Etyka i praktyka

clones_450.jpg

Dziecko z samym sobą? Pomysł ekstrawagancki, ale, być może, wykonalny.

Po raz drugi wracam do wpisu z 27 listopada i publikacji japońskiej grupy naukowców z Kyoto kierowanej przez Shiny Yamanaka. Przypomnę, że ekipa ta opisała, jak z ludzkich komórek somatycznych uzyskać komórki przypominające do złudzenia zarodkowe komórki macierzyste (ZKM).

Wracam do tego doniesienia po opublikowaniu wywiadu z profesorem Yamanaką, który został opublikowany w brytyjskim „Daily Telegraph„. Otóż w wywiadzie tym Yamanaka stwierdza, że skoro udało się uzyskać owe komórki prawie-ZKM, to nic już nie stoi na przeszkodzie, aby z nich wyprodukować oocyty i plemniki, czyli komórki rozrodcze. Co więcej, można wyobrazić sobie, że oba typy gamet będą do uzyskania z komórek pobranych od tej samej osoby. Zapładniając oocyt plemnikami in vitro można więc będzie uzyskać zarodek, a następnie płód i prawdopodobnie dziecko, którego oboma rodzicami będzie jedna i ta sama osoba. Innymi słowy, bez uciekania się do klonowania można będzie kreować potomstwo prawie identyczne w stosunku do jego rodzica. Pisząc te słowa zauważyłem taki paradoks, że osobnik ów będzie równocześnie jedno- i dwurodzicielski, w zależności jak na sprawę oceny „rodzicielskości” spojrzeć.


Tu dodajmy, że, jeśli w ogóle możliwe będzie uzyskanie takiego osobnika, bo do rozwoju plemników potrzeba kilku genów z chromosmu Y, a nie ma go w komórkach żeńskich (a więc pewnie łatwiej będzie w ten sposób stworzyć chłopczyka niż dziewczynkę), to różniłby się on od klonu. Gamety uzyskane z komórek prawie-ZKM przeszłyby proces mejozy i wymiany fragmentów chromosomów homologicznych. Zestaw genów takiego osobnika byłby więc przetasowany w porównaniu z wyjściowym DNA osoby dającej swoje komórki do tego typu eksperymentu. Owe dziecko nie byłoby więc genetycznie identyczne ze swoim jedynym rodzicem, gdyż niektóre jego geny (choć te same co u rodzica) mogły by znaleźć się w odmiennym genetycznym otoczeniu, a to może wpływać na ich aktywność.

Wizje Yamanaki obiegły świat, jak to dziś bywa, w błyskawicznym tempie, dając pożywkę do dyskusji, na ile tego typu zabiegi mogłyby się w przyszłości urzeczywistnić.

Profesor Chris Shaw z King’s College of London twierdzi, że brytyjskie prawo nie zezwala na tego typu eksperymenty, więc w Wielkiej Brytanii czegoś takiego nie można się spodziewać. Prof. Didier Sicard, przewodniczący francuskiej komisji etycznej opiniującej ustawy francuskie m.in. w dziedzinie biotechnologii i genetyki, uważa wizje Yamanaki po prostu za przedwczesną i uspokaja, że nie ma co z tego powodu na razie zmieniać prawa.

Myślę, że obaj mają sporo racji. Sam fakt, że tego typu zabieg byłby możliwy nie kreuje bowiem bezpośrednio zapotrzebowania na jego przeprowadzenie. Zapewne będą prowadzone próby uzyskania takich „jedno-dwu-rodzicielskich” myszy, ale jaki sens miałoby prowadzenie takiego eksperymentu na ludziach? Komu może zależeć na posiadaniu własnego dziecka z samym sobą?

Od razu odpowiem na to pytanie, że zapewne garstka takich ekstawagantów szybko by się znalazła. Ale tu właśnie trzeba przypomnieć zapewnienia prof. Shawa, że wówczas należałoby jeszcze pokonać istniejące już bariery legislacyjne. W większości krajów nie można bowiem przeprowadzać zabiegów zapłodnienia in vitro z użyciem dowolnych plemników i oocytów. Muszą one pochodzić albo od pary małżeńskiej (czy konkubenckiej), albo przynajmniej od dokładnie zidentyfikowanych dawców (oczywiście znanych jedynie lekarzom, a nie samym zainteresowanym). Jednym słowem, niemożliwe byłoby użycie do zabiegu zapłodnienia in vitro komórek wyhodowanych w laboratorium.

Postęp wiedzy i technologii sprawia, że będziemy coraz częściej konfrontowani z bajecznymi wprost możliwościami i przedziwnymi zastosowaniami naukowych odkryć. Do tej pory najgorszym chyba koszmarem etyków była perspektywa klonowania ludzi. Teraz jego miejsce może zająć właśnie „jedno-du-rodzicielskie” poczęcie in vitro. Praktycznie tylko taka – czyli chyba realnie zerowa – będzie zmiana sytuacji.

Nie ulega wątpliwości, że tak klonowanie, jak i owo wymyślne poczęcie in vitro jawią się jako skrajnie czarne przykłady nie tylko etykom, ale i przeciętnym zjadaczom chleba. Wizje Yamanaki mogą też okazać się nie tyle realnym zagrożeniem, co straszakiem używanym do celów politycznych i propagandowych.

Jakoś nie mogę dopatrzyć się sensownych przesłanek do takiego sposobu kreowania życia ludzkiego poza zwykłym kaprysem jakiegoś frustrata/frustratki. No, ale może i przed takimi kaprysami należy się jednak zabezpieczyć wprowadzając odpowiednie szczegółowe przepisy legislacyjne?

Jedno wydaje się pewne: etycy i moraliści będą mieli nowe pole do popisu. Może i słusznie?

Jacek Kubiak

Fot. gadl, Flickr (CC BY SA)