Wykrakałem

Na portalu wyborcza.pl przeczytałem artykuł o kłopotach budżetowych. Oto istotny fragment.

„Sytuacja finansów publicznych jest poważna. Tylko w tym roku mamy 50-miliardowy deficyt budżetowy, deficyt całego sektora finansów publicznych otrze się o 8 proc. PKB, dług publiczny przekracza 730 mld zł (według licznika długu Forum Obywatelskiego Rozwoju) i nadal szybko rośnie. Przez najbliższe lata dług będzie balansować na granicy 55 proc. PKB. Realna jest więc groźba, że choćby przez jakieś nagłe tąpnięcie na światowych rynkach finansowych przekroczymy ten próg.

Minister finansów Jacek Rostowski naszkicował plan ratunkowy na wypadek, gdyby tak się rzeczywiście stało. Oprócz dwóch kolejnych podwyżek VAT, po przekroczeniu 55 proc. przez dług, zawieszona zostałaby ulga rodzinna, ulga na internet i prawo do preferencyjnego opodatkowania twórców, naukowców i dziennikarzy. Wszystko to zostało zapisane w projekcie nowelizacji ustawy o finansach publicznych.”

Wykonałem prostą symulację efektów działań ratunkowych w przypadku mojej rodziny (dwie osoby pracujące w nauce, dwoje dzieci, internet) i wyszło mi, że będzie nas to kosztować być może nawet 8 tysięcy złotych rocznie (sama likwidacja 50% kosztów uzyskania to już 6 tysięcy złotych). Dla mnie to by była katastrofa. I to nie w tym sensie, który u Tomasza Lisa naszkicował premier Tusk, że będę musiał zrezygnować z kupowania co roku lepszego auta. W tej skali wygląda raczej na to, że musielibyśmy sprzedać to jedyne, które mamy, bo nie będzie nas stać na jego utrzymanie.

Wygląda na to, że wykazałem się wyjątkową przenikliwością, ale co mi po niej, gdy się budżet rodzinny nie domyka.

Jerzy Tyszkiewicz

Fot. How can I recycle this, Flickr (CC by)