do wód Atlantyku. Królik bez uszu to też tylko symbol dramatycznej historii ostatnich kilku miesięcy Japonii. Musiałyby owe króliki rodzić się masowo gdzieś w Mszczonowie, aby na kimkolwiek w Polsce zrobić wrażenie. Ale małpi wirus to już duży kaliber i na sezon ogórkowy nadaje się jak ulał.

Uwielbiam tego typu doniesiania, a głównie bawi mnie poszukiwanie w nich ziarna prawdy. Małpie wirusy rzeczywiście przenoszą się na ludzi – to owo ziarno. To takie własnie wirusy spowodowały pandemię AIDS. Jest więc czego się bać.

Tyle, że są to sprawy dobrze znane od wielu lat. Sam pisałem o tym, w mniej dramatycznym stylu niż „Dziennik” w „Polityce”. Najciekawsze, że przepływ wirusów odbywa się w obie strony. Ludzkie wirusy zagrażają małpom chyba nawet bardziej, niż małpie nam. Do przełamania bariery gatunkowej – a przecież mamy chyba 98 proc. wspólnych genów, więc bariera ta nie jest zbyt szczelna – dochodzi podczas częstych kontaktów między oboma gatunkami.

Jednak zagrożenie życia goryli i szympansów przez wirusa różyczki czy grypy nie nadaje się na temat opowieści w sezonie ogórkowym. Atak w drugą stronę  – jak najbardziej.

Kłopoty ze zmutowaną bakterią E. coli w Niemczech z maja i czerwca bieżącego roku dały dobry początek doniesioniom mrożącym krew w żyłach. Choć jeśli ktoś wybiera się na wakacje np. do Francji, to niech uważa na długonogie szerszenie wielkości pudełka od zapałek i tygrysie komary roznoszące bodaj dengę i czikungunię.
Najodważniejszych zapraszam serdecznie!


Jacek Kubiak