Jeszcze o profesorze Wolszczanie

wolszczan_portret.jpg

Jeszcze trzy uwagi.

Trudno nie otworzyć jakiegokolwiek portalu z blogami, by nie natknąć się na komentarze dotyczące sprawy prof. Aleksandra Wolszczana. Jeżeli przeżuwanie jest elementem trawienia, to chyba doniesienia o agenturalnej działalności astronoma trzeba długo przeżuwać, by dały się strawić. Stąd taki ruch w blogosferze na ten temat. Dorzucę i ja swoje uwagi.

Po pierwsze, działalność ta w żaden sposób nie narusza oceny prac naukowych prof. Wolszczana. Ich ważność i wartość zależy od przestrzegania metodologii, a nie kwalifikacji moralnych i spotkań astronoma. Jeżeli poszukiwanie prawdy jest głównym celem nauki, wyznaczającym etos pracy naukowej, to chyba żadne normy w tym względzie nie zostały naruszone.

Rzecz dotyczy czegoś innego. Pracownicy naukowi funkcjonują również jako grupa społeczna, a tu przestrzeganie zasad moralnych i dobrych obyczajów jest ważne w każdym wypadku. W mojej ocenie prof. Wolszczan naruszył normy moralne, które obowiązują w życiu społecznym. Różnie można oceniać system polityczny PRL i osiągnięcia tego ustroju, ale jedno jest chyba pewne, że donoszenie na kolegów czy członków rodziny i współpraca z ówczesną bezpieką, były moralnie niedopuszczalne. Jacek Kubiak pisał na blogu, że w pracy naukowej i w staraniach o wyjazdy zagraniczne, nie dało się uniknąć kontaktów z bezpieką. Ale  istniała pewna granica przyzwoitości, której nie należało przekraczać. Oddzielała ona właśnie konfidentów od ludzi przyzwoitych lub próbujących zachować się przyzwoicie w nierzadko dla nich trudnych sytuacjach. To druga sprawa.

Po trzecie, myślę, że ocena tej działalności może być obecnie tylko moralna. O ile mnie pamięć nie myli, Trybunał Konstytucyjny uchylił zapisy zakazujące pracy współpracownikom bezpieki. Ciekaw jestem, czy istnieją jakieś zapisy prawne uniemożliwiające dalszą pracę w dotychczasowym miejscu zatrudnienia profesora.

Łatwo jest samemu moralizować, dlatego myślę, że ocena moralna w tym względzie należy przede wszystkim do tych, na których odbiła się agenturalna działalność naukowca. To przede wszystkim przed nimi odpowiada prof. Wolszczan, jak i każdy, kto się znalazł w podobnej jak on sytuacji.

Mnie interesują fakty w tym względzie. Fakty, które wcześniej czy później i tak wychodzą na jaw, nie tylko w tym wypadku, ale także w przypadku wielu innych osób. Ważne jest dla mnie to, jak do tych faktów odnosi się Wolszczan. Jeżeli miałbym coś oceniać, to tylko jego zachowanie już po ich ujawnieniu. Tutaj pojawia się coś z trójki wyjaśnień, które słyszałem wcześniej. „Nie donosiłem. Ewentualnie czyniłem to nieświadomie i pod naciskiem. Nikogo nie skrzywdziłem”. Czyżby? I nie jest to pytanie retoryczne, ale na nie profesor Wolszczan musi przede wszystkim odpowiedzieć sobie sam.

Grzegorz Pacewicz

Fot. ludek (GNU Free Documentation License)