Innowacyjni inaczej



Biotechnologia, gdzie indziej przynosząca znaczne zyski, u nas istnieje głównie na papierze.

Jesienią ubiegłego roku naszą uczelnie odwiedził profesor Zygmunt Derewenda, absolwent UŁ, a obecnie wykładowca na State University of Virginia. Na prośbę jednego z naszych wykładowców spotkał się z nami – studentami biotechnologii, – by zarysować w trakcie tego gościnnego wykładu genezę biologii strukturalnej, dziedziny, którą się obecnie zajmuje. Podczas wykładu nie zabrało jednak czasu na rozmowę o samych studiach, w wydaniu amerykańskim i naszym. Bardziej jednak niż różnice w organizacji studiów, o których opowiadał nam profesor zaintrygowało mnie wtedy to, co my sami odpowiedzieliśmy mu na pytanie „Ilu z państwa wybrało ten kierunek licząc na dobrą pracę po jego ukończeniu?”. Niemal wszyscy podnieśli ręce.

Nie dalej jak rok temu ogłoszono listę kierunków strategicznych, czyli tych, których absolwenci będą szczególnie poszukiwani. Wedle tej listy zorganizowano program stypendialny tzw. kierunków zamawianych, który ma w założeniu motywować młodzież do wybierania właśnie tych studiów. Na liście znalazła się biotechnologia. W folderach reklamujących uczelnie biotechnologia często była wskazywana jako kierunek dający przyszłość, nie pozostaje to też w sprzeczności z doniesieniami ze świata. Tempo rozwoju bioprzemysłu jak i biotechnologii w ochronie środowiska, rolnictwie, farmacji czy medycynie jest na świecie bardzo duże, jest to również dziedzina, której dokonania szybko przekładają się na zysk.

W Polsce jednak biotechnologia zarówno w sferze naukowej, jak i biznesowej ledwo raczkuje. Firmy komercyjnie zajmujące się biotechnologią można policzyć na palcach i tylko jedna nich (Bioton) należy do dużych i o ugruntowanej pozycji na rynku. Ponadto wszystkie te firmy zajmują się tą samą gałęzią biotechnologii, niekiedy nazywaną „czerwoną biotechnologią” lub biotechnologią medyczną – firmy takie jak Lekam czy Adamed nie zajmują się stricte biotechnologią, a jedynie wprowadziły metody biotechnologiczne jako innowacje w produkcji, Mabion czy Proteon-Farma również bardziej pasują do profilu firmy farmaceutycznej choć te akurat należą do nielicznych (a jednych mi znanych poza Biotonem) firm założonych jako biotechnologiczne. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowało na swojej stronie raport o stanie polskiej biotechnologii, wedle którego zapotrzebowanie na absolwentów biotechnologii jest znikome, a rozwój i zainteresowanie biotechnologią poza biofarmacją żadne.

O ile się orientuje, choć trudno mi te informacje zweryfikować, lista kierunków strategicznych została ogłoszona w oparciu o zapotrzebowanie na rynkach zachodnich, a nie w Polsce. Już krótki rekonesans po tematycznych forach internetowych pozwala zobaczyć, że obecnym absolwentom tego kierunku bardzo trudno znaleźć pracę inną niż przedstawiciela handlowego. Warto też, myśląc o perspektywach rozwoju tej dziedziny w Polsce, wziąć poprawkę na bardzo nieprzyjazne nastawienie ogółu Polaków np. do żywności genetycznie zmodyfikowanej.

Tak innowacyjna dziedzina jak biotechnologia, przynosząca znaczne zyski w krajach rozwiniętych u nas istnieje głównie na papierze, oraz w formie kolejnych kierunków o tej nazwie na wszelkiego rodzaju uczelniach w całym kraju. Trudno określić, czy powodem takiego stanu rzeczy jest niechęć polskich przedsiębiorców do inwestowania w ryzykowne przedsięwzięcia z sektora nowoczesnych technologii, czy też często podnoszony problem transferu technologii z uczelni do firm. Pewne jest natomiast, że jeśli sytuacja na naszym rynku nie zmieni się radykalnie, to poza wielką niewykorzystaną szansą dla gospodarki, będziemy masowo produkować biotechnologów na eksport lub po prostu poza branżę – a warto zaznaczyć, że mamy tu do czynienia z liczbą niemałą, jako że kierunek „biotechnologia” oferuje w Polsce obecnie ponad trzydzieści uczelni.

Piotr Zakrzewski

Il. Unka Odya