Lotniskowe odkrycia
We wtorek wracałem z podróży po USA. Uwięziony przez śnieżycę na lotnisku w Bostonie zajrzałem do lotniskowej księgarenki. Znalazłem tam zaskakująco interesującą lekturę: „Group Theory in the Bedroom, and Other Mathematical Diversions” Briana Hayesa.
Nowy Jork
Cleveland
Cleveland
Mississippi
Preria zimą
Tramwaj w Houston
Boston
Boston
Boston
Boston
Po 10 dniach spędzonych w Nowym Jorku, Cleveland, Houston i Bostonie znalazłem się na lotnisku im. gen. Edwarda L. Logana w ostatnim mieście mojej panamerykańskiej podróży. Spędzić tam miałem nieoczekiwanie ponad 6 godzin, albowiem burza śnieżna, która rozszalała się nad miastem uniemożliwiła lądowanie samolotu z Paryża. Odesłano go do odległego o ok. 300 km Bangor, aby śnieżycę przeczekał. Po 3 godzinach burza ustala, loty wróciły do normy i samolot doleciał szczęśliwie do Bostonu. Ja jednak wcale straty czasu nie żałowałem, gdyż od lektury Hayesa nie moglem się wprost oderwać.
Hayes jest byłym szefem „Scientific American”, w którym prowadził m. in. rubrykę „Computing Science”. Co jak co, ale pisać o nauce (w tym wypadku o matematyce i informatyce) potrafi on świetnie. Początkowo wahałem się z kupnem książeczki. Sądziłem bowiem, że nauki te są dla mnie zbyt hermetyczne, nawet w popularnej formie. W dodatku w przymusowej sytuacji, na lotnisku, czekając na samolot, poświęcanie czasu zawiłościom matematyki wydawało mi się mało zachęcające. Jednak, jak wspomniałem wyżej, lektura okazała się pasjonująca.
Większość, jeśli nie wszystkie eseje zebrane w „Group Theory” były publikowane w „Scientific American”. Ale książka nie jest zwykłym zbiorem dawnych esejów dzięki bardzo zręcznemu zabiegowi. Każdy rozdział posiada 3-4 stronicowy dodatek w postaci zaktualizowanych przemyśleń autora: „Afterthoughts”. Dodają one dawnym tekstom świeżości i atrakcyjności.
Nie wiem dlaczego (pewnie to moja przewrotność), ale tak jak nigdy nie czytam gazet i tygodników od początku do końca, a tylko w jakimś, nawet dla mnie niezrozumiałym, porządku, tak samo czytam książki złożone z oddzielnych esejów. Dlatego po obejrzeniu książeczki zacząłem czytać ją od ostatniego rozdziału noszącego tytuł właśnie „Group Theory in the Bedroom”.
Właściwie cały rozdział dotyczy obracania i przesuwania materaca, co ma zapobiegać wygniataniu miejsca, w którym się śpi (chodzi o odwracanie materaca raz na jedną, raz na drugą stronę – góra-dół, i równoczesne zmienianie pozycji głowa-nogi). Dowiedziałem się przykładowo, że najlepiej obracać materac w dwie osoby i zaznaczyć jeden z jego rogów po każdej stronie, tak, by łatwo orientować się, gdzie w każdej pozycji znajduje się która jego część. Rozważania biegły jednak nie tyle w kierunku znalezienia optymalnego sposobu na dokonanie tych skomplikowanych ewolucji (tego uczą, skądinąd mało zrozumiałe, ulotki załączane do materacy lepszej jakości), ale do znalezienia złotej reguły („golden rule”) stosowalnej dla tego, i jemu podobnych, skomplikowanych procesów.
Rozdział, a więc i cała książka, kończyłaby się fiaskiem, gdyż reguły autor nie znalazł – gdyby nie „Afterthoughts”. Pointa jest jednak tak zaskakująca, a równocześnie tak prosta, że nie mogę jej tutaj przytoczyć i odsyłam blogowiczów do książki. Mogę zdradzić jedynie, że chodzi o taką transformację materaca, aby jego odwracanie stało się po prostu bezprzedmiotowe. Czekam na pomysły internautów.
Następny, a drugi w książce rozdział, pt. „Random Resources” przykuł moją uwagę, gdyż od pewnego czasu bardzo pochłonięty jestem rolą przypadkowych zjawisk w biologii, a szczególnie w ewolucji. Otóż dowiedziałem się, że przypadkowość („randomness”) jest o wiele bardziej rzadkim niż myślimy, jeśli w ogóle nie najrzadszym, czyli praktycznie zupełnie nie występującym w naturze w czystej postaci, zjawiskiem we Wszechświecie. A to ci dopiero! – wykrzyknąłem uzmysławiając sobie całą nędzę moich dotychczasowych przemyśleń (tych biologiczno-ewolucyjnych). Byłem bowiem przekonany, że jest dokładnie na odwrót i że przypadkowość góruje we Wszechświecie nad porządkiem. A tu okazało się, co teraz wydaje mi się zupełnie oczywiste, że przecież można bardzo dokładnie wyliczyć parametry, a więc i przewidzieć wynik, tak superprzypadkowego wydawałoby się procesu, jak np. rzucanie monetą.
Trzeci, najbliższy mi pod względem tematyki, rozdział nosi tytuł „Inventing the Genetic Code”. Zanim Watson i Crick ogłosili model budowy DNA, wielu naukowców (jak się okazuje głównie fizyków) proponowało swoje najbardziej logiczne z logicznych modele kodu genetycznego. Ale nawet po publikacji Watsona i Cricka spekulacje na ten temat nie ustały – w końcu kodu genetycznego obaj nobliści wcale nie złamali, a dokonał tego Marshall Nirenberg dopiero ponad 10 lat później (odkrycie Watsona i Cricka było jednak w oczywisty sposób do tego niezbędne).
„Aftertoughts” do tego rozdziału prowadzą do kolejnej oczywistej i, jak dla mnie, wręcz genialnej konkluzji, że najbardziej logiczne i najbardziej użyteczne jest nie to, co nam takie właśnie się wydaje, ale to, co jest najbardziej użyteczne i logiczne dla natury. Gdyby przed złamaniem kodu genetycznego przez Nirenberga ktoś zaproponował dokładnie taki właśnie teoretyczny model bez poparcia doświadczeniami, nikt by weń nie uwierzył właśnie ze względu na pozorny brak logiki. Dopiero znając ostateczną, udowodnioną wersję można bowiem dostrzec żelazną logikę natury, również w kodzie genetycznym.
Bardzo zaskoczyło mnie to, że 6-godzinny pobyt na lotnisku Logana okazał się prawie tak samo owocny intelektualnie jak liczne wykłady i dyskusje, w których uczestniczyłem od 10 dni.
Jacek Kubiak
Fot. JK
Komentarze
Warto rozwazyc lozko wodne lub materac dmuchany, choc na obu, w dluzszej perspektywie, nie spi sie wygodnie 🙂
Przypadkowosc jest wszakze pojeciem umownym, przydatnym z punktu widzenia end-usera rzeczywistosci, ale zarazem co raz bardziej ulotnym, w miare poglebiania poziomu analizy. Latwiej ja okielznac w retrospekcji. „It is difficult to make predictions, especially about the future”
Szalom
Ładne zdjęcia i ciekawe. 🙂
@ psychobobas :
No tak, lozko wodne likwiduje problem odrwacania, podobnie hamak, ale chodzi o rozwiazanie bardziej subtelne, chcoc i o wiele bardziej szalone. 😉
Co do przypdkowosci, to dokaldnie tak wlasnie jest.
Szalom
@ GP :
Dzieki. 🙂 Taki szybki fotoreportaz z podrozy.
Kiedy nadchodzi seria wykladow z genetyki molekularnej bakterii, wtedy zawsze oddaje nalezny hold Marshallowi Nirenbergowi. Zreszta uczynil to Scientific American w ponizzszym artykule.
http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=the-forgotten-code-cracke
Marshall Nirenberg to ciekawa postac, a przede wszystkim tak odmienna od Watsona i Cricka, ktorzy robili wokol siebie sporo marketingu, i w ten sposob weszli do popularnego obiegu, moze nie w takim stopniu jak np. Einstein, ale jednak, co oczywiscie w niczym nie umiejszaja odkryciu Watsona i Cricka. Jednak co daje posiadanie dokumentu, ktorego tresci nie mozna odczytac ? A tak bylo a DNA. Juz nie pamietam ktory z nich, Watson czy Crick zaprzagl do analiz kodu metody kryptologiczne uzywane przez kontrwywiad do lamania obcych kodow, co oczywiscie nie dalo rezultatow, a wiec zainteresowany w ogole odpuscil sobie lamanie kodu genetycznego i zajal sie czyms innym.
Legenda glosi, ze u schylku dnia, w ktorym W. i C. ustalili ostatni szczegol w opisie struktury DNA obydwaj panowie poszli du pubu, zeby opic sukces i wtedy jeden z nich zadeklarowal cos w stylu, z oto W. i C. weszli posiadanie sekretu zycia. Ech… nie tak latwo. Dopiero Marshall Nirenberg odtajnil kod genetyczny, czyli dokonal odkrycia, bez ktorej nie mozna sobie wyobrazic rozwoju dzisiejszych nauk biologicznych i pokrewnych z biologia.
Marshall Nirenberg umarl niedawno (15 stycznia tego roku).
Pozdrawiam.
@ Jacobsky :
Swietnie uzupelniles te czesc wpisu o kodzie. Dokladnie to chcialem napisac, ale nie moglem sie rozpisywac, wiec „zostawilem” na dyskusje. 🙂
Tak, to Crick porbowal zlamac kod genetyczny przy pomocy szyfranow i o tym m. in. pisze Hayes. Byly pomysly na szyfr z zachodzacymi pojedynczymi i podwojnymi nukelotydami, ktore oczywiscie szybko zostaly obalone przez badania pokazujace, ze nie ma takiego ograniczenia w ukladzie aminokwasow (bo ruszalo juz powoli sekwecjonowanie bialek). Swoja droga, gdyby splicing byl o wiele bardziej powszechny i wydajny i cial informacje genetyczna na jeszcze drobniejsze kawalki, to lamanie kodu mogloby trwac jeszcze bardzo dlugo, bo porownywanie sekwencji nukelotydowych w DNA z aminokwasowymi w bialkach bylo „ostatecznym” dowodem. O ile pamietam z wykladow prof. Waclawa Gajewskiego z UW, to Nirenberg pod koniec swych badan zamknal wszystkich pracownikow w labie i kazal im (i sobie) pracowac bez wytchnienia przez 24 godziny na dobe, zeby sprawdzic jak najszybciej wszystkie trojki nukelotydow. Dzis by mial klopoty ze zwiazkami zawodowymi. 🙂
A rzeczywiscie smierc Nirenberga przeszla jakos niezauwazenie. Ja sam dowiedzialem sie dopiero w ten poniedzialek, gdy zobaczylem wycinek z gazety przyklejony kolo biurka przyjaciela, ktorego dowiedzilem w labie w Bostonie.
jk,
Nirenmebrg pracowal w bezkomorkowym systemie syntezy protein in vitro otrzymanym z E. coli. Mysle (a raczej jestem pewien), ze splicing nie aplikuje sie w tym ukladzie, choc z pewnoscia wtedy (1960) Niremberg mogl o tym nie wiedziec. Dlaczego ? Bo to w jego labolatorium udowodniono eksperymatelnie zwiazek miedzy RNA i synteza protein.
Przeczytaj artykul, ktory zlinkowalem – tam jest opis tego, co i jak dokonano aby zlamac kod genetyczny. Fascynujace !
Pozdrawiam.
Zle sie wyrazilem: Niremberg mial szczescie, ze wybral system bakteryjny, a wiec taki, gdzie splicing nie istnieje. Dodatkowo, poniewaz to jego lab udowodnil wziazek miedzy RNA i synteza bialek, a wiec nalezy przypuszczac, ze splicing jako taki nie byl znany, i nie mogl byc rozwazany przy przygotowywaniu doswiadczen nad lamaniem kodu.
Pozdro.
No dokladnie tak. Zrobilem przeskok od Nirenberga do splicingu. Gdyby w jego systemie splicing jednak byl, to bylo mu piekilenie trudno udowodnic cokolwiek. Tak samo bylo z Mendlem, wystarczyloby aby zainteresowal sie czyms dziedziczonym wielogenowo, a zrezygnowalby po kilku porazkach.
jk,
i na tym chyba polega szczescie w badaniach, ktorego nalezy zyczyc wszystkim „szczurom” labolatoryjnym 😉
Z innej beczki (rowniez a propos szczescia): dzis na pierwszej stronie moj yahoo doniosl, ze znaleziono metode na autralisjka plage, jaka jest ropucha trzcinowa (cane toad). Metoda to zarcie dla kotow. Zawartosc kocich puszek przyciaga drapiezne mrowki australijskie, dla ktorych Whiskas to przysmak. Jesli rozrzucic kocie zarcie w okolicy legowej ropuch, to armia mrowek zwabiona kocimi puszkami nie tylko zajmie sie Whiskasem, ale tez dobierze sie do kijanek, i to bardzo skutecznie, eliminujac ok 70% populacji. Nalezy zaznaczyc, ze ropucha trzcinowa to wyjatkowy zajzajer, ktory je wszystko, jest trujaca dla wszystkich drapieznikow (za wyjatkiem samej siebie – owszem, kanibalizm wystepuje wsrod ropuch, ale nie ma on wiekszego znaczenia), i dotychczasowe zabiegi kontrolne nie daly zadnych rezultatow.
Historia z mrowkami i z kocimi puszkami jako zywo przypomina opowiadanie Mrozka pt. „Ptaszek ugupu”…
Pozdrawiam.
@ Jacobsky :
He, he, ten Hayes tez ma cos z Mrozka (i z Woody Allena). 🙂
A moze jednak przypadek? Kod moglby byc czworkowy. Co wiecej, „logika” wskazuje na to ze kod czworkowy bylby „lepszy” ze wzgledu na jego wieksza pojemnosc (256 kombinacji) a zatem mozliwosc uzycia wiekszej liczby rodzajow aminokwasow do budowy bialek. „Przypadkiem” mogla byc panujaca temperatura, byc moze ze kod czworkowy powodowalby ze wiazania wodorowe pomiedzy kodonem i antykodonem bylyby zbyt silne. Tak wiec przypadek (przedzial temperatur) mogl zamknac dalsza ewolucje w ograniczonych ramach kodu trojkowego. No ale pomyslowi ludzie probuja pokonac ta bariere.
http://www.newscientist.com/article/dn18523-genetic-code-20-life-gets-a-new-operating-system.html
@ jacekp :
Chyba nie ma tez zadnej presji ewolucyjnej na kod wiekszy niz trojkowy, bo 64 mozliwosci wystarczaja z nakladem do kodowania 20 aminokwasow. Moze i jestesmy swiadkami ewolucji w obrebie takiego wlasnie „nadmiernego” kodu trojkowego. UGA koduja czasem selenocysteine, zamiast oznaczac, jak mu przytalo, STOP – o czym zreszta Hayes wspomnia (str. 84).
Jakos tylko psychobobas z 2010-02-19 o godz. 13:58 pokusil sie o podanie golden rule do przekladania materaca. Nie ma innych pomyslow? 🙂 Pewna podpowiedzia moze byc jedno z dolaczonych do wpisu zdjec.
jk,
ja spie na kartonach i na styropianie…
Podtrzymujesz etos. 😉
jk
Co do czwórkowego kodu może i nie do końca przypadek? Gdyby kod był czwórkowy cały mat. genetyczny byłby dłuższy – zajmowałby więcej miejsca, obróbka trwałaby dłużej, replikacja itd. więcej miejsc, w których mogłyby zajść mutacje etc.
Z przypadkowością w kontekście ewolucji od razu na myśl nasuwają mi się płomienne wypowiedzi kreacjonistów i zwolenników inteligentnego projektu: Przecież jestem na tyle złożony, że nie mógłbym powstać ‚przez przypadek’!
Pozdrawiam 😉
Zachodzę w głowę jak autor tego wpisu wywnioskował z artykułu „Randomness as a resource” praktyczny brak przypadkowości w procesach ewolucyjnych? A efekt założyciela, dryf genetyczny, że o mutacjach nie wspomnę?
Przyjmujac zalozenie, ze materac jest nioznakowany oraz, ze zmiany pozycji powinny byc takie, aby kazda pozycja materaca (z czterech mozliwych) zostala wykorzystana w tym samym stopniu oraz, ze nie stosujemy ani oznakowania, ani tez nie zapamietujemy ostatnie zmiany pozycji, trzeba jeszcze przyjac niedopowiedziane zalozenie czestotliwosci zmiany pozycji. Zaleca sie zmiane pozycji co najmniej dwa razy w roku, a w moim rozwiazaniu przyjalem zasade zmiany pozycji materaca cztery razy w roku.
Rozwiazanie:
Przy najblizszej okazji zmiany czasu (letni/zimowy) przewracamy materac wzdluz osi poprzecznej, po trzech miesiacach wzdluz osi podluznej, itd. W ten sposob materac bedzie lezal w kazdej z czterech mozliwych pozycji przez trzy miesiace w roku. Niczego wiecej nie trzeba zapamietywac.
@ Juzwa :
To prost. Tym wszystkim nie rzadzi zaden przypadek, tylko koniecznosc. Przypadku (doskonalego) po prostu nie ma. Tylko czlowiek nie rozumiejac co sie wokol niego dzieje niewytlumaczalne tlumaczy przypadkiem. 🙂
Przypadek jest tylko nasza ulomna wizja.
@ Werbalista :
W tym wlasnie caly problem jak zapamietac ile czasu na ktorej stronie lezy twoj materac (up side down i lewo-prawo). Chyba, ze prowadzisz notatki z datami i oznaczasz strony i rogi materaca. W ksiazce jest inne, bardzo przewrotne, ale zawsze, rozwiazanie uniwersalne.
jk:
Ah, jesteś deterministą znaczy? 😉
No to porozmawiajmy o rozpadach promieniotwórczych, zasadzie nieoznaczoności i indeterminizmie mechaniki kwantowej…
@ Juzwa :
He, he, Hayes podaje wlasnie te przyklady. Za jakis czas nauczymy sie wyliczac to wszystko tak, ze nawet zasada Heisenberga moze okazac sie przyblizeniem (przy calym szacunku). To oczywiscie tylko spekulacje. Nie stawialbym orzechow za dolary, ale kto wie? Mamy tendencje, a nawet obowiazek, wierzyc w dogmaty. Ale najczesciej tylko od czasu.
jk
Sam kod genetyczny jest rowniez wynikiem dlugiej ewolucji (czy Hayes zdaje sobie z tego sprawe?– nie sprawdze bo nie mam odwagi czytac tego typu ksiazki i nie spedzam zbyt wiele czasu w podrozach). Gdzies czytalem ze trojka nie jest wystarczajaca aby zapewnic stabilne wiazanie pomiedzy tRNA i mRNA bez towarzyszacej maszynerii rybosomu. Tak wiec, wczesny kod moglby byc oparty na dluzszych elementach aby byc stabilny. Kod trojkowy mogl sie wylonic wraz z uksztaltowanym ribosomem. Nie tylko manipulacje genetyczne wskazuja na mozliwosc wystepowania kodu czworkowego (lub dluzszego) na jakims etapie optymalizacji. Rowniez w przyrodzie od czasu do czasu zdarza sie przypadek tRNA ktore ma antykodon zlozony z 4 (mam na mysli supresje zmiany ramki odczytu).
jk,
No to jak wytlumaczysz zmiany wartosci kodujacej ktore pojawily sie w niektorych liniach ewolucyjnych? Na przyklad ja spedzilem stanowczo za duzo mojego zycia badajac organizmy u ktorych TAA koduje cos innego niz stop (np glutamine). Konsekwencje takich eksperymentow naturalnie sa ogromne jak nietrudno sobie wyobrazic. Dla mnie, zaufanie budzi propozycja ze takie sytuacje wynikaja z dryftu genetycznego gdzie dwa systemy dekodujace wspolistnieja przez jakis czas, po czym warunki zewnetrzne selekcjonuja ten egzotyczny system dekodujacy i usuwaja oryginalny. Nie widze tutaj zadnej koniecznosci. Moglo tak byc a moglo byc inaczej. Jak juz sie cos stanie to gatunek jest uwieziony w takim czy innym rozwiazaniu.
@ jacekp :
Sadze, ze kod trojkowy wylonil sie z dwojkowego (a wczesniej byl 1 nukleotyd – 1 aa). Problem z kodem czworkowym jest taki, ze trojkowy pokrywa w zupelnosci zapotrzebowanie na 20 aminokwasow i dalsza ewolucja nie jest konieczna. Ale natura nie proznuje i sonduje system czworkowy.
jk: Jako osoba, która twierdzi że wszystko będzie można policzyć powinieneś się zapoznać z tą pozycją: http://www.wydawnictwoamber.pl/img/okladki/003000/003078.jpg
Ciekawym jak się ustosunkujesz do układów chaotycznych (wrażliwych na warunki początkowe), i naszej niemożności poznania tych warunków wystarczających do jakichkolwiek prognostycznych obliczeń. Jak się odniesiesz do ograniczeń algorytmicznych maszyn liczących nieprzekraczalnych już na poziomie maszyny Turinga? I wreszcie jak to powiążesz z twierdzeniem o niezupełności, które na dobrą sprawę podważa same podwaliny ludzkiej matematyki?
Beztroska z którą się wyrażasz na temat naszej przyszłej możności do wyliczenia wszystkiego powoduje, że zastanawiam się czy zdajesz sobie sprawę, że wszelkie dotychczasowe wyliczenia tyczą się jedynie wyidealizowanych modeli fizycznych? Efektem tego jedyne obliczenia na poziomie subatomowym mają charakter statystyczny.
Też chciałbym mieć taką wiarę w potęgę nauki, ale wydaje mi się że ideę demona Laplace’a porzuciliśmy już gdzieś na początku XX wieku…
A nawet nie wytoczyłem jeszcze ciężkich dział w postaci epistemologii ewolucyjnej – z niej to dopiero można jajcarskie wnioski wyciągnąć. 😉 Zalecam nieco pokory i pewną dozę skromności w stosunku do wszechświata.
@ Juzwa :
Przeciez piszac to powoluje sie na opinie Hayesa. Ja tego policzyc i przewidziec nie potrafie. 🙂
jk
Rzecz w tym, że Hayes nic takiego nie twierdzi. Pisze tylko o tym’ że osiągnąć idealną przypadkowość zbioru liczb jest nam równie trudno co idealny porządek. Reszta to już twoja ekstrapolacja. Nie wycofuj się, tylko mi wytłumacz – może moje przemyślenia ewolucyjne też wieją ogólną nędzą, a ja artykułu Hayesa zwyczajnie nie zrozumiałem?
Niezupelnie. Snuje rozwazanie wlasnie na temat obliczalnosci zjawisk rozpadu atomow.
Acha, to podam jeszcze rozwiazanie zagadki jak uniknac przekladnia materaca. Hayes proponuje skrecic go i polaczyc oba konce tak aby utworzyl wstege Möbiusa, wowczas bedzie mial tylko jedna strone i przekladanie nie bedzie mialo sensu. 🙂
Czy, jeśli w rzucie monetą, wiemy NA PEWNO, że prawdopodobieństwo reszki jest 1/2, to to znaczy, że jeśli wypadnie reszka, to NIE BYŁO to PRZYPADKOWE?????
Jeszcze raz powtórzę to, co powtarzam zawsze: słowa, słowa, słowa….
jk pisze:
2010-02-21 o godz. 20:42
dokladnie ! Gdyby natura „potrzebowala” wiecej niz 20 aminokwasow, to by je „uzyla”. I tak zycie prawdopodobnie rozpoczelo swoj bieg z mniejszym zestawem aminokwasow niz 20 i z sekwencjami nie dluzszymi niz 20 – 25, jesli oczywiscie przyjac (co wysoce prawdopodobne), ze polipeptydy pojawiliy sie zanim informacja genetyczna weszla do obiegu, a w raz z nia selekcja naturalna zwiazana z uzyciem tego kodu. Do tego momentu selekcja polegala na losowym kombinowaniu i rozpac?dzie powstalych polipeptydow.
@ mw :
Nie, chodzi o to, ze znajac dokladnie parametry i rozklad sil mozna tak rzucac moneta aby miec zawsze reszke lub orla na zyczenie. Ale oczywiscie zgoda, ze to slowa, slowa, slowa… jak z tym materacem w formie wstegi Möbiusa. 🙂
jk o 17:27
ha, ha, ha. Tym się powinna zająć komisja hazardowa.
A no wlasnie! Tyle, ze politycy nie czytaja na lotniskach. 😉
NUDY NA PUDY!
Nigdy wcześniej tego blogu nie czytałem i jak się okazuje – nieprzypadkowo.
@ przytomny :
O ultracienkich technologiach bylo ciekawsze, no nie? 😉 Tez tak sadze.
Rozwiazanie „przewrotne”.
Zrzucenie bomby fosforowej na materac spowoduje, ze jego przekladanie rowniez zostanie pozbawione sensu 🙂
@ psychobobas :
Rowniez wyciecie dziury w tym miejscu, gdzie sie lezy. Ale jednak wole zrobenie wstegi Möbusa intelektualnie bardziej mi odpowiada.
Przy okazji, wlasnie przeczytalem w Rzepie, ze „porzadni” ludzie nie potrzebuja szokujacej sztuki. Widac nie jestem porzadny, bo interesuje mnie wlasciwie wylacznie szokujaca sztuka. Nauka tez. I dlatego o tym pisze. Materac w formie wstego Möbiusa nalezy wlasnie do tej kategorii. 🙂
Zadziwiające, że w Biochemii Berga, Tymoczko, Stryera, PWN 2005 według piątego wyd.ameryk. nie ma ani słowa o Nirenbergu.