Głupie gry
Moja córka ma już 12 lat, a, wyobraźcie sobie, nie widziała jeszcze IV RP (mieszkamy we Francji). Postanowiliśmy więc, wraz z żoną (z braku brata), uzupełnić jej patriotyczne wychowanie i wybrać się szlakiem walki i męczeństwa twórców nowoczesnego Państwa Polaków. Oczywiście zaplanowaliśmy skrzętnie każdy detal, tak, aby latorośl chłonęła wiedzę i kształtowała swe uczucia patriotyczne zgodnie z najnowszymi zaleceniami min. Giertycha.
Wizytę u was zaczęliśmy od Kolebki, czyli od Stoczni Gdańskiej. Stojąc przed słynną bramą powiedziałem do córki: To tu nasz niezłomny Przywódca stał na czele demonstrantów, gdy z drugiej strony atakowało ZOMO. A co to jest ZOMO? – spytała córka. Panowie Rokita i Tusk – odpowiedziałem machając wymownie ręką, by dziecko zrozumiało, że nie należy się interesować tymi postaciami. Spod Kolebki udaliśmy się do Świętej Brygidy. Tu pod oknami zakrystii wskazałem dziecięciu małe okienko na poddaszu, w którym, pomimo późnej pory cały czas zapalone było światełko. Patrz, tam, gdzie pali się to światło, pisze swoje kazania nasz wielki Rodak – westchnąłem, a córka ze zrozumieniem skinęła głową.
Z Gdańska udaliśmy się do Warszawy. Tu dopiero odbyła się prawdziwie patriotyczna uczta. Miejsc pamięci jest ci tu bowiem dostatek. Biegaliśmy więc szlakiem walk braci Kaczyńskich. Od willi na Żoliborzu, skąd jeszcze tak niedawno, bo w latach 90. ubiegłego stulecia, przedzierał się z bibułą śledzony przez pułkownika Lesiaka (i jego szafę!), nasz obecny Przywódca, wraz z Bratem. Oglądaliśmy te opłotki, które pokonywali by myląc wroga dotrzeć pod Belweder i tam odważnie dawać odpór bandzie lewicowego Bolka. Ach, to były czasy. Łza zakręciła się w oku.
Później udaliśmy się śladami Wielkiego Brata. Odwiedziliśmy między innymi miejsce, gdzie Ów wypowiedział swoje najsłynniejsze przemówienie, jeszcze jako prezydent Warszawy, a nie IV RP. Ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem powiedziałem do córki: To tu powiedział On słynne „spieprzaj dziadu”. Dziecko rześko podjęło cytat i biegając wkoło powtarzało z promienistym uśmiechem na twarzy: „spieprzaj dziadu”, „spieprzaj dziadu”. Patrzyłem na tę radosną scenę myśląc, że oto przyszłość IV RP jest już w dobrych, młodych rękach.
Pod Pałacem Namiestnikowskim wyjaśniłem córce: tu po raz pierwszy nasz Prezydent stawił czoła twórcom poprzedniej, zgniłej III RP. Sam przeciw wielu. To tu, w tym Pałacu, przy Okrągłym Stole, optował za siłowym rozwiązaniem PRL. Niestety, bohaterstwo obecnego Prezydenta poszło na marne. Banda Bolka porozumiała się z bandą Jaruzela i dla zmylenia naszego obecnego Prezydenta udała się do Magdalenki, gdzie, pijąc wódkę i bawiąc się do rana, sprzedała wolność prawdziwych Polaków. Przejechaliśmy jeszcze przed pomnikiem Dmowskiego, by oddać honory wielkiemu mężowi stanu. Córka chciała poznać jego zasługi, więc wyjaśniłem, iż dawno temu miał pionierskie plany wysłania Żydów na Madagaskar. Dodałem, że teraz Malgasze mają mu za złe, iż swoich planów nie zrealizował. Antananarywa nie byłaby dziś miastem parterowych, sypiących się domków, lecz kwitnącą metropolią jak Tel Awiw.
Następnym etapem naszej pielgrzymki była ul. Woronicza. Stojąc przed gmaszyskiem wytłumaczyłem córce, że tu właśnie urzęduje prawowity szef Telewizji Polskiej, najbardziej obiektywnego medium pod słońcem. On już w latach stanu wojennego, gdy twój ojciec i dziadek kolaborowali z reżimem, tam na paryskim bruku, tudzież w słynnym La Closerie des Lilas na Montparnassie, gdzie Trocki i Lenin grając w szachy snuli plany Światowej Rewolucji, na zgrzebnej kawiarnianej serwetce, zapisywał projekty budowy IV RP. Już wówczas planował rozkładówkę telewizji – w tym TVPolonia, którą teraz możesz, choć nie chcesz, oglądać w telewizorze – i dobierał najlepsze seriale, które powinna oglądać każda polska gospodyni na uchodźctwie. Tam też planował, które z XX-wiecznych dobranocek pokazywać się będzie rozsianym na całym świecie dzieciom polskim.
Po Warszawie, oczywiście Kraków – z obowiązkowym po drodze zwiedzaniem przystanku im. posła Gosiewskiego we Włoszczowej. Bardzo podobały się córce poranne mgły na tej jakże gustownie urządzonej stacyjce. Myślami byliśmy nie tyle w IV RP, co w czasach PRL, gdy expres Warszawa-Kraków telepał się na tej trasie całą noc. Gdyby wówczas Włoszczowa przyjmowała podróżnych, jakże mniej uciążliwa byłaby to podróż – rozmarzyłem się myśląc ciepło o przewidującym pośle PiS.
W Krakowie, oczywiście udaliśmy się od razu oglądać słynną wannę ministra Wassermanna. Niestety, posła nie było w domu, więc zadowoliliśmy się nabyciem drogą kupna pamiątkowego fragmentu żółtej rury do gazu im. nomen omen ministra Wassermanna, a sprzedawanej w pobliskim sklepie GS. Córce bardzo spodobał się ten ozdobny gadżecik.
Pomimo rozległych planów (przykładowo chcieliśmy zwiedzieć gminę, w której w ostatnich wyborach samorządowych już w pierwszej turze wygrał sołtys z PiS, ale nie starczyło nam czasu). Udaliśmy się w drogę powrotną przez Jelenią Górę.
W tym piastowskim grodzie stanęliśmy przed słynną Jelfą, w której nasz Przywódca stoczył decydującą bitwę z III RP. To tu skupiło się całe zło III RP – wyszeptałem, a córka znacząco skinęła głową. Po tej wzruszającej wizycie, udaliśmy się na zachód i opuściliśmy z żalem opłotki naszej ukochanej IV RP.
Dochodząc do siebie po trudach podróży Pola znów zaczęła, jak wcześniej, grać w jakieś głupie gry komputerowe. Czy dbając o patriotyzm dzieci polskich na uchodźctwie minister Giertych nie mógłby wypuścić gier w rodzaju „Obalamy teorię ewolucji” lub choćby „Zrób to sam: Budujemy IV RP”?