Nauka na glinianych nogach
W numerze 24 papierowej „Polityki” ukazał sie artykuł Marka Wrońskiego pt. „Dr kameleon„. Konkluzje autora wybite przez redakcje w lidzie sa takie: „Profesorem wyższej uczelni w Polsce może dziś zostać osoba bez dorobku naukowego, w dodatku legitymująca się kserokopiami fałszywych dokumentów. I egzaminy przed nią zdane są równie ważne, jak przed prawdziwym profesorem!”.
Dla mnie o wiele ważniejsza byłaby konkluzja, że przypadek opisany w artykule pokazuje jak na dłoni słabość polskiej nauki, a szczególnie szkolnictwa wyższego. Sądzę, że po ujawnieniu przykładu Rosenkranza należałoby odebrać status wyższych uczelni bardzo wielu tzw. uniwesytetom, które de facto nimi nie są.
Nie chodzi mi oczywiście o strone administracyjną – zapewne tego typu przekręty zdarzają się i w instytucjach nienaukowych. Przykładowo we Francji głośna była swego czasu historia lekarza, który latami przyjmował pacjentów bez żadnego dyplomu. Myślę, że w każdym kraju znalazłoby się paru takich gagatków.
Problem polega na tym, że w przeciwieństwie do prywatnej praktyki lekarskiej, uczelnia wyższa, i w ogóle instytucje naukowe opierają sie, mówiąc dość górnolotnie, na zaufaniu wspólnoty, która powinna się samoewaluować i kontrolować. Dlaczego? Bo tylko równorzędni eksperci (ang. peer) mogą rzetelnie ocenić pracę swoich kolegów.
Jak ta wspólnota działała w instytucji, w której zatrudniony został pan Rosenkranz? Skoro nikt nie zuważył braku dorobku naukowego kolegi, można się domyślać, że nie było tam żadnej wspólnoty, żadnej autoewaluacji, a tylko ich pozory.
Innymi słowy pana Rosenkranza nie zatrudniała żadna instytucja naukowa, a jedynie instytucja fasadowa, pozwalająca pracownikom na zarabianie pieniędzy dzięki wykonywaniu pozorów nauczania wyższego i ewentualnie wykonywania pozornej pracy naukowej (choć nawet w pozory tej pracy głęboko wątpię). Problemem owego szkolnictwa w Polsce nie od dziś jest jej bylejakość. Przykład Noaha Rosenkranza pokazuje jedynie bardzo ostrą formę dość powszechnej tendencji.
Co robić z tzw. szkołami wyższymi, które są jedynie przedłużeniem liceum ogólnokształcącego bez przejścia na rzeczywiście wyższy poziom? Nie sądzę, aby ich zamknięcie było sensownym wyjściem. W końcu proces kształcenia wyższego, czy niższego wydaje jednak pewne owoce w postaci podnoszenia poziomu intelektualnego studentów, w czym, jak wynika z artykułu, pan Rosenkranz niewątpliwie się zasłużył. Ale czy muszą one nosić fałszywe miano uczelni wyższych z wynikającym z tego prestiżem i apanażami?
Jesli pani minister Kudryckiej nie potrafi poradzić sobie z rozwiązaniem tego problemu za pomocą zwykłego audytu, to może powinna wystąpić o pomoc do Najwyższej Izby Kontroli? Byłaby to chyba pierwsza tego typu kontrola zespołu instytucji przeprowadzona na życzenie nadzorującego je ministra. Konkluzje NIK byłyby bardzo pomocne w procesie podejmowania decyzji przez ministerstwo.
Pisząc to myśle, że moja propozycja to marzenie ściętej głowy. Koledzy Rosenkranza mogą spać spokojnie, bylejakość jeszcze długo będzie rządziła w naszym pseudonaukowym państwie Duńskim.
Jacek Kubiak
Fot. Steve Harris, Flickr (CC BY-NC 2.0)
Komentarze
Coraz bardziej przekonuję się do modelu z uczelniami naukowo-dydaktycznymi (nazwijmy je „uniwersytetami”) i uczelniami dydaktycznymi (nazwijmy je „koledżami” czy „akademiami”). Sam byłem uczony przez doktorów czasem habilitowanych, którzy byli świetnymi wykładowcami, mimo dość miernych osiągnięć w nauce, ale skoro teraz dla nich coraz trudniej o miejsce na uniwersytetach (stanowisko „wykładowcy” znam tylko ze słyszenia, a „starszego wykładowcy” naprawdę zaczyna oznaczać starszego głównie wiekiem, bo prawie się takich już nie zatrudnia, nawet tak jak było do niedawna, gdy była to ucieczka dla przeterminowanych adiunktów bez habilitacji), to może takie rozwiązanie byłoby dla nich wyjściem. (Pomijając to, że naprawdę uważam, że porządny uniwersytet powinien móc sobie pozwolić na świetnych wykładowców czy depozytariuszy wiedzy katalogowej bez zmuszania wszystkich do walki o granty).
Jacku,
Przecież to nie „nauka na glinianych nogach”, tylko „szkolnictwo wyższe na glinianych nogach”.
Rosenkranz nie występował o żadne granty, nie uprawiał nielegalnie nauki, tylko nielegalnie i bezprawnie był nauczycielem akademickim.
Pewnie napiszę potem więcej komentarza, ale to tak na szybko, żeby nie dysktować „obok tematu”.
Tak i nie. Nie ma niestety wyraznego rozdzialu wyzszej szkoly tego czy owego od instytucji naukowej. Zgadzam sie z tym co pisze Piotr w: panek 2011-07-01 o godz. 12:11
@jk Przykład chyba niezbyt dobrze ilustrujący słabość polskiej nauki. Chodziło o wykładowcę prawa więc bynajmniej nie o „science” tylko o odrębny obszar, w którym równiez są badania i publikacje, ale w którym nie jest to chyba tak wymierne kryterium oceny jak w przypadku nauk ścisłych i przyrodniczych. Nie dziwi mnie więc, że koledzy nie poszukiwali dorobku publikacyjnego. Przypuszczam, że w wypadku naszej branży ktoś by na pewno sprawdził listę publikacji. Nie mówiąc już o tym, że listę taką załączamy zazwyczaj do naszych życiorysów zawodowych starając się o pracę.
@panek
„(Pomijając to, że naprawdę uważam, że porządny uniwersytet powinien móc sobie pozwolić na świetnych wykładowców czy depozytariuszy wiedzy katalogowej bez zmuszania wszystkich do walki o granty).”
To się nie uda. W PL jak i pewnie w dużej części UE nimbem otaczany jest tytuł naukowy a ten nie sposób jest zdobyć bez tzw. „dorobku” i nie o dydaktykę tutaj chodzi ale o zestaw prac które czytają jedynie autor i recenzent. Tych „starszych wykładowców” lepiej było by zastąpić dorabiającymi sobie praktykami bo w polskim modelu dydaktycznym student jest dość szczelnie izolowany od ludzi posiadających jakikolwiek kontakt z rynkiem pracy.
@J.Ty.
„Rosenkranz nie występował o żadne granty, nie uprawiał nielegalnie nauki, tylko nielegalnie i bezprawnie był nauczycielem akademickim”
I to jak wynika z artykułu wcale niezłym. A ta rzekoma słabość weryfikacji wynikała jak się wydaje z cudzoziemskości jego dorobku i CV. Myślę że z równą łatwością mogło by się to zdarzyć na wydziale fizyki. Kombinacja tupet i podrobione papiery da start w każdym zawodzie. Ale jak widać nie na długo.
„Sądzę, że po ujawnieniu przykładu Rosenkranza należałoby odebrać status wyższych uczelni bardzo wielu tzw. uniwesytetom, które de facto nimi nie są.”
I ja tak sadze. Bardziej szczegółowo oszustwo Korniłowicza vel Rosenkranza opisał p. Marek Wroński w Forum Akademickim:
http://forumakademickie.pl/fa/2011/06/falszywy-profesor/
Przypadek Rosenkranza jak na dłoni obnaża słabości „boomu edukacyjnego”.
No wlasnie, raczej boomu edukacyjnego niz samej nauki. Problem w tym, ze to naczynia polaczone.
@jk
Chyba nie do końca połączone: żeby być nauczycielem akademickim trzeba zdobywać stopnie naukowe (a w końcu i tytuł), ale za samo uczenie studentów (choćby nie wiem jak dobre i nie wiem jak dużo) nie dostanie się żadnego z nich.
To trochę paradoksalne, bo żeby dostać i utrzymywać prawo do pracy w zawodzie nauczyciela akademickiego, trzeba się systematycznie wykazywać umiejętnościami w całkiem innej dziedzinie (prowadzenia badań naukowych).
Trochę jakby od kierowców autobusów żądać, żeby w celu dopuszczenia za kierownicę wykazywali się startami i rosnącym poziomem sportowym w rajdach.
@ J.Ty. :
No wiec jednak dosc solidnie polaczone… Gdyby je nieco rozlaczyc, to znalazloby sie moze miejsce dla takich zdolnych, a niedyplomowanych Rozenkrancow. Pomyslalem sobie, ze to smutne, ze takich w koncu obrotnych i przedsiebiorczych ludzi i do tego garnacych sie do wyzszych uczelni sie odrzuca. Swoja droga to chyba krzepiace, ze sa ludzie podstepnie dochodzacy do pracy nauczyciela akademickiego. Czy to swiadczy o materialnej poprawie sytuacji nauczyciela szkoly wyzszej?
@jk
Dochód = pensja x liczba etatów (patrz notka o Rosenkranzu)
Oczywiście siedzenie w pracy i rzetelne wykonywanie pracy zatrudnionego na wielu etatach „wieloetatowcow” to czysta fikcja. Skad Sie to bierze?
Trzeba pamiętać ze system jest tak skonstruowany ze w gruncie rzeczy popiera takie działanie. 90% (i więcej) przychodów uczelni w Polsce to pieniądze za studia ( z dotacji dydaktycznej Państwa i z opłat studentów w uczelni państwowej, tylko z opłat w prywatnej). Dotacja dydaktyczna na studenta i średnio koszty kształcenia studenta są dramatycznie niskie. Jasne jest więc że system prowadzi do maksymalizacji liczby studentów, Żeby móc to zrobić trzeba zatrudnić odpowiednia liczne wykładowców z uprawnieniami (minma kadrowe.) Liczba tych ostatnich wzrosła w niewielkim stopniu w porównaniu z liczbą studentów, uczelnie nie konkurują tez płacami żeby przyciągnąć najlepszych i od nich wymagać. Stad problem.
Nowa ustawa próbuje walczyc z problemem przy pomocy zakazow administracyjnych, a nie droga rzetelnej oceny pracownika i godziwego wynagradzania tych co dobrze pracują.
To takie krotkie podsumowanie boomu edukacyjnego i tego jak sobie
W przypadku Rosenkranza sądzę, że mamy do czynienia z człowiekiem z jakimś defektem osobowości. On musiał sobie zdawać sprawę z tego, że po jakimś czasie zostanie zdemaskowany, a jednak w to brnął.
Ten przykład nie wskazuje, że zawód nauczycela akademickiego jest aż tak kuszący materialnie, sądzę, że jego fiksacja dotyczyła raczej niezmiennie bardzo wysokiego statusu społecznego tego zawodu.
O ile się orientuję, to wśród prawników afiliacja przy wyższej uczelni ma też znaczenie marketingowe, klienci wyżej sobie cenią osoby pracujące na uniwersytetach. W tm wypadku jednak o tym motywie nie ma chyba mowy, bo Rosenkranz to fałszywe nazwisko i ta zmyslona kariera akademicka nic dla Korniłowicza nie znaczyła.
O, tak, nie mam watpliwosci, ze to swego rodzaju niegrozny dla otoczenia psychopata. No, ale wlasnie absurdalnosc tego przypadku pokazuje czarno na bialym, ze rzeczywistosc skrzeczy. I to baaardzo.
@jk
I tu jest pies pogrzebany: większość zabezpieczeń bywa nieskuteczna przeciwko psychopatom.
Tytułem przykładu: wiele lat stosowane procedury bezpieczeństwa w lotnictwie okazały się nieskuteczne przeciwko zamachom samobójczym. Opierały się na instynkcie samozachowawczym potencjalnego sprawcy i zawiodły, gdy pojawili się zamachowcy gotowi zginąć od własnej bomby.
Tutaj mamy, z uszanowaniem różnicy wagi sprawy, podobną sytuację, czyli sprawcę pozbawionego instynktu samozachowawczego i procedury oparte na założeniu, że potencjalni sprawcy ten instynkt jednak mają.
Oczywiście szkolnictwo wyższe można zabezpieczyć przez kolenymi Rosenkranzami. Tylko że koszt wprowadzenia i stosowania niezbędnych procedur okaże się zapewne nieporównanie większy od strat powodowanych przez incydentalnych wariatów, korzystających z istniejących luk.
W lotnictwie nie można sobie pozwolić na to, żeby od czasu do czasu jakiś samolot wylatywał w powietrze albo rozbijał się o wieżowiec, więc możemy obejrzeć, jak dramatycznie drogie i niewygodne jest likwidowanie takich luk.
Ja wolę system w aktualnej postaci i nie chciałbym, żeby przy wejściu na salę wykładową stał barczysty ochroniarz, któremu trzeba by było przed rozpoczęciem wykładu okazać dowód osobisty oraz dyplom doktorski i habilitacyjny w oryginale, a także pozwolić pobrać odciski palców dla stwierdzenia w bazie danych, czy ten facet na pewno ma prawo wykładać ten przedmiot na tym kierunku studiów.
O!! Przesadzasz. Nikt nie zada zeby sprawdzac papiery przed sala wykladowa, tylko w administracji. Zreszta ja jestem za udzieleniem dyspensy zdolnym, takim jak Rozekranz. pod warunkiem zeby nie nazywac takiej szkoly uniwersytetem.
@jk
Nie doceniasz inercji raz uruchomionego mechanizmu doszczelniania.
Jakaś komisja dostanie zadanie zaproponowania ulepszonych procedur i zabierze się do roboty, najlepiej jak umie.
Szybko odkryje, że skoro Korniłowicz miał fałszywy paszport i fałszywe dyplomy, to równie dobrze mógłby mieć te dokumenty na nazwisko jakiegoś realnie istniejącego izraelskiego naukowca. Głosiłby wszem i wobec, że co drugi tydzień lata do Hajfy na wykłady, a co drugi prowadzi zajęcia w Warszawie. W ten sposób mógłby funkcjonować co najmniej równie długo jak fałszywy Rosenkranz, szukanie w sieci dawałoby wynik zgodny z jego deklaracjami, bo ujawniałoby faceta wykładającego w Hajfie, byłyby prawdziwe publikcje…
Odkryłaby też, że możliwy jest inny przekręt: ten sam autentyczny naukowiec nawiązuje kontakt przez e-mail, dogaduje warunki i zatrudnia się na dziesięciu uczelniach. Na rozmowę stawia się za każdym razem kto inny, ale przecież rektor nie będzie legitymował swojego rozmówcy prof. dr. hab. W ten sposób jeden autentyczny i nieuczciwy naukowiec tworzy kilka klonów siebie samego, które zarabiają pieniądze.
Po tych odkryciach, komisja zaproponowałaby jakieś skuteczne metody przeciwdziałania (przecież po to ją powołano) i skończyłoby się właśnie tak, jak napisałem.
A tymczasem Rosenkranz był jeden i nie zanosi się, żeby miało ich być więcej. Polskie szkolnictwo wyższe ma poważniejsze kłopoty niż jeden hochsztapler i źle by było, gdyby zajęło się zwalczaniem tego zagrożenia, zapominając o innych, dużo bardziej realnych.
Nie przypuszczam, ale rzeczywiscie, do tej pory Rozenkranz byl jeden – nawet nie w trzech osobach.
Zbiegiem okoliczności uczelnia która zatrudniała tego pana, jest tą na której studiuję, i tyle tylko wyszło z tego dobrego, że to właśnie na UPH wykryli, że coś tu jest z nim nie tak. Uczelnia z Akademii zamieniła się na Uniwersytet w tym roku, a przyczyna była dość istotna – uniwersytet brzmi poważniej.
Ta bylejakość jest chyba przedłużeniem tego, co dzieje się i na niższych szczeblach edukacji, choć nie jest może aż tak widoczna. Nie obrażając nauczycieli – niektórzy nauczyciele nie chcą się uczyć, jak uczyć lepiej
Profesor kserowany a profesor mniej niż zero
http://blogjw.wordpress.com/2011/06/02/profesor-kserowany-a-profesor-mniej-niz-zero/
…..Mimo wszystko jest szansa, aby profesorów kserowanych wyrejestrować z polskiego systemu, ale na wyrejestrowanie profesorów mniej niż zero ? szans nie ma żadnych.
Pytanie ? czy dla polskiego systemu akademickiego większe zagrożenie stanowi profesor kserowany czy profesor mniej niż zero ?
USA metodami mafii zmusza do legalizacji amerykanskich tytulow naukowych w Polsce zdewastowanej przez ZSSR do poziomu ponizej Meksyku:
Stany Zjednoczone postawily mnie z PhD, obywatela Unii Europejskiej w
2007 deportujac mnie po wizie F-1 w sytuacji bez wyjscia. Ustawa o
Narodowosci i Imigracji mowi o wizie studenckiej w 101(a)(15)(F):
(F) (i) 3/ an alien having a residence in a foreign country which
he has no intention of abandoning, who is a bona fide student qualified
to pursue a full course of study and who seeks to enter the United
States temporarily and solely for the purpose of pursuing such a course
of study consistent with section 214(l) at an established college,
university, seminary, conservatory, academic high school, elementary
school, or other academic institution or in a language 3/ training
program in the United States, particularly designated by him and
approved by the Attorney General after consultation with the Secretary
of Education, which institution or place of study shall have agreed to
report to the Attorney General the termination of attendance of each
nonimmigrant student, and if any such institution of learning or place
of study fails to make reports promptly the approval shall be withdrawn,
lub
(F) (i) 3 / cudzoziemca majacego pobyt staly w obcym kraju, z którego
nie ma zamiaru rezygnacji, który jest w dobrej wierze studentem i
kwalifikuje sie do wykonywania pełnego cyklu kształcenia i który chce
wjechać do Stanów Zjednoczonych tymczasowo i wyłącznie w celu
prowadzenia takich studiów zgodnie z sekcją 214 (l) w siedzibie szkoły,
uniwersytecie, seminarium, konserwatorium, akademickich liceum, szkole
podstawowej lub innej uczelni lub w języku 3 / program szkoleniowy w
Stanach Zjednoczonych, szczególnie przez niego wyznaczony i
zatwierdzony przez Prokuratora Generalnego po konsultacji z Sekretarzem
Edukacji, którego instytucja lub miejsce studiów zgadza sie zgłosić do
prokuratora generalnego o zakończeniu obecności każdego
nieimigracyjnego studenta, i jeżeli taka instytucja nauki lub miejsca
studiów nie może tego uczynić niezwłocznie to zatwierdzenie zostanie
cofnięte,
podczas kiedy Polskie prawo nie uznaje tytulow naukowych wydanych przez
USA i mowi sprzecznie anulujac jakikolwiek ?brak zamiaru rezygnacji z pobytu?
w Polsce na rzecz USA
Na podstawie art. 192 ust. 4 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. ? Prawo o szkolnictwie wy?szym (Dz. U.
Nr 164, poz. 1365) zarządza się, co następuje:
§ 1. Nostryfikacji dyplomu ukończenia studiów wy?szych uzyskanego za granicą dokonują:
1) rada jednostki organizacyjnej uczelni, uprawnionej do nadawania
stopnia doktora określonej dziedziny nauki lub dziedziny sztuki oraz
dyscyplin naukowych i artystycznych odpowiadających kierunkowi studiów
wy?szych, którego ukończenie potwierdzono dyplomem uzyskanym za
granicą,
2) (1) w przypadku dyplomu ukończenia studiów
wy?szych, które w polskiej uczelni są prowadzone na więcej ni? jednym
kierunku studiów albo jako studia międzykierunkowe ? rada jednostki
organizacyjnej uczelni uprawnionej do nadawania stopnia naukowego
doktora, wyznaczona przez
rektora jako wiodąca, w porozumieniu z
radami jednostek organizacyjnych uczelni, które prowadzą studia
odpowiadające studiom ukończonym za granicą,
3) (2) (uchylony),
zwana dalej ?radą?.
Polska jest postkomunistycznym krajem zdemolowynym przez Sowietow
z nauka i technika opozniona do USA od 30 do 50 lat i zupelnie niepotrafiacym
produkowac niektorych dobr wyzszych technologii ale amerykanskie tytuly naukowe sa tam nieuznawane.
http://mkk.blox.pl
@ mk :
Czasem mam wrazenie, ze USA to wyspa.