My, dzieci noosfery

teilhard-ne_1.jpgPierre Teilhard de Chardin był prawdziwym prorokiem globalizacji.

Jacek w swoim ostatnim wpisie przypomniał o przypadającej 10 kwietnia trzeciej rocznicy śmierci Jacka Kaczmarskiego. Tego samego dnia przypadła też pięćdziesiąta druga rocznica śmierci francuskiego myśliciela Pierre’a Teilharda de Chardina. Muszę tu o nim wspomnieć, ponieważ przez kilka lat był on głównym bohaterem mojej działalności naukowej.

Może parę słów o kolejach jego życia, żeby nie był postacią zupełnie anonimową. Urodził się 1 maja 1881. Uczył się w kolegium prowadzonym przez jezuitów, a w wieku 18 lat wstąpił do nowicjatu tego zakonu. Studiował filozofię, teologię, chemię, fizykę, geologię i paleontologię. W 1911 roku otrzymał święcenia kapłańskie. W tym samym roku podjął badania naukowe jako geolog i paleontolog. W latach 1915-19 uczestniczył w I wojnie światowej jako żołnierz-sanitariusz. Brał udział w walkach pod Verdun i nad Marną. Po wojnie w roku 1922 obronił doktorat na temat ssaków eocenu, zaś w latach 1920-26 wykładał geologię w Instytucie Katolickim w Paryżu.


Od roku 1923 Teilhard wielokrotnie wyjeżdżał do Chin na badania paleontologiczne. Zasłynął między innymi jako współodkrywca człowieka pekińskiego (sinanthropusa). Od tego czasu miał też coraz większe problemy z cenzurą kościelną. W swojej pracy nie ograniczał się do kwestii tylko naukowych, ale w dość śmiały sposób próbował połączyć chrześcijańską wizję rzeczywistości z ewolucjonizmem. W owym czasie Kościół Katolicki był zupełnie nieprzygotowany na takie podejście. W przypadku konfliktu między prawdą religijną a prawdą naukową pierwszeństwo dawano tej pierwszej. Przekaz biblijny rozumiano dosłownie – stworzenie dokonało się od razu, gatunek ludzki powstał z jednej pary rodziców itp. Rodziło to konflikt z tym, co na ten temat mówiła nauka. Część dogmatów należało poddać reinterpretacji, bądź też należało poddać przebudowie relację między teologią a naukami przyrodniczymi. Kwestia była mocno drażliwa i niewygodna dla Kościoła, a w środku sporów znalazł się Teilhard.

Wskutek jego wypowiedzi na temat grzechu pierworodnego, kolidujących z ówczesnym nauczaniem Kościoła, zaczęły ciążyć na nim podejrzenia o nieprawomyślność. Z końcem roku 1926 został usunięty z Instytutu Katolickiego, a władze zakonne poleciły mu ograniczyć się do prac czysto naukowych oraz zasugerowały opuszczenie Paryża. Kolejne jego prace traktujące o kwestiach filozoficzno-teologicznych z pozycji ewolucjonistycznych nie uzyskiwały akceptacji władz kościelnych i zostały odrzucone. W 1933 roku Teilhard otrzymał zakaz wykonywania jakichkolwiek funkcji w Paryżu. W 1947 sugerowano mu zaprzestanie publikowania jakichkolwiek prac filozoficznych. W 1948 zakazano mu objęcia katedry w College de France. Jego pisma krążyły w formie powielonej, a wydane zostały dopiero po jego śmierci. Żadnej ze swoich tez, pomimo nacisków ze strony władz kościelnych, nie odwołał.

Pod koniec swego życia był znaną osobistością. W roku 1954 powrócił do Paryża, z zamiarem zamieszkania w nim na stałe. Jednak przełożeni zmusili go do opuszczenia miasta. Wyjechał do Nowego Jorku, gdzie zmarł nagle wskutek pęknięcia arterii wieńcowej w Wielkanoc 10 kwietnia 1955 roku, w wieku 75 lat.

Jednym z elementów jego spuścizny, które na trwałe weszło do słownictwo filozoficznego, jest pojęcie noosfery. Chcąc oddać swoje doświadczenie istnienia jakiegoś ponadindywidualnego świata kultury, które przez poszczególne jednostki, nawet genialne, jest nieogarniony, wymyślił słowo „noosfera”. Utworzył je analogicznie do słowa „biosfera”. Greckie nous znaczy tyle, co rozum, umysł, duch. Noosfera miała być sferą myśli wytworzonej kolektywnie przez jednostki, społeczeństwa, narody, rasy i kręgi kulturowe; to sfera wokółziemskiej świadomości tworzonej przez wszystkie pokolenia ludzkie; to nieutrwalony oraz utrwalony w różnych formach przekaz kulturowy w skali ogólnoludzkiej.

Człowiek jest istotą społeczną, czego efektem jest świat szeroko pojętej kultury. Noosfera miała oznaczać istnienie systemu idei niezależnych od indywidualnego człowieka, zawierającego w sobie ponadczasowe rezultaty ludzkiej działalności. To dziedzictwo kulturowe, które ulega stopniowej kumulacji i wzbogaceniu. Zawiera ono i prawdy, i fałsze. Jest ono względnie autonomiczne, a znaczna jego część to niezaplanowane wytwory ludzkich działań. Noosfera ma swoją historię i obejmuje wszelkie wytwory ludzkiego intelektu i wyobraźni, narzędzia, instytucje społeczne, wartości etyczne oraz dzieła sztuki. Słowem, wszystkie ponadindywidualne dokonania człowieka.

W gruncie rzeczy Teilhard tworzy to pojęcie po to, by opisać przeczuwane przez niego już w latach dwudziestych ubiegłego wieku procesy globalizacyjne. Wyprzedza w tym względzie Marshalla McLuhana i wszystkich proroków globalizacji o co najmniej 30-40 lat. Jego koncepcja ma charakter mocno postulatywny – pisze jak powinny wyglądać te procesy z punktu widzenia etycznego czy duchowego. Stąd też wiele wątpliwości nad jego wizją, ponieważ w rzeczywistości procesy te przebiegają zupełnie inaczej.

Ale trzeba mu przyznać jedno. Noosfera oznacza świat nie jakiejś konkretnej, partykularnej kultury, ale zbiorowe dziedzictwo ludzkości. Chodzi o to, że poszczególne idee, koncepcje, światopoglądy itp. nie mają charakteru lokalnego, ale globalny – istnieją i funkcjonują w różnych cywilizacjach, nie są więc przypisane do jakiejś konkretnej kultury. Ponad tym, co lokalne powstaje coś, co jest wspólne wszystkim ludziom, lub co może stanowić wspólne podłoże wszystkich cywilizacji i wszystkich kultur. Teilhard kładzie nacisk na to, co łączy ludzi, a nie na to, co ich dzieli. Jest w tej mierze bardzo optymistyczny. I to jest piękne w jego pisarstwie.

Grzegorz Pacewicz

Fot. Lee Jordan / Flickr (CC BY SA)