Wojna o prezerwatywę

Oświadczenie papieża wywoła szkodę wymierną i przerażającą.

Wyniki badań epidemiologicznych wskazują, że prezerwatywa jest doskonałym środkiem zabezpieczającym przed zakażeniem wirusem HIV. Oczywiście jeszcze bardziej skuteczna jest abstynencja seksualna. Ale dlaczego nie zalecać obu?

Nową wojnę o prezerwatywę wywołał Benedykt XVI. W samolocie do Afryki oświadczył dziennikarzom, że stosowanie prezerwatywy nie zabezpiecza przed wirusem HIV, a wręcz pogłębia problem AIDS. Jedynym skutecznym środkiem jest abstynencja seksualna. Oczywiście wiadomo o co chodzi papieżowi. Jeśli ludzie nie będą uprawiać seksu, to nie złapią wirusa. Bardzo to ciekawe, ale zupełnie nierealne, bo ludzie jednak seks uprawiają. I to nawet jeśli są zarażeni HIV.


Angelizm Benedykta nie dziwiłby – w końcu Kościół może odwoływać się do aniołów, – gdyby nie był wielce szkodliwy. Szkoda, jaką wywoła nieprzemyślane chyba przez papieża oświadczenie, jest jak najbardziej wymierna i wręcz przerażająca. To perspektywa śmierci wielu ludzi. Albowiem znajdą się zapewne tacy, którzy zastosują tylko pierwszą część papieskiej recepty, tzn. nie będą używać prezerwatyw. Drugiej zaś, tzn. abstynencji, zaniechają. A dla tragicznych skutków może wystarczyć, że zaniechają tylko raz.

Oświadczenie Benedykta wywołało szczególne oburzenie wśród lekarzy i działaczy organizacji humanitarnych walczących z AIDS. Nawet większość biskupów francuskich unika jak ognia tematu. Rzecznik episkopatu Francji wił się jak piskorz przed kamerami TV tłumacząc, że papież chciał powiedzieć coś innego niż powiedział.

Znalazł się jednak we Francji jeden odważny biskup, jego ekscelencja André Fort z Orleanu, który oświadczył w zeszłym tygodniu, że papież miał rację, gdyż przecież wszystkim wiadomo, że wirus HIV jest o wiele mniejszy od plemnika, więc prezerwatywa nie może go powstrzymać. Temat jest niezwykle poważny, a towarzyszą mu takie to publiczne dyskusje (biskup mówił to w lokalnym radiu) na poziomie gawędzenia u cioci na imieninach.

Dzisiejszy stosunek hierarchów Kościoła katolickiego do problemów etycznych przypomina nauki Savonaroli: jak nie posłuchacie, to niech was piekło pochłonie. Problem w tym, że to fundamentalizm, a jak wiemy z dziejów (również tych niedawnych) każdy fundamentalizm jest bardzo szkodliwy. Wniosek z tego rozumowania taki, że działalność Kościoła katolickiego w dziedzinie etyki, nazwijmy ją stosowanej, jest po prostu szkodliwa.

Oczywiście rozważania Benedykta XVI w sferze czysto teoretycznej są logicznie zwarte i nie można im niczego zarzucić. Jednak w sferze praktycznej są one nie do przyjęcia. Nie wiem jak zaradzić szkodliwości szerzenia poglądów papieskich na tematy społeczno-medyczne. Może mówiąc, że nie należy słuchać tego co obecny papież mówi. Ale wydaje mi się to trochę za mało, by skutecznie przestrzec ludzi.

Może najlepszym wyjściem byłoby głoszenie, że zarówno prezerwatywa, jak i abstynencja są świetnymi środkami przeciwko wirusa. Problem tylko w tym, że nie da się obu środków stosować równocześnie. Pomimo to, takie próby podjęto np. w Ugandzie. Zredukowano w ten sposób znacznie liczbę zakażeń.

Ciekawe czy gdzieś przebadano skutki głoszenia wyłącznie prewencji przez abstynencję. W zastosowaniu do AIDS chyba nie. Ale lżejszym w skutkach przykładem mogą być ciągłe wezwania biskupów polskich o abstynencję alkoholową. Wezwania bardzo piękne, ale wystarczy rozejrzeć się wokół, by sprawdzić naocznie jak skuteczne.

Jacek Kubiak

Fot. oztenphoto, Flickr (CC SA)