Kłopoty z ?nic?
Co właściwie (nie) leży na talerzu, kiedy nie ma na nim nic?
Polski filozof Kazimierz Twardowski (1866-1938) należy do tej grupy myślicieli, którzy dziwnym zrządzeniem losu byli przez część swojego życia związani z Wiedniem. Twardowski urodził się i swoją młodość oraz czas edukacji zwieńczony studiami na Wydziale Filozoficznym spędził właśnie w tym mieście. Od roku 1895 aż do śmierci związany był z Uniwersytetem Lwowskim.
Pisałem kiedyś o powiązaniu wielu wybitnych naukowców z Wiedniem przełomu XIX i XX wieku. Jest w tym fakcie czegoś nieprzypadkowego, że biografie ważnych postaci nauki XX-wiecznej powiązane są z Wiedniem. Może to świadczy o poziomie edukacji w Cesarstwie Austro-Węgierskim z przełomu wieków?
W każdym bądź razie, działalność naukowa Twardowskiego potwierdzać może tę tezę. Właśnie zapoznaję się z jego pracami filozoficznymi. Styl Twardowskiego cechuje jasność i precyzja. To dzięki jego działalności powstało Polskie Towarzystwo Filozoficzne, a przede wszystkim jedyna znana szeroko na świecie polska szkoła filozoficzna, szkoła lwowsko-warszawska.
Do prac Twardowskiego sięgnąłem z powodu słowa „nic”. Do czego odnosi się to słowo? Właśnie zjadłem śniadanie. Jeśli powiem, że „na talerzu nie ma nic”, to co ja takiego w zasadzie powiem. Czy moja wypowiedź coś mówi o talerzu, jak chce jedna grupa filozofów? A może, jak chcą inni, moja wypowiedź ma sens tylko w związku z innymi wypowiedziami językowymi? Wypowiedzi te są milcząco przyjęte w tym zdaniu (na przykład to, że coś wcześniej na tym talerzu było) i tylko w powiązaniu z nimi moje zdanie ma sens.
Twardowski w tym wypadku powiedziałby właśnie coś takiego. „Nic” jako słowo jest pochodną operacji negowania. Przedmiotem negacji nie jest jednak rzeczywistość, lecz język. Słowa „nie” czy „nic” wzięte same w sobie nie posiadają samodzielnego znaczenia. Dopiero w kontekście wypowiedzi i dołączone do innych nazw nabierają sensu. Na przykład, gdy twierdzę, że „nic nie jest wieczne”, to wyrazy „nic” i „nie” nie mają samodzielnego znaczenia. „Nic” sens tylko w odniesieniu do milcząco przyjętego odniesienia tego słowa, jakim jest „rzecz”. Sens tej wypowiedzi jest więc taki – „nie ma takiej rzeczy, która jest wieczna”.
Jeśli więc mówię, że „na talerzu nie ma nic”, to w gruncie rzeczy odniesieniem słowa „nic” w tym wypadku jest to, co na tym talerzu wcześniej było, zapewne kanapka. I tylko to mam na myśli. Swoim zdaniem nie uchwytuję więc jakiejś „nicości”. A właśnie niektórych filozofów można posądzić, że z „nicości” czy „niebytu” czynią jakieś tajemnicze, mityczne pojęcie, które ma jakiś przedmiot. Z punktu widzenia Twardowskiego nie ma to jednak sensu.
Na stronie Wikipedii z biogramem Twardowskiego, do której dałem odnośnik na początku tego wpisu, przykuwa moją uwagę stanu grobu tego ważnego dla polskiej nauki filozofa. Świadczy on o tym, że o jego zasługach nikt już chyba nie pamięta. Zgodnie z intencją Twardowskiego takie zdanie negatywne zawiera szereg milcząco przyjętych treści, dotyczących między innymi losu ludzkiego, historii i jej dziwnego biegu.
Grzegorz Pacewicz
Il. Kazimierz Twardowski, O dostojeństwie uniwersytetu, Poznań 1933, frontyspis
Komentarze
W dodatku to NIC na talerzu jest jeszcze bardziej subiektywne, gdyz sa tam przeciez okruchy, czy jakies sladowe ilosci czegos, co tam bylo. Czyli NIC jest wlasciwie skrotem od ‚nic, co nas interesuje’.
No właśnie – zawsze coś jest. 🙂
Tak, nawet jesli to bedzie absolutna proznia, bo wtedy jest wlasnie proznia. 🙂
Z próżnią to dopiero jest problem. Absolutna próżnia oznacza, że nie ma tam niczego. Jest to oznaczenie kompletnej pustki. Pustka w ten sposób staje się czymś, mimo że jest niczym. Język można sobie połamać.
@GP,
Dziękuję za info o K. Twardowskim, przeczytałem z zainteresowaniem.
Co do próżni jako kompletnej pustki, sprawa nie jest chyba taka jasna. Rozchodzą się w niej przecież fale elektromagnetyczne i ogólnie oddziaływania wyjaśniane za pomocą geometrii pola, wyłaniają sie z niej cząstki elementare itd. Jednym słowem sporo się w tej próżni dzieje, choć przyrządy tego nie pokazują wprost. Trudno więc nie zgodzić się z K. Twardowskim co do relatywności „nic”:)
Natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że niektórzy myśliciele (szczególnie ci wschodni) używają słowa pustka nie w sensie braku rzeczy ale na określienie właściwości samej przestrzeni tj. nietrwałości i zmienności powstających w niej zjawisk.
W próżni jest multum cząstek wirtualnych. Ale dla kosmologii próżnia nie będzie raczej nic – bo to jednak jest coś, czyli przestrzeń. Tu znowu ta wieloznaczność, bo w życiu coś/nic odnosi się raczej do przedmiotów.
Ale ta wypowiedź znowu zawiera „nie”, czyli negację, czyli jej przeformułowanie nic (!) nam nie (!) dało. Żeby posunąć się dalej w rozumawaniu, postulowałbym usunąć negację ze zdania i dopiero się nad nią zastanowić. „Wszystko jest tymczasowe” – pozbyliśmy się negacji, ale czy możliwość wyrażenia treści bez jej udziału potwierdza nam tezę, że „nic” jest tylko środkiem językowym, czy jej zaprzecza? Co z tym fantem dalej zrobić?
A w zanadrzu czeka jeszcze kwestia, czy „wszystko” jest bardziej konkretne niż „nic”, czy może też jest tylko środkiem językowym i samo z siebie nie ma znaczenia?
Ja nie mam klopotow z niczym.
Jakze koszmarny bylby nasz sposob komunikowania, gdyby zamiast powiedziec po prostu: „na talerzu nie ma nic” bawic sie w wyjasnianie kontesktu typu „na talezu nie ma nic, co jest jadalne dla mnie, ale jednoczesnie zdaje sobie sprawe z tego, ze na talerzu znajduja sie elementy stanowiace pozywke dla bakterii, ktorych co prawda nie widze, ale ktore tam sa z pewnoscia, a wiec nieprawdziwym jest stwierdzenie, ze na talezu nie ma nic”.
Chcialbym miec tyle czasu co filozofowie, zeby dywagowac nad… niczym 😉
Hoko i Art63
Na próżni się nie znam i tak sobie gdybałem. Chętnie bym przeczytał, gdyby ktoś chciał wyjaśnić, jak to w fizyce z próżnią jest.
Jurgi,
Jeszcze są inne tego typu wyrazy, np. coś czy rzecz. Różnie się do nich podchodzi, ale również można je traktować jako nieposiadające samodzielnego znaczenia.
Uwaga z negacją bardzo trafna – niby jest ona tylko czymś językowym, ale pozbycie się jej z języka uczyniłoby język bardzo niekomunikatywnym, a pewne treści chyba wręcz przestałby być wyrażalne.
Jacobsky,
Taka jest działalność filozofów – obiadu z tego nie zrobisz. 🙂
Coz, nie samym obiadem czlowiek zyje…
Zdanie ,,nic tu nie ma” będzie prawdziwe lub fałszywe w zależności od tego, w jakim kontekście je rozpatrujemy. W skali makro na talerzu nic nie ma, jeśli tego po prostu nie widzimy (w szczególności inaczej będzie to samo postrzegał ktoś z sokolim wzrokiem i ktoś z wadą wzroku). Z drugiej strony biolog powie, że na tym samym ,,nic tu nie ma” talerzu przecież są bakterie i inne świństwa.
,,Jeśli więc mówię, że ?na talerzu nie ma nic?, to w gruncie rzeczy odniesieniem słowa ?nic? w tym wypadku jest to, co na tym talerzu wcześniej było, zapewne kanapka.” — dodałbym do tego również możliwość oczekiwania, że coś na tym talerzu miało być. W szczególności nabiera to znaczenia, jeśli czegoś szukamy. Ale przypuszczam, że Autor wpisu to również miał na myśli. 😉
Język ma to do siebie, że zawiera konstrukcje nieprecyzyjne, redundantne i wieloznaczne. Często w takich konstrukcjach występuje właśnie słowo nie. Stwierdzenia ,,nic nie działa” i ,,wszystko nie działa” oznaczają w istocie to samo, a przecież wydawałoby się, że powinno być odwrotnie. Sama filozofia bez językoznawstwa jest tutaj chyba trochę bezradna. A już nie mówię o tym, że przecież zupełnie różnie może być w różnych językach.
W różnych językach jest owszem różnie. Przykładowo w angielskim, ale tam logiczne podejście do wielokrotnych negacji zostało narzucone językowi przez filozofów (w ówczesnym tego słowa znaczeniu, zdaje się, że maczał w tym palce np. Swift). Wbrew temu nakazowi ludność anglojęzyczna i tak „don’t need no education”, co pokazuje, że język naturalny jest silniejszy od języków sztucznych.
@ panek :
W ‚we don?t need no education’ podwojne przeczenie jest pozorne. ‚No’ oznacza tyle co ‚zadne’ – nie potrzebujemy zadnej edukacji. Slowo ‚zadnej’ podkresla, ze chodzi o wszelka edukacje, czyli wbrew pozorom pozwala rozszerzyc, a nie zawezic znaczenie ‚edukacji’. Mogloby byc rownie dobrze: we don?t need any education, ale wtedy nie jest pewne, ze chodzi o ‚wszelka’ edukacje i mozna by zrozumiec, ze chodzi o ‚jakakolwiek’.
@GP,
nie ma chętnych to ja zacznę o tej próżni: model klasyczny zakłada, że świecie materialnym działa siła grawitacji. Sama siła (niematerialna) przenosi się w próżni a co dziwniejsze z nieskończoną prędkością – działa poza czasem fizycznym.
Wraz z odkrywaniem nowych odziaływań było już tylko gorzej: min. fale Herza rozchodziły się w próżni a radio mimo to działało, potem powstały modele relatywistyczne w których oddziaływania fizyczne tłumaczy się geometrią pola, a więc również czymś niematerialnym (ale mającym związek z materią i energią) zachodzącym w próżni.
Dla wyjaśniania wyników coraz dokładniejszych doświadczeń wymyślono całe zoo cząstek elementarnych od takich o zerowej masie spoczynkowej do cząstek wymiennych przenoszących odziaływania między hadronami i leptonami. Może wyjaśni to lepiej jakiś specjalista.
Mało tego, naukowcy nie ograniczyli się do postulowania niematerialnych cząstek i oddziaływań aby wytłumaczyć dane eksperymentalne ale również dla samej spójności teorii! (np. równanie Lorentza w teorii pola).
Mechanika kwantowa zerwała z postulatem skończonej prędkości rozchodzenia się informacji i zakłada, że informacja jest nieodłączna od przestrzeni: przenosi się z nieskończoną prędkością bez nośnika materialnego.
Jeśli dodamy do tego fakt, że pary cząstki i ant-cząstki pojawiają się bez przerwy z próżni (jakkolwiek zawsze w parach:) bez żadnego powodu to okaże się, że próżnia to bardzo zatłoczone miejsce:) Pełno tam potencjału, oddziaływań, cząstek itd.
PS Nie wspominam o teorii strun, bo jest to przystanek abstrakcji, na którym wysiadam:))
N i h i l novi sub Sole…
http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=17 🙂
Art63,
Dzięki
Panek,
Do pewnych problemów wraca się nieustannie.
@ panek :
No tak, powtarzam sie. Dobrze, ze raz na 2-3 lata. 😆
jk
W ?we don?t need no education? podwojne przeczenie jest pozorne. ?No? oznacza tyle co ?zadne? – nie potrzebujemy zadnej edukacji. Slowo ?zadnej? podkresla, ze chodzi o wszelka edukacje, czyli wbrew pozorom pozwala rozszerzyc, a nie zawezic znaczenie ?edukacji?.
jk
Akurat w jezyku angielskim ?we don’t need no education? znaczy dokladnie ze my potrzebujemy edukacji. Natomiast gdybysmy mieli powiedziec ze nie potrzebujemy zadnej edukacji, anglik powiedzialby ‚we need no education’ nazywa sie to ‚double negation’ i ma bardzo duzo sensu. Nie ma wiekszego problemu w podwojnym negowaniu pod warunkiem ze zmienimy sens zdania z ‚nic’zego’ na ‚cos’ i ponownie na ‚nic’
Logiczne? Bardzo. Skoro negujesz to rob to do konca. Odwroc wszystko do gory nogami i jak to zrobisz to zacznij odwracac to ponownie. Jest tym jakis porzadek. Nastepstwo zdarzen.
Co do znaczenia pojecia ‚nic’ to kazdy (mala dygresja, co powiemy o podwojnym zaprzeczeniu z nikim?) ma swoje wyobrazenie co to takiego jest. Dla jednego bedzie to rozdrobnione do czastek molekularnych. A dla innego pozostanie to kanapka. Dziwnie wygladala by rozmowa w ktorej jeden powiedzial ‚na talerzu nie ma nic’ co moim zdaniem znaczy dokladnie ze talerz jest pusty, a drugi twierdzil ze talerz jest pelny. Rozpatrujac ta sytuacje trzeba zdecydowac sie w jakiej skali jest talerz do tego co na nim mialoby sie znajdowac. Jesli w skali kosmosu to talerz nigdy nie bedzie pusty. Jesli w skali talerza i widelca to talerz bedzie pusty.
‚nic, ma taka sama wartosc jak: wszystko, talerz, widelec, molekula…
@ Drougi :
Nie sadze abys mial racje z tym tlumaczeniem: ze my potrzebujemy edukacji. U Pink Floydow chodzi wyraznie o cos przeciwnego i nie honoruja podwojnej negacji. Takie sformulowanie to wlasnie przejaw buntu.
@ jk :
Czy na pewno przekaz PK mowi ze nie potrzebujemy edukacji?
Kwestia interpretacji. Ja mowie o ‚nic’ a nie o ‚edukacji’. ‚nic’ sluzy tylko okresleniu stanu ‚czegos’ (moze to byc np. edukacja)
‚no education’ znaczy u PK bycie w szkole i nie otrzymywania nalezytej ‚edukacji’. A nie odrzucenia ‚edukacji’ w calosci. (przynajmniej ja to tak widze)
Znowu wracamy do perspektywy z jakiej widzimy ‚nic’. Moze byc ‚edukacja’ i moze byc ‚brak edukacji’, brak z jakiegokolwiek powodu. Czy za brak mozna uznac chodzenie do szkoly i doznawania tam szykan od nauczycieli? Moim zdaniem mozna i tak trzeba odczytac przekaz PK. Oczywiscie kazdy moze interpretowac przekaz artystyczny dowolnie.
Jakakolwiek interpretacja nie zmienia pozycji ‚nic’. Zanegowane ‚nic’ jest wszystkim a zanegowane ponownie jest niczym.
No ja nie wiem jak mozna to zrozumiec jako pochwale edukacji na zasadzie doslownego brania podwojnego przeczenia:
We don’t need no education
We don’t need no thought control
No dark sarcasm in the classroom
Teachers leave them kids alone
Hey teacher leave them kids alone
All in all it’s just another brick in the wall
All in all you’re just another brick in the wall
A jednak „nic”, to zawsze będzie – nic, zero, nul.. Czym jest – negacja – negacji? W matematyce minus minus – zawsze jest plusem! Czy nie ma tu sprzeczności logicznej, do jakiej przywykliśmy. Zdumiewało mnie, gdy moja kilkuletnia wnuczka, na pytanie; czy nie jesteś głodna? – odpowiadała zawsze „TAK”, w znaczeniu – nie jestem głodna, gdy przywykliśmy odpowiadać na takie pytanie „NIE”, ( nie jestem głodny). Czyli dziecko wychwytywało tę sprzeczność..
jk
„We don?t need no education
We don?t need no thought control
No dark sarcasm in the classroom
Teachers leave them kids alone”
Bunt, na pewno. Przeciwko czemu to kwestia interpretacji. Jesli zalozymy ze ze podmiotem jest edukacja to zgadza sie, PF odrzuca cala edukacje. Tylko czy edukacja jest tym o czym jest ten utwor? Moze moja interpretacja jest blizsza temu czego porusza PK w „Another Brick in the Wall”
Kwestia jest chyba nie w tym o czym oni spiewali tylko jak odbiorca to odbierze i zareaguje. Jakie emocje wyzwoli ten utwor. W przekazie artystycznym dozwolone sa rozne formy wyrazenia mysli. Im bardziej otwarte na indywidualna interpretacje tym lepiej. Zostawiajac uchylona furtke do dowolnej interpretacji tekstu artysta osiaga to co zamierzal – niekonczace sie dyskusje co On takiego mial na mysli.
Osobiscie nadal nie jestem (nic)przekonany ze PF chcieli zlikwidowania edukacji w scislym jej slowa znaczeniu.
Musze tutaj powiedziec, ze dykusja na temat ” Co autor chcial powiedziec w swoim utworze” powinna byc tematem oddzielnego watku. Tutaj powinnismy rozmawiac o ‚nic’zym :-)))
Jan’ie przyklad Twojej wnuczki doskonale pasuje do mojej teorii ‚nic’zego z calym logicznym wytlumaczeniem podwojnego zaprzeczenia. Dodam jeszcze tylko ze w matematyce minus, minus, minus da zawsze minus.
W czasach gdy byłem młody”nic” to było pół litra na dwóch. A teraz … .
Zawsze mnie to męczyło, aż w odruchu samoobrony uznałen, że tam jest „We do need no education”.
Ale wyjaśnienie, że to ma nzaczyć „nie potrzebujemy nieedukacji” mi się podoba.
Załóżmy, że nawet przyjmę, że PF chodziło o brak potrzeby ‚nie’edukacji, czyli o potrzebę właściwej edukacji zamiast tej złej. Z kontekstu The Wall wynika, że Pinka skrzywdził ten konkretny model szkoły, a można bronić zarówno tezy, że w związku z tym krytykuje właśnie ten model szkoły i chciałby innego, jak i że szkołę jako taką, bo innego modelu nie zna.
Ale czy w takim razie Cohen śpiewając „there ain’t no cure for love” próbuje przekazać twierdzenie, że tak naprawdę jest jakieś właściwe lekarstwo na miłość, a wokalista Sex Pistols śpiewając „don’t you give me no lip child” uskarża się na niewłaściwe usta, którymi go ktoś próbuje całować i można by to sparafrazować „give me proper lip child”?
Chwilowo pomijam kwestię poprawności „ain’t”, bo puryści chyba by tam wstawili „isn’t” oraz wtrącone „you”, które automat traktujący język zgodnie ze sztywnymi regułami mógłby uznać za dowód inwersji, a więc zdania pytającego. Kwestie te są jednak o tyle ciekawe, o ile pokazują, że podchodzenie do języka z wyposażeniem w reguły z podręcznika dla średniozaawansowanych, które wydają się logiczne i stosunkowo proste, może prowadzić do nieporozumień przy zderzeniu z prawdziwym językiem.
‚don?t you give me no lip child’
Idiomy istnieja w kazdym jezyku. Akurat w jezyku angielskim ‚giving somebody a lip’ znaczy pyskowanie a nie calusy. Znowu mamy tutaj przyklad z liryki artysty angielskiego. W jezyku potocznym skladnia podwojnego zaprzeczenia jest uzywana i ma sie bardzo dobrze. Sluzy wzmocnienu znaczenia tego co chcemy powiedziec. Wszystko zalezy od kontekstu. W jezyku polskim mysle ze mozna mozna to wyrazic ‚zamknij jape ku**a twoja m*c’. Prawda ze brzmi dosadnie?
W ostatnim wersie pojawia sie juz inna forma tego zdania ‚Oh give me no lip child’ i co ciekawe znaczy dokladnie to samo co ‚don?t you give me no lip child’ czyli po prostu zamknij sie.
Z formalnego punktu widzenia ‚don?t you give me no lip child’ wyrwane z kontekstu nie ma sensu. Znaczylo by dokladnie ‚kluc sie ze mna dziecinko’
I czy nie o to chodzilo Johny’emu. Czy nie o to zeby caly porzadek przewrocic do gory nogami. Caly uklad byl bez sensu i nadal pewnie jest.
Dla zainteresowanych i dociekliwych podaje caly tekst. Prosze sprawdzic jak to dziala i zdecydowac co i jak ma byc (albo nie-byc)
____________________________
Don’t you give me no lip child
Don’t you talk back to me
You’re no lip child
That ain’t the way it’s gonna be
If you wanna love true, true lovin’
You’d better stop
Pushin’ and a-shovin’
pushin’ and a-shovin’
Don’t you give me no lip child
And I mean what I say
No lip child
Or you’ll be someone dead
Breakin’ outta my lovin’
You’d better stop
Pushin’ and a-shovin’
Pushin’ and a-shovin’
Pushin’ and a-shovin’
No more lip
No lip child
Don’t you talk back to me
You’re no lip child
That ain’t the way it’s gonna be
Breakin’ outta my lovin’
You’d better stop
You’ll be sorry
You’ll be sorry
Oh give me no lip child
And I mean what I say
You’re no lip child
You’ll be someone dead
You’re breakin’ outta my lovin’
You’d better stop
You’ll be sorry
You’ll be sorry
You’ll be sorry
No more lip
No lip [repeat until end of song]
________________________________
Teraz ciekawy przypadek.
co rozumiemy przez „nie mam nic” – w jezyku angielskim „i have nothing”
„nie brakuje mi nic” – (ang) „i miss nothing”
OK – idiom idiomem, ale wszystko jedno czy to usto ma oznaczać buziaka, czy pyskowanie (ta liczba pojedyncza lip trochę mi nie pasowała) – chodzi o to, że z formalnego punktu widzenia jest tam podwójna negacja w znaczeniu pojedynczej negacji, którą to sytuację siedemnasto(albo jakoś tak)wieczni spece od języka zadekretowali jako niepoprawną, którym to dekretem ludność natywnie anglojęzyczna nie zawsze się przejmuje.
Za tekst dziękuję, zawsze wolałem Kleszów od Pistolsów.
O co chodziło Johny’emu to trudno powiedzieć – Malcolm MacLaren (czy jak się go pisze) potrzebował promocji swojego sklepu odzieżowego, to wypromował zespół Sida i Johny’ego. Mam wrażenie, że to pogwałcenie przepisów formalnego języka wynikło raczej z chęci mówienia językiem ludu niż z jakiejś chęci rewolucji językowej (jak np. mieli nasi nowoortograficzni futuryści z międyzwojnia). Jeśli ma to jakiś związek z rewolucją, to raczej z nonszalancją wobec zasad, które ktoś tam narzucił, a które są wbrew zwyczajowi (jeśli zwyczajem anglofonów jest używanie podwójnej negacji w znaczeniu niezgodnym z logiką, a zgodnym np. z językiem polskim). Trochę jak nasze „cofnąć się do tyłu”. Niby jest to redundancja informacji i co niektórzy uwielbiają potępiać takie struktury, a ludność mimo to ich używa, bo są potrzebne właśnie do wzmocnienia przekazu.
No i jest jeszcze ten Cohen – on aż takim anarchistą chyba nawet wtedy nie był (choć o partyzantach śpiewał).
Nikt nie potepia jak kto mowi. Po prostu sa pewne zasady jezykowe ktore sa uzywane w mowie potocznej. I to w zasadzie tyle.
Mowilem tylko o znaczeniu podwojnego zaprzeczenia w dwoch roznych jezykach. W jezyku polskim podwojne zaprzeczenie jest forma jaknajbardziej porawna. W jezyku angielskim jest nie poprawna ale uzywana i akceptowana. Anglicy sa na tyle wyluzowani ze nawet mowa ‚kalego’ jest akceptowana. Aczkolwiek moze byc opacznie zrozumiana. To juz jest sprawa mowiacego czy zalezy jemu na dokladnym zrozemieniu jego przekazu czy nie.
Rozpatrujac przypadki uzywania dowolnej formy w przekazie artystycznym jest dyskusja na dlugie zimowe wieczory. Kazdy bedzie zaspokojony i w zasadzie bedzie mial racje. Zawsze lubilem odpowiadac na pytanie ‚Co autor mial na mysli mowiac … ?’
Odpowiedz byla dowolna, … ocena za odpowiedz tez byla dowolna.
I jeszcze jeden przyklad z artystycznego poletka. ‚I tak tu juz nie ma nic. I tak tu juz nie ma nic…. Do stracenia’
Kiedyś dawno, po lekturze bajki Stanisława Lema o maszynie, która umiała robić nic, zacząłem się zastanawiać, czy ?nic? to nie jest przypadkiem ?coś?. Bo skoro można zrobić ?nic?, to znaczy, że robiąc ?nic?, coś się robi.
Zresztą nie ulega wątpliwości, że w miejscu, w którym nie ma nic, jest właśnie coś takiego, jak nic. (?nic? = ?coś?).
Pozdrawiam.
A ja bym ugryzł sprawe z drugiej strony, „nic” jako określenie polemizuje z słowem „coś”, jest jego naturalną przeciwnością. Jeżeli mamy „coś” to logicznie rozumują musimy muc mieć „nic”.
Kroket, dałeś mi do myślenia 🙂
Być może twórcy „nie ma tu nic” wzięli pod uwagę, że mimo wszystko zawsze „coś” jest (zgodnie z waszymi teoriami o falach w próżni, okruszkach kanapki, itp.) i stworzyli coś co rozumie się jako: „tu nie ma kanapki/czegoś”, a potwierdza się faktycznie, że jednak coś jest.