Coś o niczym
Język jest pełen pułapek, z których, gdy raz w nie wpadniemy, ciężko wybrnąć. Dziś uczepił się mnie nonsens, z którym nie bardzo wiem, co począć, ale który sam w sobie jest dość niepokojący. Wszystko przez to, że akurat dzisiaj nic nie robiłem. To chyba przez tę mgłę, która pogrążyła cały świat w niebycie. Fakty są jednak takie, jakie są i nic ich nie zakryje. Filozofia ma jednak duży problem z tym faktem. Wszystko spowodowane jest przez to małe słówko „nic”. Bo spójrzmy na zdanie: „nic nie robiłem”. Nic to negacja czegoś. W zdaniu tym jednak nic jest zanegowane. Negacja negacji czegoś jest czymś, zgodnie z logiczną zasadą podwójnego przeczenia. Urodą języka polskiego jest reguła używania podwójnego przeczenia w sensie pojedynczego przeczenia. Czegoś takiego nie ma np. w języku angielskim czy niemieckim. Prowadzi nas to jednak do sprzeczności z punktu widzenia logiki – skoro nie robiłem nic, to znaczy, że robiłem coś.
Człowiek intuicyjnie wyczuwa, że w tym zdaniu jest coś nie tak. Niekiedy spotykam się z próbą wybrnięcia z tej pułapki stwierdzeniem pozytywnym: „dzisiaj robiłem nic”, czyli już bez podwójnego przeczenia. Ale jak można robić nic? Jak to jest z tym nic? Czyż nic nie jest kolejnym paradoksem? Jeżeli nic oznacza absolutne zero, nicość, absolutny brak jakiejkolwiek treści, to jak można by je rozpoznać? Jeżeli jest totalnym niczym, to nic (znowu to nic!) nie można o nim wiedzieć.
Niczego nie można poznać, uchwycić rozumem, nazwać. Jeżeli coś o nim mówię, to czyż w tym momencie nie przestaje ono być niczym? Jeżeli mówię, że nicość to jest stan negatywny, zaprzeczenie czegoś, to czyż nie określam jakoś niczego i nie wypaczam jego istoty? No i jak można robić nic? Przecież nic właśnie jest takie, że nie da się go zrobić, ani nie zrobić…
Filozofowie już od dawna mają problem z nic. Na dobrą sprawę nie wiadomo, czy problem ten bierze się z języka, z pojęcia „nic”, czy też z trudności z samym desygnatem, który przecież… nie istnieje (bo gdyby istniał, nie byłoby to już nic). Co prawda zgodnie z prawami logiki można by wszelką negację (włącznie z nic) wyeliminować ze zdań przy pomocy zwrotu „ani”. Niestety, nawet proste zdania zbudowane w ten sposób, brzmią tak, że nic (znowu!) nie można w nich pojąć. Co do mnie jestem pewien, że „nic” to bardzo wygodne pojęcie, bez którego język przestałby być komunikatywny. A że jest to słowo wewnętrznie sprzeczne, niejasne i przy bliższej analizie zupełnie niezrozumiałe – nie ma co się przejmować. Są większe idiotyzmy na świecie. Jak chociażby ten, że pisząc o „niczym”, zrobiłem dziś w końcu coś.
Komentarze
Podobnie jak w polskim jest tez w jezyku francuskim. Arystotelesowi przypisuje sie, ze powiedzial: La Nature ne fait rien en vain. Czyli, ze Natura nie robi niczego po nic. W polskim tlumaczniu jest na pozor jeszcze gorzej niz we francuskim (dwa przeczenia: ne i rien, bo en vain trudno uznac za przeczenie), gdyz sa az 3 – nie, niczego, po nic . Ale wlasnie to potrojne przeczenie sprawia, ze polskie tlumaczenie staje sie bardziej logiczne niz francuskie. Sprowadza sie bowiem do niegramatycznego : Natura robi nic – jedno przeczenie. Moze wiec wystarczy w jezyku polskim dla zachowania prawdziwej negacji w zdaniu szukac takich sformulowan, w ktorych pojawia sie nieparzysta liczba przeczen? Np. Dzis nie robilem nic a nic – 3 przeczenia, a wiec rownowaznik zdania Robilem nic.
We don’t need no education.
(pamietacie?)
Another Brick in the Wall/Pink Floyd
Do jk: Powiedzenie „Dzis nie robilem nic a nic” rzeczywiście brzmi całkiem zgrabnie, ale z punktu widzenia zasady podwójnej negacji negacja potrójna jest równa negacji pojedynczej. Można się też zastanawiać, czy zwrot „nie robiłem” odnosi się do „nic” czy do „nic a nic”. Ale to są wszystko rozważania techniczne. Mnie bardziej niepokoi i od jakiegoś czasu fascynuje sam problem z nic. Jest to bardzow wygodny twór, ale tak pełen sprzeczności, że prowadzi do dziwnych paradoksów.
Do Krys: Pełny tytuł utworu to Another Brick in the Wall Part II. Polecam często pomijane pierwsze płyty tego zespołu. Są najlepsze w ich dyskografii.
Do GP: Oczywiscie to nic a nic to byla z mojej strony pulapka zastwiona na ciebie. I w nia wpadles!!! ;o) Sadze, ze w tym zdaniu jest jednak tylko podwojna negacja. Nic a nic jest chyba rownowaznikiem jednego nic. Bo to po prostu powtarzanie tego nic w zwrocie nic a nic nie rozni sie niczym od zwyklego nic, choc semantycznie wzmacnia nicosc tego niczego (i to jest wlasnie fajne, jak zauwazyles). Gdyby tak bylo jak napisalem w pierwszym wpisie, to powtarzajac nic, a nic, a nic moznaby znow odwrocic sens zdania, a tak nie jest. Powstaje po prostu zdanie pozbwaione nieco sensu, bo nie wiadomo po co powtarzac w nieskonczonosc nic a nic. Trzeba by sie z tym zwrocic do prof. Bralczyka.
Co do angielskiego We don?t need no education, to sadze, ze to wyraznie zargonowe. Tak jak my potocznie mowimy Nie potrzebujemy zadnego ksztalcenia (szkoly), a myslimy Nie potrzebujemy jakiegokolwiek (w ogole) ksztalcenia (szkoly). Znaczenie obu zdan jest takie samo choc pierwsze ma dwa przeczenia a drugie tylko jedno. Tak samo jest w angielskim i chyba poprawnie byloby We don?t need any education albo We need no education. Ale cale szczescie Pink Floydzi nie spiewaja literackich tekstow tylko mowione. Ciekaw jestem co o tym sadzisz. Serdecznosci, jk
W szkole mnie uczyli, że można powiedzieć tylko: We dont need any education, albo we need no education więc zdanie z piosenki Floydów jest żargonowe. Czy „any” i „no” są sobie równoważne z punktu widzenia gramatyki slangu, nie wiem. Ale nawet w zdaniu „Nie potrzebujemy jakiegokolwiek kształcenie”, chociaż eliminujemy słowo „żaden” (niemal synonim słowa nic), wciąż zawarte jest nic. Kryje się ono w zwrocie „nie potrzebujemy”. Jest w nas brak takiej potrzeby, który wyrażamy. Mówimy więc o czymś, czego nie ma. Jakby nie było, wyrażamy, czy afirmujemy nic.
Nic zawsze kryje się w negacji. I mniej istotne jest, czy negacja ta jest wyrażona słowami „nie”, „żaden”, „brak” itp. Wciąż gdzieś tam jest nic.
Pozdrawiam, GP
No wlasnie! To ty jestes filozofem a nie ja, he, he, he.. Serdecznosci, jk
He, he, he… Ja tu tylko sprzątam…
Cały czas chodzi o granice języka i ich przekraczanie.