Fałszywy angelizm senatora Gowina



Przerażający jest angelizm ludzi, którzy mogą nieść pomoc, ale nie chcą tego robić w imię abstrakcji.

W „Dzienniku” senator (dziś poseł) Jarosław Gowin, twórca projektu ustawy bioetycznej, opowiada o tym, jak i dlaczego nie ulży cierpieniom Krzysztofa Jackiewicza i jego matki Barbary. Dopóki mowa o anonimowych ludziach, którzy mają cierpieć dla idei, sprawy są dyskusyjne. Kiedy padają nazwiska, okrucieństwo wywodu przekracza granice wytrzymałości i przyzwoitości. Pojawia się pytanie, czy wynikające z wiary katolickiej motywacje obrońców życia za wszelką cenę nie przekraczają bardziej ogólnych (niż katolickie) norm moralnych.

Senator PO w swych wypowiedziach jest wręcz okrutny. Jednak cały czas podkreśla, że sprawia mu to wielki ból. Czytałem wywiad z prawdziwym obrzydzeniem myśląc, że taki sam ból musieli odczuwać inkwizytorzy przyglądając się (z obowiązku, jak senator) skazanym przez siebie nieszczęśnikom płonącym na stosach. Dziś wiemy, że średniowieczni inkwizytorzy mylili się wydając swe wyroki. Senator Gowin jeszcze nie wie, że popełnia ten sam błąd w imię Boże.

Jestem w stanie uwierzyć, że senator Gowin naprawdę cierpi. Nie jestem natomiast w stanie pojąć, dlaczego sam sobie to cierpienie zadaje. Po co ktoś, jak wynika z jego własnych słów, tak wrażliwy, zajmuje się tak okrutnymi tematami. Czy nie lepiej byłoby, gdyby senator Gowin zajął się administrowaniem swoją szkołą wyższą zamiast udowadniać wszem i wobec, że cierpienie dane od Boga uszlachetnia, a on będzie robił wszystko, by cierpiącym ludziom w sposób najłatwiejszy, właśnie przez eutanazję, cierpień nie skrócić.

Zasady etyczne wyznawane przez twórcę projektu ustawy bioetycznej są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Są jednak jak najbardziej zgodne z nauką Kościoła. I w tym ich jedyna siła. Trudno jednak wyobrazić sobie, by ludzie broniący idei życia po to, by człowiek musiał jeszcze trochę na tym łez padole pocierpieć, kiedyś sami mogli otrzymać za to nagrodę od niebios w postaci zbawienia wiecznego.

Ale poza nakazami religijnymi wysuwa senator Gowin również argument „praktyczny”. Otóż twierdzi, że w krajach, w których zalegalizowano eutanazję zmusza się osoby będące u kresu życia do wyrażenia zgody na ich zabicie. Nie wiem skąd senator wziął takie informacje, ale bardzo przypominają mi one twierdzenia, jakoby pigułki antykoncepcyjne były rakotwórcze, używanie prezerwatyw powodowało alergię i obrzęk prącia tudzież pochwy, a onanizm bezpłodność.

Rzucane przez Senatora Gowina na łamach „Dziennika” oskarżenia o morderstwo wołają o pomstę do nieba właśnie. Na Boga! Jeśli senator wie, kto, kogo i kiedy zamordował w Belgii, Holandii czy Szwajcarii przy pomocy ustawy zezwalającej na eutanazję, to ma obowiązek zgłosić to policji, prokuratorowi lub sądowi (najlepiej w tych krajach), a nie czytelnikom „Dziennika”. Utajniając swoją wiedzę senator Gowin popełnia przestępstwo i śmiało może być ścigany za współudział w zbrodni lub za zatajenie informacji o morderstwie (ze słów senatora wynika, że nawet o licznych morderstwach). To już nie sprawa miękkiej etyki, lecz twardego wymiaru sprawiedliwości.

Senator Gowin wie swoje i właśnie dlatego nie może nawet spróbować propozycji takich zmian w prawie, które mogłyby ulżyć cierpiącym u kresy życia. Hipokryzja senatora PO sięga zenitu, gdy w niezawoalowany sposób sugeruje pani Barbarze Jackiewicz za pośrednictwem gazety, by zabiła swego syna, a następnie oddała się w ręce wymiaru sprawiedliwości. O ile dobrze zrozumiałem jego barbarzyńskie wręcz słowa, to taki czyn byłby według tego „moralnego autorytetu” godny i on matkę by zrozumiał. Można więc kogoś zabić, ale tylko pod warunkiem, że poniesie się tego konsekwencje. Ugodowość Gowina w kwestii zabijania ludzi przechodzi wręcz ludzkie pojęcie.

W dyskusji nt. poprzedniego wpisu dotyczącego etyki katolickiej padło pytanie, czy zrównuję naukę Kościoła katolickiego w kwestiach etyki z naukami muzułmańskich talibów. Odpowiedziałem, że nie, gdyż nie są mi znane przypadki, by hierarchowie katoliccy wzywali do morderstw. Z wywiadu senatora Gowina wynika jednak, że zbliżamy się coraz bardziej do takiego modelu ideologii talibów, tyle, że ? rebours. Przecież talibowie chcą zabijać niewiernych w imię Boga i obrony własnych wartości religijnych. Senator Gowin chce natomiast by nieuleczalnie chorzy z tych samych pobudek cierpieli. Co jest bardziej szlachetne: zadanie szybkiej śmierci, czy zgoda na długie cierpienia? Obie opcje oczywiście w imię Boże i z tym samym Bogiem na ustach (Allah muzułmanów to ten sam miłosierny Bóg katolików).

Kościół katolicki i służący mu ślepo politycy w rodzaju senatora Gowina muszą kiedyś zadać sobie pytanie, gdzie znajduje się kres stosowania w życiu i prawie ich fundamentalizmu. To samo pytanie muszą zadać sobie fundamentaliści islamscy. Ciekawe którzy pierwsi dojdą do wniosku, że jednak się mylili. Ile cierpień ludzkich przyniesie jeszcze ich wspólna, choć o przeciwnie zwróconych wektorach, ideologia.

Jacek Kubiak

Fot. Un ragazzo chiamato Bi, Flickr (CC SA)