Co z tą nauką?
Ożywianie zmarłych za pomocą prądu elektrycznego. Taka będzie polska nauka? Il. „Harperweek”, 1836
Dla polityków temat nauki nie istnieje.
Liczba debat przedwyborczych zrównała się już chyba z liczbą cyklonów w basenie Morza Karaibskiego w tym sezonie. Debaty polityków, jak cyklony, mają bardzo podobne trajektorie. W żadnej z nich nie było refleksji nad polską nauką. Dla polityków ten temat nie istnieje, gdyż nie ma w Polsce żadnego naukowego lobby, a światły elektorat stanowi margines.
W trakcie niedawnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych we Francji żaden z kandydatów nie zapomniał o nauce francuskiej. W debatach telewizyjnych temat ten pojawiał się zawsze na jednym z czołowych miejsc. Powód? Francuzi wiedzą, że ich uniwersytety umierają i trzeba je ratować, a równocześnie nauka francuska przegrywa z nauką sąsiadów – Szwajcarów, Brytyjczyków, Niemców. Nawet Hiszpanie depczą już Francuzom po piętach w niektórych dziedzinach, a nauka takich potęg jak USA czy Japonia stała się dla Francuzów niedoścignionym wzorem.
Świadomość takiego stanu rzeczy jest głęboko zakorzeniona w społeczeństwie francuskim i autentycznie drażni. Może nie na co dzień i nie każdego Monsieur Duponta, ale w zbiorowej świadomości Francuzów bezsprzecznie jest obecna i uciska jak kamień w bucie.
I nie chodzi tu wyłącznie o prestiż państwa czy narodu oparty na nauce. Zarówno dla Francuzów, jak i dla wszystkich społeczeństw Zachodu jest bowiem jasne, że ich przyszłość zależy od jakości nauki i edukacji ich krajów. Oczywiście można kupić obce licencje, ale o wiele bardziej opłaca się wymyślić coś samemu. I najlepiej to coś drogo sprzedać. Dziś nie mają już strategicznego znaczenia kopalnie i huty, ale nowe zastosowania Internetu, bardziej wymyślne leki i skuteczniejsze terapie, szybsze i jeszcze bardziej przyjazne dla pasażerów i środowiska pociągi i samoloty, których konstrukcja oparta jest na nowych technologiach. Nikt nie musi tej prawdy tłumaczyć Francuzom czy Niemcom, bo wiedzą oni o tym nie tylko z gazet czy telewizorów, ale i z własnego doświadczenia.
Politycy Zachodu nie wahają się stawiać na naukę, ponieważ wiedzą, że zyskają zrozumienie elektoratu. Nie wahają się przynajmniej w sferze werbalnej. Ale jeśli już coś się obieca, to potem wyborca może przynajmniej domagać się realizacji wyborczych obietnic. Wiele osób pamięta byłemu prezydentowi Chiracowi obietnice szybkiego usunięcia azbestu z największego pod względem liczby studentów francuskiego (i ponoć europejskiego) kampusu „Jussieu” w centrum Paryża. Teraz, i przez jakiś czas, na takie obietnice nikt się nie nabierze. Dlatego też politycy wolą nie podawać ścisłych liczb i terminów.
W Polsce dzieje się na odwrót. Nauką nie interesuje się żaden z polityków. Wyjątkiem jest chyba tylko jeden kandydat PSL – twórca internetowego portalu Gadu Gadu. Ale i jego głos to raczej wspieranie własnego podwórka niż globalna wizja rozwoju nauki w Polsce.
Powiedzmy sobie otwarcie, że takiej wizji w Polsce nie ma. Nauką nie interesuje się żadna partia polityczna, a zwykły Polak uważa, że na uniwersytetach pije się po prostu więcej kawy i herbaty niż w innych urzędach państwowych i tyle.
Bez przekonania tego „zwykłego” Polaka, że nauka jest naprawdę bogactwem narodowym i bez rzetelnego postawienia na naukę Polska nie wygrzebie się z europejskiego grajdołka. Dalekosiężne plany rozwoju kraju muszą uwzględniać rozwój nauki. Muszą pojawić się priorytety naukowe, na które państwo będzie łożyło znacznie więcej pieniędzy niż dotychczas. Pieniądze te trzeba zabrać tym, których praca nie przynosi korzyści. I nie ma innej drogi dla kraju, który ma ambicje, świetne mózgi i doskonałych fachowców, ale nie ma pieniędzy i bazy materialnej.
Która partia naprawdę zainwestuje w rozwój naszego kraju stawiając właśnie na naukę? Samoobrona? LPR? LiD? PiS, PO? PSL? Odpowiedzi pewnie szybko nie będzie. Ale właśnie teraz, bezpośrednio przed wyborami do Sejmu trzeba powiedzieć, że szanse na to ma właściwie każdy polityk. Ten, który najszybciej zrozumie, że tylko inteligentnie inwestując w naukę można dziś coś znaczącego osiągnąć, że nie są to puste frazesy, będzie w sytuacji pioniera mogącego ruszyć lawinę.
Jacek Kubiak
PS. Rzutem na taśmę ustępujący rząd obiecał podwyżki stypendiów studenckich i doktoranckich i przyjął projekt ustawy o państwowych instytutach naukowych – PIN-ach. Świetnie! – choć to typowa kiełbasa wyborcza dla wykształciuchów (a jednak!). Nie wiadomo też skąd przyszły rząd (bo obecny, odchodzący przecież już nie zdąży swych obietnic spełnić) weźmie pieniądze na ten cel. Czy zabierze pielęgniarkom i lekarzom? To już, miejmy nadzieję, nie będzie jednak problem PiS-u. Pomysłowi tworzenia PIN-ów też nie sposób przyklasnąć. Pozwoli on bowiem na redukcję niewydolnych JBR-ów. Trzeba było dwóch lat rządów PiS i koalicjantów, aby na 3 dni przed wyborami mniejszościowy już rząd PiS przyjmował ten ważny dla nauki polskiej projekt. Oby nowy rząd, wyłoniony po tych wyborach, był szybszy w reformowaniu nauki.
Komentarze
To jest skutek slabego wyedukowania elit, ktore nie maja pojecia co sie na swiecie w nauce dzieje. Przeciez punktem honoru polskiego humanisty jest nie skalac swego mozgu matematyka, a poza tym przeciez wszytko samo sie wymysli!
Z drugiej strony nauka i kultura wytwarzają dobra wyższego rzędu. To znaczy przeciętny wyborca nie jest zainteresowany nauką i kulturą tak długo, jak długo nie zapewni sobie stabilnej sytuacji materialnej. I stąd nikłe zainteresowanie nauką.
Zauwazmy, iz szybki postep technologiczny w niektorych krajach azjatyckich (Taiwan, Korea Poludniowa, Singapur) byl mozliwy tylko i wylacznie dzieki olbrzymiej rozbudowie i unowoczesnieniu szkolnictwa wyzszego oraz powstaniu (praktycznie od podstaw) wielu instytutow naukowych!
@ jerry :
Tyle, ze gwoli scislosci przez dlugi czas okupiony byl dyktatorskimi metodami sprawowania wladzy. W Singapurze do tej pory jest niezly zamordyzm.
W kampanii, która się właśnie kończy w ogóle trudno było dostrzec jakąkolwiek dyskusję o konkretach – czy to podatkach, czy to szkolnictwie, czy służbie zdrowia itp. Tylko ogólniki, że ma być lepiej, ale na czym to lepiej ma wyglądać już nie wiadomo. Szkoda.
SZANOWNI NIEDOWIAROWIE – CISZA WYBORCZA ZAPADŁA – AŻ DO JEJ ODWOŁANIA UPRASZA SIĘ O KOMENTARZE O CHARAKTERZE NIEAGITACYJNYM!
Jerry,
rzeczywiscie tak bylo. Koreanczycy, kiedy ich gospodarka kilka lat temu znalazla sie w dolku, wlasnie zainwestowala w badania i w nauke, widzac tutaj wlasnie sposob na wyjscie z kryzysu. Koreanczycy interesowali sie wszystkim, w tym rowniez okreslonymi badaniami w Polsce. Po prostu zarzucili szeroko siec.
Nie wiem, Jacek, czy Twoja uwaga o zamrdyzmie w Korei ma sens w odniesieniu do warynkow panujacych obecnie w tym kraju (kontakt, o ktorym pisze mial miejsce 3 czy 4 lata temu). Dzis w Korei Pd nie ma zamordyzmu, co najwyzej mieszanaka demokracji z elementami korporacjonizmu – tak to przynajmniej wyglada z daleka. Z tego, co wiem i czytalem o dzisiejszej Korei, to Koreanczycy dostali hopla na punkcie edukacji jako miernika awansu spolecznego (pisal na ten temat m.in. miesiecznik GEO w cyklu poswieconym Korei). Innymi slowy istnieje tam naturalny ped do zdobywania wyksztalcenia, z tym ze, jak to czesto bywa w tej czesci swiata, oczywiscie dochodzi na tym tle do wynaturzen (zbyt wysoka presja od malego, nauka na wyscigi, itp), ale to jest temat na inna pogawedke. Nie mniej istnieja tam warunki dla powstania spoleczenstwa, w ktorym wiedza ma znaczenie, a wiec rowniez pewien priorytet, tzw. societé du savoir. Mysle, ze Korea jest na dobrej drodze, zeby rozkrecic swoista spirale rozwoju wlasnie w tym kierunku.
Pozdrawiam.
@ Jacobsky:
Pelna zgoda. Dlatego wsnie pisalem w czasie przeszlym, a wspomnialem o w czasie terazniejszym tylko o zamordyzmie w Singapurze. Chodzilo mi o to, ze moze (?) doswiadczenia etapu dyktatorskiego byly rowniez przynajmniej jedna z przyczyn pozniejszego otwarcia. Miejmy nadzieje, ze w Polsce… no ale jest cisza wyborcza, to moze dokoncze w niedziele po 20tej. 😉
„zwykły Polak uważa, że na uniwersytetach pije się po prostu więcej kawy i herbaty niż w innych urzędach państwowych i tyle. Bez przekonania tego ?zwykłego? Polaka, że nauka jest naprawdę bogactwem narodowym i bez rzetelnego postawienia na naukę Polska nie wygrzebie się z europejskiego grajdołka..”
Widać, że ‚zwykły Polak’ ma niezłe rozeznanie co do dzialalności akademickiej i nie ma go potrzeby przekonywac (socjotechnicznie) , że
zwiekszone picie kawy czy herbaty to jest bogactwo narodowe. Zwykły Polak wie, ze jak pójdzie do fryzjera i ten zamiast włosow obetnie mu ucho to wiecej do niego nie pójdzie a fryzjer straci pracę bo nie stanowi bogactwa narodowego. Profesor o podobnym poziomie może być pewien, ze do emerytury ma utrzymanie i moc obsadzania etatów swoimi ( też nepotami) o poziomie podobnym lub niższym. ( to gwarancja sukcesu !)
Zwykły Polak niestety nie decyduje o rzetelnym postawieniu na nauke, bo na to stawiają nierzetelni ‚naukowcy’, a zwykły Polak tylko musi z własnej kieszeni utrzymywac takich ‚naukowców’ i bubel naukowy i edukacyjny przez nich wytwarzany.
Co prawda mozna usłyszeć (szczególnie od rektorow), ze w nauce nie ma demokracji, ale niestety ona u nas jest, i demokratycznie, autonomicznie, uczelnie dochodzą do takiego poziomu jaki reprezentują.
Zamordyzm nie jest tu dobrym remedium, ale bez czynnika zewnętrznego
z grajdołka nie wyjdziemy.
Europejska Karta Naukowca
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?topic=32
stanowi taką drabine aby z grajdołka sie wydostać, rzecz w tym, ze ‚niezwykli’ akademicy robią wiele aby szczeble tej drabiny połamać a wdrapujacych sie mimo wszystko na drabine zciągać za hajdawery.
Niewątpliwie w polskiej nauce są zjawiska negatywne, zapewne ich natężenie zależy od dziedziny i ośrodka akademickiego i może być duże. Tym niemniej, jak czytam wpis jak powyższy, autorstwa jw, jestem zażenowany. Zero konkretów, zero przykładów, wciąż tylko ten sam atak na całe środowisko.
jw, czy naprawdę uważasz, że dotyczy to 100% środowiska naukowego? Bo ja np. jako młody pracownik naukowy nie czuję się częścią układu. Mam też wśród znanych mi starszych pracowników naukowych osoby, które uważam za „mistrzów” i co do których postawy etycznej nie mam najmniejszych wątpliwości. Są to naukowcy na światowym poziomie, którzy bez problemu mogliby mieć lepszą pracę za oceanem, a jednak zostali tutaj. W tej chwili jestem poza krajem i jakoś nie zauważyłem, by konkretnie matematyka była tu na wyższym poziomie niż w Polsce.
I niezależnie od ogólnej sytuacji w nauce i tego czy ja mam po prostu szczęście pracować z takimi ludźmi czy też jest to standard, uważam, że pisanie takich uogólnień jak powyższe jest po prostu nieodpowiedzialne i żałosne. Nic dziwnego, że wiele osób nie chce współpracować z całym tym nfa, bo po co się ładować w grono pieniaczy. Jak chcesz oskarżać, proszę o konkretne fakty, nazwiska. Ale jak długo będziecie powtarzać w kółko te same teksty w stylu bardziej polityków niż naukowców,będziecie uchodzić za frustratów i będziecie bojkotowani (sam się zmusiłem, żeby w ogóle odpowiedzieć na Twój wpis i nawet nie mam ochoty zaglądać na Wasze strony, bo te uogólnione oskarżenia rzucane w przestrzeń skutecznie mnie do tego zniechęcają).
System zarządzania nauką w Polsce powinien się zmienić, ale mam nadzieję, że nikt z nfa nie będzie w tym maczał palców.
Taki krotki wpis jak hlmi a jaki wkład dla poznania polskiego środowiska akademickiego. Zero konkretów, zero przykładów, wciąż tylko ten sam atak na całe środowisko NFA. Jak chcesz oskarżać, proszę o konkretne fakty, nazwiska. – No właśnie. Gdzie fakty, gdzie nazwiska w tym po pierwsze nazwisko hlmi bo jak sie innych oskarża to trzeba sie przedstawić, tak jak jest na NFA http://www.nfa.pl
gdzie sa dokumentowane fakty i nazwiska, krok po kroku np. blok http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?topic=1
Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem.
Pytanie – jw, czy naprawdę uważasz, że dotyczy to 100% środowiska naukowego? Nie uważam wiec tak nigdzie nie piszę a nawet gdyby te patologie dotyczyły 10 % środowiska, to nie tylko należałoby pisac ale krzyczeć i dzialać na rzecz zmian, a nie na rzecz utrzymania status quo.
Rzecz w tym że skala tych patologii jest dostzregana np. na poziomie Komisji Europejskiej stąd m.in. Europejska karta naukowca. Czy to oszołomy i pieniacze ja opracowały ? Zgodnośc opinii KE i NFA zastanawiająca, a „Około 62 procent respondentów chciałoby, aby poprawiono realizację Europejskiej Karty Naukowca i Kodeksu Rekrutacji Naukowców” (Komisarz Potočnik wzywa interesariuszy do wzięcia odpowiedzialności za tworzenie EPB – http://cordis.europa.eu/
Wystarczy spojrzeć na Bibliografia NFA http://www.nfa.alfadent.pl/infopage.php?id=18
aby zobaczyć tych frustratów i oszołomow, Rzecz w tym ,że są i z gornej półki i to światowej. Ale z takimi pieniaczami hlmi dyskutowac nie bedzie, podobnie jak i rektorzy polscy. I to jest cała nauka polska ! dzielaca jak na tym blogu polskie spoleczeństwo na zwykłych Polakow i tych niezwyklych z wianuszkami tytułow przed nazwiskami i z niezwykłymi trudnosciami w rozumieniu słowa pisanego,
co jasno widac np.u hlmi
Kilka cytatów z ustaleń ‚oszołomów’ z Europejskiej Przestrzeni Badawczej jakże zbieznych z postulatmi ‚hunwejbinów’ z NFA http://www.nfa.alfadent.pl/news.php?id=2486
Zasoby ludzkie podstawą EPB
http://cordis.europa.eu/fetch?CALLER=PL_NEWS_PRES&ACTION=D&DOC=4&CAT=NEWS&QUERY=1192979619809&RCN=28485
W kwestii rekrutacji i struktur związanych z wczesnym etapem kariery eksperci poddają krytycznej ocenie fakt, iż zbyt często nie ma właściwych ogłoszeń o akademickich etatach badawczych i że stanowiska te są przewidziane dla pracowników krajowych, a nawet zatrudnionych w danej instytucji.
Publikowanie ogłoszeń o etatach musi być obowiązkowe – powiedział profesor Quintanilha. Ponadto eksperci zalecają, aby cały proces rekrutacji był możliwie przejrzysty, przy czym ogłoszenia o miejscach pracy, łącznie z odpowiednimi kryteriami wyboru, powinny ukazywać się z dużym wyprzedzeniem. Należy również udostępniać życiorysy zarówno członków komisji oceniającej, jak i kandydatów.
Grupa ekspertów zauważa, że wiele kwestii ustalonych w toku jej prac może znaleźć rozwiązanie dzięki stosowaniu zasad zawartych w Karcie Naukowca i Kodeksie postępowania przy rekrutacji pracowników naukowych, które to dokumenty sporządzono po raz pierwszy w 2005 r. Wiedza na temat Karty i Kodeksu jest jednak znikoma zarówno wśród starszych, jak i młodszych naukowców.
Eksperci zalecają, aby Komisja promowała wiedzę na temat Karty i Kodeksu oraz świadomość w tym względzie i wzywa agencje finansujące, aby w ogólnych warunkach wszystkich swoich dotacji stosowały zasady Karty i Kodeksu dotyczące mobilności, rekrutacji, warunków pracy i ubezpieczenia społecznego.
– Wprowadzenie w życie zasad Karty i Kodeksu to ambitny cel, a ambicje powinny zawsze być zgodne z zasobami. Przyznawanie znaku/symbolu „marki” instytucjom zdecydowanym na stosowanie zasad Karty i Kodeksu może stymulować wolę polityczną i odpowiednie zaangażowanie – uważają eksperci.
@jw, Jestem przekonany, że źle się dzieje w polskich instytucjach naukowych i dużo trzeba będzie w nich zmienić, żebyśmy mogli konkurować z najlepszymi. Jednocześnie jednak twoje apele o naprawę tego stanu dziwnie przypominają mi program wyborczy kandydata na prezydenta Białegostoku pana Kononowicza. Podobnie jak Kononowicz dla Białegostoku tak Ty dla nauki polskiej chcesz, żeby nie było habilitacji, żeby nie było profesury, żeby nie było układów, żeby nie było nepotyzmu, żeby nie było pijących herbatę naukowców, żeby nie było w ogóle naukowców, żeby nie było Uniwersytetu Jagielońskiego, żeby nie było niczego. A wtedy wszystko będzie jak trzeba!
No coż jak ktos traci kontakt z rzeczywistością to pisze to co pisze Jarek .
jw to nie jest jednak pseudonim np. Potocnika ani prof z Harvarda czy Oxfordu , którzy postulaty podpisywali. Z Białegostoku to chyba podpisal tylko jeden i nie był to Kononowicz. No i nikt nie podpisywał tego co Jarek pisze, bo kto by coś takiego podpisał ?
Wyrazy współczucia i życzenia jak najszybszego powrotu do zdrowia.
Jw – jak to się mówi, jedziesz po bandzie. Nie zauważyłem by hlmi rzucał jakiekolwiek oskarżenia. Raczej ocenę z konkretnego punktu widzenia i z konkretnego doświadczenia osobistego. Tymczasem ty uogólniasz maksymalnie wyciągając z treści hlmi rzeczy, których ten nie napisał. Wygląda na to, że działasz według zasady – kto nie z nami, ten przeciw nam. A mnie takie podejście odrzuca.
jw,
jeśli chodzi o zrozumienie słowa pisanego, w Twoim pierwszym wpisie nie było nic do rozumienia. W skrócie brzmiał „naukowcy polscy są źli”. Nie podałeś żadnych przykładów, podobnie jak w nie zrobiłeś tego w żadnym wpisie, z którym się do tej pory zetknąłem. Nie dziw się, że opinia jaką mam o Tobie i Twojej organizacji jest negatywna, bo sam ją ukształtowałeś. Wyobraź sobie, że jako pracownik naukowy mam ważniejsze problemy na głowie niż szukanie na własną rękę tych przykładów na Twoich stronach. Teraz te przykłady podałeś i w wolnej chwili na nie zerknę.
W odpowiedzi na moje zarzuty braku konkretów odbijasz piłeczkę, prosząc bym ja podał konkrety. Podałem swoje zarzuty wyraźnie, dotyczyły Twoich wpisów na tym forum (dokładnie ich formy i uogolnień). Chcesz nazwiska, zerknij w swój dowód osobisty.
Teraz co do mojej anonimowości. Rozmawiamy na forum internetowym. Na takim forum obowiązują zasady, które pozwalają mi zachować anonimowość, nie łamiąc przy tym savoir vivre. Decydując się pisać w takim miejscu, powinieneś te zasady akceptować, a nie wyrzucać mi, że z nich korzystam. Chcesz się posługiwać swoim nazwiskiem, świetnie, ale to nie znaczy, że inni muszą robić to samo.
W swoim pierwszym wpisie obraziłeś środowisko naukowe ogólnie, w tym mnie, moich przyjaciół, współpracowników. Twoja opinia przypominała opinię kolesia spod budki z piwem, „panowie docenty to nic nie robią”. Stąd naturalny wniosek, że rozciągasz tę opinię na całość nauki. Zgodzę się (pisałem o tym), że nauka polska wymaga reformy, zgodzę się też z Twoją tezą, że nawet gdyby wspomniane przez Ciebie zjawiska dotyczyły 10%, należałoby to nagłośnić, nie podoba mi się natomiast forma w jakiej próbujesz to robić na tym blogu. Popadasz też w sprzeczności, raz piszesz, że nie uważasz, że dotyczy to całego środowiska, raz, cytuję „I to jest cała nauka polska”.
Więc wyjaśniam po raz kolejny, że jako osoba urodzona pod koniec lat 70-tych, nie zetknąłem się osobiście ze wspomnianymi przez Ciebie zjawiskami. Wiele o nich słyszałem, więc nie wykluczam, że istnieją, trudno mi jednak zaakceptować tezę, że są wszechobecne, skoro przeczy jej moje własne doświadczenie. Konkurs do którego przystąpiłem był przejrzysty, ogłoszony dużo wcześniej. Również działalność moich starszych kolegów napawa optymizmem. Twój wpis jest dla tego środowiska krzywdzący, a wszystkie inne, które widziałem utrzymane są w tym samym stylu, więc nie dziw się, że nie chcę mieć z Tobą za wiele wspólnego, szczególnie, że w odpowiedzi na moje uwagi zarzucasz mi analfabetyzm. A bardziej odpowiedzialna osoba łaskawie spróbowała by mi wyjaśnić moje błędy.
Jeśli zaś chodzi o dokumentowanie oskarżeń, powinieneś uczyć się od Marka Wrońskiego (tak się chyba ten Pan od plagiatów nazywa). On rzeczywiście pisze konkrety, a nie ogranicza się do ogólnych oskarżeń i to czyni go dużo bardziej wiarygodnym niż Ciebie.
A z nfa nie chcę mieć nic wspólnego, bo mam wrażenie (podkreślam, głównie na podstawie Twoich wpisów), że po prostu ziejecie nienawiścią do środowiska naukowego w tym kraju i najchętniej wycięlibyście wszystkich w pień, nie patrząc na to jakimi są naukowcami/ludźmi.
Jasne jak hlmi nazywa innych pieniaczami bo mu sie nie podoba że staraja się coś robic nie po jego myśli to jest to raczej ocena. A jak jw podaje konkrety, dokumenty (oczywiscie w innym miejscu bo niby jak może być inaczej) to jest to jazda po bandzie. Jak widać, jak zwykle mamy tu rozmowki polsko polskie, które muszą odrzucać. Kto nie z nami ten przeciw nam – tak, to atrybut tego blogu. Sedno sprawy.
Każdy może brednie pisać i mieć swoje oceny. Naukowiec winien je formułowac po zapoznaniu sie z faktami a nie walić na oślep.
Z polecenia pobierania nauk u Marka Wrońskiego nie skorzystam bo nie chciałbym stracic wiarygodności.
Z archiwum nierzetelności naukowej
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=397
jw,
ale ja nigdzie nie napisałem, że staracie się robić coś nie po mojej myśli.
Ja nawet nie wiem do końca, co staracie się robić ;). Nie obraź się, ale
po prostu nigdy nie słyszałem o żadnej skutecznej inicjatywie nfa.
Być może rzeczywiście popełniłem ten sam grzech, który zarzucam Tobie,
bo nie znam całego środowiska nfa. Na swoje usprawiedliwienie mam,
że zakładam, że jako Prezes i jak mi się zdaje założyciel, reprezentujesz
tę instytucję. A właśnie do Twoich wypowiedzi na tym blogu miałem uwagi.
Mówisz, że fakty podajesz gdzie indziej, ale nie oczekuj, że będę ich szukał
na własną rękę, link podałeś dopiero w swoim kolejnym wpisie, ja zadeklarowałem, że się zapoznam. Inna sprawa, że o przykładach patologii mogę poczytać także w prasie, co nie znaczy, że dotyczy to całego środowiska. Ale nie chcę się powtarzać, tak czy siak jeśli ja mam trzeźwy ogląd sytuacji (w moim otoczeniu, nie chcę wypowiadać się na temat całej nauki) i jednak nie wszędzie jest tak źle jak piszesz, powinieneś się tylko cieszyć.
Co do Pana Wrońskiego, nie rozumiem tego linku, może dlatego, że
„kolejność wypowiedzi odwrócona – podobnie jak niektóre argumenty”,
i kończy się na 28. Domyśliłem się tylko, że mieliście spięcie na tle jakiegoś grantu i wypowiedzi o przeszłości UJ. Ale nie mam siły ani czasu
buszować w tym labiryncie, sorry.
I na koniec, nic mnie nie łączy z autorami tego bloga (poza tym, że jestem regularnym czytelnikiem), nie wiem więc dlaczego za moje wypowiedzi atakujesz właśnie blog, podobnie jak w moim przypadku powtarzając te zarzuty, które zostały dopiero co skierowane przeciwko Tobie.
No cóz pozory mylą. jak sie nie zna dogłębnie jakiejś sprawy ( spraw) to lepiej się autorytatywnie nie wypowiadac i nie pouczać innych, ktorzy takie sprawy znaja na wylot, tym bardziej jeśli się nie ma zamiaru dochodzić prawdy.
Ten blog ma swoje formy dla mnie nie do przyjęcia np.
Forum Sfrustrowanych Naukowców
http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=14
a mimo wszystko czasem na niego zaglądam aby mieć lepszy ogląd środowiska. Nie mam zwyczaju walic na oślep i bez znajomości faktów.
jw: „Jasne jak hlmi nazywa innych pieniaczami bo mu sie nie podoba że staraja się coś robic nie po jego myśli to jest to raczej ocena. A jak jw podaje konkrety, dokumenty (oczywiscie w innym miejscu bo niby jak może być inaczej) to jest to jazda po bandzie. Jak widać, jak zwykle mamy tu rozmowki polsko polskie, które muszą odrzucać. Kto nie z nami ten przeciw nam – tak, to atrybut tego blogu. Sedno sprawy.”
Ależ nie. Bardzo cenię sobie ten blog, że mogę poznawać opinie innych ludzi, a zwłaszcza gdy są poparte faktami. Ale sposób prowadzenia przez Ciebie dyskusji jest dla mnie totalnie nie do przyjęcia. Chyba muszę wrócić do dziełka Schopenhauera.
A ja zmieniłem zdanie, teraz popieram jw! Przekonał mnie ten cytat z jego wpisu
„Wystarczy spojrzeć na Bibliografia NFA http://www.nfa.alfadent.pl/infopage.php?id=18
aby zobaczyć tych frustratów i oszołomow, Rzecz w tym ,że są i z gornej półki i to światowej.”
Kliknąłem gdzie trzeba i znalazłem mojego wielkiego idola:
FEYNMAN Richard P.
„Richard P. Feynman fragmenty książki PAN RACZY ŻARTOWAĆ, PANIE FEYNMAN! http://www.nfa.pl/articles.php?id=387 ”
Rzeczywiście, to najwyższa półka światowa. Pozostaje mi więc zamilknąć,
co niniejszym czynię. Pora sprawdzić wyniki wyborów…
Jeszcze jedno, bo muszę do tego wrócić:
jw: „Kto nie z nami ten przeciw nam – tak, to atrybut tego blogu. Sedno sprawy.”
Jakoś nie zauważyłem, by Twoje komentarze były usuwane, ograniczane i nikt z Tobą nie prowadził polemiki.
@jw, Dzięki za troskę, ale nie martw się o moje zdrowie. Dopisuje mi. Tak się składa, że jestem naukowcem i pracuje w polskiej instytucji naukowej. Jeśli czytam takie opinie jak Twoja, opisujące en bloc nasze środowisko naukowe jako bandę nierobów i matołów na państwowych posadach to czuję się przez Ciebie osobiście publicznie obrażany. Zastanawiam się cóż takiego daje Ci prawo do ferowania takich ocen? Jakie to dokonania w w Twojej dotychczasowej działalności zawodowej i publicznej nakazywałoby nam słuchać w pokorze jak mieszasz nas z błotem? Przykładem cynizmu są Twoje pretensje do oponentów o to, że pozostają anonimowi. Otóż jesteś twórcą witryny internetowej, na której przez wiele lat ludzie wymienieni z nazwiska i imienia ludzie byli oskarżani anonimowo o rózne zachowania nieetyczne, a nawet o przestępstwa. Wtedy nie przeszkadzała Ci anonimowość publicznych wystapień w internecie, ale teraz jest już jak widzę inaczej.
Fakt, że krytykuje systemowe patologie polskiego srodowiska naukowego
ale przypisywanie mi , że „opisuję en bloc nasze środowisko naukowe jako bandę nierobów i matołów na państwowych posadach’ to powazne nadużycie. To ze nie brakuje tam nierobow i ludzi o niskich kwalifikacjach moralnych i intelektualnych to nie jest tylko moja opinia oparta na faktach.
Niestety odnosze wrażenię, że chyba demokratyczna większość ( chyba nawet zdecydowana) jakby nie miała nic przeciwko temu a tylko przeciwko
ujawnianiu takie stanu. To jednak obarcza odpowiedzialnościa znaczną częśc środowiska
Tak sie sklada, ze nikogo anonimowo nie oskarżam a jesli mam negatywna opinie to w pierwszej kolejności przedstawiam temu o którym taka opinie mam. Z wiadomymi skutkami. Za ‚nieroba’ i ‚matoła’ chociaż z uzyciem innym słow zostalem kiedyś uznany przez anonimowych do tej pory ‚uczonych nauki polskiej’ i to zdaje sie bardzo podoba najwiekszym decydentom nauki polskiej i ich serwilistom. Trudno mieć o tym pozytywną opinie.
Z portalu NFA tak sie sklada osobiście usuwalem obrzydliwe ataki personalne takze na osoby prawdopodobnie niezyjące ( sprawa dr Drabika) i za te akty otrzymywalem obrzydliwe e-maile ( m.in. od MW od którego mialem sie uczyć jak mi zalecano na tym blogu) ale i e-maile z wyrazami najwyższego uznania za obronę czci innych.
Anonimowośc publicznych wystąpień w internecie mi przeszkadza wlaśnie w szczególności gdy anonim dyskredytuje nieanonima. A i na tym blogu kazano mi wymieniac z nazwiska ‚przestępcow’ aby uzyskać wiarygodnośc.
To ja moze powiem tak. Chodzi glownie o forme. Nikt nie neguje patologicznych zjawisk w nauce (co najwyzej mozemy sie zastanawiac nad ich zakresem). Twoja pierwsza wypowiedz sugerowala, ze odnosisz sie do calego polskiego srodowiska akademickiego. Twierdzisz, ze nie bylo to Twoja intencja, byc moze, niemniej sam fakt, ze kilka osob tak to odebralo moze imho miec kilka wytlumaczen:
1. wszyscy jestesmy czescia systemu, nierobami i oburzamy sie, bo chcemy bronic status quo
2. jestesmy analfabetami i nie rozumiemy co napisales, mimo, ze jest to jednoznaczne
3. Twoja wypowiedz byla jednak za malo ostrozna i mogla zostac
zinterpretowana w taki sposob, jak zaprezentowalismy powyzej
Gleboko wierze, ze mimo ew. roznych opiniii zalezy nam na poprawie nauki polskiej, wiec przy odrobinie dobrej woli powinienes odrzucic 1.
Pozostaje 2 i 3. Teraz pytanie, czy lepiej zakladac, ze wspolrozmowcy to idioci,
czy moze lepiej byc ostrozniejszym w uogolnieniach?
Bo zapewniam Cie, ze gdybys napisal np. cos w stylu:
„Niestety trudno bedzie przekonac spoleczenstwo do korzysci z nauki
dopoki nie zostanie ona zreformowana. Jak dotad nie wprowadzono
efektywnego systemu przeciwdzialania naduzyciom obecnym w niektorych
jednostkach akademickich, jak nepotyzm, wieloetatowosc, utrzymywanie na stanowiskach pracownikow bez wynikow naukowych. Niestety srodowisko,
w szczegolnosci Rektorzy, nie podejmuje zdecydowanych dzialan w tym kierunku”
to nikt by pewnie nie zanegowal, nikt tez nie poczul by sie obrazony. I tu nie chodzi o wymienianie nikogo z nazwiska, chodzi o to, ze rzuciles powazne
oskarzenie na nas wszystkich.
Problem polega na tym, ze radykalne i niewywazone opinie zrazaja ludzi,
(ktorzy mysla „ten czlowiek mnie obraza, dlaczego mam z nim wspolpracowac”),
w tym tych, ktorzy generalnie mogliby byc Twoimi sprzymierzencami, bo lezy
im na sercu dobro nauki.
Oczywiscie nie moge zweryfikowac Twoich opinii o MW, Niemniej, choc nie jestem
fanem jednoosobowych komisji sledczych, uwazam, ze w powszechnej opinii
jest on osoba bardziej wiarygodna niz przedstawiciele nfa.
Oczywiście jeśli ktos jest za anonimowym linczowaniem ludzi nieanonimowych ( nie mogących się nawet bronić) to jest to powod do powszechnej wiarygodności i wzorcowa forma zgodnie z przyjętym savoir vivre ( chyba od głownego nauczyciela savoir vivre , miedzynarodowego wykładowcy i pierwszej moczymordy III RP, twarzy wykształciuchów polskich, ktorym dał i ustawę i dobre obyczaje w środowisku akademickim
– swoim przykładem.)
Stosujący inne formy to hunwejbini, jak na tym forum głowny blo(a)gier (JK) w akceptowanej formie i zgodnie z przyjetym savoir vivre określił
No i widzisz, ja piszę dlaczego niektórzy ludzie nie wyobrażają sobie współpracy z Tobą, choć może mają takie same cele jak Ty, sugeruję, że może łagodniejsze sformułowanie pomogłoby Ci zyskać sprzymierzeńców, szukam kompromisu, a Ty to odbierasz jako atak i czujesz się linczowany. Co więcej,twierdzisz, że nie możesz się bronić, nie wiem niby dlaczego, widocznie dla Ciebie jedyna obrona to próba dyskredytowania innych (bo nie wiem do czego innego w obronie przydałaby Ci się tożsamość rozmówcy, na pewno nie w dyskusji na argumenty merytoryczne). A ja chciałem doradzić, nie musisz przecież się stosować, ale po co od razu się wściekać?
Wyrzucasz jakieś zaszłe sprawy jk (tak jakby on tu za wszystkim stał), wyskakujesz z blagierami, wykształciuchami, moczymordami i III RP. Jak rozumiem jesteś rozżalony po wyborach, nie wiem tylko co to ma wspólnego z naszym tematem, albo ze mną. Tym sposobem ucinasz możliwość dyskusji, zastanawiam się czy zależy Ci, żeby przekonać innych, czy żeby im dokopać?
Ja w każdym razie próbowałem długo kontynuować tę rozmowę. Nie udało się, dłużej nie zamierzam. Raczej nie wymienimy już nigdy żadnych uwag.
Raz jeszcze sugeruję, więcej wyrozumiałości, mniej zacietrzewienia, a może kiedyś zyskasz sprzymierzeńców. Kto wie, może nawet znajdzie się ktoś, kto Cię polubi?
Musze sie przyznac, ze nie bardzo rozumiem dlaczego slowo hunwejbini wywolalo taki efekt. Polityka PiS, w ktora wpisalo sie swietnie swoja poetyka NFA, byla z rewolucji (zreszta moralnej) wzieta. Porownanie Jaroslawa Kaczynskiego do Gomulki (to uderzajece podobienstwo pierwszy zauwazyl senator Niesiolowski) i rewolucyjne metody zywcem wziete z PRL (totalna lustracja bez ogladania sie na jej skutki) usprawiedliwiaja moim zdaniem w calej pelni nazywanie organizacji takich jak NFA janczarami czy hunwejbinami. Przeciez te slowa oznaczaja oddanych wladzy mlodych ludzi, ktorzy bez skrupolow realizuja linie rewolucji. A NFA chyba nie zaprzeczy, ze chce rewolucji w nauce polskiej i ze jest organizacja radykalna. Dodam tylko, ze osobiscie zadnej rewolucji nie pochwalam, a szczegolnie w nauce. I tyle.
Rzeczywiście nie ogarniam. NFA za głowny postulat zmian w nauce w Polsce ma Europejską Kartę Naukowca. Tej karty nie uchwałił PIS tylko Komisja Europejska. Czy to organizacja janczarow i hunwejbinów PIS ? Czemu opinii w tej sprawie sie nie upubliczni ?!
„Przeciez te slowa oznaczaja oddanych wladzy mlodych ludzi, ktorzy bez skrupolow realizuja linie rewolucji.” Co za brednie ? Przeciez NFA to nie są tylko młodzi ludzi, ale głownie starsi. też emerytowani. I o jakie oddanie chodzi ? Znienawidzonym postulatum Komisji Europejskiej aby cos zmienić w zaściankowym systemie nauki w Polsce ?
Jak uchwalono ostatnim rzutem na taśme SLD-owskiego sejmu, z pomoca PO – ‚kwasowatej’ ustawy o szkolnictwie wyzszym realizowanej przez tych którzy byli przeciwko rewolucji w nauce zaraz rozlegly sie głosy, ze to prawdziwa rewolucja ! której wprowadzenie zrewolucjonizuje szkolnictwo wyższe. I tak nienawidzący rewolucji ponieśli sztandary rewolucji, czego sami nie pochwalają.
Jak widać, kryzys w służbie zdrowia ma swoje konsekwencje !
@jw:
Tyle, ze ja jestem pod opieka francuskiej sluzby zdrowia 😉
Tak wiem, ale wiem, że i francuska slużba zdrowia, podobnie jak i nauka tez niedomagają i nie mogą znaleźć lekarstwa na wyzdrowienie.
Nie jest ponadto pewne czy sposob widzenia rzeczywistości nie ma uwarunkowań genetycznych bo zdaje sie ok. połowy populacji widzi rzeczy do góry nogami – nawet jak zmieni miejsce bytowania i instytucje opiekuńcze.
@ jw:
To dobra uwaga. Kazdy powinien sie nad tym zastanowic.
jw,
NFA ma wiele slusznych postulatow ale niestety ma nieudolnego lidera czyli Ciebie ktory nie potrafi komunikowac i uwaza wszystkich ktorzy inaczej mysla za idiotow. Dzieki za postulaty chociaz szkoda ze wysilek Waszej organizacji chyba pojdzie w duzej czesci na marne. Z drugiej strony, ja jestem zwolennikiem powolnej i ostroznej ewolucji raczej niz kulturalnej rewolucji w nauce polskiej takze moze nie ma sie o co martwic.
Dziekuję deepfiber za komplementy. Nigdy sie nie uważalem za lidera. Po prostu zanim powstało PiS i NFA sam dzialalem na rzecz zmian co w czasach ekspansji internetu doprowadziło do zgrupowania sie wokól tego wielu osob róznego wieku i roznych pogladow ( takze politycznych). Brednie tu wypisywane ( o np. janczarach PiSu ) na tym upolitycznionym, pisożernym, blogu daja jednak wiele informacji o stanie polskiego srodowiska akademickiego niezdolnego do dzialań na rzecz zmian patologicznego, zaściankowego systemu nauki w Polsce.
Nienawiść do myslacych i działających inaczej całkiem przesłania realny obraz. Nie dziwi nawet, ze widzenie i mówienie profesoradoktorahabilitowanegonaukipolskiej S.Niesiołowskiego
cieszy sie tu tak dużym powodzeniem. Widocznie taka choroba jest zakaźna.
To, ze wokół ‚nieudolnego ‚ lidera skupiło się tak wielu a wokól udolnych – tak mało najlepiej swiadczy o nieudolności udolnych .
Parodoksalne ten lider wcale zadnym liderem nie chciał byc a po prostu robi to zawsze robił bo inni nie chcieli albo nie umieli a przedewszystkim nie maja zamiaru opuscić swoich podręcznych strusiowek do których chyba są już dozywotnio przyspawani.
Obraz swiata widzianego ze strusiowek jest rzeczywiście odmienny od świata realnego widzianego przez tych z podniesioną głową.
@ jw:
No wlasnie, warto rozejrzec sie wokol, a nie kasac.
Caly czas twierdze, ze okreslenie ‚janczary’ PiSu wcale nie jest obrazliwe. NFA od kiedy pamietam z PiSem bylo po drodze i pokladalo w tej partii wielkie nadzieje m. in. na przeprowadzenie totalnej lustracji w nauce. Jacek Kurski jest np. buldogiem Jaroslawa Kaczynskiego i chyba wcale sie tego nie wstydzi. A wrecz przeciwnie. Widzielismy to 7go wrzesnia w Sejmie i tysiac innych razy i za kazdym razem wyglada na bardzo z siebie zadowolonego. Nie sadze by prof. Niesiolowski mial jakas widoczna chorobe. Mowi po prostu to co widzi. A inni widza to samo, wiec to nie urojenia i nie majaki.
jw
Przepraszam ze Ciebie awansowalem na lidera. Na tym blogu jestes twarza NFA, jesli moge sie tak wyrazic. Deceniam Twoj wysilek ale jeszcze raz nawoluje do zaniechania kampanii politycznych (takich jak lustracje i inne podobne awantury) i skoncentrowanie sie na kluczowym zadaniu reformy nauki. W zmienionym klimacie politycznym, do NFA chyba dotarlo ze 2/3 glosujacych opowiada sie przeciwko pisowym szalenstwom. Dlatego NFA powinno oczyscic sie z ekstremy i kontynuowac dyskusje a reformach.
@jw Ten blog nie jest pisożerny. Jak chcesz poczytać blog pisożerny zajrzyj na blog matka-kurka. Tutaj zaglądają często naukowcy i ludzie zainteresowani tym co się dzieje w nauce. Odrzucając fałszywą skromność zaryzykuję postawienie hipotezy, że w tej małej populacji średni poziom wykształcenia jest wysoki. To z kolei w jakiś sposób przekłada się na niechęć do rozwiązań autorytarnych w życiu społecznym oraz mniejszą podatność na propagandę stosowaną przez partie populistyczne takie jak n.p. PIS. Możesz sobie nieznosić profesora Niesiołowskiego, ale zechciej zważyć, iż człowiek ten nie atakował PIS z pozycji profesora, lecz z pozycji zajadłego antykomunisty, który za swoją walkę z systemem totalitarnym przesiedział kiedyś w więzieniu kilka lat. Dlatego wplatanie przez Ciebie jego nazwiska do dyskusji o kondycji nauki polskiej, a właściwie o braku polityki naukowej w Polsce jest akurat ilustracją tego dlaczego się z Tobą trudno dyskutuje. Bo ja mógłbym Ci odpowiedzieć, że ilustracją problemów polskiej nauki jest to, że niektórzy bardzo prominentni politycy z PIS mają tytuły profesorów belwederskich chociaż nie znają żadnego języka obcego i to dopiero jest publiczny obciach dla polskiej profesury. Tylko, że ja tego argumentu w dyskusji o kondycji nauki polskiej nie użyję bo to byłaby demagogia. To jest bowiem argument dobry na brudną kampanię wyborczą a nie na poważną dyskusję.
Nie ja Niesiołowskiego na tym blogu przywoływałem jakkolwiek jest to dość typowy arogant (po tym jak zachorował z nienawiści) i pamiętam jak opluwał np. RPO Kochanowskiego za to ze nie ma habilitacji ( takich to on do kopania rowów wysyłał) czym się wpisał jasno do dyskusji nad stanem nauki w Polsce i jej swoistego ustroju ( tytularnego, a nie dorobkowego). To że Niesiołowski był antykomunistom to ja wiem, ale wiem tez że po zachorowaniu wielokrotnie pisał w Trybunie dając do zrozumienia że do komuchów mu teraz bliżej niż do antykomuchów.
NFA chyba już się oczyściło z antylustracyjnej ekstremy i kontynuuje dyskusje o reformach, także o sukcesie niehabilitowanego RPO, który zamiast kopania rowów, zajął sie sprawami CK i chwała mu za to. Na cale szczęście szaleństwa Niesiołowskiego nie odniosły sukcesu.
Fajnie ze NFA ciagle probuje lustrowac uczelnie. Powodzenia! Moge spokojnie pic herbate.
NFA nawet nie próbuje lustrować , bo i tak nie ma mocy. Uczelnie są autonomicznie zakorzenione w PRLu i nikt ich nieodkorzeni. Na to nie ma mocnych. Nie wiadomo nawet czy wyprodukowanie T-rexa, co może mieć miejsce podobno za kilka lat, coś by w tej materii zmieniło.
Brak mocy? Ale chec pozostaje, nieprawdaz? Jak nie na lustracje to na T-rexa. Zycze powodzenia. 😉
jw
No to sie uspokoijem. Na uczelniach przyjemnie sie pracuje i wszystko wskazuje na to ze bedziemy tak dalej ciagnac az do zasluzonej emerytury. Nikt oczywiscie nie chodzi juz w czerwonych krawatach ale kryptokomunistow tutaj bez liku. Lewicujacy liberal jak jak czuje sie jak ryba w wodzie na post-prlowskiej uczelni. NFA nas troche niepokoil ale widac ze juz zabraklo wam pary. Pisze jeszcze z pracy poniewaz sie zasiedzialem przy kolejnej herbacie.
Kolejny dowod, ze zwykły (nie prof) RPO dobrze zrobił nie sluchając rad prof. Niesiolowskiego. Postąpił też calkiem inaczej od swojego porzednika prof i niekwestionowanego autorytetu naukowego i moralnego ktory tą sprawę po prostu ‚olał’, uznał zasadnośc poczynan niezawisłej ( od prawdy i przyzwoitosci !) komisji dyscyplinarnej ale nie olał wspólpracy z akademia gdzie pracownicę (ZSZ) szykanowano za krytyke -http://www.mobbing-jwieczorek.ans.pl/sprawa%20ZSZ.htm
co mu na dobre wyszło bo dostał tam nieco później dr humoris causa (oczywiście fakt związkow z tą uczelnią nie odegrał żadnej roli – zona b. rektora akademii nosi takie samo nazwisko jak b. RPO).
Udział w tej sprawie znanego hunwejbina jw mogłby poslużyc na szeroki artykuł, ale po co źle wpływac na środowisko akademickie ? w koncu jak ktos został skazany na smierc (zaocznie, anonimowo) to winien leżeć tak gdzie mu wskazano a nie podnosić głowę i głosić to co widać. b. RPO zdaje się tez tak uwazał. http://www.jwieczorek.ans.pl/Pasja%20akademicka.htm
Gazeta Prawna Nr 207 (2077) środa, 24 października 2007 r
Specjalnie dla GP JANUSZ KOCHANOWSKI , rzecznik praw obywatelskich
Kodeksy etyczne nie mogą wyłączać prawa do krytyki
Ustawa o izbach lekarskich i kodeks etyki lekarskiej ograniczają wolność słowa
Wyłączenie uzasadnionej i rzetelnej krytyki to przykład korporacyjnej solidarności
Źle pojęta solidarność zawodowa nie służy ani interesom lekarzy, ani pacjentom
Dyskusja nad kondycją ochrony zdrowia nie może być tłumiona, a dostęp do głosu i dostęp do informacji powinien w niej być równy dla wszystkich: lekarzy i nieprofesjonalistów. Niestety, najtrudniej jest lekarzowi skrytykować innego lekarza, o czym przekonała się lekarka, która złożyła niedawno skargę konstytucyjną z powodu uznania jej przez Naczelny Sąd Lekarski, a wcześniej przez Okręgowy Sąd Lekarski we Wrocławiu, za winną popełnienia przewinienia zawodowego. Skarżąca lekarka poniosła konsekwencje prawne przedstawienia niekorzystnej oceny działalności zawodowej innych lekarzy w wypowiedziach opublikowanych na łamach Angory. Zdaniem sądów lekarskich obu instancji, zachowanie to naruszało art. 52 ust. 2 kodeksu etyki lekarskiej, który zakazuje dyskredytowania innych lekarzy w jakikolwiek sposób.
http://www.gazetaprawna.pl/?action=showNews&dok=2077.86.0.39.2.1.0.1.htm
@jw, Piszesz, że – NFA chyba już się oczyściło z antylustracyjnej ekstremy. Gratuluję Ci pięknej retoryki. Poetyka twoich wypowiedzi porusza mnie do głębi bo człowiek jednak nasiąka tym czego słuchał w młodości. Ach ta „ekstrema”. Słowo używane z wielką częstotliwościa w latach 1980 – 1983. Potem juz troche rzadziej. Wydawało się, że zawrotna kariera ekstremy załamała się po 1989 roku. A jednak nic nie ginie bez śladu. Ekstremę Solidarności zastapiła ekstrema antylustracyjna w szeregach NFA. Na szczęście jw tak jak kiedyś generał podjął najtrudniejszą w życiu decyzję i ekstrema po raz kolejny nie przejęła władzy. Ufff! Kamień z serca… No i to „oczyszczanie”. Też piękne słowo. Niestety nie pamiętam zbyt dobrze jak Partia oczyszczała swoje szeregi z elementów syjonistycznych. Za młody wtedy byłem. Potem to juz Partia była oczyszczona i w latach gdy bardziej świadomie obserwowałem życie polityczne to Partia jedynie dbała o czystość swoich szeregów. Oczyszczanie nie było juz najwyraźniej potrzebne. Skoro NFA się już oczyściła z ekstremy to teraz powinna jedynie dbać o czystość szeregów. Czego Twórcy NFA serdecznie życzę.
Przeciez to była polemika z zaleceniami deepfiber:
„Dlatego NFA powinno oczyscic sie z ekstremy i kontynuowac dyskusje a reformach. ”
Czemu Jarek nie poucza deepfiber w sprawach ekstremy i czyszczenia szeregów? Nienawiść przesłania horyzont ?
Ja tylko nawiązalem do jego (deepfiber) poetyki ! która (ekstrema, czyszczenie) jak rozumiem Jarkowi bardzo odpowiada, gdy dworowanie sobie z takich zaleceń obrusza go do głębi.
I co z takim niezwykłym srodowiskiem można zrobic ? Zwykli ludzie takie sprawy pojmuja w lot, a niezwykli mieli taki lotny umysł, ze im się całkiem ulotnił.
I chyba to jest zasadnicza róznica miedzy zwykłym, moherowym spoleczeństwem i niezwykłą spolecznością akademicką.
jw pisze: I co z takim niezwykłym srodowiskiem można zrobic ?
I to jest wlasnie problem. Dlaczego On wlasnie COS z TYM srodowiskiem ma robic ? Moze TO srodowisko samo moze COS ze soba zrobic i nie potrzebuje dziwnych rad jw i NFA?
No i reakcja, i insynuacja. Takie ‚rozumienie’ ?, brakuje tylko oskarzenia jasnego, ze to autorytaryzm ! No bo jak ktos namawia aby sprawy wziąc w swoje ręce a nie biadolić to co to jest ?
Jasne jest, ze to srodowisko jest w takim stanie że nie jest w stanie coś ze soba zrobić i tylko biadoli a to na
politykow , a to na jw i jakby to mu wystarczało.
jw natomiast coś robi dla środowiska np. NFA, ale środowisko nie jest w stanie sie wyzwolic ani ze strusiowek, ani z nienawiści do wyzwolonych. I to jest właśnie problem.
@ jw:
Nie jestem wlasnie pewien czy rzeczywiscie NFA robi coś pozytecznego dla środowiska. Sadze, ze NFA robi po prostu troche zamieszania, i tyle. Ale skoro wam to sprawia przyjemnosc, to czemu nie. W koncu mamy wolnosc i kazdy moze mowic co mu sie podoba. Pod warunkiem, ze nie szkodzi. No wlasnie, czy NFA przypadkiem nie szkodzi owemu środowisku? Oto jest pytanie.
Na to pytanie zdaje sie odpowiedzial b. rektor UW. Na wieść o narodzeniu NFA na wigilie tak przyłożył http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=42
aby to co sie zrodziło, przeżyć nie było w stanie. Fakt, ze dzialania operacyjne były przygotowane na wysokich szczeblach dwoch największych polskich uczelni, aby zapobiec dezintegracji środowiska akademickiego (tak, tak tłumaczono – jak za Jaruzela). W ramach powszechnej autonomicznej demokracji akademickiej to sie bardzo podobało jk (tak, tak!) – demokrację trzeba wspierac, nawet jak potrzeba – maczugą ! W koncu kto ma ocenic co jest, a co nie jest szkodliwe ? Jak uderzenie maczugą bedzie skuteczne – to i sie wyjasni kto mial rację , kto dobrze ocenił. Taka to jest plemienna demokracja i etyka plemienna. Nie bez przyczyny to na UW ruch na rzecz demokracji ujrzal światło dzienne, i nie bez przyczyny nowa rektora UW udzielała reprymendy prezydentowi ze rozmawia z niewlasciwymi !
http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=386
Widocznie uważa, ze w demokracji plemiennej (jaką ten ruch pzrygotował) prowadzi sie tylko dialog wsobny, a dialog ze zwykłymi obywatelami nie powinien mieć miejsca.
@jw, Nie nienawiść tylko niechęć do pewnych słów, pewnych sformułowań, pewnego języka. Masz rację w tym, że nie dostrzegłem ironicznego kontekstu Twojej wypowiedzi za co Cię szczerze przepraszam. Mea culpa. Jednak ironia w Twojej wypowiedzi o „ekstremie antylustracyjnej” nie jest dla mnie nadal oczywista. W końcu widać w wielu Twoich wypowiedziach zasadę, że kto nie z nami ten przeciw nam, a lustracja była i jest dla Ciebie najważniejszą częścią reformy nauki w Polsce. NFA wydawało w tej sprawie oświadczenia i peregrynowała do Pałacu Prezydenckiego. Właśnie ze względu na lustrację NFA straciła swoją apolityczność i stała się otwarcie propisowska. I nie ma w tym nic złego. Tylko nie dziw się, że niektórym może sie to nie podobać. Nie podoba im sie to nie dlatego, że nie chcą zmian tylko, że nie odpowiada im wizja zmian dyktowana ideologią bliską Tobie i zwolennikom PIS.
@ jw:
Mysle tak samo jak Jarek. To bardzo dobrze, ze jest NFA. Tylko szkoda, ze macie wodzowsko-destrukcyjne podejscie. Dokladnie takie jak PiS. Ale jest nadzieja, ze sie to kiedys zmieni. 😉
Pozdrawiam
jk
Jarek,
to ja zaczalem z ta ekstrema. Dalej zachecam NFA moze nie tyle do wyrzucania ludzi no bo tego chyba w wirtualnej organizacji nie da sie zrobic, ale do przemyslenia priorytetow. Ale oczywiscie uwazam za pozytywne ze istnieje organizacja taka jak NFA ktora podtrzymuje dyskusje na temat nauki.
Skoro Jarek nie ma nic przeciwko jezykowi deefiber
a tylko nie może znieśc, że zwykły obywatel zapraszany jest do Pałacu to jasne jest, że walczy o jezyk i dobre obyczaje.
Nie ma nic przeciwko chamskiemu językowi Niesiołowskiego ale przeciwko obrońcy pokrzywdzonych – ma ! Nie ma nic przeciwko dzikiej lustracji dokonywanej przez antylustratorow (przypadek autrorytetu moralnego b. RPO), przeciwko skazywaniu na smierć zawodową na podstawie fałszywych oskarzeń, ale przeciwko wykluczonym za krytyke patologii – ma.
Ja mam prawo do wlasnych wizji i jako zwykły obywatel je przedstawiam i nie będe przepraszal za to, że setki osób tymi wizjami sa zainteresowane.
Chetnie bym się zapoznał z wizjami Jarka i in. ale poza eskalacją nienawiści do widzących inaczej do tej pory nie mialem takiej szansy.
Kwestia lustracji to jest kwestia przyzwoitości i smaku a nie polityki. Nie każdy ma tą samą fizjologię smaku.
Zaczynam chyba rozumiec na czym polega roznica zdan w tej dyskusji. Nie jest to latwe z uwagi na bardzo chaotyczne wpisy produkowane przez jw. Otoz jw kieruje sie hipoteza „ukladu” ktory ma rzekomo istniec w nauce polskiej. Ma rzekomo istniec mafijna siec nierobow pozbawionych talentu ktorzy blokuja reformy na wszystkich szczeblach.
Nie moge zaakceptowac tego modelu ktory wydaje sie byc prymitywnym uproszczeniem.
deepfiber
„Nie moge zaakceptowac tego modelu ktory wydaje sie byc prymitywnym uproszczeniem”
Skoro deepfiber nie moze akceptowac tego co bredzi to po co bredzi ? Jest to rzeczywiście prymitywne.
Zycze powrotu do zdrowia.
Znamienne, ze dyskusje z jw koncza sie zawsze diagnoza jakiejs choroby u dyskutantow. Tylko ciagle nie wiemy jakiej. 😉
@jw, Twoja deklaracja, że chętnie zapoznałbyś się z moim zdaniem na jakikolwiek temat brzmi mało przekonywująco. Wymagałoby to od Ciebie porzucenia choć na chwilę argumentów ad personam, co już wydaje mi się warunkiem zaporowym. Co jednak gorsza to oczekiwałbym też, że nasza ewentualna dyskusja opierać się będzie na przyjęciu roboczego założenia, że nie masz nade mną przewagi moralnej, polegającej na tym, że moje zdanie wynika a priori z niskich pobudek zaś twoje zdanie wynika a priori z pobudek szlachetnych. Choć przyjęcie przez Ciebie takich reguł dyskusji jest hipotetycznie możliwe, to wydaje mi się to wielce nieprawdopodobne. Dlatego też sądzę, że merytoryczna dyskusja z Tobą raczej nie będzie nigdy możliwa. Natomiast zawsze możemy wymienić się złośliwościami. Jednak to prędzej lub później pewnie nam się znudzi. Pzdr.
Sadze, ze choc ta dyskusja jest bardzo emocjonalna to jednak pozwala zorientowac sie nieco w pogladach. Moze wiec warto ja kontynuowac. Wystarczy tylko zostawic zlosliwosci na boku.
Z drugiej strony od dluzszego czasu skupiamy sie na tym czy nfa jest be czy nie i czy cale polskie srodowisko akademickie jest beznadziejne czy tez dotyczy to jedynie jego czesci. Jakos nic konstruktywnego z tego nie wynika, szczegolnie, ze kazdy ma swoje zdanie i bedzie sie przy nim upieral (oprocz jk, wszyscy sa chyba uwilkani obecnie albo w jedno srodowisko albo drugie).
Zeby odbic troche, podam inny problem polskiej nauki, ktory wydaje mi sie istotny, choc nie dotyczy mojej dziedziny, mianowicie wdrozenia wynikow w przemysle. Narzeka sie, ze polski przemysl nie jest zainteresowany wynikami R&D, ale prawda jest taka, ze wielu naukowcow albo nie patenuje swoich wynalazkow, albo najpierw publikuje ich opis w czasopismie, a potem usiluje patentowac, gdy jest juz „po ptokach” (bo publiczne ujawnienie wynalazku odbiera mu zdolnosc patentowa). Spotkalem sie nawet z doktorantami, ktorzy opowiadali jak nie opatentowali czegos z promotorem „bo po co? wazniejsza jest dla nas publikacja”. Z jednej strony oddanie wynalazku potencjalnie wszystkim jest pewnie szczytne, z drugiej mozna to chyba zawsze zrobic udzielajac bezplatnej licencji po opatentowaniu, a brak patentu jest zrzeczeniem sie odpowiedzialnosci za wlasny wynik (pomijam juz, ze jesli badania sa finansowane przez spoleczenstwo, powinno ono oczekiwac, ze potencjalne wymierne korzysci, jesli takie sa zostana zabezpieczone). Pamietam tez cytat z wykladu, dot. patentowania algorytmow (nie w Europie, bo tu nie wolno, tylko w USA, ale wyklkad byl w Polsce): „Jego algorytm uzywany jest w pakietach pracujacych na Wall Street. Cena takiego pakietu to miliony (sic) dolarow. Profesor X mogl opatentowac ten algorytm, ale nie zrobil tego, bo taki ma styl” 😉 . Pokazuje to jakas niechec czesci srodowiska do wykorzystywania samemu swoich wynikow.
Mam tez inne, zwiazane, pytanie, co sie dzieje z polskim „blue rayem”, o ktorym bylo swego czasu tak glosno?
@ hlmi :
Tak to ogromny problem, w ktorym musi pomoc instytucja, w ktorej pracuja wynalazcy. Patentowanie to cala dziedzina wiedzy. Przecietny naukowiec nie wie o tym nic (ja np. nie podjalbym sie samodzielnie patentowania czegokolwiek). Pracujac w CNRSie, jesli chcialbym cos opatentowac, to kontaktuje sie z moim pracodawca i on prowadzi mnie za raczke. Tzn. robi to osoba, ktora jest do tego przygotwana i wie co robi. Ciekawe jak to wyglada w Polsce. Pewnie blogowicze bada mogli wiele na ten temat opowiedziec.
W Polsce to nie wiem ale w USA uniwersytety wynajmuje adwokatow ktorzy sie specjalizuja w prawie patentowym. Jednak pomimo tego, dla wynalazcy jest ciagle duzo roboty. Z drugiej strony, uniwersytet placi za koszt postepowania itd. Po zatwierdzeniu, naukowiec dostaje 25% zyskow (jezeli sa takowe). Moj uniwersytet robi duze pieniadze na patentach.
W USA mozna patentowac w rok po publikacji ale w Europie trzeba zglosic przed publikacja.
Trzeba uwazac z przed-publikacja danych (pisalem o tym gdzies wczesniej na tym blogu). Jakakolwiek forma ujawnienia wynikow stanowi publikacje, wlaczajac doktorat, slajdy z prezentacji na internecie, notatke w uniwersyteckim pisemku, blog, czy nawet e-mail do kolegi/kolezanki nie mowiac juz o czasopismach. To sie nazywa „prior art” i wielkie firmy zatrudniaja adwokatow po to tylko zeby wyszukiwac „prior art” i obalac patenty innych firm ktore blokuja ich projekty.
Ja staram sie patentowac co sie da z jednym wyjatkiem. Tym wyjatkiem sa odkrycia dokonane we wspolpracy miedzynarodowej. W takim przypadku, mechanizmy prawnicze sa nieslychanie skomplikowane.
W Polsce w różnych miejscach sprawy patentów są różnie rozstrzygane. Jeśli nie ma wiążących przepisów wewnętrznych w formie regulaminu to na mocy prawa patentowego i prawa pracy całość praw własności do patentu należy do pracodawcy. Jest to kiepskie rozwiazanie.
Po pierwsze twórca nie ma żadnego powodu, żeby patentować. Kłopotów sporo, a w zamian może oczekiwać uścisku ręki rektora lub dyrektora.
Po drugie, patenty zgłaszane przez polskie instytucje często zatrzymują sie na pierwszym najtańszym etapie krajowego zgłoszenia patentowego. Jest to jakies rozwiazanie, ale ma sens tylko wtedy jeśli w odpowiednim czasie rozpoczniemy procedurę międzynarodową, która jest bardzo kosztowna. Patent, o który sie staram (USA i Europa) kosztował już 80 000 PLN a przed nami jeszcze najdroższy etap.
Po trzecie, jesli pojawia się zainteresowany patentem inwestor to nie bardzo ma z kim rozmawiać. Rektor albo dyrektor będzie się przede wszystkim bał podejrzeń, że sprzedał taki patent za tanio a twórca patentu nie ma w sensie prawnym nic do gadania.
Oczywiście nie wszędzie jest źle. Różne instytuty i uczelnie wprowadzają regulaminy, które przewidują udział twórców w przyszłych zyskach. Co ważniejsze pojawiają się też rozwiązania, które włączają twórców wynalazku do procesu poszukiwania inwestorów. To istotne bo w niektórych dziedzinach modelem działania inwestorów nie jest kupowanie samego patentu tylko zabezpieczanie sobie praw patentowych oraz współpracy zespołu autorów patentu ( W tym biznesie ludzie są najważniejsi). Ciekawe rozwiązanie z polskiego instytutu, które znam (chociaż nie jestem pewien czy jest już zatwierdzone) jest takie, że twórca zgłasza pracodawcy możliwość patentowania, ale jeśli pracodawca nie jest zainteresowany (n.p. ocenia, że nie ma na to pieniędzy) to prawa własności do patentu przechodzą na twórcę.
Podsumowując, mamy w tym jeszcze mało doświadczenia, ale staramy się powoli nadrabiać zaległości.
O ile mi wiadomo ujawnienie wynalazku w liscie prywatnym nie przeszkadza w patentowaniu, przynajmniej w Europie. Nie mozna po prostu ujawnic publicznie (choc pewnie jesli kolega/kolezanka wytnie nam numer i ujawni wynalazek, mozemy co najwyzej dochodzic sie z nim/nia w sadzie o odszkodowanie).
W Polsce wiekszosc uczelni zatrudnia rzecznikow patentowych, albo wspolpracuje z jakas zewnetrzna kancelaria. Dla przykladu, tu jest link do odpowiedniej jednostki we Wroclawiu:
http://www.nauka.pwr.wroc.pl/dn/patenty.php
a tu lista Osrodkow Informacji Patentowej ze stron Urzedu Patentowego:
http://www.uprp.pl/Polski/Osrodki+Informacji+Patentowej/
Dzialaja tez centra transferu techologii przy wielu uczelniach. Ogolnie mam wrazenie, ze pod tym wzgledem naukowcy maja duze mozliwosci, natomiast problem jest czasami w mentalnosci (przynajmniej tak mozna wnioskowac na podstawie wczesniej przeze mnie podanych przykladow). Do niedawna zreszta nie byli tez zachecani, bo jak mi sie wydaje patenty i wdrozenia nie liczyly sie w ogole przy ocenie ich dzialalnosci przez ministerstwo (podobnie bylo chyba w wewnetrznej ocenie PAN-u). OStatnio to sie chyba zmienia, pytanie czy i kiedy odczujemy pozytywne skutki tych zmian.
Uwazajcie na e-mail jezeli chodzi o patenty. Wyslanie e-mailu to publikacja.
U nas mechanizm jest taki ze kazdy pracownik podpisuje cyrograf ze zglosi uniwersytetowi wszelkie pomysly ktore sa oparte na dzialalnosci w instytucji. Po zgloszeniu, uniwersytet albo przejmuje dochodzenie patentowe albo uwalnia calkowicie dla pomyslodawcy.
Z tego co piszecie, w Polsce zmienia sie wiele na lepsze i to w szybkim tempie. I fajnie.
Wracajac do kluczowej kwestii filozoficznej nazwijmy to ktora poruszyl hmli, oczywiscie nie ma powodu aby nie patentowac poniewaz patent w niczym nie ogranicza dzialalnosci ktora nie jest nastawiona na zysk. Inaczej mowiac, posiadanie przez kogos patentu na to czy cos innego nie spowalnia dzialalnosci naukowej innych naukowcow w najmniejszym stopniu.
Aczkolwiek słyszałem o naruszeniach zasad etyki, gdy jakieś opatentowane materiały, potrzebne do badań farmaceutycznych były trudno dostępne, bo posiadająca je firma blokowała dostęp konkurencji. Wydaje mi się, że wyczytałem to w książce S. Krimsky’ego „Nauka skorumpowana” (kiedyś tu o niej wspominałem), ale nie dam w tej chwili głowy. Oczywiście nie podważa to samego patentowania, zawsze można opatentować i grać fair.