Pochwała głupoty
Nie odbierajmy idiotom prawa do wolności wypowiedzi.
Życie czasami dopisuje dziwne scenariusze do tego, co robimy i co piszemy. Już po napisaniu poprzedniego wpisu w sieci i mediach papierowych rozpętała się burza wokół anonimowości w sieci i anonimowego blogowania. Stało się tak po publikacjach „Dziennika” – najpierw na temat blogowiczki Kataryny i jej konfliktu z ministrem sprawiedliwości Andrzejem Czumą. Nie chcę o pisać o tej sprawie, dość, że pisał o niej Jacek Kubiak. Na marginesie tego zamieszania pojawił się jednak tekst profesora Marcina Króla poświęcony między innymi kwestii mądrości i głupoty w demokracji.
Swój pogląd Król zawiera w zasadzie w kilku zdaniach:
„Blog jest czymś (…) idiotycznym. Pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne. Tymczasem wcale nie uważam, że tak być powinno. Bo jedni mają opinie, inni – wyrobione jedynie ich zalążki, a pozostali – nie mają ich wcale.(…) Dotychczas cała upowszechniona kultura pisana opierała się na możliwości skrytykowania nawet największych głupstw, najbardziej marnych książek, których autorzy byli znani. Tymczasem w internecie opinie są anonimowe – a ich autorstwo nie niesie za sobą żadnej odpowiedzialności. Oceniam to jako złe zwycięstwo demokracji, bo każdy idiota ma dzięki temu takie same prawa do wygłaszania swoich sądów jak wybitni myśliciele, publicyści, czy prawdziwi dziennikarze”.
Zatrzymam się na ostatnim zdaniu, bo w nim moim zdaniem zawarte jest sedno wypowiedzi prof. Króla. Autor sugeruje w nim, że prawo idiotów do wygłaszania swoich sądów powinno być mniejsze niż nie-idiotów.
Można zauważyć jedną prostą zależność. Każdy, kto sądzi, że idiotom w demokracji nie należy się prawo głosu i że należy odciąć ich od debaty publicznej, ponieważ ich głos jest nieważny, zakłada, że takim idiotą nie jest. Takie rozumowanie jest w pełni uzasadniona, ponieważ w przeciwnym razie ten, kto tak myśli, podcinałby gałąź, na której siedzi.
Myśl taka jest jednak bardzo przewrotna. Jej druga strona jest taka, że nie jest właśnie wcale wykluczone, że wszyscy jesteśmy idiotami. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że to co, robi, pisze, sądzi lub myśli jest mądre i wartościowe. Przyjmijmy, że tak właśnie nie jest. Że wszystko, co każdy z nas robi, pisze, myśli, wszystkie wybory itp. są, nie owijając w bawełnę, głupie, bezsensowne, nieracjonalne itp. I co? Czy na tej podstawie chcielibyśmy, że odebrano nam to prawo do tej cząstki głupoty, która jest naszym udziałem? I czy na tej podstawie człowiekowi w ogóle można odebrać jego prawa, w tym prawo do głupoty i idiotyzmów? Także w sferze politycznej.
U Rene Descartesa (Kartezjusza) jest bardzo podobna i przewrotne rozumowanie. Kartezjusz zauważa, że na pytanie: „Czy Ci brakuje rozumu?”. Każdy na ogół odpowie: „Nie, nie brakuje mi rozumu. Mam go w sam raz”. Z tego wyprowadza on wniosek, że wszyscy mają tyle samo rozumu. Z głupotą jest podobnie – gdy kogo spytać, czy jest idiotą, to każdy odpowie, że nie jest. Jeśli do tego dodać inne przewrotne założenie, że idioci nie są świadomi swego zidiocenia, wniosek może być tylko taki, że wcale nie wykluczone, że wszyscy jesteśmy idiotami.
Z głupotą jest jeszcze ten problem, że o tym, czy ktoś jest idiotą, czy nie, nie wiadomo dopóki ten ktoś się nie wypowie. Dopiero po wypowiedziach i ich uzasadnieniach, można kogoś zaliczyć do tej niechlubnej kategorii. Ale i sama ta kategoria jest rzeczą umowną. Zdarza się każdemu, że palnie jakieś głupstwo. Zdarza się i tak, że nawet z ust idioty, można usłyszeć genialną myśl. Mądrość i głupota w człowieku nie wykluczają się, podobnie jak i inne cechy.
Dlatego poglądy zawarte w tekście profesora Króla, są dla mnie nie do przyjęcia. Prawo do wolności wypowiedzi, jest prawem dla każdego. Nawet jeśli wypowiedzi te nie są na wysokim poziomie i nawet jeśli są anonimowe. Nad anonimowym idiotyzmem można bowiem po prostu wzruszyć rękami (jak o tym pisał Jacek) i już do niego nie wracać. Wprowadzanie z tego powodu jakiejś formy cenzury byłoby niebezpieczne.
Rzeczywiście bywa tak, że pisząc coś, ma się niejasną i niewyrobioną opinię na jakiś temat, a nawet plecie się głupstwa. Jednak podstawą demokracji jest debatowanie, a to jest niemożliwe, bez całkowitej wolności słowa. W jego trakcie sprawa będąca przedmiotem namysłu badana jest z różnych, czasem pozornie nawet nieistotnych punktów widzenia. Daje to możliwość wychwycenia głębszych kontekstów i problemów, jakie może ona z sobą nieść. Limitacja dostępu do debaty publicznej zubożyłaby tę procedurę.
Druga rzecz, to anonimowość. Ona nie przeszkadza debacie publicznej. Istotną cechą naszej racjonalności jest bowiem przywiązanie nie do tego, kto coś mówi, lecz co mówi. Innymi słowy, oderwanie wypowiedzi od osoby mówiącego. W debacie mają się liczyć argumenty, a nie osoby rozmówców. I o tym trzeba pamiętać.
Tytuł tego wpisu wziąłem od Erazma z Rotterdamu. Całe jego dzieło „Pochwała głupoty” jest przewrotne, ponieważ jest ono zgodne z tytułem – autor rzeczywiście w nim wychwala głupotę. Widzę, że zrobiłem to samo, dlatego pozwoliłem sobie na takie zapożyczenie.
Grzegorz Pacewicz
Fot. jerik0ne, Flickr (CC SA)
Komentarze
Akapit: „Można zauważyć jedną prostą zależność.” Niewinna, acz złośliwa literówka w „idiotom nie jest”… Proszę wywalić mój komentarz po naniesieniu poprawek.
Dzięki, poprawione. 🙂
Pochwala cenzury:
Jest jeden, bardzo cenny rodzaj cenzury: niekomentowanie idiotyzmow. Jest to jednak ronowczesnie sposob cenzury najtrudniejszy, bo musimy wszyscy w nim brac udzial (co jest oczywiscie niemozliwe). W obecnej debacie publicznej ten rodzaj cenzury zamiera. Czym czyjas wypowiedz bardziej idiotyczna, tym wiecej jej sie poswieca uwagi. W pewnym sensie to zrozumiale, bo idiotycznosc takiej mysli dostrzega wieksza liczba osob i kazdy chce powiedziec, ze to idiotyczne. Tyle, ze z tego powodu publiczna debata staje sie jalowa. W dodatku komentowanie idiotyzmow pociaga za soba przypadkowe wyglaszenie innych. Przykladem wlasnie wypowiedz prof. Krola.
Opinia M.Króla „Tymczasem w internecie opinie są anonimowe – a ich autorstwo nie niesie za sobą żadnej odpowiedzialności.Oceniam to jako złe zwycięstwo demokracji, bo każdy idiota ma dzięki temu takie same prawa do wygłaszania swoich sądów jak wybitni myśliciele, publicyści, czy prawdziwi dziennikarze?
Raczej idiotyczna. Można by cała książkę na ten temat napisać.
W internecie opinie są anonimowe i nieanonimowe. Ja np. prowadzę blog i portal itd całkiem nieanonimowo i odpowiadam za to co pisze w przeciwieństwie np. do ‚profesorów’ uczelnianych, czyli kolegów M.Króla którzy anonimowo nie tylko wyrażają opinie bez żadnej odpowiedzialności ale ze skutkiem skazywania niewygodnych na śmierć ! To jak rozumiem prof. Królowi nie przeszkadza.
Jako idiota ( zero) niestety nie mam takich samych praw do wygłaszania swoich sądów jak ‚myśliciele’, autorytety profesorskie itp którzy otrzymują z kieszeni podatnika ( w tym z mojej) finanse na publikowanie swoich nieprawdopodobnych bredni i ich rozpowszechnianie a nawet stawiają wymagania przyswojenia tych bredni przez innych ! Tym samych ich idiotyzmy stają się powszechne. Moje niesłuszne poglądy, podważające poglądy prof nie są finansowane, nie mają takich samych szans na rozpowszechnienie.
Internet ma wiele wad ale ma ta zaletę, że każda rozumna jednostka (zwana często idiotą) ma dzięki temu możliwość wygłaszania swoich sądów i ujawniać kompromitujace opinie wybitnych. np.
http://blogjw.wordpress.com/2009/04/27/kilka-pytan-do-dziekana-wydzialu-historycznego-uj/
Zrozumiale jest zatem zaniepokojenie profesorów o nastawieniu totalitarnym, ze internet tą totalitarną władzę do posiadania jedynie słusznych poglądów narusza.
I jeszcze jedno: kto miałby oceniać czy osoba daną myśl formułująca jest idiotą czy nie? Z doświadczenia wiem że pewne wypowiedzi które na pozór wydają się idiotyczne, wcale takimi nie są. Ich ocena bowiem wynika także z wiedzy i doświadczenia oceniającego. Tak więc np. stwierdzenie że blog jest czymś idiotycznym może świadczyć bardziej o niewiedzy formułującego ten sąd niż o samym blogu. A jeśli niewiedzę uznamy za kryterium idiotyzmu to…niech już każdy sam to oceni.
Wydaje mi się, że te nerwowe reakcje kręgów opiniotwórczych świadczą raczej o rosnącej wadze internetu jako alternatywy informacyjnej niz o jakimś zalewie głupoty.
Coraz więcej profesorów, polityków, dziennikarzy, certyfikowanych myślicieli itp. bloguje. Część przechodzi ten egzamin zwycięsko, inni wystawieni na krytykę nie potrafią obronić swoich racji.
W nazywaniu wszystkich blogów hurtem idiotycznymi, jak to robi profesor Król, wyczuwam raczej lęk przed nowym medium niż rzeczowe podejście badacza.
@ Art63 :
Tez tak mysle.
A ja sądzę, że prof. Król pisze o realnym problemie, choć inaczej bym formułował diagnozę niż on.
Rzeczywiście anonimowość jest problemem blogów. W realu człowiek długo pracuje na swój status, czy to mędrca czy idioty i nie może go zrzucić jednym ruchem. W blogosferze nic prostszego: jedna chwila, stary blog porzucony, zakładamy w innym miejscu nowy pod nowym pseudonimem i zaczynamy znowu od zera. W szczególności można w ten sposób na przykład z dnia na dzień zmienić poglądy o 180 stopni i mieć neutralny poziom wiarygodności, co w realu byłoby niewykonalne.
Można także bez specjalnego trudu podszyć się pod innego użytkownika i korzystać z jego kapitału zaufania, trwoniąc go bez skrupułów. Gdybym podpisał ten post „GP” moderator pewnie by to wyłapał, ale gdybym się wpisał tak w innym blogu Polityki? Wcale już nie jestem taki pewien.
Mój wyuczony sposób działania w dyskusji to rozpoznawanie idiotów na podstawie ich działań i stosowne do tego statusu traktowanie. Ale jak to robić, gdy wszyscy noszą maski i dowolnie mogą je zmieniać albo nawet podkradać sobie nawzajem?
A będzie jeszcze gorzej. Już dziś można kupić rozwinięte i wyposażone postacie w grach internetowych, podobnie prace maturalne i dyplomowe, a nawet dyplomy wyższych uczelni. Za chwilę pewnie będzie można kupić także blogi: ogłoszenie na Allegro będzie precyzowało profil i tematykę, liczby postów tygodniowo, stałych czytelników i komentatorów. Założę się, że przed ważnymi wyborami podaż nie będzie nadążała za popytem.
Prof. Król narzeka, że blogi są dostępne dla idiotów. Moim zdaniem to nie probem – problemem jest, jak na co dzień odróżniać idiotów od mądrych.
@ J.Ty. :
Nie sadze aby to byl realny problem. Wlasnie przyklad, ze moglbys sie podpisac GP o tym swiadczy. Bo GP od razu by zareagowal. A na innym blogu mozesz pisac GP, tylko, ze to nikomu nic nie powie. Wlasnie anonimowosc sprawia, ze wszyscy sa rowni. Kilka osob podpisuje swoje komentarze na blogach Polityki imieniem i nazwiskiem. Mnie zadne z tych nazwisk absolutnie nic nie mowi i kazdy moglby byc dla mnie Miskiem labo Malgosia. Odroznenie idiotów od mądrych chyba tez mi nie sprawia duzej trudnosci. Tak mi sie przynajmniej wydaje.
@jk
Piszesz, że prawdziwy GP by zareagował i, jak się zdaje, robisz milczące założenie, że po tej reakcji wiedziałbyś już na pewno, który GP jest prawdziwy. A gdybym to ja dla żartu zareagował nerwowo na jakiś wpis prawdziwego GP podpisując się GP? Któremu z nas byś wtedy uwierzył?
Zauważ przy okazji, że w ten prosty sposób można się łatwo wyprzeć swoich własnych słów sprzed chwili, samemu nerwowo reagując na nie z zarzutem fałszerstwa nicka.
Masz oczywiście rację, że w warunkach anonimowości wszyscy są równi. W szczególności mędrcy i idioci są sobie równi, także pod względem wiarygodności. Nie wątpię, że potrafisz odróżniać mądrych od idiotów, ale obawiam się, że tylko w zakresie swojej własnej kompetencji. A co z resztą?
J.Ty „Rzeczywiście anonimowość jest problemem blogów. W realu człowiek długo pracuje na swój status, czy to mędrca czy idioty i nie może go zrzucić jednym ruchem. W blogosferze nic prostszego: jedna chwila, stary blog porzucony”
To chyba nie jest tak duży problem. Osoba, która dłuzej funkcjonowała pod nickiem, niejako budowała jego rozpoznawalność i prestiż, nie porzuci go pochopnie, lub przynajmniej zostawi zwykle tropy do starej osobowości. Jak Pawian przy drodze. Osoba, która załozyła bloga, nabluzgała komu się da, i po 3 tygodniach założyła innego pod innym nickiem, chyba jest w ogóle mało warta uwagi?
Co ważniejsze, często pseudonim/nick jest lepiej rozpoznawany niż nazwisko. Nawet nie odwołując się do Bolesława Prusa ;-), tak było chyba ze słynną Kataryną właśnie, czyz nie?
Pisano o tym tu:
http://kulturaliberalna.pl/2009/06/01/kobos-nie-karmic-trolli/
pisałem też ja w pewnej blogowej dyskusji
http://miasto-masa-maszyna.blogspot.com/2009/05/tozsamosc-kataryny-ujawniona.html
Co więcej, czy ewentualne wielokrotne (i niekoniecznie zgodne) osobowości społeczne czy internetowe jednej osoby fizycznej to koniecznie coś złego?
@miskidomleka
Pytasz: „Co więcej, czy ewentualne wielokrotne (i niekoniecznie zgodne) osobowości społeczne czy internetowe jednej osoby fizycznej to koniecznie coś złego?”
Odpowiadam: nie, niekoniecznie, ale przywykłem do życia w świecie, w którym niełatwo było mieć kilka różnych twarzy. W dodatku tych, którzy mieli kilka twarzy oceniałem zwykle negatywnie (np.TW SB). W tej chwili pomyślałem sobi, że może gdzieś wśród blogowiczów kryje się aktywista portalu redwatch i kolekcjonuje informacje o ludziach, których można by wpisać na ich listy wrogów. Albo sam prowadzi bloga promującego prawa mniejszości seksualnych z intencją identyfikowania tożsamości czytelników i komentatorów… Brrrr
Wracając do tematu, jak totalna anonimowość się upowszechni i poszerzy, obawiam się, że zacznę się w tym świecie czuć obco. Dla moich dzieci to zapewne nie będzie problem, dla mnie tak.
Rozumiem twoje obawy, po części je podzielam, z drugiej strony jest w takim rozmnożeniu osobowości coś fascynującego 🙂
Życie CALY CZAS dopisuje dziwne scenariusze 🙂 Oto sprawa Moniki Olejnik i coreczki Romana Giertycha pokazuje, ze problemem nie jest ani internet ani anonimowosc, a jedynie rzetelnosc i umiejetnosc trzymania jezyka za zebami wtedy, gdy trzeba. Bardzo lubie pania Olejnik, ale dziwie sie, ze nie potrafila zachowac dla siebie zwierzen dziecka i ‚puscila’ je w swym felietonie. Sadze, ze rozbawila ja rozbrajajca szczerosc corki bylego wicepremiera. Mogla te infromacje wykorzystac inaczej, np. przepytujac Giertycha i najpierw jemu ujawniajac czego sie dowiedziala od jego corki. A tak wyszlo baaaaardzo brzydko.
I jak wynika z ostatnich wypowiedzi, Olejnik nie potrafi się przyznać do oczywistego błędu i przeprosić. W sumie nie dziwne, byłby to wyjątek w polskim życiu publicznym.
Dziwne, na dźwięk słów „pozwala każdemu wygłaszać opinie na tematy kompletnie dowolne” przychodzi mi na myśl telewizja, a nie blogi.
Nic dodać. 🙂