Nie było mnie w Krakowie

Nie brałem udziału w dzisiejszym marszu ateistów i agnostyków. I bardzo tego żałuję.

Niestety nie można być w dwóch miejscach równocześnie. Sądzę, że dzisiejszy przemarsz ateistów i agnostyków przez Kraków miał ogromne znaczenie dla osób, którym religia jest obojętna.


Ludzie, którzy nie zgadzają się z dominacją religijnego myślenia w życiu społecznym i politycznym Polski pokazali, że istnieją i mają coś do powiedzenia. I chwała im za to. Mogli też sami zobaczyć, ilu ich jest w rzeczywistości.


Oficjalny stosunek Kościoła katolickiego do niekatolików jest akceptowalny chyba dla każdego. Jednak w Kościele katolickim rozdźwięk pomiędzy deklarowaną w Watykanie oficjalną wykładnią a codziennością i rzeczywistością jest ogromny i równie powszechny jak powszechność samego Kościoła.


Deklaratywna miłość do bliźniego nie idzie w parze z chęcią zrozumienia innowiercy czy agnostyka. Ba, nawet katolika-grzesznika. Tak samo jak powszechnie nieprzestrzegany jest przez katolików obowiązek nieużywania prezerwatyw, przestrzegania postów, okazywania miłosierdzia i wielu, wielu innych aspektów życia codziennego.


Godzenie wiary z nauką też jest zabiegiem, który, delikatnie mówiac, nie trzyma się kupy. Oczywiście naukowiec może być katolikiem, żydem, muzułmaninem czy wyznawcą jakiegoś guru. Jednak akt wiary kłóci się z naukową analizą.


Sądze, że człowiek rzetelnie wierzący we wszystkie dogmaty Koscioła katolickiego (a chodzi mi o rzetelną wiarę, a nie o samo chodzenie do kościoła w niedzielę) nie może być dobrym naukowcem analizującym bezstronnie rzeczywistość.


Biolog, który zna skład aminokwasowy mięsa i nadal uważa, że jedzenie wołowiny w piątek jest grzechem, podczas gdy zajadnie się homarem czy dorszem jest jak najbardziej wskazane, musi mieć pewien kłopot natury logicznej.


Chemik wierzący w przemianę wina w krew musi zadawać sobie pytanie jak do czegoś takiego może dochodzić i to za każdym razem, gdy ksiądz na ołtarzu podnosi kielich i wypowiada odpowiednie słowa (czli w samej Polsce zapewne kilkadziesiąt tysięcy razy w każdą niedzielę).


Fizyk wierzący w wędrówkę Jezusa po wodach Jeziora Genezaret musi zdawać sobie sprawę, że coś tu nie jest w porządku. Wszystkich tych wątpliwości nie musi natomiast mieć osoba pracująca w kasie supermarketu lub zbierająca w kościele na tacę.


Rozum służy nam między innymi do tego abyśmy mogli analizować rzeczywistość. Naukowiec w dodatku posługuje się metodyką, która wyklucza wiarę w cokolwiek. Nie chodzi tu nawet o wiarę w Boga, cuda i przesłania religijne. Naukowiec nie powinien wierzyć w nic, czego nie jest w stanie zmierzyć, zważyć, czy przeanalizować przy pomocy rozumu. Racjonalizm naukowca jest jego nieodłączna cechą zawodową i dlatego nauka z religią nawzajem się wykluczają.

Jak naukowcy rzetelnie wyznający jakąś religię mogą łączyć ogień z wodą pozostaje dla mnie nieodgadnioną zagadką.

Jacek Kubiak


Fot. Mickipedia, Flickr (CC SA)