Bajka o wilku
Już niedługo etyków nikt nie będzie słuchał.
Media światowe obiegła wiadomość, że Brytyjscy embriolodzy połączyli oocyt krowy z jądrem komórki ludzkiej i uzyskali rozwijające się hybrydy krowio-ludzkie. Przekroczono zapewne dotychczasowe bariery etyczne, ale jak ten eksperyment miałby zagrozić ludzkości nie bardzo wiadomo.
Większość doniesień, siłą rzeczy powierzchownych, straszy owymi hybrydami, tak jakby były to straszne potwory. Przypomnijmy, że chodzi o ekeprymenty mające w przyszłości służyć do łatwiejszego i bardziej wydajnego niż dziś uzyskiwania ludzkich zarodkowych komórek macierzystych.
W tym celu oocytów krowy używa się jako swego rodzaju pojemnika, w którym mogą następować zmiany materiały genetycznego człowieka, podobnie jak ma to miejsce w trakcie rozwoju zarodkowego. Innymi słowy od krowy pochodzi cytoplazma, a od człowieka jądrowy DNA. Problem w tym, że w cytoplazmie oocytu krowy znajdują się mitochondria posiadające własny DNA. Dlatego też zarodki takie są hybrydami również genetycznymi.
Jednak naukowcy prowadzący te badania doskonale zdają sobie sprawę z tego co robią. Nikt więc nie zamierza rach ciach ciach przeszczepiać komukolwiek takich komórek. Chodzi o to, aby zbadać czy i jak takie hybrydy się rozwijają i czy można w ogóle otrzymać z nich zarodkowe komórki macierzyste.
Dopiero jeśli te etapy się powiodą, to naukowcy zaczną się głowić jak pozbyć się krowich mitochondriów i rozplenić w takich hybrydach mitochondria ludzkie. A teoretycznych możliwości jest wiele. Można szukać krowich mutantów, których mitochondria nie będą podlegały powielaniu. Może wstrzyknięcie nadmiaru mitochodndriów ludzkich spowoduje, że te krowie w hybrydzie zanikną. Może trzeba będzie zrezygnować z oocytów krowy, a np. użyć oocytów świni czy owcy. Może w ogóle nie oocytów, a zarodków, z których usunie się ich jądrowy materiał genetyczny.
Po to robi się doświadczenia biomedyczne, by zbadać realne możliwości przeprowadzenia wymyślonych zabiegów. Od pionierskich doświadczeń do ich zastosowań droga niezwykle daleka. A dziś jesteśmy na samym początku tej drogi.
A co z problemami etycznymi? Te też wydają mi się bardzo wydumane. Otóż łącząc ze sobą oocyt zwierzęcia i komórkę somatyczną biolodzy wcale nie interferują z procesem ludzkiego poczęcia. A to właśnie taki zarzut stawiają etycy katoliccy wszelkim zabiegom na ludzkich zarodkach, gdyż obecna doktryna katolicka utrzymuje, że podczas proces poczęcia działa sam Bóg i człowiek nie może go zastąpić lub wypierać.
Oczywiście można sprawy ?zaokrąglić? i twierdzić, że skoro w rozwoju takiej hybrydy bierze udział ludzki jądrowy DNA, to jednak ma to coś wspólnego z poczęciem człowieka. Do mnie tego typu argumenty – jak mawiają Francuzi, ciągnięte za włosy, czyli po prostu naciągane – zupełnie nie przemawiają. Są one natomiast wyraźnym przejawem tracenia gruntu pod nogami przez etyków.
Przestrzeganie przed złymi skutkami pewnych działań jest oczywiście niezbędne. Ale podnoszenie larum przy każdej nadarzającej się okazji spowoduje, że etyków po prostu nikt niedługo nie będzie już słuchał. Jak w opowieści o wilku, którym ciągle straszono pastuszka. Kiedy wilk w końcu rzeczywiście się pojawił, pastuszek nawet palcem nie kiwnął. Taki może też być koniec przestróg dzisiejszych etyków.
Jacek Kubiak
Fot. TheAlieness GiselaGiardino??, Flickr (CC SA)
Komentarze
Etyków to i tak nikt nie słucha, więc nie ma się czym przejmować 😉 I w ogóle nie wydaje mi się, żeby jakiekolwiek apele czy protesty na cokolwiek się zdały i nie takich genetycznych cudów się jeszce doczekamy. Notabene etycy na genetycznych niuansach znają się słabo albo wcale, a całe ich za lub przeciw ma najczęściej źródła w jakichś stereotypach, czasem nie przystających do rzeczywistości. Ale tak było zawsze, etyka zawsze dreptała za zmianami wywoływanymi przez technologię, jeśli ostrzegała, to raczej przed nieznanym jako takim, niż przed konkretnymi (i realnymi) zagrożeniami.
Na pierwszy rzut oka też mi się wydawało, że nie ma problemu. Jednak im więcej sobie nad tym spekuluję, tym bardziej problem zaczyna się mi pojawiać. No bo albo to taka sobie zabawa, z której nie ma problemu, ale i nie może być żadnych medycznych korzyści, albo to coś jednak da się wykorzystać medycznie, a wtedy problem etyczny pojawi się automatycznie. Automatycznie, jak automatycznie pojawia się przy powstaniu zarodka ludzkiego. Może dla mistyków to, czy zarodek powstanie przez zapłodnienie, czyli zlanie haploidalnych genoforów, czy przez klonowanie metodą wprowadzenia diploidalnego genoforu do pustej komórki ma bardzo istotne znaczenie i to pierwsze jest poczęciem człowieka, a to drugie nie, ale ja mistykiem nie jestem, tylko biologiem eksperymentalnym (choć z dala od genetyki i biologii rozwoju) i dla mnie zarodek, to zarodek – czyli osobnik na pewnym etapie ontogenezy. Dlatego dla mnie porównanie wprowadzenia gotowego jądra komórkowego do cytoplazmy jest dobrym analogiem zapłodnienia i nazwanie tego poczęciem nowego osobnika (niezależnie od jego pozycji taksonomicznej) nie jest w ogóle naciągane. Problem człowieczeństwa lub nie takiej hybrydy jest wtórny, ale też ciekawy i niosący dalsze problemy etyczne (być może dla kogoś łatwo rozwiązywalne – to inna kwestia).
OK – w tym momencie tworzymy sobie takie hybrydowe „zygoty” i patrzymy, jak sobie metabolizują na szalce. Być może nikomu rozsądnemu nie wpada do głowy, żeby je komuś/czemuś wszczepiać czy próbować przeprowadzić pełną ontogenezę (in vitro się na razie nie da). Gdyby jednak wszyscy byli rozsądni, bioetyka w szczególności, a prawo w ogólności byłyby niepotrzebne. Załóżmy jednak, że znajdzie się koreańska doktorantka, której ktoś taką hybrydę wszczepi do macicy. Nie wiem, jak ze zgodnością tkankową dawcy/gospodarza, może łatwiej taki oocyt przyjąłby się w macicy krowiej, ale załóżmy, że ten problem jakoś rozwiązano. Hybrydowy oocyt albo okazuje się tak dysfunkcjonalny, że wkrótce obumiera, albo jednak jakoś funkcjonuje, dzieli się, tworzy morulę, blastulę itd. aż do momentu, gdy powstanie coś, co nawet najzagorzalsi zwolennicy aborcji nazwą dzieckiem. Etycy chyba są od tego, żeby takie wypadki przewidywać (tak mi się zdaje – sam z etyką mam mało do czynienia). Jeżeli taka hybryda okaże się niezdolna do rozwoju, to cała historia o hodowli komórek zarodkowych jest bajeczką, jeżeli okaże się zdolna – to nie ma żadnej gwarancji, że nie zajdzie „koreański syndrom”.
Sam rozwój takiej hybrydy jest ciekawym zagadnieniem. Czekam na korektę kogoś lepszego ode mnie w biologii rozwoju, ale problem tożsamości takiej hybrydy jest podobny do problemu przeszczepu mózgu (na razie też w sferze SF), kiedy trudno stwierdzić, czy za dawcę uznać właściciela mózgu, czy właściciela reszty ciała. Tu mówi się o wszczepianiu ludzkiego jądra do krowiego oocytu. Wygląda na to, że jest to przeczep elementu ludzkiego do ciała krowiego. Ludzkie jest DNA i RNA jądrowe, histony, błona jądrowa, kariolimfa i w zasadzie tyle. Krowie jest prawie wszystko – rybosomy, lizosomy, cytoplazma, cytoszkielet, mitochondria itd. Kompatybilność jest na tyle duża, że może to jakoś współgrać (jeżeli nie, to nie ma ani potencjalnych hodowli ratujących zdrowie i życie miliardów pacjentów, ani problemu etycznego poczęcia nowej istoty). Czyli w zasadzie mamy jednokomórkowe stadium osobnika z gatunku Bos taurus z ludzkim DNA. Komórka pobiera ze środowiska (szalki? łożyska?) pokarm, tlen i hormony sensu lato i zaczyna metabolizować. Ponieważ przepis na przytłaczającą większość metabolitów pochodzi z ludzkiego, a nie krowiego DNA, im dłużej to trwa, tym więcej materii można określić jako ludzką, a tym mniej – krowią. Komórki się dzielą i co prawda na etapie morul, blastul i gastrul nie da się morfologicznie powiedzieć, czy to zarodek ludzki, czy krowi, to coraz więcej białek specyficznych dla gatunku to jednak białka ludzkie. Tu nasi rozsądni naukowcy przerywają eksperyment, ale etycy muszą dmuchać na zimnych „Koreańczyków”, którzy może wcale go nie przerwą. I co wtedy? Gdyby ontogeneza trwała, musi powstać coś, co niemal całkowicie jest człowiekiem, tyle że z czymś na kształt choroby mitochondrialnej.
Na ostatnim wykładzie Studiu Generale we Wrocławiu był wykład Andrzeja Elżanowskiego EWOLUCJA ORGANIZACJI BIOLOGICZNEJ.Wprowadzenie do dyskusji wykonał fizyk Jarzy Lukierski.
Ciekawie się zakończyła w kwestii,że ewolucja ludzkiego myślenia nie idzie w parze z budową świadomości.Oczywiście mnie chodzi o to,że wraz z życiem powstały wartości.
Oceniono,że wiek XX ma swoją ikonę w postaci Alberta Einsteina.Wiek XXI czeka na ikonę w kwestii mechanizmu budowy świadomości.
Tu może powstać pytanie,czy majstrowanie w procesach ewolucyjnych ma sens bacząc na fakt praw stworzenia i natury,które są niezależne od wiary światopoglądowej?!Mówić o światopoglądowej wierze myślę o możliwościach niewykluczających się hipotezach kreacjonizmu z ewolucjonizmem!!!???
„etycy katoliccy”? aspiracje naukowe zobowiązują do rzeczowości: nie trzeba być katolikiem, żeby komuś „coś” zazgrzytało kiedy słyszy o takich eksperymentach. Bio-etycy oczywiście powołują się na fakt, że człowiek (nawet potencjalny) jest kimś więcej niż tylko materią (w dodatku zdeterminowaną – o tym z kolei mówili filozofowie wolności, również ateiści: Sartre, L.Ferry), to jednak nie równa się z twierdzeniem „że podczas procesu poczęcia działa sam Bóg i człowiek nie może go zastąpić lub wypierać”, podobnie: poczęcie a boski kreacjonizm to dwie różne sprawy. Habermas w eksperymentach bał się efektu tamy i pewnie (jak ktoś napisał w poście wyżej) „koreańskiej doktorantki” w sensie nadużyć, zapatrzenia naukowców w idee, zafascynowania własną „mocą twórczą”, przekonania o własnej omnipotencji – w tym sensie „naśladowanie Boga”. Więc nie zgodzę się, że to etycy „tracą grunt pod nogami” tylko Pan wchodzi na grunt, którego nie zna (zarówno etyki jak i jak sądzę – obym się myliła, chętnie przeproszę – genetyki, patrząc z perspektywy determinizmu chaosu, niemożliwości przewidzenia skutków czy sensowności eksperymentów za cenę, jakby nie patrzeć, życia – jako jakości, wartości samej w sobie jak i jego fakultatywności w sensie frankl`owskiego „nadsensu” – nigdy nie dowie się Pan kim ten „człowiek/zwierze” mógłby być i, co gorsze, oby nikt się nigdy nie dowiedział – i to jest jakieś smutne przewartościowanie, sfera profanum… myślę, że w tym sensie mówią etycy – ale ja piszę tylko komentarz.
@ Hoko, panek, Anka :
Napisalem przeciez w drugim zdaniu , ze ‚Przekroczono zapewne dotychczasowe bariery etyczne…’ wiec chyba nie musze powtarzac, ze tez dostrzegam problem etyczny. I uwazam, ze etycy maja bardzo wiele do powiedzenia o tych eksperymentach. Ale wszystkie komentarze, ktore przeczytalem na ten temat byly belkotem o tym jak takie stwory zagrazaja nam ludziom. I tyle, a nie przypuszczam zeby wielu czytelnikow zadalo sobia jakies dodatkowe pytania. Jesli etycy tylko tyle maja do powiedzenia to bedzie wlasnie tak jak z tym wilkiem. I to wlasnie chcialem powiedziec. Oczywscie spodziewam sie, ze Habermas powiedzialby cos o wiele bardziej ciekawego i bardzo chcialbym to poznac, bo problerm filozoficzny jest rzeczywiscie gleboki. Ale jak do tej pory to znalazlem tylko belkot. Moze ktos znalazl jakas sensowna publikacje na ten temat? Jesli tak, to prosze o namiary.
Swego czasu bodajze Science opublikowalo jakas kontrowerysjna etycznie publikwacje i w tym samym numerze opublikowali bardzo ciekawa analize dwojga etykow. To bylo cos! Postaram sie odszukac, bo napisalem wowczas o tym artykul do Gazety Wyborczej, a w tej chwili zupelnie nie pamietam o co chodzilo (chyba cos o klonowaniu terapeutycznym).
Artykul, o ktormy pisze powyzej dotyczyl doniesienia Hwanga z r. 2005 (pozniej okazalo sie, ze ten wlasnie artykul byl sfalszowany). Ironia losu wlasnie ten artykul opublikowano w Science wraz z artykulem dwoch bioetykow: Davida Magnusa i Mildred Cho z kalifornijskiego uniwersytetu Stanforda. Nie ma juz mojego tekstu w interencie, ale daje namiary na sam artykul obu etykow :
Magnus D, Cho MK.
Ethics. Issues in oocyte donation for stem cell research.
Science. 2005 Jun 17;308(5729):1747-8. Epub 2005 May 19.
Ciekawe jest tez jak pozniej ci sami etycy zareagowali na wiadomosc, ze doniesienie, ktore komentowali bylo sfalszowane:
Cho MK, McGee G, Magnus D.
Research conduct. Lessons of the stem cell scandal.
Science. 2006 Feb 3;311(5761):614-5.
A jakie to ma mieć znaczenie, czy Hwang mówił prawdę, czy konfabulował? To ma znaczenie dla sądu, który sądzi czyny, a nie intencje. W etyce chodzi o to, czy to, co sobie przypisywał jest wykonalne, a nawet czy ktoś będzie się porywał na niewykonalne. „A co potrafię, to uczynię – bo taka moja jest natura…”
@ panek :
Oczywiscie, ze doswiadczenia Hwanga sa wykonalne. To nie ulega watpliwosci. Prosze ten papier:
French AJ, Adams CA, Anderson LS, Kitchen JR, Hughes MR, Wood SH.
Development of human cloned blastocysts following somatic cell nuclear transfer with adult fibroblasts. Stem Cells. 2008 Feb;26(2):485-93. Epub 2008 Jan 17.
To polowa tego co ‚zrobil’ Hwang. Po aferze Hwanga prace nad uzyskiwaniem ludzkich zarodkowych komorek macierzystych oslably, ale ludzie i tak robia to co on sobie wymyslil.
Dzieki publikacjom Magnusa i Cho (i Hwanga, he, he) bioetycy moga byc po raz pierwszy szybsi niz biotechnolodzy, embriolodzy czy genetycy. Czy z tej sytuacji skorzystaja? sadze, ze nie, bo rozmienia sie na drobne krytykujac wszystkie pionierskie badania. Jak te z krowimi oocytami w Newcastle.