Whippo! (Spisek i walenie)
Hipotezy naukowe muszą być od czasów Poppera falsyfikowalne, i to je poważnie ogranicza. Ograniczenia takiego nie ma w przypadku nieskrępowanych niczym poglądów kreacjonistycznych. Istnieje przykładowo pogląd, że żadnej ewolucji w istocie nie ma, a te wszystkie ciągle pokazywane „dowody” to jedynie spisek uczonych. „Uczonych”, powinienem napisać. Według jednej z wersji kreacjonizmu Bóg celowo stworzył świat tak, by natura wyglądała, jakby zachodziła w niej ewolucja, aby człowieka zmylić i wypróbować. Jak widać, spisek w tym ujęciu sięga wysoko.
Co więcej, jest to spisek wielopoziomowy. To, w co wskutek spisku mamy wierzyć, czyli ewolucja, było przez wieki przed nami zakryte. Tym chętniej wierzymy w to teraz. Ale nawet obecnie istnieje mnóstwo przeszkód utrudniających proste poznanie ewolucyjnej złudy.
Na przykład taka homoplazja (od greckiego homoios, taki sam, nie od łacińskiego homo, czyli człowiek, już sama etymologia przynosi porządnemu człowiekowi na myśl inne podobne spiski). Chodzi o występowanie podobnych cech u taksonów, co do których teorie ewolucji twierdzą, jakoby nie były one ze sobą blisko spokrewnione (i w tym wypadku mają rację, bo wspólne pochodzenie to przecież kłamstwo mające podważyć wyjątkową rolę człowieka we wszechświecie). A więc spisek utrudniający ulegnięcie innemu spiskowi, by po przezwyciężeniu rzekomych trudności tym mocniej mu ulec… Polegać on ma na trzech perfidnych mechanizmach:
– Rewersja – że cecha niby raz powstała drogą ewolucji, później się wycofuje (jakby to nie było marnotrawstwo, a przecież to, co powstaje, jest dobre i musi istnieć)
– Paralelizm ewolucyjny – kilka rzekomo blisko spokrewnionych ze sobą taksonów ewoluuje razem (jakby każdy baramin nie był odrębny od innych, doskonały i niezmienny)
– Konwergencja – taksony oddalone od siebie rzekomo na ewolucyjnym drzewie życia (które nie istnieje, są tylko oddzielne siewki) ewoluują podobnie.
Oczywiście wszystkie trzy mechanizmy są kłamstwem, efektem spisku mającym nie dopuścić do poznania większego spisku. Mimo jawiącego się jasno i oczywiście faktu, że Inteligentny Projektant używał tych samych części zamiennych i dlatego organizmy mają podobne narządy, spiskowcy ewolucjoniści ciągle podają przykłady rzekomo potwierdzające ich rojenia o homoplazji.
Jako przykład rewersji podają utratę skrzydeł przez niektóre grupy owadów (jakby brak konieczności wystąpienia skrzydeł nie był wystarczającym wyjaśnieniem), paralelizm reprezentować mają choćby podobne adaptacje u jeżozwierzy i ursonów (jakby się czymkolwiek różniły, te kłują i tamte kłują), konwergencje zaś – skrzydła nietoperzy i pterozaurów (kopalnych gadów latających, których nikt nigdy żywych nie widział, jak więc można zaświadczyć, że w ogóle istniały?).
Gdyby tego było mało, próbują ewolucjoniści agresywnie zniszczyć starą, dobrą systematykę ssaków. Biorą się za takie walenie i twierdzą, że pochodzić one muszą od ssaków lądowych. Że ich powrót do wody to rewersja, a wykształcenie cech umożliwiających przystosowanie się do wodnego środowiska jak u ryb to znów konwergencja. Każde dziecko widzi, że wieloryb podobny jest do ryby, nie do człowieka. Ale oni biorą kilka cech i następnie tworzą drzewo filogenetyczne, i nawet wiele takich drzew, i jeszcze stosują do wyboru najbardziej bezecnego brzytwę Ockhama, średniowiecznego franciszkańskiego filozofa, oczywiście skłóconego z Kościołem i panującą scholastyką.
Mizerię tej metody zaprezentujemy, wybierając trzy taksony (baraminy?): płetwal błękitny, człowiek rozumny, tuńczyk. I trzy cechy: opływowy kształt ciała, oddychanie powietrzem atmosferycznym, ciąża. Jeśli człowiek jest bliżej spokrewniony z płetwalem niż tuńczyk (I), opływowy kształt ciała mógł powstać u przodka tuńczyka (1), potem w linii człowieka i płetwala powstały oddychanie powietrzem (2) i ciąża (3), w końcu wieloryb zyskał opływowy kształt ciała (4).
Kolejny przypadek (II): płetwal bliższy jest tuńczykowi niż człowiekowi. W ich linii tworzy się opływowy kształt ciała (1), w linii człowieka (2) i płetwala (3) tworzy się przystosowanie do oddychania powietrzem, w obu liniach powstaje zjawisko ciąży (4, 5). Drzewo (I) zakłada 4 zdarzenia ewolucyjne, drzewo (II) – 5. Jako prostsze wybierają (I). Drzewa (III) zakładającego, że człowiek bliższy jest tuńczykowi niż płetwalowi, rozpatrywać nie będziemy, bo takim absurdem już tylko zwolennik ewolucji mógłby się zająć na poważnie.
Od razu widać, że wynik tej zabawy w matematykę zależy od tego, jakie cechy wybierzemy. Ewolucjoniści (aby zagmatwać dobrym ludziom w głowach, mówią o sobie kladystycy – od słowa klad, oznaczającego w ich bluźnierczej mowie grupę organizmów o wspólnym przodku, czyli taki baramin) bronią się przed tym, wybierając po kilkadziesiąt ściśle zdefiniowanych cech do takiego liczenia, i liczą też nie sami (w końcu to trudne, a oni tylko „badacze”), a w komputer wklepują – i wyskakuje im najprostsze drzewo. Od pewnego czasu nawet zaczęli zliczać nie cechy, które widać i można zmierzyć, ale DNA sekwencjonują i porównują, i na tej podstawie oceniają rzekome pokrewieństwo.
A wcześniej już postulowano, że musiały mieć walenie jakichś przodków wśród ssaków lądowych – i dawajże tych przodków szukać! Znany niegodziwiec Darwin zaproponował ssaki podobne do niedźwiedzi i była to propozycja ze wszystkich najlepsza, bo wywoływała u jego czytelników szczery śmiech, a wywołać u kogo poprawę nastroju jest rzeczą dobrą. Potem postulowano ssaki parzystokopytne (to grupa, do której należą krowa, świnia, wielbłąd, widać od razu, że nic z waleniami nie mają wspólnego) i ich bliskich krewnych, a także mezonychy (Mesonychia, co znaczy „średnie szpony”, to taka rzekomo wymarła grupa ssaków, z pochodzenia kopytnych, z zamiłowania drapieżnych – jak widać kolejny brak poszanowania dla tradycji).
W 1994 roku panowie Graur i Higgins po analizie kilku genów jądrowych i mitochondrialnych stwierdzili, że walenie i krowa są ze sobą spokrewnione bliżej niż krowa i świnia. W tym samym roku diabeł podkusił był też Irwina i Arnasona, którzy zamiast patriotycznie ograniczyć się do swojskich zwierząt domowych, mimo że ze Szwecji i Kanady pochodzili, umyślili sobie wbrew europejskiej kulturze wprowadzić do analizy egzotykę, dokładniej hipopotama. Zsenkwencjonowali gen mitochondrialnego cytochromu b (niektórzy mówią, że i mitochondria nie istnieją, nie widać ich pod mikroskopem świetlnym, a mikroskopia elektronowa to ponoć wszystko też oszustwo). No i się hipopotam okazał bliskim krewnym nie świni, przy której go do tej pory klasyfikuje Polskie Nazewnictwo Ssaków Świata, ani krowy, ale waleni. Niby jedno i drugie żyje w wodzie, ale bez przesady!
Co gorsza, kolejne badania (Gatesy’ego, Arnasona i innych) potwierdzały poprzednie wyniki o bliskości hipopotama i wieloryba. Spisek zataczał coraz szersze kręgi. Doszło nawet do tego, że w 1999 roku Peter Waddell z dwójką współwinnych ośmielili się nazwać nowo wprowadzone grupy, te „klady”, brrr. Hipopotamy i walenie połączyli w grupę, której nazwę wzięli, mieszając (o tak, w mieszaniu to tacy są dobrzy) nazwy waleni (whales) i hipopotamów (hippopotamus) – w + hippo – i dodali do tego morpha (od kształtu). Grupę łączącą te Whippomorpha z przeżuwaczami (Ruminantia) nazwali – też bardzo twórczo – Cetruminatia (walenie to po naukowemu Cetacea), w końcu zaś klad łączący Cetruminantia ze świniami nazwali Artiofabula, co znaczy mniej więcej „doskonała bajka”, bo za bajkę poprzednie poglądy na systematykę uznawali.
Wybryk ten przyniósł niezgodę, bo część autorów nie uznała nazw taksonów, jeden stwierdził wręcz, że mu się Whippomorpha nie podoba, bo mu się myli z Hippomorpha (czyli konie i rzekomi ich krewniacy), niestety miast wyrzec się w całości tych poglądów, zaproponował własną nazwę. W kolejnych badaniach Michelle Spaulding i współpracowników wyszło znowu, że parzystokopytne dzielą się na cztery duże grupy: krewnych hipopotamów i waleni, wielbłądów, świń i przeżuwaczy. Badacze uznali za stosowne wprowadzić kolejne nowe nazwy, dodając, gdzie się dało, końcówkę morpha do nazw uprzednio istniejących. Z nazw Waddella ostało się Whippomorpha (pewnie dlatego, że nazwa pasowała do systemu). Ale jak widać, niezgoda i spór. I ciągle nowe prace. Nie dość, że na pewno wszystkie sfałszowane, to jeszcze się nie mogą dogadać co do wspólnej wersji, brr…
Nie to, co uznać, że każdy rodzaj to baramin stworzony przez Boga oddzielnie, wbrew tym wszystkim spiskowym faktom. Ale ludzi to nie przekonuje, czytelników też pewnie nie przekona i część z nich zapewne nadal trwać będzie w ułudzie ewolucjonizmu i wielkim spisku. Ale cóż zrobić, skoro nawet dostarczającego dowodów ewolucji Boga człowiek ma przeciwko sobie…
(spiskowiec) Marcin Nowak
ilustracja: Długopłetwiec oceaniczny (Megaptera novaeangliae), dr Brandon Southall, NMFS/OPR, pobrana z Wikimedia Commons na wolnej licencji cc-by-2.0
Bibliografia
- Cichocki W, Ważna A, Cichocki J, Rajska-Jurgiel E, Jasiński A, Bogdanowicz W: Polskie nazewnictwo ssaków świata. Muzeum i Instytut Zoologii PAN, 2015
- John Gatesy, Cheryl Hayashi, Mathew A. Cronin & Peter Arctander. Evidence from milk casein genes that cetaceans are close relatives of hippopotamid artiodactyls. „Molecular Biology and Evolution”. 13, s. 954–963, 1996
- Dan Graur & Desmond G. Higgins. Molecular evidence for the inclusion of cetaceans within the order Artiodactyla.. „Molecular Biology and Evolution”. 11, s. 357–364, 1994
- David M. Irwin, Úlfur Árnason. Cytochrome b gene of marine mammals: Phylogeny and evolution. „Journal of Mammalian Evolution”. 2, s. 37–55, 1994
- Michelle Spaulding, Maureen A. O’Leary, John Gatesy. Relationships of Cetacea (Artiodactyla) Among Mammals: Increased Taxon Sampling Alters Interpretations of Key Fossils and Character Evolution. „PLoS One”. 4 (9), 2009 – polecam grafikę z kladogramem!
- Ulfur Arnason, Anette Gullberg, Solveig Gretarsdottir, Bjo¨rn Ursing, Axel Janke. The Mitochondrial Genome of the Sperm Whale and a New Molecular Reference for Estimating Eutherian Divergence Dates. „Journal of Molecular Evolution”. 50, s. 569–578, 2000
- Peter J. Waddell, Norihiro Okada, Masami Hasegawa. Towards resolving the interordinal relationships of placental mammals.. „Systematic Biology”. 48 (1), s. 1–5, 1999. Society of Systematic Biologists. ISSN 1076-836X
Komentarze
Mimo wszystko Redaktor powinien dodać, że kreacjonizm to raczej problem społeczeństwa przyozdobionego setkami nazwisk laureatów (nie tylko Pokojowej) Nagrody Nobla, czyli rodaków prezydenta Trumpa.
No i oczywiście kościołów protestanckich… oraz prawosławnego (Serbia).
Pewnie, że powinien, jak i dodać jeszcze i 10 innych rzeczy. Ale tekst i tak jest już dość długi jak na blog.
Na pierwszy rzut oka widać, że hipopotam to niedaleki krewny wieloryba, podobnie jak krowa, choć nie już tak.
Świetny wstępniak.
Pewnie Ojciec Tadeusz (jak Prometeusz……) zaprosi na wykłady a może i nagroda Templetona wpadnie.
Zadziwiajace jednak jest jak wielu ludzi w to wierzy oraz w życie pozagrobowe. Homo sapiens – to nazwa dużo na wyrost.
W „homo sapiens” „homo” stoi za „człowiek” z łaciny a nie za „taki sam” z greki. Znaczy „człowiek myślący” a nie „tak samo (jak ja) myślący”.
Przypisywanie Bogu takiej przewrotnosci, jak mamienie fatamorgana ewolucji ciekawskich badaczy, jest gestem rozpaczy kreacjonisty. Czym mozna wytlumaczyc tak kurczowe trzymanie sie stanowiska nie do obrony?
@kruk
Cząstki Higgsa, protony, neutrony, fotony, elektrony, w ogóle zasady mechaniki kwantowej i inne tego typu bajery musiał przecież ktoś stworzyć.
W świecie przecież nie może się coś wziąć z niczego. Ot tak samo z siebie. To przecież zaprzeczałoby wszelkiemu rozumowi. Kreacjoniści są nie do zdarcia. Tylko nad argumentami mogliby trochę popracować.
@observer
O zaświatach nic nie pisałem. I nie bardzo mogę cokolwiek napisać, nie neguję ich w tym tekście ani nie potwierdzam. Stwierdzić mogę tylko, że jeśli Bóg istnieje, na pewno nie stworzył świata tak, jak to widzą typowi kreacjoniści.
@snakeinweb
Tak właśnie jest. Tylko nazwa rodzajowa od wielkiej litery.
A wystarczyło im (krowie, waleniowi i hipciowi) popatrzeć na pyski 🙄
Ludzie są leniami i poszukują głównie takich interpretacji, które są możliwie proste, by nie rzec – prostackie.
Powiedział jeden profesor.
@Marcin Nowak
Podejrzewam, że chodzi o „cząstki higgsa”. Uuuups. Sorry.
PS.
Moja korekcja w Firefoxie kwalifikuje „cząstki higgsa” jako błąd. A „cząski Higgsa” są OK. Nie tylko ja muszę trochę nad ortografią popracować.
Za kilka dni Polacy beda swietowac narodziny dzieciatka Jezus ktorego matka byla nastolatka dziewica.
Czy prawie caly narod moze byc umyslowo chory?
Tak.
Slawomirski
@Slawomirski
Pisałem już kilka razy, że religijność nie jest chorobą psychiczną.
Szanowny Panie Marcinie
Choroba psychiczna to nie to samo co choroba umyslowa. Tylko mniejszosc Polakow cierpi z powodu chorob psychicznych ale za to wiekszosc z nich jest chora na umysle. Z drugiej strony byc moze religijnosc w odroznieniu od zycia duchowego czlowieka jest masowa psychoza. Jak w dzisiejszych czasach mozna czcic dziewice. Czy fakt defloracji odbiera komus godnosc. Prosze sie nad tym zastanowic przy oplatku.
Slawomirski
Obsesja na temat dziewictwa pani, która zmarła 2000 lat temu, to jest dopiero osobliwe zboczenie. Ciekawe czy medycyna ma na takie zboczenie jakąś fachową nazwę.
Poza tym ta pani nie jest też czczona za swoje dziewictwo. A pomijając już religijne dogmaty, i skupiając się czysto na biologii to nie trzeba wcale cudów, by dziewica w szczególnych przypadkach weszła w stan błogosławiony.
Myślę że to działa na tej zasadzie: jeżeli warunkiem wejścia do nieba i życia wiecznego jest uznanie mamusi tego pana za dziewicę to co mi tam, niech będzie.
@Marcin Nowak
Jeżeli religijność nie jest choroba psychiczna to czym jest?
Czy psychiatria woli się nie wypowiadać w tej delikatnej materii? Bo przecież w zdrowym mózgu nie zalęgna się takie dyrdymałki.
PS. Już sobie wyobrażam co by się działo w sądownictwie, biznesie, prawie własności itp. gdyby WHO ogłosiła że większość ludności świata ma świra – bo wierzą w dyrdymałki. Módl się do krowy albo słonia to trafisz do Wariartkowa – ale nie w Indiach. W Polsce modlitwa do kropli krwi w szkaplerzu nie wzbudza zdziwienia – jest uważana za coś normalnego. Jeżeli to jest OK i „normalne” – to ja jestem „nie normalny” and very proud of it.
Jako że już 3 osoby zadały to samo pytanie, to wracamy od tych pieknych waleni do psychiatrii.
Najwyraźniej doszukujecie się państwo zaburzeń treści myślenia, dokładniej urojeń.
Urojenie jest to uznawanie przez pacjenta poglądu błędnego, nie ulegającego korekcji pomimo podawania dowodów fałszywości, nie ugruntowanego kulturowo. Z tym że mniejsza jest waga rzeczywistej prawdziwości poglądu, a większa jego uzasadnienia.
Spełnia religijność tą definicję? Nie bardzo.
@observer daje pod rozwagę godny okresu przedświątecznego fakt.
„W Polsce modlitwa do kropli krwi w szkaplerzu nie wzbudza zdziwienia – jest uważana za coś normalnego. Jeżeli to jest OK i „normalne” – to ja jestem „nie normalny” and very proud of it.”
Rzeczywiście jest coś na rzeczy z ta kroplą krwi w kontekście zdrowotności przeważającej, tej „kościołowej” części społeczeństwa
Ale co z tymi dla których kropla krwi to osocze, erytrocyty, leukocyty , trombocyty itd…
Nie bójmy się tego słowa, ale Oni też mają chwile słabości. Oni bywalcy muzeów, największych sal operowych, czy najsłynniejszych galerii sztuki.
Przyjrzyjmy się ich światu estetycznych doznań.
Wchodzimy właśnie do paryskiego muzeum Maillol
A w nim panie w kreacjach z najsłynniejszych domów mody. Panowie w nienagannie skrojonych marynarkach. A na ich twarzach …chwile metafizycznej refleksji, filozoficznej powagi, egzystencjalnej trwogi – to w przypadku panów. W przypadku pań niedające się ukryć wzruszenie, drżenie dłoni podkrążone oczy od spazmów, szlochów, łkań. A powód? Co jest powodem , że ci stanowiący godną tego miana „normalną mniejszość” doprowadzani są takiego właśnie stanu. Niektórzy mówią o Niej, że kiedy po raz pierwszy uronił łzę rozpoczęła się nowa epoka w dziejach świata…co tam świata…. Układ Słoneczny ponoć zmienił z tej okazji kolejność planet.
Ale tym razem to nie kropla krwi dla gawiedzi, ale Obiekt westchnień prawdziwych koneserów daje powód do ukazania tego piękniejszego, prawdziwego oblicza rodzaju ludzkiego… Obiekt, czyli Ona… Ona, czyli Fontanna:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/90/Fontaine-Duchamp.jpg/220px-Fontaine-Duchamp.jpg
@miłośnik czarnych jagód.
Pewnie nas Gospodarz pogoni bo zbaczamy z tematu ale użyję wyrazu-klucza aby się utrzymać na blogu. Nowoczesna sztuka to „walenie ludzi pałą po głowie”, zawsze się skrobie po głowie patrząc na takie „dzieło”.
PS. Unikalność i lokowanie kapitału podbija ceny tych „dzieł”. Widziałem Giocondę, Jacksona, Picassa i urynał – podziwiam to pierwsze, reszta to ciekawość.
Problem przedstawię w w zarysie zarysu ale jego istotę problemu ( tak jak ja go postrzegam)zapewne przedstawię.
Wszystko przy okazji ewolucji oczywiście.
Tak więc teoria ewolucji ukazała niewątpliwie biologiczne uwarunkowania wszystkich zdolności poznawczych człowieka. Tym samym wiedza (również Marcina Nowaka) determinowana jest gatunkowymi cechami biologicznymi. I jeżeli przyjmiemy ( w każdym przypadku ja tak przyjmuje), że zdolności poznawcze i jego wytwory (na przykład powyższy tekst) są szczególnym narzędziem przystosowania człowieka do jego środowiska, to czy powyższy tekst (i wnioski z niego płynące) opublikowany 18 grudnia, a redagowany jakiś czas wcześniej nadal zachowuje swoja aktualność.
Ewolucja nie wzięła sobie wolnego, zdolności poznawcze redaktora zapewne w tym czasie ewoluowały również, tym samym wypada postawić pytanie, czy to co Redaktor opublikował w poniedziałek jest nadal aktualne?
Pierwsze zdanie zdążyło już ewoluować i przybrało postać:
„Problem przedstawię w zarysie, ale jego istotę zapewne oddam.”
Marcin Nowak
20 grudnia o godz. 9:06
Problemem jest wiara. Wiara jest forma samoszukiwania. Byc moze jest to psychologiczny mechanism obronny.
P.S.
Nie widze nic zlego w swietowaniu urodzin zydowskiego bobaska ale moja preferencja sa Saturnalia.
Slawomirski