Kreacjonizm, USA, Kościół

kreacjinizm_450.jpg

Nie dziwi, że politycy chcą na sporze o ewolucję wygrać głosy konserwatywnego elektoratu. Ale co chce osiągnąć Kościół?

Prezydenckie prawybory w USA przyciągają uwagę nie tylko obserwatorów polityki, ale i naukowców. Amerykańska National Academy of Sciences (NAS) wtrąciła swoje trzy grosze do prezydenckiej kampanii opowiadając się wyraźnie przeciw ciągotom kreacjonistycznym.

Dokument „Science, evolution and creationism” ukazał się 4 stycznia, czyli dzień po prawyborach w stanie Iowa, gdzie, po stronie republikańskiej, wygrał konserwatywny kandydat Mike Hucabee. Autorzy publikacji nazywają kreacjonizm „pomysłem irracjonalnym”, a ewolucjonizm „najbardziej aktywną dziedziną aktualnych badań naukowych”.

Oczywiście akademicy mają rację. Przed kilkoma miesiącami, gdy polski wiceminister edukacji wspierany przez tatę ministra głosił, że ewolucjonizm jest kłamstwem podawaliśmy w „Niedowiarach” przykłady takich badań. Ale, co ważniejsze, nie tylko badania ewolucyjne stricto sensu opierają się na teorii ewolucji.

Wystarczy zainteresować się jakimkolwiek genem lub białkiem ludzkim, aby od razu poczuć konieczność porównania jego budowy z odpowiednikami u innych organizmów. Z takiego porównania wynikają zaś zawsze bardzo ciekawe wnioski, gdyż widać wówczas jak na dłoni zmiany, jakim ulegał dany gen i jego białkowy produkt właśnie w trakcie ewolucji.

Dziś bez takiej analizy nie obejdzie się żaden biolog komórkowy, molekularny czy genetyk. Jeśli w swej pracy będzie aplikował kreacjonistyczną wizję, to po porostu musi odrzucić ewidentne dowody na przekształcenia dotyczące DNA i białek (ale oczywiście nie tylko) w świecie ożywionym. Na bazie kreacjonizmu nie da się dziś prowadzić żadnych poważnych badań naukowych w dziedzinie biologii, a więc i jej pochodnej – medycyny.

W USA – najbardziej religijnym chyba kraju świata – od kilku lat trwa polityczna dyskusja na temat teorii ewolucji Darwina i jej kreacjonistycznych odpowiedników, np. „inteligentnego projektu”. Obecny prezydent swego czasu opowiedział się za nauczaniem w szkołach obu poglądów: ewolucjonizmu i kreacjonizmu. Uczniowie mieliby więc na jednej lekcji dowiedzieć się jak zmieniało się życie na Ziemi, a na innej, że jest niezmienne. Schizofreniczny wręcz eksperyment pedagogiczny.

Wiara w istnienie stworzyciela kłóci się w oczywisty sposób z wiarą religijną. Dlatego Kościół katolicki kluczy w tej dziedzinie jak w żadnej chyba innej. Cóż z tego, że Jan Paweł II powiedział, że teoria Darwina to „więcej niż hipoteza”, gdy, kardynał Schönborn zaprzeczył (w lipcu r. 2005 na łamach „New York Times’a”) jakoby te słowa potwierdzały słuszność teorii ewolucji w oczach Kościoła.

Schönborn skupia się na wątpliwościach w teorii ewolucji, których zresztą nie brakuje i nikt temu nie przeczy, gdyż Kościołowi po prostu łatwiej tłumaczyć Biblię na bazie kreacjonizmu niż ewolucjonizmu. Akceptacja teorii ewolucji w wydaniu darwinowskim zmuszałaby go do uznania jej konsekwencji w postaci włączenia człowieka do łańcucha przemian od koacerwatów, przez drożdże, ryby, płazy i, Boże uchowaj, małpy. To nie sama teoria Darwina spędza sen z powiek hierarchii kościelnej, a jej nieuchronne konsekwencje w dziedzinie społecznej, ekonomicznej i etycznej.

Papież Benedykt XVI, choć mniej wrogo ustosunkowany do Darwina niż Schönborn, też kluczy w tej sprawie. W wydanym w kwietniu ubiegłego roku dokumencie „Kreacja i ewolucja” (pokłosie seminarium zorganizowanego w Castel Gandolfo we wrześniu 2006 r.) Benedykt XVI twierdzi, że teoria Darwina „nie jest w stanie wytłumaczyć wszystkiego”. Problem w tym, że żaden ewolucjonista nie szuka wytłumaczenia „wszystkiego” w teorii Darwina!

To, że politycy chcą na sporze o ewolucję i kreację wygrać głosy konserwatywnego, a często po prostu ciemnego elektoratu, nie dziwi. To, że Kościół kluczy wobec tej sprawy dziwi już bardziej, gdyż na takiej strategii można wygrać jedynie na bardzo krótką metę, a Kościołowi nie powinno zależeć na jednej kadencji. Jeśli papież szuka w biologii odpowiedzi na wszystkie pytania związane z życiem na Ziemi, to popełnia wielki błąd. Takich wyjaśnień szukać bowiem należy nie u biologów, a u fizyków.

Jacek Kubiak

Fot. Amy Watts, Flickr (CC BY SA)