Uzus
Wolność wiodąca lud na barykady, Eugene Delacroix, 1830
Uzus to zwyczaj, przyjęty sposób postępowania. Prawnicy niejedno mogliby nam o nim opowiedzieć. Chętnie bym o tym kiedyś przeczytał, ale sam napisać nie umiem. Dlatego zajmę się uzusem językowym. W tym kontekście uzus to zespół powszechnie występujących sposobów korzystania z systemu języka. To także źródło innowacji w języku – nieznane wcześniej formy fleksyjne, konstrukcje gramatyczne, idiomy wkraczają do normy językowej właśnie za pośrednictwem uzusu. W skrócie, jeśli jakaś formalnie niepoprawna forma jest szeroko używana, to zaczyna ona być uważana najpierw za poprawną, a z czasem nawet za wzorcową.
Taką drogę właśnie przebywa słowo „ilość” w odniesieniu do rzeczowników policzalnych. Jeszcze gdy pisałem doktorat, mój promotor bardzo zwracał mi uwagę, żeby wszędzie tam, gdzie była mowa o czymś policzalnym (czyli prawie zawsze, gdy mamy do czynienia z tekstem matematycznym), posługiwać się terminem „liczba”. Dziś forma „ilość monet” jest już uważana za dopuszczalną i poprawną.
Jeszcze 10, a tym bardziej 15 lat temu możliwość publikowania swoich tekstów w szeroko dostępnych mediach była przywilejem nielicznych osób, zazwyczaj odpowiednio do tego przygotowanych i wspieranych przez korektorów, redaktorów, itp., słowem przez całą machinę edytorską. Ewoluujący uzus był domeną języka mówionego, ale na papierze pojawiał się język zazwyczaj bliski oficjalnej normy poprawnościowej. Żeby sobie uświadomić siłę tego konwenansu, że na piśmie język jest bardziej staranny i staromodny niż w mowie, przypomnijmy zaimki „tę” i „tą”, z których pierwszy pojawia się wyłącznie na piśmie, a drugi ciągle się słyszy, ale razi nas, gdy zostanie napisany. Podobnie świadectwem tej zasady są starsze słowniki języka polskiego, które ostentacyjnie pomijały niektóre wulgaryzmy, będące skądinąd od dawna w powszechnym użyciu.
W wielkim uproszczeniu: ustrój języka mówionego był demokratyczny, a pisanego arystokratyczny.
W chwili obecnej stajemy się być może świadkami pewnej nowej fazy w procesie ewolucji języka. Wraz z powstaniem blogosfery i całego świata Web 2.0, pisanie dla tłumów czytelników stało się dostępne praktycznie dla każdego. Wraz z tym, demokratyczne reguły uzusu wkraczają do języka pisanego. Moja córka co jakiś czas skarży mi się, że w blogach, na forach i czatach inni użytkownicy piszą robiąc okropne błędy ortograficzne, które ją niezmiernie drażnią. A ja zaczynam podejrzewać, że błędy owszem, drażnią, ale kto wie, czy któryś z nich nie zacznie panoszyć się jak dżuma i w końcu nie uzyska tolerancji, a z czasem także aprobaty właśnie jako uzus. Nieco ponad 10 lat temu Niemcom zafundowano odgórnie narzuconą reformę ortografii, my też nie tak dawno mieliśmy reformę pisowni łącznej i rozdzielnej przedrostka „nie”. Kto wie, może to były ostatnie takie odgórne reformy? Może za jakiś czas „nuż w bżuhu” będzie całkowicie poprawny ortograficznie, nie tylko jako przywołanie tytułu „jednodńuwki futurystuw„, ale tak po prostu, bo język polski, wszystko jedno czy w mowie czy w piśmie, to ten, którym posługują się Polacy?
W wielkim uproszczeniu: ustrój języka mówionego jest demokratyczny, a pisanego staje się demokratyczny.
Jerzy Tyszkiewicz
P.S. Tyle na blogu o uzusie. Tutaj natomiast uzus o blogu.
Komentarze
Potezne bledy, typu wlasnie nusz w bżuhu czy dwiescie ukropuf, mnie nie draznia, bo wiadomo, ze sa drwina, ale ilosc zamiast liczby, „tą” zamiast „tę” i „postkumunom” zamiast „postkomuną” mna ciagle wstrzasa. Chyba dlatego, ze ich uzycie swiadczy o calkowitej ignorancji ze strony mowiacego/piszacego. Czystosc jezyka nie jest dla mnie olbrzymia wartoscia, to ignorancja jest nie do przyjecia.
Pieniądz gorszy wypiera lepszy, co odkrył już Kopernik.
Dość ponura wizja – wolność jako triumf miernoty:(( Myślę, że sprawę jak zwykle uratują kobiety. Nadal trudno jest umówic sie z panną pisząc do niej list z błędami ortograficznymi. Choćby dlatego warto szlifować styl:)
Mnie też drażnią błędy i ignorancje językowe.
Jednak mówiąc i pisząc do siebie literackim, jak mniemamy, językiem, posługujemy się prawie wyłącznie błędnymi i zwulgaryzowanymi formami językowymi. Rzecz w tym, że obrońcy czystości norm, które gwałcimy, dawno już pomarli – a kiedy żyli, mówili praindoeuropejskim, prasłowiańskim, staropolskim, … My też kiedyś pomrzemy, a to co nas dziś razi, będzie żywym i poprawnym językiem – innym od naszego.
Obrażać się na to – to jak obrażać się, że ewolucja nadal trwa i nasi potomkowie będą genetycznie inni, niż my.
Pewnie masz racje. Przodkowie Xenopus laevis pewnie zalamywali rece (a raczej krotkie lapki) jak zobaczyli co im wyszlo z jajek.
lol
p.s.
ale pierwsza byla kura.
i pewnie tez zalamywal rece jak sie pojawily kurki-pigmejki 😉
Wcale nie jest zabawna sprawa z psuciem języka. To fakt, że język zmieniał się dość raczej ewolucyjnie pod wpływem np. języków bardziej powszechnych czy popularnych. Raz francuział w czasach saskich. Innym razem zruszczał się lub germanił w okresie zaborów. Ostatnio anglizuje się nieco. Mają też na takie zmiany wpływ np. nowe technologie, których język oryginalny jest trudny do przetłumaczenia. Są też dziedziny specjalistyczne obsługiwane przez języki również trudne do spolszczenia. Np. żeglarstwo operuje swoim żargonem bowiem próby spolszczenia okazały się śmieszne. I to nie problem w takich zmianach. Problem w lawinowym psuciu języka z lenistwa, wygodnictwa czy zwyczajnego nieuctwa. Przodują w tym dziele zadufani, leniwi, niedouczeni dziennikarze telewizyjni lub w telewizjach często się produkujący. I uwielbiają zachowania owcze tzn. bezmyślne powtarzanie raz zasłyszanej bzdury. A telewizja jest tuba o ogromnym zasięgu. Widzowie słysząc tysiące razy powtarzane błędy powtarzają je masowo tworząc tytułowy uzus. Aby nie zanudzać tylko dwa przykłady. Wszyscy, łącznie z profesorem Bralczykiem powtarzają skrót tv jako te faul. Ani to logiczne ani zgodne z polskim alfabetem. to V może być wi ewentualnie we ale faul to bzdura. W niemieckim w słowie telewizja nie ma v. Ale po polsku mamy faul. Drugim przykładem jest powszechne zamienianie słowa domniemany słowem rzekomy. To nic, że znaczą coś innego. Choć ostatnio trochę ten proceder zmalał. Może nie zyska statusu uzusu zamiana znaczeń tych słów.
Z poważaniem W.
Dla mnie koszmarem jest wprowadzenie kropki po datach. Od zawsze kropka byla dla mnie koncem zdania. I kropka. A teraz trzeba sie zastanawiac, co to takiego jak jest napisane kiedy po kropce nie ma wielkiej litery, np: … bylo w latach 80. i od tej pory…
Wlasciwie same uzusy:
Przewodniczący Konferencji Episkopatu dramatem nazwał ilość rozwodów w Europie i w Polsce.
Jeśli Polska nie będzie miała świętych w najbliższych latach, zginie jako naród.
Dzisiaj też jest wielkie wyzwanie, aby mieć odwagę powiedzieć, że…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8201108,Abp__Michalik__Polska_zginie_jako_narod__Sami_fachowcy.html
Ech, język się psuje i psuje. Ludzie niepoczciwi leniwi są, nie pielęgnując tradycji języka, i zakompleksieni, przyswajając obce słowa i struktury. Same uproszczenia i zapożyczenia. Jakiż piękny musiał być ten język niepopsuty! Starczy spojrzeć na „daiatpobrusaatipoziuai”, „Daj niech pomełłę a ty otpoczni” i „Daj, niech ja pomielę, a ty odpocznij” – degradacja na całego!