Uniwersytet Rzeczny, czyli perły na Wieprzu

Ostatnie kilka dni spędziłem na piątych warsztatach z cyklu Uniwersytet Rzeczny. To inicjatywa Coalition Clean Baltic, organizowana zgodnie z zasadą, że stan Bałtyku zależy od stanu rzek jego zlewiska. Pierwszy, pilotażowy Uniwersytet Rzeczny był spotkaniem ekspertów z dorzeczy Odry, Wisły i Niemna w 2018 r. Potem zaplanowano pierwszy właściwy, który miał odbyć się w Polsce, nad Drawą, i w zasadzie tak się stało, ale było to w 2020, więc miał formę online. Kolejne odbyły się w Litwie, Estonii i po niemieckiej stronie Odry.

Uniwersytet Rzeczny jest z natury przedsięwzięciem międzynarodowym, ale siłą rzeczy lokalizacja wpływa na listę uczestników i tematykę prezentacji. W międzyczasie w zlewisku Bałtyku nastąpiły zmiany dramatycznie zmieniające politykę ogólną, a w konsekwencji też wodną. Następczyni prawna jednego z sygnatariuszy konwencji helsińskiej o ochronie środowiska morskiego obszaru Morza Bałtyckiego z 1974 r. – Rosja – została wykluczona z prac komisji realizującej tę konwencję. Formalnie nadal jest członkinią komisji helsińskiej, ale nie bierze udziału w jej pracach. Status obserwatorki ma za to Ukraina.

I to właśnie Ukraina była główną bohaterką tegorocznej edycji uniwersytetu. Organizatorzy uznali, że zorganizowanie jej na terytorium Ukrainy jest zbyt niebezpieczne, więc odbyła się w polskiej części Roztocza, głównie w Zwierzyńcu. Można było zobaczyć Wieprz, jego dopływy, różne przykłady działań niszczących ich ekosystem (np. małe elektrownie wodne) i je odwracających (np. przerobienie niefunkcjonalnego jazu na bystrze). Ponieważ ideą Uniwersytetu Rzecznego jest nawiązywanie współpracy transgranicznej, wybór Bugu byłby zapewne lepszy, ale dużo trudniejszy organizacyjnie.

Sam Bug i jego ukraińskie dopływy pojawiały się w wystąpieniach. Jak na warsztaty przystało – liczba uczestników była na tyle niewielka, żeby całkiem duża frakcja była zarówno słuchaczem, jak i referentem (inaczej niż w szkoleniu czy po przeciwnej stronie, konferencji, gdzie ta frakcja zwykle zbliża się do stu procent). Wśród uczestników większość stanowili eksperci i studenci z Ukrainy. Najliczniej reprezentowane było środowisko lwowskie związane właśnie z dorzeczem Bugu i zlewiskiem Bałtyku. Jednak zagadnienia związane z rzekami czarnomorskimi są na tyle podobne, że bez problemu wpisały się w tematykę. Prawdę mówiąc, wiele problemów z ukraińskiej części dorzecza Wisły i Dniestru da się zauważyć w ich polskich częściach. Z drugiej strony trzeba przyznać, że ich skala po tej stronie granicy Unii bywa mniejsza. Polskie rzeki też są zaśmiecane, zanieczyszczane i eksploatowane jako źródło materiału budowlanego, ale wiele problemów udało się rozwiązać w ostatnim ćwierćwieczu. W Polsce problemem są starzejące się oczyszczalnie ścieków, w Ukrainie w wielu miejscach jeszcze nie miały szansy się zestarzeć, bo ich jeszcze nie wybudowano.

Biorąc pod uwagę dążenie wejścia Ukrainy do Unii, co oprócz oczywistych korzyści wiąże się z przyjęciem unijnej biurokracji, przedstawiłem na polskim przykładzie parę elementów dotyczących monitoringu i oceny jakości rzek. Było wystąpienie o dyplomacji wodnej i warsztaty z grą z dobrą jakością wód jako celem. W kontekście ukraińskim sprawę komplikuje wojna – trudno podejmować działania poprawiające stan ekosystemów rzecznych w warunkach okupacji i na linii frontu. Część uczestników przeżyła przejście frontu i okupację, odczuła na własnej skórze skutki braku dostępu do nowoczesnej infrastruktury wodnej. Natomiast w tej grupie, jaką zgromadził uniwersytet, mieliśmy dość jednoznaczne zdanie na temat odbudowy zapory w Nowej Kachowce. Katastrofa ekologiczna związana z jej zniszczeniem, powodzią w dolinie dolnego Dniepru, zanieczyszczeniem Morza Czarnego itd. już się stała i nie odstanie. Jednak w obecnej sytuacji dla przyrody znacznie lepiej jest pozwolić odrodzić się unikatowemu ekosystemowi Wielkiego Ługu, co zresztą już się bardzo szybko dzieje, niż ponownie zalewać go zbiornikiem zaporowym. Dla gospodarki odbudowa zapory też nie jest tak korzystna, jak to przedstawiają jej zwolennicy, używając argumentów podobnych co zwolennicy kaskadyzacji Wisły.

Na pewno takie warsztaty są dobrą okazją do wymiany doświadczeń i nawiązania kontaktów na przyszłość. Przyznam, że ich pewne sformatowanie nieco osłabia ten potencjał, bo tym razem udział osób z bardziej zachodniej i północnej części basenu Morza Bałtyckiego był znikomy. Nawet środowisko ukraińskie nie jest jednorodne – inaczej pewne sprawy są widziane we Lwowie, Chersoniu czy Kijowie i integracja tych grup eksperckich na takim spotkaniu ma sens. Zwłaszcza we współpracy z ekspertami z Polski, Białorusi (obecnie na uchodźstwie) czy Słowacji, dzielącymi się wodami transgranicznymi.

Na koniec przytoczę anegdotę. Otóż kilka razy w czasie spaceru czułem charakterystyczny zapach zostawiany przez dziki czy świnie. Wreszcie okazało się, że jest tym silniejszy, im bardziej zbliżałem się do rzeki. Rzeki, nomen omen, Wieprz. Nie twierdzę, że to prawdziwe źródło jej nazwy, ale skojarzenie jest dość zabawne.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek. licencja CC BY-SA 4.0