Dramatyczne spotkanie
Nasze wyobrażenia śmierci nie przystają do świata.
Opuściłam na chwilę piękny Berlin i pojechałam do Warszawy. Pomyślałam, że skoro już się tam znalazłam, to warto wybrać się do teatru, choćby po to, żeby trzymać socjologiczną rękę także na artystycznym pulsie wydarzeń. Padło na „Każdego/Każdą. Sztukę moralną”, wyreżyserowaną przez Michała Zadarę; przeczytałam recenzję, z której wynikało, że ten „postdramatyczny dramat” wpisuje się idealnie w moje tanatologiczne rozważania. Przy tym, niezależnie od lokalizacji i języka, moja perspektywa jest dość monotonnie prowincjonalna. Przyglądam się światu z obrzeży – taki punkt widzenia czasem określa się mianem krytycznego. Obrzeżem jest dla mnie w tym kontekście namysł nad śmiercią i umieraniem.
Pomyślałam, że przedstawienie może być ciekawe: artyści postrzegający samych siebie jako nieprzeciętnych, tworzą spektakl dla analogicznie określającej się publiczności (nie zauważyłam, żeby bohaterowie mówili i wyglądali tak jak widzowie). Spektakl opowiadał o Każdym/Każdej, i o ich spotkaniu ze Śmiercią.
Wciąż nie wiem, o co w nim dokładnie chodziło: nie do końca jasne są dla mnie wysiłki, polegające na przenoszeniu średniowiecznych moralitetów na grunt współczesności. Kategorie pomocne przy próbach uchwycenia egzystencjalnego doświadczenia uległy jednak dość fundamentalnej zmianie.
Gdy przychodzi Śmierć, Bóg nie stanowi już głównego punktu odniesienia, bo i wcześniejsze poszukiwanie sensu życia niekoniecznie podąża teologicznymi drogami. A nawet jeśli – powiedzenie „A”, domaga się powiedzenia „B”: „Każdy” może ulec genderowej metamorfozie i stać się również „Każdą”. Bóg natomiast pozostaje Bogiem (Na wieki wieków. Amen. Należałoby zapewne dodać).
Moja socjologiczna wyobraźnia wyszła zatem z przedstawienia w Teatrze Studio dość rozczarowana. Z drugiej jednak strony, może nie powinnam oczekiwać od teatru odnoszenia się do zachodzących we współczesnym świecie zmian, także do tych ich aspektów, które odnoszą się do moralności, czyli całego spektrum metafizycznych pytań, które stają się niepokojące między innymi wtedy, gdy ocieramy się o śmierć. To są pytania o cel ziemskiego życia; o to, co dzieje się z nami „potem”, o ile dzieje się cokolwiek; pytamy również o to, skąd przychodzimy i dokąd udajemy się po śmierci. W czasach przednowoczesnych zagadnienia te objaśniała religia. Życie nowoczesne charakteryzuje się jednak tym, że nadawanie światu sensu spadło na nasze barki, przy czym świat ten stał się także nieporównywalnie bardziej nieprzejrzysty, nieprzewidywalny i zmienny. Wielość fragmentarycznych i często wykluczających się interpretacji, które tworzymy, próbując zapanować nad nowoczesną wieloznacznością, nie dotyczy tylko tego, co „tutaj i teraz”; w równym stopniu odnosi się do tego, co „potem”.
Podobno jednym z najbardziej problematycznych egzystencjalnych zdarzeń jest dla nas obecnie śmierć – nowoczesność odebrała nam potrzebny do rozmowy na temat umierania język, nie dając w zamian innego, umożliwiającego oswojenie tej granicznej sytuacji. To dlatego posługujemy się wyobrażeniami, które nie przystają do ponowoczesnego świata, wielokrotnie przecież zdiagnozowanego w kategoriach odczarowania czy desakralizacji. Próbujemy zatem ogarnąć nasze coraz bardziej niespójne doświadczenia, wybierając się na przykład do teatru. Spotykamy się tam jednak z takim postawieniem nurtujących nas problemów, które równie dobrze mogłyby pasować do rozważań toczących się w kościele. Ale z kościoła odeszliśmy przecież już jakiś czas temu.
Anna Wiatr
Fot. Karva Javi, Flickr (CC SA)
Komentarze
Pani Redaktor,
„…Gdy przychodzi Śmierć, Bóg nie stanowi już głównego punktu odniesienia, bo i wcześniejsze poszukiwanie sensu życia niekoniecznie podąża teologicznymi drogami…”
Osoby, które pracują na co dzień z umierającymi twierdzą coś innego – śmierć (jako doświadczenie indywidualne) nie jest podobno czymś co odbywa się w ramach wypracowanych w czasie życia koncepcji intelektualnych lecz raczej procesem, w którym te koncepcje się rozpadają – podobno Pan Bóg się w tej sytuacji bardzo przydaje.
Co do języka mówienia o śmierci to istnieje on w środowiskach, które mają z nią styczność. Sam fakt, że jako społeczeństwo izolujemy śmierć (w szpitalach i hospicjach) świadczy chyba, że nie bardzo chcemy ją oglądać ani o niej mówić.
Spędziłam z umierającymi wiele godzin. Z moich doświadczeń wynika, że także koncepcja Boga się rozpada (o ile w ogóle się pojawi). Doświadczenie umierania jest bardzo zróżnicowane, ja pisałam tylko o jednym z głównych rysów współczesnego podejścia do śmierci. Poza tym, nie sądzę, że styczność ze śmiercią jest równoznaczna z tym, że nie stanowi ona obszaru milczenia – szpitale to jedne z tych instytucji, które pokazują odwrotną tendencję.
@AW,
Nie mam takiego doświadczenia jak Pani, ale byłem przy śmierci kilku członków mojej rodziny i w dwóch przypadkach osób głęboko praktykujących ośmielę się powiedzieć, że było to doświadczenie niemal radosne. Miałem wrażenie, że ludzie ci „mieli dokąd pójść”. Ale być może, że to jakiś odosobniony przypadek.
Myślę, że doświadczenie takie jak śmierć nie da się ująć w ramy języka pozbawionego odniesień do boskiego wymiaru człowieka – jeśli użyjemy języka biologii to nie będzie różnicy między śmiercią człowieka a śmiercią zwierzęcia, dla psychologów człowiek po prostu znika itd.
Zadaję sobie pytanie czy to odczarowanie, o którym Pani wspomina było postępem, czy też raczej regresem naszego człowieczeństwa (a może żadne z powyższych) oraz jak wygląda ponowoczesna, laicka Europa na tle świata, który chyba nigdy jeszcze w historii nie był bardziej religijny?
Nie wydaje mi się, że były to „odosobnione przypadki”, ale, z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że stawia Pan problem zgodnie z zasadą albo-albo. Według mnie, wiara w Boga jest jedną z wielu możliwych sposobów nadawania życiu (i śmierci) religijnego wymiaru. W tym sensie, Europa jest „odczarowana” o tyle, o ile wykluczymy inne sposoby kontaktu właśnie z tą religijną sferą, inne niż te, które przynależą do wyobrażeń chrześcijańskich.
Myślę, że i „boskość”, i „religijność” zmieniły/zmieniają zakresy znaczeń, co szczególnie mocno uwidacznia się w odniesieniu do sytuacji granicznych, ponieważ sytuacje te wymagają szczególnego rodzaju osadzenia w „czymś więcej”. Tyle, że to „coś więcej” niekoniecznie odsyła do Boga.
???
I co maja te wywody wspolnego z nauka, nawet szeroko rozumiana? Pozatym nie mozna zrozumiec o co chodzi. No ale ten tekst moze tylko do mnie nie dociera. No i nie poszedlem do teatru, pewnie dlatego ze moja chec „ogarniecia coraz bardziej niespojnych doswiadczen” nie osiagnela masy krytycznej.
Te wywody przybrały formę socjologicznego felietonu (tak, upieram się przy tym, że socjologia to nauka, nawet wąsko rozumiana). Felieton (fr. feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) to „specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora” (Wikipedia). Autora bądź autorki, wypadałoby dodać.
@AW,
zgoda, pisząc o boskim wymiarze człowieka nie miałem na mysli jakiejś konkretnej religii ale ten jego wymiar, który przekracza wszelkie koncepcje (zwrot pochodzi z poezji a nie z religii).
Nie zmienia to faktu, że nauki społeczne nie wypracowały metod radzenia sobie z, jak Pani pisze, sytuacjami granicznymi. Wręcz przeciwnie, socjobiologia twierdzi nawet, że natura ludzka czy wolna wola nie istnieją.
Nieliczni antropolodzy zajmujący się zagadnieniami duchowymi (Eliade, Otto czy z polaków prof. Wierciński) nie stworzyli szkoły i mam wrażenie, że dziś naukowcy mniej zajmują się badaniem natury ludzkiej a bardziej zaprzeczaniem, że ona istnieje.
@Art63,
nie wiem, czy rolą nauk społecznych jest radzenie sobie z sytuacjami granicznymi? Tanatologia przeżywa obecnie rozkwit, więc może na poziomie interpretacji sytuacji granicznych nie wygląda to tak katatrofalnie.
Socjobiolodzy używają kategorii „natury ludzkiej” z powodzeniem; wokół różnic dotyczących sposobów jej konstruowania (i tu się zdemaskowałam) przebiega główna linia sporu pomiędzy socjobiologicznym a konstruktywistycznym punktem widzenia.
Chciałabym pójść w stronę socjologii pytań metafizycznych; potoczne sposoby tłumaczenia świata dotykają problemów transcendencji niezależnie od tego, co na ten temat sądzą filozofowie, teologowie i religioznawcy. Dość intrygujące jest to, że ta potoczna interpretacja rzadko stosuje ścisłe rozróżnienia, odnoszące się na przykład do stawiania wyraźnej granicy pomiędzy pytaniami typu „jak” a pytaniami „dlaczego” (przypis do komentarzy dotyczących wpisu „Nie ‚jak’, ale ‚dlaczego'”).
@AW,
„…potoczne sposoby tłumaczenia świata dotykają problemów transcendencji niezależnie od tego,…”
Wydaje mi się to naturalne, ludzie na ogół starają się ujarzmić sytuacje z którymi mają do czynienia. Wydaje mi się, że w „odczarowanym świecie” takie „metody babuni” mogą nieść ze sobą czasem więcej mądrości niż akademickie prace.
Czy może Pani polecić jakieś lektury na ten temat?
@Art63,
to nie chodzi tylko o, jak je nazywasz, „metody babuni”. Chodzi o to, że np. filozofia przestała mieć monopol na zadawanie pytań o naturę rzeczywistości.
Jeśli chodzi o lektury, to polecam „Społeczne tworzenie rzeczywistości” Th. Luckmanna i P. L. Bergera oraz „Niewidzialną religię” Th. Luckmanna. To są jednak prace naukowe, które w systematyczny sposób wykładają bliski mi punkt widzenia. Gorąco polecam także „Obecność mitu” L. Kołakowskiego.
Poza tym, literatura piękna opowiada głównie o tym, jak tzw. zwykli ludzie tłumaczą to, co im się zdarza (i to, co im się nie zdarza).
upps. oczywiście, powinno być: „jak je Pan nazywa”.
WItam, przeszukując globalną sieć www celem odnalezienia odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, trafiłem Tu. Być może to jest właśnie to miejsce, gdzie nastanie kres moich poszukiwań. Otóż, sprawa dość błaha, niemniej jednak, dla moich rozważań naukowych, istorna.
Próbuję ustalić z jakiego dzieła pochodzą poniższe słowa:
„Powinniśmy postawić się na miejscu podmiotu, który próbuje odnaleźć drogę swojego życia na tym świecie , a przede wszystkim powinniśmy pamiętać, że to otoczenie pod którego jest wpływem i do którego się dostosowuje, stanowi jego Świat, a nie obiektywny Świat nauki.” (Thomas, Znaniecki)
Będę wdzięczy, a przy tym wesół i kontent, za okazaną pomoc. Pozdrawiam