Marsz żywych

oboz_big.jpgOkrutne traktowanie ofiar miało na celu znieczulenie wykonawców zbrodni.

Zbrodnia ludobójstwa ukazuje coś niezwykle fundamentalnego, a przez to niewyrażalnego. Oglądając filmy dokumentalne z obozów, słuchając relacji ofiar, a także osób, które były na zewnątrz obozu, ale widziały to, co tam się dzieje, można zaobserwować wstrząs, jakiego człowiek doznaje w obliczu takiego zła. Zła popełnionego intencjonalnie, a co za tym idzie – świadomie. Właśnie to jest takie przerażające i wstrząsające.

Wszelkie tłumaczenia o „wykonywaniu jedynie rozkazów” lub niewiedzy nie są do końca wiarygodne. Na przykład mieszkańcy Mauthausen, bohaterowie filmu „Wycieczka do Mauthausen” (angielski tytuł „KZ Mauthausen”), wyraźnie podkreślają, że wiedzieli, co się dzieje w ich sąsiedztwie. Oglądając film dokumentalny, w którym się wypowiadają po blisko 60 latach widać wstrząs, jakiego doświadczyli, oraz niemoc słowa w obliczu zła dziejącego się obok nich. Każdy z nich w końcu milknie, świadom, że słowa to za mało.

Trzeba pamiętać, że III Rzesza dokonywała zbrodni ludobójstwa nawet w obliczu swojej zagłady i nawet kosztem własnych zasobów niezbędnych do prowadzenia wojny, a w szczególności do uniknięcia klęski. Jeszcze na wiosnę 1945 do obozów szły transporty, chociaż w owym czasie należało lepiej wykorzystać transport kolejowy do przerzucenia wojsk niezbędnych do obrony kraju.

Zresztą świadomość czynienia zła była dość wyraźna wśród kierownictwa III Rzeszy. Świadomie posługiwano się słownictwem, które miały zakryć rzeczywiste intencje sprawców: przesiedlenie, wysiedlenie, rozluźnienie (czyli usuwanie mieszkańców gett), pacyfikacja, wykluczenie, specjalne traktowanie itp. Używanie takich słów w stosunku do ofiar może być jeszcze zrozumiałe, bo w końcu sprawca może chcieć zakryć swoje rzeczywiste intencje, by tym łatwiej zrealizować to, co sobie zaplanował. Ale co ciekawe i ważne: używanie terminu Endlosung (ostateczne rozwiązanie) też było zabronione przez najwyższe kierownictwo, nawet w wewnętrznych dokumentach dostępnych dla funkcjonariuszy najwyższego szczebla. A przecież to słowo faktycznie nie odkrywa rzeczywistych intencji sprawcy, bo rozwiązaniem jakiejś kwestii nie koniecznie musi być jej fizyczna eliminacja. Może być przecież wygnanie, izolacja itp. Celowo tworzono takie reguły użycia języka, by zakryć zbrodnię ludobójstwa w języku i przez język.

Piszę o tym, bo chodzi mi o podkreślenie faktu intencjonalności zła i jego świadomości, także wśród sprawców. Porusza mnie właśnie to, jak bardzo sprawcy, chcieli ukryć także przed samymi sobą, to, co faktycznie czynią. Okrutne traktowanie ofiar miało na celu znieczulenie wykonawców zbrodni. Chodziło o to, by ofiar nie traktowano jako wchodzących do kręgu moralnego uniwersum: ktoś, kto nie jest człowiekiem, nie zasługuje na ludzkie traktowanie. Liczne odruchy człowieczeństwa ze strony sprawców, a także wewnętrzne okłamywanie siebie świadczą, że takiego zabiegu nie udało się do końca zrealizować.

Pomimo, że zbrodnia ludobójstwa wydarzyła się tak dawno, wciąż jest wstrząsająca. Czas niczego tu nie stępił. Ponieważ jest to zło tak fundamentalne, a jego intencjonalność tę fundamentalność jeszcze pogłębia, że wszelkie słowa, pojęcia, koncepcje w jego obliczu tracą moc. Są właśnie tylko słowami i niczym więcej. Słowami, które nie są w stanie oddać fundamentalności tego zła. W jego obliczu widać wyraźnie, że dobro i zło to nie tylko jakieś tam, wykoncypowane wartości, rzecz gustu, czy wychowania bądź tradycji, ale sprawa równie realna co ponad milion ofiar uśmierconych w KL Auschwitz II – Birkenau i żywi, którzy o tym pamiętają. A swoją pamięć manifestują w cichym marszu.

Grzegorz Pacewicz

Fot. Aloriel / Flickr (CC BY SA)