Oceany
Pod koniec stycznia wszedł na ekrany francuskich kin film Jacquesa Perrina i Jacquesa Cluzauda „Oceany”. Choć tylko na początku i na końcu prawie dwugodzinnego spektaklu występuje zaledwie dwóch aktorów, to film cieszy się sporym zainteresowaniem. Do dziś grany jest przy prawie pełnych salach. Odpowiada on na jedno pytanie: czym są Oceany?
Kamera przemierza wszystkie możliwe zalane słoną wodą zakątki Ziemi. Feeria fal, ryb, krabów, wielorybów, rekinów, fok i morsów. Nie mogło zabraknąć w filmie i białych niedźwiedzi, koralowców, węży morskich i drapieżnych ork. Oceany są właśnie tym wszystkim: od drobnego konika morskiego po majestatycznego płetwala błękitnego.
Drugą stronę medalu kształtuje człowiek. Nasza działalność to nie tylko połowy tuńczyków, dorszy, śledzi i krwawe jatki wyprawiane wielorybom, delfinom i rekinom. Sceny połowu rekinów mrożą krew w żyłach. Złowione w sieci ogromne ryby wychwytywane są harpunami. Ludzie obcinają im wyłącznie płetwy i wrzucają wijące się z bólu, szamoczące się i krwawiące kadłubki do oceanu. Rozczłonkowane ciała wolno opadają na dno. Ich skrzela pracują w dwójnasób, filtrując nadal wodę. Szczęki rozchylają się i zaciskają w śmiertelnym grymasie, a w gasnących oczach widać powiew śmierci. Uczucia udziału w horrorze nie zmniejszają kończące film napisy, że sceny połowów były zaaranżowane.
Zabrakło w filmie podobnych scen z udziałem fok i ich łowców odzierających foczki żywcem ze skór. Może trudniej było je zaaranżować. A może po prostu obrońcy fok nie kojarzą się najlepiej we Francji, od kiedy w pierwszym ich szeregu stoi histeryczna Brigitte Bardot. W walce z bezsensownym zadawaniem zwierzętom bólu najlepiej sprawdza się obraz. A może sceny te były dla twórców filmu po prostu zbyt drastyczne?
O dziwo, nie padają w tym filmie w ogóle magiczne słowa „ocieplenie klimatu”. Czyżby twórcy filmu czytali wywody Claude’a Allegre? Sceny zaśmieconych przybrzeżnych wód portowych napawają obrzydzeniem. Ale zakwaszenie oceanów jest zaledwie sugerowane. Koralowców i problemów ich wymierania można się jedynie domyślać. Za to rozmnożone cudownie przy pomocy komputera kraby tworzą żywą, a nierealną i poruszającą się na wszystkie strony powłokę na przestrzeni kilku mil kwadratowych oceanicznego dna.
Jest w filmie wiele scen zupełnie nieprawdopodobnych. Takich jak kopulacja delfinów, morsy opiekujące się młodymi nie gorzej niż ludzie, wieloryby karmiące mlekiem swe młode, pasące się na podwodnej łące diugonie, pożerające swą zdobycz wielkogębne ryby żyjące na morskim dnie.
Ten film to spektakl zapierający dech swym rozmachem, dynamiką, kolorami. Na lądzie kłócimy się o to, czy klimat ociepli się, czy ochłodzi. W toni wodnej ważniejsze jest ile kwaśnych deszczów spłynie rzekami do światowego Oceanu. Wydaje się, że temu bezkresnemu światu nic nie może zagrozić. A jednak jest on niezwykle wrażliwy. Wystarczy trochę kwasu, detergentów, nawozów, ropy spuszczanej ze statków, zwykłych śmieci i ludzkich odchodów, aby i oceaniczny bezmiar powoli zamienić w słoną pustynię.
Jacek Kubiak
Komentarze
Nie bardzo rozumiem przeslanie wynikajace ostatniego akapitu.
Oczywiscie, ze skoro nie zyjemy pod woda, to klimat interesuje nas najardziej, jako ze to on bedzie ksztaltowac nasze zycie bezposrednio. Jednak zyjac w systemie naczyn polaczonych, w ktorym zmiany klimatyczne rzutuja na zmiany fiziko-chemiczne oceanow i vice versa trudno jest ignorowac przewidywalne i nieprzewidywalne zmiany na poziomie biosfery jako takiej, ktorej elementem sa zarowno oceany, jak i klimat.
Te „troche kwasu” to nie silny kwas solny czy azotowy wlewany do wody jako odpad, ale wlasnie slaby kwas weglowy pochodzenia klimatycznego.
W jednym z programow z serii Thalassa (byc moze Jacek zna te serie z tv3) mozna bylo obejzec reportarz o rybakach filipinskich, ktorzy na wodach lokalnych lowia ryby dynamitem. Za kazdym razem kiedy prowokuja oni wybuch w wodzie, niszcza oni kawalek rafy koralowej, ktora to rafa jest wylegarnia ryb – podstawy egzystencji rybakow. Rybacy sa SWIADOMI tego, co robia i szkod, jakie wyrzadzaja SAMYM SOBIE.
To po czesci ilustruje zachowanie calej ludzkosci wobec oceanow, nienaruszalnych, jak mogloby sie wydawac. Inny ciekawy przyklad naszego niezrozumienia srodowiska to problematyka zwiazana z hodowla lososi u wybrzezy Chile. I to w wykonaniu Norwegow, postrzeganych jako mistrzowie ochorny srodowiska…
Oceany pewnie przezyja. Nawet bez nas. Naszego przezycia bez oceanow nie jestem pewien.
Pozdrawiam.
http://www.oceans-lefilm.com/
tutaj przedsmak, colosc zapiera dech i budzi respekt dla czterech lat pracy,
pozdrawiam
Jacek,
wpusc moj wpis…
@ Jacobsky :
Bo tak odebralem przeslanie filmu. Ale masz oczywiscie racje, ze jak juz nie bedzie ludzi-trucicieli, to wtedy Oceany odetchna. I nie tylko Oceany.
Skoro już nie mogłeś sobie nie pofolgować z lekceważeniem globalnego ocieplenia wobec bezmiaru oceanu, to ja sobie pofolguję i przypomnę, że po pierwsze oczywistą ofiarą globalnego ocieplenia będą nie tylko ekosystemy paku lodowego, ale również rafy koralowe. Koralowce były nazywane długo zwierzokrzewami i w tej nazwie kryła się swoista prawda – w ich ciele żyją zooksantelle i zoochlorelle, czyli fotosyntetyzujące glony (tak samo jak w ciele roślin czy glonów nieroślinnych, jak brunatnice, zwane dla niepoznaki chloroplastami) i dużo, jeśli nie większość, materii organicznej tworzącej ciała koralowców to efekt ich fotosyntezy. No i właśnie te zooksantelle zamiast jak Pan Bóg przykazał cieszyć się ze wzrostu temperatury, wcale tak bardzo go nie lubią i w zbyt ciepłych wodach obumierają, istotnie obniżając kondycję koralowców-gospodarzy.
Masz dostęp do Scientific American?
http://www.nature.com/scientificamerican/journal/v294/n3/full/scientificamerican0306-58.html
Tam właśnie jest o tym trochę. Autor, jak ty, skupia się głównie na zakwaszeniu, ale po pierwsze, zna zjawisko blednięcia koralowców od przegrzania, a po drugie rozpatruje związki między poziomem kwasu węglowego H2O*CO2 a efektem cieplarnianym. Ten sam autor (Doney) w Nature (http://www.nature.com/nature/journal/v444/n7120/full/444695a.html) opisuje spadek biomasy fitoplanktonu oceanicznego w ostatnich dekadach (a więc wbrew temu, co twierdzą ci, którzy pokładają nadzieję w zwiększeniu produktywności oceanów, wraz ze wzrostem substratu fotosyntezy (CO2) i temperatury) i modeluje, że o ile w strefach polarnych może nawet właśnie nieco zwiększy się produkcja, to w strefach umiarkowanych i międzyzwrotnikowych ocieplenie tak wpłynie na cyrkulację wody i biogenów, że produkcja będzie spadać.
Oceany są olbrzymie i na ich wielką masę kilkustopniowe zmiany temperatury nie mają wielkiego wpływu, ale warto pamiętać, że – przynajmniej wg obecnej wiedzy – niemal cała biologia oceanów to strefy tuż przy atmosferze i przy brzegu oraz prądy, a tam zmiany temperatury miewają dużo bardziej zauważalny wpływ. Na przykład w Zatoce Gdańskiej w zasadzie żyją dwa gatunki sinic dających zakwity i właśnie w połowie lat 90, po jednym wyjątkowo ciepłym lecie nastąpiła zmiana w ich wzajemnych proporcjach. Teraz lata są raz cieplejsze, raz zimniejsze, ale raz zaszłe przełączenie już się nie cofa. Warto pamiętać o tym, że takie zjawisko, tj. histereza przy przechodzeniu między alternatywnymi stanami stabilnymi (można sobie wygóglać to pojęcie w naukowych wyszukiwarkach) jest normą w ekologii i czasem długo powolne zmiany nie dają zauważalnych skutków, po czym w ciągu bardzo krótkiego czasu następuje przeskok, po którym nawet powrót do poprzednich warunków nie przywraca starej sytuacji przez długi czas (to najlepiej zbadano przy przeżyźnieniu zbiorników).
Oczywiście – dla ekosystemu może być wszystko jedno, czy dominuje jeden gatunek sinicy, czy drugi, ale dla człowieka może mieć kolosalne znaczenie, jeśli jeden daje zakwity tylko paskudne, a drugi ponadto toksyczne. Podobnie z geologicznego punktu widzenia (a więc geolodzy kogą wydawać uspokajająco-fatalistyczne oświadczenia) może być wszystko jedno, czy rafy będą budowane przez koralowce, czy przez gąbki albo sinice stromatolitowe (jak było w przeszłości – co ciekawe, przy niektórych wielkich wymieraniach fanerozoicznych wymierały też aktualne gatunki rafotwórcze i pojawiały się znowu stromatolity jak w archaiku), ale między jednym stanem stabilnym a drugim mogą upłynąć tysiące albo miliony lat, a okres przejściowy ludziom nie musi się podobać.
@ panek :
Tak, tak. Dlatego napisalem: Koralowców i problemów ich wymierania można się jedynie domyślać. Bo bylem zdziwiony, ze tego tam praktycznie nia ma. Chyba dlatego, ze do szerokiej publiki latwiej trafia rekin z poobcinanymi pletwami w smiertelnych konwulsjach niz ‚spokojnie’ umierajaca rafa.
Zajawka w istocie ładna. (Jak zajawki większości filmów kinowych, które potem są ładne albo nie. 😉 )
jk: „Chyba dlatego, ze do szerokiej publiki latwiej trafia rekin z poobcinanymi pletwami w smiertelnych konwulsjach niz ?spokojnie? umierajaca rafa.”
To film z narracją, czy w zasadzie same obrazy (jak Mikrokosmos)? Jeśli to drugie, to dość trudno wiele rzeczy pokazać. Jak pokazać zakwaszenie? Dać zdjęcia pehametru z napisem 1980 i wskazaniem 8,2 i z napisem 2008 i wskazaniem 7,9? Dać zdjęcia zielonych koralowców, później zbliżenie na palące słońce i zdjęcia koralowców blednących? Pomijając kwestie techniczne (skąd wziąć zdjęcia stanu referencyjnego?), to i tak trudne do pokazania.
jacobsky: „problematyka zwiazana z hodowla lososi u wybrzezy Chile. I to w wykonaniu Norwegow, postrzeganych jako mistrzowie ochorny srodowiska?”
Ochrona środowiska może i tak, ale z ochroną przyrody jest nieco inaczej. Norwegowie u różnego typu WWFów (nie mówiąc o bardziej radykalnych organizacjach) mają przechlapane przez wielorybnictwo itd. Ale to ogólny problem z firmami, które w Europie przestrzegają różnych norm, a poza nią zachowują się, jak w Europie sto lat temu. Ostatnio w Polsce z kolei skazano na rok więzienia (bez zawieszenia – ewenement!) Brytyjczyka za znęcanie się nad końmi. Zapewne w Wlk. Brytanii, gdzie ochrona zwierząt (i w ogóle pojęcie ich praw) chyba ma najdłuższą tradycję, nie odważyłby się robić tego, ale sądził, że w Polsce, jako dzikim kraju, gdzie koniom można łamać drągiem nogi przy transporcie do Włoch, ujdzie mu to na sucho.
Pod tym względem oczywiście bardziej widowiskowe jest obcięcie płetw rekinom niż odrywanie polipów od szkieletu koralowców. (W tym drugim jeszcze komuś by się przykro zrobiło na widok naszyjnika z korali. Notabene, koral szlachetny jest już na wymarciu przez synergię wpływu zmian środowiska i eksploatacji.) A z kolei w UE w celu nieprzeeksploatowania dorsza prawie połowę złowionych dorszy, które właśnie przeszły dekompresję, zaduszenie itp. wyrzuca się za burtę, bo np. limit połowowy na dany miesiąc to jeszcze 1 tona, a sieć wyłowiła 20 ton, więc zapłaciłoby się karę za przeekploatowanie i tak co miesiąc…
Zgadzam sie z Pankiem ze latwo epatowac w filmach, także przyrodniczych, scenami jawnej przemocy, a problem jest daleko szerszy.
W temacie dorzuce dotyczace wyrzucania (nie tylko i nie przede wszytskim za burte okaleczonych zwierzat) haslo z wikipedii:
http://en.wikipedia.org/wiki/Great_Pacific_Garbage_Patch
– ladnie pokazujace jak smiecimy w oceanie 🙁
@ panek :
Chyba nie ma w srodku tekstow. Tylko na poczatku i na koncu. Ale nie jestem pewien, bo film widzialem ponad miesiac temu.