My, dzieci noosfery
Pierre Teilhard de Chardin był prawdziwym prorokiem globalizacji.
Jacek w swoim ostatnim wpisie przypomniał o przypadającej 10 kwietnia trzeciej rocznicy śmierci Jacka Kaczmarskiego. Tego samego dnia przypadła też pięćdziesiąta druga rocznica śmierci francuskiego myśliciela Pierre’a Teilharda de Chardina. Muszę tu o nim wspomnieć, ponieważ przez kilka lat był on głównym bohaterem mojej działalności naukowej.
Może parę słów o kolejach jego życia, żeby nie był postacią zupełnie anonimową. Urodził się 1 maja 1881. Uczył się w kolegium prowadzonym przez jezuitów, a w wieku 18 lat wstąpił do nowicjatu tego zakonu. Studiował filozofię, teologię, chemię, fizykę, geologię i paleontologię. W 1911 roku otrzymał święcenia kapłańskie. W tym samym roku podjął badania naukowe jako geolog i paleontolog. W latach 1915-19 uczestniczył w I wojnie światowej jako żołnierz-sanitariusz. Brał udział w walkach pod Verdun i nad Marną. Po wojnie w roku 1922 obronił doktorat na temat ssaków eocenu, zaś w latach 1920-26 wykładał geologię w Instytucie Katolickim w Paryżu.
Od roku 1923 Teilhard wielokrotnie wyjeżdżał do Chin na badania paleontologiczne. Zasłynął między innymi jako współodkrywca człowieka pekińskiego (sinanthropusa). Od tego czasu miał też coraz większe problemy z cenzurą kościelną. W swojej pracy nie ograniczał się do kwestii tylko naukowych, ale w dość śmiały sposób próbował połączyć chrześcijańską wizję rzeczywistości z ewolucjonizmem. W owym czasie Kościół Katolicki był zupełnie nieprzygotowany na takie podejście. W przypadku konfliktu między prawdą religijną a prawdą naukową pierwszeństwo dawano tej pierwszej. Przekaz biblijny rozumiano dosłownie – stworzenie dokonało się od razu, gatunek ludzki powstał z jednej pary rodziców itp. Rodziło to konflikt z tym, co na ten temat mówiła nauka. Część dogmatów należało poddać reinterpretacji, bądź też należało poddać przebudowie relację między teologią a naukami przyrodniczymi. Kwestia była mocno drażliwa i niewygodna dla Kościoła, a w środku sporów znalazł się Teilhard.
Wskutek jego wypowiedzi na temat grzechu pierworodnego, kolidujących z ówczesnym nauczaniem Kościoła, zaczęły ciążyć na nim podejrzenia o nieprawomyślność. Z końcem roku 1926 został usunięty z Instytutu Katolickiego, a władze zakonne poleciły mu ograniczyć się do prac czysto naukowych oraz zasugerowały opuszczenie Paryża. Kolejne jego prace traktujące o kwestiach filozoficzno-teologicznych z pozycji ewolucjonistycznych nie uzyskiwały akceptacji władz kościelnych i zostały odrzucone. W 1933 roku Teilhard otrzymał zakaz wykonywania jakichkolwiek funkcji w Paryżu. W 1947 sugerowano mu zaprzestanie publikowania jakichkolwiek prac filozoficznych. W 1948 zakazano mu objęcia katedry w College de France. Jego pisma krążyły w formie powielonej, a wydane zostały dopiero po jego śmierci. Żadnej ze swoich tez, pomimo nacisków ze strony władz kościelnych, nie odwołał.
Pod koniec swego życia był znaną osobistością. W roku 1954 powrócił do Paryża, z zamiarem zamieszkania w nim na stałe. Jednak przełożeni zmusili go do opuszczenia miasta. Wyjechał do Nowego Jorku, gdzie zmarł nagle wskutek pęknięcia arterii wieńcowej w Wielkanoc 10 kwietnia 1955 roku, w wieku 75 lat.
Jednym z elementów jego spuścizny, które na trwałe weszło do słownictwo filozoficznego, jest pojęcie noosfery. Chcąc oddać swoje doświadczenie istnienia jakiegoś ponadindywidualnego świata kultury, które przez poszczególne jednostki, nawet genialne, jest nieogarniony, wymyślił słowo „noosfera”. Utworzył je analogicznie do słowa „biosfera”. Greckie nous znaczy tyle, co rozum, umysł, duch. Noosfera miała być sferą myśli wytworzonej kolektywnie przez jednostki, społeczeństwa, narody, rasy i kręgi kulturowe; to sfera wokółziemskiej świadomości tworzonej przez wszystkie pokolenia ludzkie; to nieutrwalony oraz utrwalony w różnych formach przekaz kulturowy w skali ogólnoludzkiej.
Człowiek jest istotą społeczną, czego efektem jest świat szeroko pojętej kultury. Noosfera miała oznaczać istnienie systemu idei niezależnych od indywidualnego człowieka, zawierającego w sobie ponadczasowe rezultaty ludzkiej działalności. To dziedzictwo kulturowe, które ulega stopniowej kumulacji i wzbogaceniu. Zawiera ono i prawdy, i fałsze. Jest ono względnie autonomiczne, a znaczna jego część to niezaplanowane wytwory ludzkich działań. Noosfera ma swoją historię i obejmuje wszelkie wytwory ludzkiego intelektu i wyobraźni, narzędzia, instytucje społeczne, wartości etyczne oraz dzieła sztuki. Słowem, wszystkie ponadindywidualne dokonania człowieka.
W gruncie rzeczy Teilhard tworzy to pojęcie po to, by opisać przeczuwane przez niego już w latach dwudziestych ubiegłego wieku procesy globalizacyjne. Wyprzedza w tym względzie Marshalla McLuhana i wszystkich proroków globalizacji o co najmniej 30-40 lat. Jego koncepcja ma charakter mocno postulatywny – pisze jak powinny wyglądać te procesy z punktu widzenia etycznego czy duchowego. Stąd też wiele wątpliwości nad jego wizją, ponieważ w rzeczywistości procesy te przebiegają zupełnie inaczej.
Ale trzeba mu przyznać jedno. Noosfera oznacza świat nie jakiejś konkretnej, partykularnej kultury, ale zbiorowe dziedzictwo ludzkości. Chodzi o to, że poszczególne idee, koncepcje, światopoglądy itp. nie mają charakteru lokalnego, ale globalny – istnieją i funkcjonują w różnych cywilizacjach, nie są więc przypisane do jakiejś konkretnej kultury. Ponad tym, co lokalne powstaje coś, co jest wspólne wszystkim ludziom, lub co może stanowić wspólne podłoże wszystkich cywilizacji i wszystkich kultur. Teilhard kładzie nacisk na to, co łączy ludzi, a nie na to, co ich dzieli. Jest w tej mierze bardzo optymistyczny. I to jest piękne w jego pisarstwie.
Grzegorz Pacewicz
Fot. Lee Jordan / Flickr (CC BY SA)
Komentarze
Ja jednak wolę McLuhana 😉 . A swoje teorie Teilhard tworzył moim zdaniem nie na skutek jakiegoś przeczucia przyszłości, lecz w celu uzgodnienia społecznej i naukowej rzeczywistości ze swoją potrzebą wiary, potrzebą odwołania się do jakichś prawd niezmiennych i zasadniczych. Zaś jego optymizm ma, w moim odczuciu przynajmniej, wiele z utopii. – I oczywiście z mistycyzmu, więc ta szklana kula jest, myślę, jak najbardziej na miejscu… 😉
Hoko, w jego pismach z czasów pierwszej wojny światowej jest właśnie to przeczucie globalizującej się ludzkości. Przeczucie bardzo silne, ale sam Teilhard nie bardzo potrafił wyrazić to precyzyjniej. Ale prawdą jest też to, że swoje koncepcje próbuje on uzgodnić z chrześcijaństwem. Mistycyzmu tam dużo, ale jeśli oczyścić jego koncepcję z mistycyzmu i religii, coś z niej jednak zostanie.
A ja tak w kwestii technicznej. Czym – poza nazwą – różni się noosfera od heglowskiej sfery ducha obiektywnego? Bo z tego, co GP napisał to szczególnych różnic nie widzę. Oczywiście domyślam się (ja Teilharda nie czytałem), że gdzieś tam Bóg się czai?
No a jeśli moja intuicja jest choć trochę trafna, to właśnie Hegel byłby raczej tym „przeczuwaczem”… A jeśli ktoś chciałby się zagłębić w przeczucia nowoczesności to i tak Waltera Benjamina lepiej 🙂
Czytalem swego czasu de Chardina „Teorie Ewolucji”. Bylo to dla mnie dzielo nazbyt rozwlekle, topiace kilka istotnych obserwacji (na przyklad o spiralnym charakterze rozwoju) w morzu nieistotnego tekstu. Niewatpliwie, spoleczenstwa bedace na roznych stopniach rozwoju wytwarzaja stosowna nadbudowe ideologiczna. Ta jednak nie jest niezmienna i niezalezna od cywilizacji w ktorej jest wytworzona. Marksisci mowia nawet o prawie koniecznej zgodnosci nadbudowy i bazy. Bez takiej bowiem zgodnosci musza sie pojawic naprezenia spoleczne (czyli sprzecznosci wewnetrzne). Te zas prowadza do obalenia systemu. Przyklad takiej sprzecznosci i jej konsekwencji mielismy wlasnie dwadziescia pare lat temu. Bieg wydarzen wydaje sie zreszta potwierdzac teze de Chardina o spiralnym rozwoju.
Bobola, a możesz podać ten tytuł Teilharda w oryginale. Tak pytam z ciekawości, bo po polsku takiego zbiorku nie ma, nie przypomniam sobie też takie tytułu jakiegoś eseju Teilharda. Domyślam się, że to był jakiś wybór jego pism.
Komerski, różnica chociażby jest taka, że u Teilharda jest przyszłość a u Hegla wszystko się kończy na nim. Chodzi o to, że zdaniem Teilharda to się dopiero zaczyna. U Teilharda jest bardzo wyraźna kategoria ludzkości, jest dość istotny rys personalizmu, jest etyka, nie ma nieubłaganych praw. Nie ma panteizmu. Ale faktem jest, że jakieś podobieństwo zachodzi. Myślę jednak, że luźne.
GP;
Teorie Ewolucji wydalo wydawnictwo PAX w latach 60. Niestety obecnie nie mam dostepu do tej ksiazki. Jak sie pojawie na wiosne w W-wie i ja znajde na polce to Ci ja przesle na adres redakcji. Wydaje mi sie, ze bylo to tlumaczenie „Christianity and Evolution”, ISBN 0-15-602818-2.
Wciąż brak konstruktywnych głosów dotyczących zapobieżeniu groźby narastającego efektu cieplarnianego i obserwowanych anomali klimatycznych.
W ubiegłym roku znalazłem kilka artykułów i wypowiedzi na ten temat (wiadomosci.onet.pl/1,15,11,22147932,61871578,2402059,0,forum.html
portalwiedzy.onet.pl/4868,11125,1363719,2,czasopisma.html). Emisje gazów cieplarnianych będą wzrastać wraz ze wzrostem zaludnienia i zwiększeniem liczby środków transportu oraz zużycia energii nieodnawialnej. Jak można doświadczalnie się przekonać wszelkie apele i rezolucje różnych konferencji i kongresów proekologicznych są nieskuteczne, poprawiając jedynie wysokie mniemanie kongresmenów o ich własnej przydatności . Średnia temperatura Ziemi zależy od dwóch czynników: 1) dopływu energii promieniowania słonecznego do powierzchni Ziemi, 2) zdolności pochłaniania przez gazy cieplarniane zwrotnego promieniowania w zakresie dalekiej podczerwieni. Jedynie realne przeciwdziałanie przegrzaniu Ziemi to ograniczenie dopływu energii promieniowania Słońca. Zwiększać należy procent odbitego promieniowania, czyli albedo. Jego wartość naturalna jest ok. 40% Oprócz rozpylania siarki lub jej związków (projekt prof. Paula Crutzena, noblisty z roku 1995), efekt taki można osiągnąć wprowadzając w dolne warstwy stratosfery neutralny chemicznie drobny pył piaskowy. Osiągnąć to można przy pomocy wybuchów konwencjonalnych nad powierzchniami pustyń. Naturalne burze piaskowe również powiększają albedo. Efekt ten można także osiągnąć wytwarzając dodatkowe smugi kondensacyjne np. rozpylając z samolotów pył soli morskiej. Takie projekty należą do nowej gałęzi wiedzy technicznej- geoinżynierii. Chyba przyszła już pora na myślenie i działanie, a zakończyć należy bezpłodne i nieskuteczne biadolenie!
Anatol
Antoni;
Zanim zaczniemy posypywac wszystkich piaskiem ze stratosfery czy truc ludzi zwiazkami siarki utlenionej w atmosferze (polecam wycieczke w okolice odkrytkowych kopaln siarki aby zobaczyc co potrafi zrobic w srodowisku SO2) nalezaloby pomyslec o spowolnieniu lub nawet zatrzymaniu wzrostu ludnosci oraz zrezygnowaniu z masowego uzytkowania samochodow. Ile razy jestem na jezdni czuje sie zdominowany przez SUVy prowadzone na ogol przez jedna slaba kobiete oraz pick up-y prowadzone przez mezczyzn. Uzytkowanie tak ciezkich pojazdow, niezgodnie z ich przeznaczeniem jest jedna z przyczyn kryzysu paliwowego i wzrostu zanieczyszczenia srodowiska. Zreszta CO2 nie jest glownym czynnikiem powodujacym efekt cieplarniany. Najbardziej rozpowszechnionym gazem cieplarnianym jest zwykla para wodna. Jej stezenie zas jest dosyc trudno kontrolowac.
A dzięki Bobola, już wiem o co chodziło.
Rzeczywiscie, pod wzgledem podejscia do zagadnienia koncepcja noosfery podobna jest do koncepcji Gai w odniesieniu do Ziemi jako autonomicznego „organizmu”, skladajacego sie zarowno z „materii ozywionej”, jak i z „nieozywionej”. Tak jak noosfera wobec ludzkiej zbiorowisci, tak i Ziemia-Gaia jest konceptem calosciowym, zas zycie jako fenoment postrzegany na naszej planecie ma charakter uniwersalny w tym sensie, ze odciska ono swoje pietno na calosci planety, tak jak noosfer ma oddzialywac na calosc ludzkosci.
Spojzenie poprzez pryzmat Gai prowadzi do ciekawych wnioskow z punktu widzenia poszukiwania zycia pozaziemskiego, a wraz z nim kto wie ? -byc moze rowniez innej noosfery ?
Jesli chodzi o efekt cieplarniany, to nie nalezy rowniez negowac metanu – gazu kilkadzesiat razy silniejszego w swym oddzialywaniu nic CO2. Przy obecnej tendencji ocieplania sie Arktyki (a ta jest niezaprzeczalna, pal szesc przyczyny zjawiska), ogromne ilosci metanu zostana wyzwolone do atmosfery przy okazji odmarzania wiecznej zmarzliny. Metan rezyduje w atmosferze kilkanascie lat zanim zostanie utleniony. Utleniony do CO2 i pary wodnej…
Nawet jesli mozna zapobiec ociepleniu klimatu (moim zdaniem nie mozna, nawet redukujac emisje CO2 czy „regulujac albedo – jest juz za pozno), to nalezy nadal myslec o tym jak przygotowac sie na skutki tego zjawiska. W gre wchodzi zycie dziesiatek milionow ludzi, z ktorymi trzeba bedzie cos zrobic np. po ewakuacji z terenow zalanych, osuszonych czy dotknietych inna kleska. Zamiast bawic sie w geoinzynierie, lepiej podejsc do problemu od tej strony. Po doswiadczeniach z biotechnologia i inzynieria genetyczna, juz samo slowo „geoinzynieria” powoduje u mnie mieszane uczucia. Tak jak w przypadku organizmow zywych, tak i w przypadku Ziemi mamy do czynienia z systemamy na tyle zlozonymi, ze przy obecnym stanie wiedzy nikt, nawet stu noblistow nie jest w stanie przewidziec skutkow takiej postulowanej akcji. Pomysly z rozpylaniem tego czy owego przypominaja dokladnie redukcjonistyczne pomysly z przeszczepieniem genu z jednego gatunku do drugiego z nadzieja, ze ten jeden element (w tym wypadku gen czy pyl siarkowy), wyjety z kontekstu, nadal spelni swoja zamierzona role. Jednak nadzieja to za malo, zeby bawic sie bogow i ryzykowac ingerencje w cos, czego dokladnie nie rozumiemy.
Wycofuję określenie geoinżynieria i zastępuję słowem zdrowy rosądek i nieco wyobraźni. Zapylenie atmosfery przez gwałtowne burze piaskowe, wielkie pożary, wybuchy wulkanów, dymy z kominów itp., zawsze i to w sposób niekontrolowany wpływały i wpływają na klimat Ziemi. Sceptykom polecam prześledzenie średniej temperatury Ziemi w ostatnich dekadach i zwrócenie uwagi na załamania termogramu w latach następujących bezpośrednio po wielkich erupcjach wulkanicznych jak np. w 1980 (St Helens), 1983 (Kilauea), 1991 (Pinatubo). Zawieszenie na 3 dni lotów samolotów pasażerskich w USA po ataku na WTC w pamiętnym dniu 11 września, spowodowało mierzalny i statystycznie istotny wzrost średniej temperatury powietrza nad tym kontynentem, co tłumaczone było zmniejszeniem ilości smug kondensacyjnych! Dodatkowe wytwarzanie takich smug poprzez rozpylanie pyłu solnego (to przecież naturalne jądra kondensacji dla przechłodzonej pary wodnej w górnych warstwach atmosfery) w odpowiednich miejscach i właściwym czasie mogłyby być dokonywane przez rejsowe samoloty wyposażone w odpowiednie agregaty i zbiorniki soli morskiej. Sól w dowolnej ilości można uzyskiwać w procesie odsalania wody morskiej, a otrzymana ubocznie woda pitna byłaby pożądanym surowcem dla większości krajów strefy podzwrotnikowej. Samoloty z reguły są niedociążone, bo rzadko przewożą komplety pasażerów i bagaży, a firmy transportowe biorące udział w takim przedsięwzięciu miałyby dodatkowe zyski. Proponowane systemy sterowania albedem powinny być zrealizowane przez międzynarodową organizację (tu rola np. ONZ i jej agend) będąc jednocześnie skuteczne i stosunkowo tanie w odniesieniu do skali całego przedsięwzięcia. Pod słowem tani rozumiem wydatek kilku lub kilkunastu mld. dolarów rocznie, w zestawieniu z bardzo realną perspektywą globalnej katastrofy klimatycznej. Przedsmak takiej katastrofy jest już widoczny, a na dużej części globu boleśnie doświadczany długimi okresami suszy, zwiększoną ilością cyklonów, obfitymi i długotrwałymi opadami. Taki sposób regulacji temperatury poprzez zwiększania ilości odbijanej energii promienistej ze Słońca na pewno nie grozi gwałtownym i nieodwracalnym ochłodzeniem, czego obawiają się niektórzy. W bardziej efektywny i bezpieczny sposób można zwiększyć albedo Ziemi poprzez cykliczne wyrzuty i rozpylenia pyłu piaskowego w górnych warstwach troposfery lub dolnej stratosferze (to co ma miejsce podczas burz piaskowych na pustyniach). Opisane czynniki I taką koncepcję również należałoby rozważyć! Jak łatwo zauważyć, przy takim podejściu do problemu, wzrastające stężenie gazów cieplarnianych nie zagrażałoby jeszcze długo ludziom i innym użytkownikom biosfery. Wręcz przeciwnie, wyższe stężenie dwutlenku węgla, który dla roślin zielonych jest niezbędnym i wciąż jeszcze deficytowym nawozem gazowym, zwiększyłoby efektywność fotosyntezy, a tym samym produktywność roślin uprawnych. Zwiększone stężenie gazów cieplarnianych, a więc zwiększona zdolność izolacyjności atmosfery (dodatkowa szyba w naszym ziemskim oknie) zwiększa bezpieczeństwo i możliwości manewrów w przypadku całkiem prawdopodobnego ochłodzenia Z. w wyniku wahań klimatycznych, to co w nieco prostacki, ale sugestywny sposób przedstawił film ?Pojutrze?.
Wycofuję określenie geoinżynieria i zastępuję słowem zdrowy rosądek i nieco wyobraźni. Zapylenie atmosfery przez gwałtowne burze piaskowe, wielkie pożary, wybuchy wulkanów, dymy z kominów itp., zawsze i to w sposób niekontrolowany wpływały i wpływają na klimat Ziemi. Sceptykom polecam prześledzenie średniej temperatury Ziemi w ostatnich dekadach i zwrócenie uwagi na załamania termogramu w latach następujących bezpośrednio po wielkich erupcjach wulkanicznych jak np. w 1980 (St Helens), 1983 (Kilauea), 1991 (Pinatubo). Zawieszenie na 3 dni lotów samolotów pasażerskich w USA po ataku na WTC w pamiętnym dniu 11 września, spowodowało mierzalny i statystycznie istotny wzrost średniej temperatury powietrza nad tym kontynentem, co tłumaczone było zmniejszeniem ilości smug kondensacyjnych! Dodatkowe wytwarzanie takich smug poprzez rozpylanie pyłu solnego (to przecież naturalne jądra kondensacji dla przechłodzonej pary wodnej w górnych warstwach atmosfery) w odpowiednich miejscach i właściwym czasie mogłyby być dokonywane przez rejsowe samoloty wyposażone w odpowiednie agregaty i zbiorniki soli morskiej. Sól w dowolnej ilości można uzyskiwać w procesie odsalania wody morskiej, a otrzymana ubocznie woda pitna byłaby pożądanym surowcem dla większości krajów strefy podzwrotnikowej. Samoloty z reguły są niedociążone, bo rzadko przewożą komplety pasażerów i bagaży, a firmy transportowe biorące udział w takim przedsięwzięciu miałyby dodatkowe zyski. Proponowane systemy sterowania albedem powinny być zrealizowane przez międzynarodową organizację (tu rola np. ONZ i jej agend) będąc jednocześnie skuteczne i stosunkowo tanie w odniesieniu do skali całego przedsięwzięcia. Pod słowem tani rozumiem wydatek kilku lub kilkunastu mld. dolarów rocznie, w zestawieniu z bardzo realną perspektywą globalnej katastrofy klimatycznej. Przedsmak takiej katastrofy jest już widoczny, a na dużej części globu boleśnie doświadczany długimi okresami suszy, zwiększoną ilością cyklonów, obfitymi i długotrwałymi opadami. Taki sposób regulacji temperatury poprzez zwiększania ilości odbijanej energii promienistej ze Słońca na pewno nie grozi gwałtownym i nieodwracalnym ochłodzeniem, czego obawiają się niektórzy. W bardziej efektywny i bezpieczny sposób można zwiększyć albedo Ziemi poprzez cykliczne wyrzuty i rozpylenia pyłu piaskowego w górnych warstwach troposfery lub dolnej stratosferze (to co ma miejsce podczas burz piaskowych na pustyniach). Opisane czynniki I taką koncepcję również należałoby rozważyć! Jak łatwo zauważyć, przy takim podejściu do problemu, wzrastające stężenie gazów cieplarnianych nie zagrażałoby jeszcze długo ludziom i innym użytkownikom biosfery. Wręcz przeciwnie, wyższe stężenie dwutlenku węgla, który dla roślin zielonych jest niezbędnym i wciąż jeszcze deficytowym nawozem gazowym, zwiększyłoby efektywność fotosyntezy, a tym samym produktywność roślin uprawnych. Zwiększone stężenie gazów cieplarnianych, a więc zwiększona zdolność izolacyjności atmosfery (dodatkowa szyba w naszym ziemskim oknie) zwiększa bezpieczeństwo i możliwości manewrów w przypadku całkiem prawdopodobnego ochłodzenia Z. w wyniku wahań klimatycznych, to co w nieco prostacki, ale sugestywny sposób przedstawił film ?Pojutrze?.
Wycofuję określenie geoinżynieria i zastępuję słowem zdrowy rosądek i nieco wyobraźni. Zapylenie atmosfery przez gwałtowne burze piaskowe, wielkie pożary, wybuchy wulkanów, dymy z kominów itp., zawsze i to w sposób niekontrolowany wpływały i wpływają na klimat Ziemi. Sceptykom polecam prześledzenie średniej temperatury Ziemi w ostatnich dekadach i zwrócenie uwagi na załamania termogramu w latach następujących bezpośrednio po wielkich erupcjach wulkanicznych jak np. w 1980 (St Helens), 1983 (Kilauea), 1991 (Pinatubo). Zawieszenie na 3 dni lotów samolotów pasażerskich w USA po ataku na WTC w pamiętnym dniu 11 września, spowodowało mierzalny i statystycznie istotny wzrost średniej temperatury powietrza nad tym kontynentem, co tłumaczone było zmniejszeniem ilości smug kondensacyjnych! Dodatkowe wytwarzanie takich smug poprzez rozpylanie pyłu solnego (to przecież naturalne jądra kondensacji dla przechłodzonej pary wodnej w górnych warstwach atmosfery) w odpowiednich miejscach i właściwym czasie mogłyby być dokonywane przez rejsowe samoloty wyposażone w odpowiednie agregaty i zbiorniki soli morskiej. Sól w dowolnej ilości można uzyskiwać w procesie odsalania wody morskiej, a otrzymana ubocznie woda pitna byłaby pożądanym surowcem dla większości krajów strefy podzwrotnikowej. Samoloty z reguły są niedociążone, bo rzadko przewożą komplety pasażerów i bagaży, a firmy transportowe biorące udział w takim przedsięwzięciu miałyby dodatkowe zyski. Proponowane systemy sterowania albedem powinny być zrealizowane przez międzynarodową organizację (tu rola np. ONZ i jej agend) będąc jednocześnie skuteczne i stosunkowo tanie w odniesieniu do skali całego przedsięwzięcia. Pod słowem tani rozumiem wydatek kilku lub kilkunastu mld. dolarów rocznie, w zestawieniu z bardzo realną perspektywą globalnej katastrofy klimatycznej. Przedsmak takiej katastrofy jest już widoczny, a na dużej części globu boleśnie doświadczany długimi okresami suszy, zwiększoną ilością cyklonów, obfitymi i długotrwałymi opadami. Taki sposób regulacji temperatury poprzez zwiększania ilości odbijanej energii promienistej ze Słońca na pewno nie grozi gwałtownym i nieodwracalnym ochłodzeniem, czego obawiają się niektórzy. W bardziej efektywny i bezpieczny sposób można zwiększyć albedo Ziemi poprzez cykliczne wyrzuty i rozpylenia pyłu piaskowego w górnych warstwach troposfery lub dolnej stratosferze (to co ma miejsce podczas burz piaskowych na pustyniach). Opisane czynniki I taką koncepcję również należałoby rozważyć! Jak łatwo zauważyć, przy takim podejściu do problemu, wzrastające stężenie gazów cieplarnianych nie zagrażałoby jeszcze długo ludziom i innym użytkownikom biosfery. Wręcz przeciwnie, wyższe stężenie dwutlenku węgla, który dla roślin zielonych jest niezbędnym i wciąż jeszcze deficytowym nawozem gazowym, zwiększyłoby efektywność fotosyntezy, a tym samym produktywność roślin uprawnych. Zwiększone stężenie gazów cieplarnianych, a więc zwiększona zdolność izolacyjności atmosfery (dodatkowa szyba w naszym ziemskim oknie) zwiększa bezpieczeństwo i możliwości manewrów w przypadku całkiem prawdopodobnego ochłodzenia Ziemi w wyniku wahań klimatycznych, to co w nieco prostacki, ale sugestywny sposób przedstawił film ?Pojutrze?.
Mam tylko jedną uwagę, chociaż może pamięć mnie zawodzi. Ale zdaje mi się, że w Świecie Nauki przytaczano odwrotną zależność między spadkiem lotów przez kilka dni po 11 września a średnią temperatur, że średnia ta spadła.
Ale sam komentarz niezwykle ciekawy.
Wycofuję określenie geoinżynieria i zastępuję słowem zdrowy rosądek i nieco wyobraźni. Zapylenie atmosfery przez gwałtowne burze piaskowe, wielkie pożary, wybuchy wulkanów, dymy z kominów itp., zawsze i to w sposób niekontrolowany wpływały i wpływają na klimat Ziemi. Sceptykom polecam prześledzenie średniej temperatury Ziemi w ostatnich dekadach i zwrócenie uwagi na załamania termogramu w latach następujących bezpośrednio po wielkich erupcjach wulkanicznych jak np. w 1980 (St Helens), 1983 (Kilauea), 1991 (Pinatubo). Zawieszenie na 3 dni lotów samolotów pasażerskich w USA po ataku na WTC w pamiętnym dniu 11 września, spowodowało mierzalny i statystycznie istotny wzrost średniej temperatury powietrza nad tym kontynentem, co tłumaczone było zmniejszeniem ilości smug kondensacyjnych! Dodatkowe wytwarzanie takich smug poprzez rozpylanie pyłu solnego (to przecież naturalne jądra kondensacji dla przechłodzonej pary wodnej w górnych warstwach atmosfery) w odpowiednich miejscach i właściwym czasie mogłyby być dokonywane przez rejsowe samoloty wyposażone w odpowiednie agregaty i zbiorniki soli morskiej. Sól w dowolnej ilości można uzyskiwać w procesie odsalania wody morskiej, a otrzymana ubocznie woda pitna byłaby pożądanym surowcem dla większości krajów strefy podzwrotnikowej. Samoloty z reguły są niedociążone, bo rzadko przewożą komplety pasażerów i bagaży, a firmy transportowe biorące udział w takim przedsięwzięciu miałyby dodatkowe zyski. Proponowane systemy sterowania albedem powinny być zrealizowane przez międzynarodową organizację (tu rola np. ONZ i jej agend) będąc jednocześnie skuteczne i stosunkowo tanie w odniesieniu do skali całego przedsięwzięcia. Pod słowem tani rozumiem wydatek kilku lub kilkunastu mld. dolarów rocznie, w zestawieniu z bardzo realną perspektywą globalnej katastrofy klimatycznej. Przedsmak takiej katastrofy jest już widoczny, a na dużej części globu boleśnie doświadczany długimi okresami suszy, zwiększoną ilością cyklonów, obfitymi i długotrwałymi opadami. Taki sposób regulacji temperatury poprzez zwiększania ilości odbijanej energii promienistej ze Słońca na pewno nie grozi gwałtownym i nieodwracalnym ochłodzeniem, czego obawiają się niektórzy. W bardziej efektywny i bezpieczny sposób można zwiększyć albedo Ziemi poprzez cykliczne wyrzuty i rozpylenia pyłu piaskowego w górnych warstwach troposfery lub dolnej stratosferze (to co ma miejsce podczas burz piaskowych na pustyniach). Opisane czynniki I taką koncepcję również należałoby rozważyć! Jak łatwo zauważyć, przy takim podejściu do problemu, wzrastające stężenie gazów cieplarnianych nie zagrażałoby jeszcze długo ludziom i innym użytkownikom biosfery. Wręcz przeciwnie, wyższe stężenie dwutlenku węgla, który dla roślin zielonych jest niezbędnym i wciąż jeszcze deficytowym nawozem gazowym, zwiększyłoby efektywność fotosyntezy, a tym samym produktywność roślin uprawnych. Zwiększone stężenie gazów cieplarnianych, a więc zwiększona zdolność izolacyjności atmosfery (dodatkowa szyba w naszym ziemskim oknie) zwiększa bezpieczeństwo i możliwości manewrów w przypadku całkiem prawdopodobnego ochłodzenia Ziemi w wyniku wahań klimatycznych, to co w nieco prostacki, ale sugestywny sposób przedstawił film ?Pojutrze?.
„wymyślił słowo ?noosfera?. Utworzył je analogicznie do słowa ?biosfera?. ”
Bzdura. To Władimir Iwanowicz Wiernadski wymyślił pojęcie noosfery, a Teilhard je tylko zapożyczył.
Gratuluję autorowi tego artykułu braku merytorycznego przygotowania. Takie „wpadki”, jedna do drugiej – w końcu sto, i tak nam fałszują „ładnie” historię…
To Pan pisze bzdury. Sam Wiernadski przyznaje się do tego, że wziął to od Teilharda. Proszę najpierw sprawdzić w źródłach, a potem pisać.
Noosfera klasyczna vs Noosfera cyfrowa [internet, ale nie tylko]
Noosfera podzielona na języki granicami między świtami są nie tylko granice fizyczne, ale granice językowe.
Noosfera podzielona granicami religijnymi: kto w co wierzy – w takiej części całej noosfery przebywa