Odkrywanie i zakrywanie
Czy prawda może być naga?
Robi się coraz cieplej, można już chodzić bez kurtek, a pewnie wkrótce, jak co roku, jeszcze mniej będziemy nosić na sobie. Pewnie dlatego moje myśli zajęła kwestia nagiej prawdy. Czy prawda może być naga?
Jeśli opierać się na Księdze Rodzaju (Genesis) pierwszą rzeczą odkrytą przez człowieka po spożyciu owocu z drzewa poznania była jego własna nagość. Oczywista, że w tym opisie nie chodzi o jakikolwiek zapis historyczny, lecz powiązanie początku historii człowieka, która dopiero w momencie spożycia owocu zaczyna się na dobre, z odkrywanie wstydliwej nagości i potrzebą jej zakrywania. Istnienie człowieka w kulturze i przez kulturę łączy się z zakrywaniem nagości.
Zwróćmy uwagę na aspekty językowe tej sytuacji. Mówi się o nagiej prawdzie i nagich faktach. To bardzo ciekawe związki frazeologiczne, wskazujący na odarcie prawdy z całej otoczki kulturowej, a także językowej. Naga prawda, to prawda nieprzesłonięta przez pojęcia, konstrukcje myślowe, modele, schematy, koncepcje itp. Nagie fakty, to fakty mówiące coś same przez siebie i nie potrzebujące przez to całej otoczki tłumaczeń.
Ale prawda naga, to prawda wstydliwa, dlatego domaga się ona zakrycia przez słowa. Czynność przesłaniania zaś to powrót do kultury i języka. Wynikałoby z tego, że język pełni również funkcję zasłaniania i łagodzenia tego, co rodzi zakłopotanie i wstyd. Nagi fakt i naga prawda jest więc czymś pozajęzykowym, bo przeciwstawnego do wszelkich modeli i konstrukcji językowych, które z czasem stają się ważniejsze niż fakty przez nie opisywane. Stąd też wezwanie Edmunda Husserla, leżące u podstaw jego filozofii: „z powrotem do rzeczy”. Tyle tylko, że do tych rzeczy powrócić się nie da.
A mówiąc już dokładniej – do rzeczy być może powrócić się da. Tylko z powrotem tym jest trochę tak jak z nieświadomością – nic się o nim nie da powiedzieć. To znaczy, jeżeli tylko zaczynamy coś o rzeczywistości pozajęzykowej mówić, zaraz jesteśmy już w języku ze wszystkim problemami, jakie to ze sobą niesie. Trafnie to wyraził Karl Popper: polecenie „Obserwuj!” jest absurdalne, jeśli nie określimy co i jak obserwować. Jeszcze dosadniej ujął to Ludwig Wittgenstein w słynnej tezie 5.6: „Granice mego języka oznaczają granice mego świata”.
Wygląda więc na to, że nagiej prawdy nie ma. Zresztą sama prawda jest własnością zdań, a nie rzeczy i dlatego przynależy ona do języka, a nie do świata. Rzeczy więc nie są nagie. Nie są nawet prawdziwe. Dlatego konsekwentny filozof w intencji Wittgensteina w zasadzie powinien milczeć. Na szczęście nie wszyscy jesteśmy filozofami i możemy wyrażać swój podziw i zachwyt na widok tego wszystkiego, co odkrywa przed nami piękna pogoda.
Grzegorz Pacewicz
Fot. brooklyn, Flickr (CC SA)
Komentarze
@GP,
„..Naga prawda, to prawda nieprzesłonięta przez pojęcia, konstrukcje myślowe, modele, schematy, koncepcje itp…”
Od siebie dodałbym również emocje – doświadczenie takiej prawdy jest moim zdaniem istotą religii i trudno analizować je naukowo.
?Granice mego języka oznaczają granice mego świata?…'[…]Wygląda więc na to, że nagiej prawdy nie ma…”
Nie sądzę. Oznacza to raczej, że Wittgenstein nie ma z nią kontaktu, bowiem zamknął się w granicach świata, z którego jej nie widać.
„..Rzeczy więc nie są nagie. Nie są nawet prawdziwe…”
Podziwiam zręczność i lekkość, z jaką z wpisu na wpis przyjmujesz różne perspektywy filozoficzne:)) – ostatnio był to realizm, tu zbliżamy się do nihilizmu.
Poza tym, czyżby podziwianie pogody było kolejną czynnością niegodną filozofa?:)
Art63,
„?..Rzeczy więc nie są nagie. Nie są nawet prawdziwe??
Podziwiam zręczność i lekkość, z jaką z wpisu na wpis przyjmujesz różne perspektywy filozoficzne:)) – ostatnio był to realizm, tu zbliżamy się do nihilizmu.
Poza tym, czyżby podziwianie pogody było kolejną czynnością niegodną filozofa?:)”
A gdzie tutaj jest nihilizm? Nie piszę nic o wartościach, ich istnieniu lub nieistnieniu. Przyjmuję perspektywę logiczną w podejściu do kwestii ontologicznych. Rzeczy nie są nagie ani prawdziwe, co znaczy, że nagość lub prawdziwość jest tylko jakimś sposobem orzekania o rzeczach. Jest to teza jak najbardziej realistyczna, zakłada bowiem realne i obiektywne orzekanie o rzeczach, które istnieją niezależnie od tego, co o nich orzekamy. Teza ta też zakłada, że prawdziwość zdań jest stwierdzalna.
Sądziłem też bliski jest Tobie idealizm, a co za tym idzie teza Wittgensteina wzięta sama w sobie. 🙂
Mnie ostatnio pogoda bardzo interesuje i zastanawiam się czy w świetle ontologii Russella-Quine’a pogoda istnieje. Mam jednak obawę, że z perspektywy poważnych filozofów, jest to rozmyślanie banalne. 😉
@GP,
Ojej, poddaję się:)
Co do pogody – wystarczy przyjąć, że nie jest rzeczą tylko procesem i wtedy nie ma problemu:)))
Poza tym na gruncie doświadczalnym nie ma wątpliwości – właśnie przez otwarte okno zalało mi parapet. Pogoda więc istnieje i jest obecnie paskudna.
No właśnie z tymi procesami mam problem. Jest tu pewien myk, który mi nie daje spokoju, ale to są jakieś szczegółowe dywagacje. :U mnie słońce, właśnie wróciłem z toru rowerowego. 🙂
Mnie zawsze intrygowalo to, ze na pozor doskonale udowodnione twierdzenia moga byc obalone. Albo znajdowane sa nowe dane, albo po prostu (co jest trywialne) nowe techniki czy metody badawcze, ktore pozwalaja obalic stare dogmaty. Nasza wiedza jest jak banka mydlana. Zgadzam sie, ze nie ma nagiej prawdy, bo nie ma prawdy absolutnej.
Co do obalania dogmatow. Kreacjonizm, z ktorym jeszcze tak niedawno walczylismy w tym blogu bylby dla mnie zupelnie akceptowalna alternatywa dla ewolucjonizmu, gdyby byl oparty na rzetelnych danych i nie byl srodkiem do manipulowania swiatopogladem maluczkich. Roznica miedzy aktulana prawda, a prawda wyssana z palca jest dla wielu niezauwazalna. Nie ma wiec nagiej, niewzruszonej prawdy. Jest tylko prawda aktualna. Przyjecie takiego relatywizmu jest dla naukowca po prostu koniecznoscia, lub, jesli ktos woli, oczywistoscia. Dla niektorych to jednak pole do wykorzystania dla wlasnych celow politycznych. Co jest dosc obrzydliwe. Mnie, jako naukowca, walka (polityczna) z relatywizmem po prostu smieszy. Zyjemy w swiecie, w ktorym wszystko jest relatywne i ktos nam wmawia, ze relatywizm jest zly. To tak jakby zaczac nam wmawiac, ze tlen jest niezdrowy. Ostatnie zdanie jest zreszta prawdziwe. Na dzis.
JK,
Ciekawe jest to, co piszesz. Mnie relatywizacje również pociągają, szczególnie gdy obok nich widzę treści nie dające się zrelatywizować. Inna sprawa to relatywizm poznawczy (naukowy), a relatywizm moralny – wczoraj na spacerze z psem zacząłem się zastanawiać co z punktu widzenia moralnego jest na ogół traktowane jako niekwestionowalne. Dodatkowo jeszcze jeśli dorzucić do tego prawo (prawo a moralność to dopiero temat!) wychodzi, że całkiem sporo. Postaram się to jakoś skonkretyzować wpisowo.
@ GP :
Oczywiscie pojecia ‚reatywizm’ w nauce i w zyciu to dwie rozne sprawy. Ale to nie ja je lacze, tylko ci, ktorzy lacza nauke z polityka, czyli w moim komentarzu kreacjonisci. Chyba nie ma co debatowac nad naturalnoscia, koniecznoscia i slusznoscia relatywizmu naukowego. Relatywizm moralny zas jest dosc zrecznie laczony z naukowym np. poprzez wulgaryzacje teorii ewolucji. Bo skoro czlowiek ma byc wedlug Darwina zwierzeciem, to dlaczego mialby przestrzegac zasad moralnych? W ten spoosb w glowach ludzi miesza sie oba relatywizmy i tworzy sie amalgamat -> Darwin-malpa-wrogosc do zasad morlanych. A zwiazek jednego z drugim (i trzecim) jest taki sam jak zwiazek pomiedzy pienadzem i dozorca : bo pieniadz to forsa, forsa to grunt, grunt to ziemia, Ziemia to matka, matka to stroz a stroz to dozorca!
Mnie w ogóle kreacjonizm naukowy strasznie dziwi właśnie przez to wręcz widoczne gołym okiem pomieszanie. Ciekaw jednak jestem ilu by się znalazło wśród nich tomistów lub neotomistów. Podejrzewam, że w ogóle, bo w moim odczuciu kreacjonizm naukowy bierze się z kompletnej nieznajomości filozofii i ogólnej metodologii nauk.
Witam.
Myślę, że w „Traktacie” Wittgensteina logika jest ‚obiektywną’ ramą faktów, przekazywaną obserwatorowi za pośrednictwem języka – a jeśli tak, to zgodnie z tezą 5.6. język nie musi przesłaniać nagich faktów. Tezy „Traktatu” zupełnie nie kojarzą mi się z relatywizmem – obraz świata jest jasno ustalony, oparty na aprioryzmie logicznym. I chyba o to chodziło Wittgensteinowi, kiedy twierdził, że „w istotnych punktach problemy zostały rozwiązane ostatecznie”?
(Teza 6.124 mówi: Tezy logiki opisują rusztowanie świata, albo raczej: przedstawiają je. (…) A to znaczy, że w logice nie my wyrażamy przez znaki, co chcemy, lecz że przemawia w niej sama konieczna ich natura.)
Traktat jest niespójny. Skoro granice mego języka to granice mego świata, to znaczy, że nie ma czegoś takiego jak fakt pozajęzykowy – każdy fakt jest wyrażany w języku, a więc nagie fakty to mit. Wytknął mu to później Popper. Ze sprzeczności Traktatu zdawał sobie sprawę Wittgenstein, skoro w zakończeniu pisze o odrzuceniu traktatu. 😉
To ja tylko przypomnę coś na co zwrócił uwagę Heidegger.
Otóż w grece prawda to „aletheia”, najczęściej tłumaczona na łacinę jako veritas – etymologicznie „aletheia” ma znaczenie negatywne, bo jest rzeczownikiem zaprzeczonym. Pochodzi od przymiotnika „alethes?, który składa się z zaprzeczenia ?a? oraz rdzenia ?letho? – „ukrywać, chować”. Dla Greków więc (i dla Heideggera) nie ma więc innej prawdy jak tylko „naga” „nieskryta”, „nie zatajona”.
A też prawda z Heideggerem. Ale nawet on nie dotarł do nagiego bycia. Może właśnie przez te, że język, który odsłoni nagą rzeczywistość, nie istnieje.