Rozdzióbiemy kruki, wrony
O ile ptaki budzą generalnie w miarę pozytywne uczucia, o tyle krukowate są kontrowersyjne. Dla biologów krukowate to ptasia elita intelektualna, dla przeciętnego człowieka zaś to często hałaśliwe szkodniki. Krukowate są dość duże i mogą budzić podziw swoistą elegancją, ale kojarzone są też z padliną i śmiercią.
W kulturze raczej przeważa niechęć do krukowatych. Dużo by o tym pisać, ale dość wspomnieć skojarzenie z Żeromskiego, które sparafrazowałem w tytule wpisu. Czarne ptaki żywiące się padliną albo, co gorsza, żywiące się fragmentami ciała, nie czekając na śmierć ofiary, co wykorzystywano w torturach. Przy tym niesława sroki – złodziejki (ostatnio sfalsyfikowana odpowiednimi badaniami) to tylko mały przyczynek, a historia o sójce, rzekomo niemogącej się wybrać za morze, to już zupełny drobiazg. (OK, sójkę z resztą krukowatych pewnie mało kto kojarzy). Złe omeny itp. skojarzenia to kolejne pole, w którym krukowatym towarzyszą sowy.
Co do sów, to one przynajmniej mają sławę ptaków mądrych, wywodzącą się chyba z kultu Ateny. Tyle że, jak to z wieloma ludowymi przekonaniami sięgającymi starożytności, ta sława jest niezbyt zasłużona. Co innego krukowate – one naprawdę są inteligentne. To między innymi za badania nad etologią kawek Konrad Lorenz dostał wyjątkowego Nobla (wyjątkowego, bo nie za badania mniej lub bardziej laboratoryjne). A od tego czasu co chwila ukazuje się kolejna publikacja opisująca kolejny eksperyment, z którego okazuje się, że któryś krukowaty przejawia cechy dotąd przypisywane tylko psom, delfinom czy małpom.
Umiejętność przewidywania, używania narzędzi, rozgrywania intryg społecznych czy chociażby bezinteresownej zabawy to cechy, którymi mało które zwierzę może się pochwalić. Otwierania butelek ze śmietaną mogły się nauczyć i sikorki. Inne potem mogły się tego nauczyć przez naśladownictwo (co samo w sobie już jest jedną z najwyższych półek w świecie zwierząt). Ale to krukowate otwierają orzechy spuszczając je przed przejeżdżające samochody. Wyciąganie jedzenia ze śmietnika to jest dość prosta umiejętność, ale na to, żeby dostać się do jedzenia, ciągnąc za sznurek czy podciągając worek ze śmieciami, innym ptakom nie udaje się wpaść.
Ta jednak inteligencja przysparza im wrogów. Trzeba przyznać, że plądrowanie koszy na śmieci jest w ich przypadku efektywne, ale pozostawia bałagan na trawnikach. Minus u miłośników estetyki. Znana jest anegdota o tym, jak ornitolodzy oznakowywali gniazda jakichś ptaków łąkowych kijem ustawionym w pewnej odległości. Dla lisów czy norek takie kije były nic nieznaczącym elementem krajobrazu, dla wron jednak okazały się drogowskazem do jajecznicy.
Minus u miłośników mniejszych ptaków. Ten minus rośnie, gdy wejdzie się wśród miłośników miejskiej przyrody. Wrony i sroki są uważane przez wielu za główny czynnik odpowiadający za śmiertelność małych ptaków (niezależnie od roli kotów czy systematycznego niszczenia miejsc gniazdowania małych ptaków przez remonty elewacji czy miejsc żerowania przez koszenie trawników do gołej ziemi co dwa tygodnie). Na dodatek kolonie gawronów nad parkowymi alejami to miejsce, gdzie łatwo zostać ofajdanym. A co z miłośnikami dużych ptaków? No cóż, sam widziałem kruki atakujące siedzącego przy gnieździe bielika i tego typu akcje są dość powszechnie opisywane.
Innym ptakom różne rzeczy się wybacza, bo są mniejsze (a więc zostawiają mniej odchodów i odpadków), bo zjadają uciążliwe owady i – przede wszystkim – bo wdzięcznie śpiewają. Krakanie czy przypominający zabawkowy karabin maszynowy stukot srok ciężko uznać za ładne. (Podobny głos ma kwiczoł, ale po pierwsze, jest jednak cichszy, po drugie zaś – kto wie, co to kwiczoł i jaki głos wydaje?).
Krukowate mają, owszem, swoich miłośników wśród amatorów klimatu gotyckiego horroru. To jednak dość niszowa popularność i niekoniecznie ostatecznie pozytywna. Tę dwoistą naturę w obecnej kulturze popularnej trochę ilustruje chociażby pozycja kruków w sadze „Pieśni ognia i lodu” (dla nieczytających – „Gra o tron”). Tam mają one związek z czasami i siłami przedludzkimi, a w świecie ludzi stały się inteligentniejszym odpowiednikiem gołębi pocztowych. Ponieważ zaś niesione przez nie wiadomości często nie są dobre, autor nawet wprowadził przysłowie „Dark wings – dark words”.
Krukowate z bardziej pospolitych gatunków długo były uważane za szkodniki. W gruncie rzeczy ciężko powiedzieć, dlaczego. Owszem, sroka czy wrona może czasem porwać kurczę. Gawrony rozgrzebując ziemię w poszukiwaniu dużych bezkręgowców, mogą zniszczyć trochę zasiewu. Kawki zakładając gniazda, zatykają szyby wentylacyjne lub kominy. Jednak w szerszym kontekście ciężko te szkody uznać za wielkie.
W miarę czasu w Polsce ochroną obejmowano kolejne gatunki ptaków, ale z krukowatymi nie było tak łatwo. Oczywiście, nie było kontrowersji z gatunkami rzadkimi jak orzechówka, nie mówiąc o co najwyżej zalatujących. Przyznać trzeba, że gawron, kruk i kawka były chronione przez większość PRL, ale prawo swoją drogą, a praktyka swoją. W latach 80. ochronę zdjęto z gawrona i częściowo z kawki, później przywrócono okresy ochronne, rozszerzając je na wronę i tak dalej. Status różnych krukowatych zatem co chwila się zmieniał, co wynika z przepychanek między zwolennikami ich ochrony i zwalczania. Tu nawet mniej chodzi o klasyczny spór między ochroną a łowiectwem, bo krukowate tyle z czarnej nomen omen sławy miały, że nie za bardzo były łowne.
W każdym razie krukowate, mniejsza już o rozróżnianie gatunków, są raczej zauważalnym elementem naszego świata. Często spotykam się ze stwierdzeniem, że jest ich coraz więcej. Pośród ogólnego narzekania, że ptaków ubywa – mniejsza z jego prawdziwością w szczegółach – pojawia się często zastrzeżenie: „tylko srok i wron jest coraz więcej”. Przekonanie takie jest powszechne. Powszechne jest w miastach i na wsi. Tymczasem moje obserwacje wydają się przeciwne. Wcale nie wydaje mi się, żeby było ich więcej, a w przypadku gawronów wydaje się, że jest ich mniej. Mam też inne obserwacje – dwadzieścia lat temu gawron i wrona wyglądały mi na gatunki prawie wikaryzujące – pierwsze widziałem głównie w miastach, drugie na wsi. Teraz jest odwrotnie, w mieście widzę głównie wrony, a żeby zobaczyć stado gawronów poza zimowaniem muszę być na wsi.
Wzrost liczebności kruków, wron i gawronów jest jednak zauważany powszechnie i co jakiś czas do organów ochrony przyrody wpływają wnioski o pozwolenie na odstrzał jakiejś ich liczby. Ostatnio jakaś organizacja rolnicza zgłosiła wniosek do ministerstwa o zdjęcie z nich ochrony właśnie z taką argumentacją. Jak to więc jest z tą liczebnością?
Otóż wcale nie musimy polegać na własnych wrażeniach. Nie musimy też przeglądać lokalnych czasopism przyrodniczych odnotowujących bardziej metodyczne obserwacje, które jednak mają mają zasadniczą wadę – opisują zwykle dość przypadkowo wybrane lata na dość ograniczonym obszarze. A może z jednego miasta gawrony się wyniosły, ale jednocześnie zasiedliły inne?
Od początku XXI w. w Polsce w ramach Państwowego Monitoringu Środowiska prowadzony jest regularny monitoring ptaków. Nie obejmuje on wszystkich gatunków, ale akurat załapała się wrona siwa, sroka, gawron, kruk, kawka, a także nieco odbiegająca od reszty sójka.
Czasem różnice między poszczególnymi latami są dość duże. Np. odnotowana liczebność wrony między rokiem 2000 a 2002 spadła o połowę, a sroki między 2000 a 2001 o połowę wzrosła. Na takie skoki może jakiś wpływ miało dopiero docieranie się systemu, ale patrząc na kilkanaście lat danych, można zobaczyć bardziej wiarygodny obraz.
I jakie są te wyniki? Otóż sroka, która ponoć jest w ekspansji, co zresztą potwierdził pierwszy rok obserwacji, tak naprawdę pozostaje na poziomie stabilnym. Od 2004 r. jest jej praktycznie co rok mniej więcej o 1/3 więcej niż w roku 2000 i różnice pomiędzy poszczególnymi latami są właściwie niezauważalne. Wrona siwa – w zasadzie tak samo. Po tym początkowym spadku przez kolejne kilkanaście lat jej stan to mniej więcej 0,5-0,7 stanu z 2000 r. Kruka chyba rzeczywiście nieco przybywa. Przez cały okres monitoringu jego stan jest wyższy niż w 2000 r. Raz jest większy wzrost, innym razem jest spadek i dziś jest go niecałe dwa razy więcej. Wzrost liczebności kawki jest równie niestabilny, tak że przez większą część obserwacji oscyluje wokół stanu z roku 2000, a dziś jest on wyższy o 1/3. Z tego obrazu zupełnie wyłamuje się gawron. Jego stan nie wykazuje spektakularnych skoków, ale za to dość konsekwentnie maleje i dziś jest o połowę mniejszy.
Zatem nie ma sensu polegać na subiektywnych wrażeniach jednego czy drugiego obserwatora. Tym bardziej nie należy brać na wiarę deklaracji stron, które w zawyżaniu liczebności mają jakiś interes. Prowadzony na dużą skalę od kilkunastu lat monitoring ptaków wskazuje jednoznacznie, że bardziej trwały jest tylko wzrost liczebności kruka, a więc gatunku, który jeszcze nie tak dawno był zagrożony i jest to wzrost z poziomu dość niskiego. Większość pospolitych krukowatych ma sytuację stabilną, ale niezwyżkową, a liczebność gawrona niestety stale maleje.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek licencja CC BY-SA 4.0
Komentarze
Tak na marginesie – na zdjęciu jest czarnowron, czyli coś, co większość Anglików i anglojęzycznych Europejczyków z Zachodu określi jako „crow”. Jako że krzyżuje się z naszą (ale też irlandzko-szkocką) wroną siwą, może być też uznawany za jej podgatunek. W Polsce czarnowrony się pojawiają, a z rzadka nawet się lęgną. To czy je uznaje się je za gatunek czy podgatunek nie jest tylko zabawą taksonomów. W obecnej wersji rozporządzenia czarnowron jest wyodrębniony i ma ochronę całkowitą, a wrona siwa ma ochronę częściową. Wersja sprzed paru lat wymieniała wprost wronę siwą i parę innych gatunków (ochrona częściowa) i pozostałe wróblowe (do których należą krukowate, co więcej, należą do wróblowych śpiewających) – ochrona całkowita i ktoś mógł argumentować, że czarnowron należy do kategorii jednej albo drugiej.
Zdjęcie jest z Francji, ale to była zima, więc pochodzić mógł z innego regionu. Te białe przebarwienia to nie jest cecha gatunku, a osobnicza. Typowy czarnowron jest jednolicie czarny (dla ludzkiego wzroku, dla wroniego niekoniecznie).
Z krukowatych najbliższą znajomość zawarłem z kawką alpejską (wieszczek) którą niezmiennie podziwiam za umiejętność rozpoznania z daleka, czy wyciągam z plecaka ser lub kabanosa (natychmiast ląduje całkiem blisko) czy tylko chleb lub jabłko (patrzy z dystansu z nadzieją na coś lepszego) 😉
Z wielkim podziwem obserwowałem też kruki bawiące się z moim kotem, który usiłował je podejść na jabłoni.
Kot skradający się powolutku coraz bliżej i kruk uskakujący w ostatniej chwili na wyższą gałąź, ale nie za wysoko, aby kota nie zniechęcić.
I drugi kruk obserwujący scenę, aby znienacka skubnąć kota za ogon i uskoczyć z krakaniem (śmiechem?) na sąsiednią gałąź…
Lubię te ptaki, byle nie w czerwcu, kiedy wielką chmarą (czarnowrony głównie) i w towarzystwie kosów ogołocają moją czereśnię z owoców 🙁
Wieszczek i kabanos
A ja mam taki gust wypaczony
bo lubie wrony…
@Sztubak
Wyjątek wskazujący na regułę. Co ciekawe, opis Młynarskiego bardziej pasuje do gawrona niż wrony (no i całkiem dużo z nich na zimę przelatuje na zachód czy południe).
Dziękuję za ten artykuł.
I muszę się przyznać do głupoty. Kiedyś napisałem tutaj, że sroki wyniszczyły wszystkie inne, nawet gołębie, na osiedlu. Rzeczywiście drobne ptaki znikły ale przyczyna mogła być inna. Te właśnie sroki miały tu w zeszłym roku gniazda na brzozach i dzień w dzień wyjadały co się dało. Były uciążliwe. Planowaliśmy nawet usunięcie gniazd w lutym, ale mi się zrobiło żal. I o dziwo, tej wiosny drobnych ptaków więcej, a sójek mniej. Albo może tylko nie są tak nachalne. Cieszę się, że zostawiłem ich los swojemu biegowi. W nocy i tak od świergotu spać nie mogę jak i przygarnięty pies. Ten zresztą ma inny problem: Dzień w dzień pędzi po jezdni do miejsca, gdzie go ktoś wyrzucił z samochodu zostawiając mnie ze 150 kleszczami. Ale nie żałuję. Widzę jak pies zdobywa po kolei wszystko, nawet kota, oddaniem i dobrocią. To prawdziwa dobra zmiana. Bez szczerzenia zębów.
@ZWO
To w końcu kto niszczył, sroki czy sójki?
Czytam i jednocześnie (ta kobieca podzielność uwagi…) szukam kontaktu do speca od diagnozowania wczesnego stadium schizofrenii… Bardzo dziękuję za ten tekst, prawdziwa „wisienka na torcie” w mojej prywatnej wojence! Aż trudno uwierzyć… Pozdrawiam!
Widywałem często sójki i kwiczoły – może coś ze mną nie tak?
Sroki też często. Wrony niekiedy.
Kruka mi się napotkać nie udaje.
@mpn
Jak widziałeś kwiczoły (to drozdy, nie krukowate), to coś z tobą nie tak. Inteligent nie poznaje drozdów, bo by mu taka umiejęstność przeszkadzała w narzekaniu na matematykę i roztrząsaniu Hłaski, a biolog nie zauważa kwiczołów, bo by mu taka wiedza przeszkadzała w puszczaniu PCR-a. 😉
Żeby zobaczyć kruki, trzeba być poza miastem. Dobrze być w miejscu, gdzie jakaś rzeźnia wyrzuca odpadki.
Rzeźnia wyrzuca odpadki? 😯 Gdzie?
Kwiczoły widziałem przelotnie tzn. zatrzymały się wiosną na łączce znajomych w Sudetach, ale po kilku dniach uleciały. Podobno najlepsze są, gdy się najedzą jałowca 😎 😉
Kruki pilnują starych ruin Indian Anasazi w USA (Arizona, Kolorado, Utah, Nowy Meksyk). Są to wojownicy zaklęci w ptaki (mniej jedzenia potrzebują i dłużej żyją) – strażnicy starych osiedli czekający na powrót plemienia…
Wcale nie trzeba specjalnie wyruszać poza miasto, a już szczególnie w dzikie ostępy. Ja regularnie widuję kruki w granicach Wrocławia, najbliżej mojego miejsca zamieszkania, dosłownie kilka minut rowerkiem. Strachocin to wprawdzie nie jest krajobraz miejski, ale jakby nie było, ciągle Wrocław 🙂 Myślę, że szaremu obywatelowi trudno jest je zauważyć, bo zwyczajnie nie rzucają się w oczy. Już prędzej w uszy, ale to trzeba wiedzieć, jak brzmi kruk. Ja zazwyczaj, nim kruka zobaczę, najpierw go usłyszę. Co ciekawe, udaje mi się to ptaszysko czasem nawołać, one są bardzo ciekawskie. Wiele razy miałam sytuację, gdzie kruk słysząc moje nieudolne próby porozumienia się z nim, krążył nade mną, ewidentnie odpowiadając.
A, jeśli można zapytać, co w moim poprzednim komentarzu wzbudziło takie kontrowersje, że z tak wielkim trudem przeszło (ledwo?) przez sito moderacji? Poszło o słowo na „w”, a może o nawiązanie do choroby psychicznej? No bo raczej nie chodziło o to, że natrafiłam na przeciwników jedzenia słodyczy? Jakaś zorganizowana grupa wojujących diabetyków, czy co?
@amwojcik
7 czerwca o godz. 10:01
Masz na myśli swój pierwszy komentarz na tym blogu?
Przypuszczalnie dlatego czekał na moderację, że twój nick pojawił się tu pierwszy raz. Dalsze przechodzą automatycznie.
@markot
Dzięki, to była też jedna z moich hipotez 🙂 zaczęłam się po prostu zastanawiać, czy czasem w tych trudnych czasach słowo „prywatna wojna” nie wywołuje jakichś dziwacznych podejrzeń 😉
Manie prześladowcze i inne podobne obsesje z doszukiwaniem się drugiego i trzeciego dna zdają się mieć ostatnio niezłą koniunkturę 🙂
Na przyszłość jeszcze jedna informacja – komentarze z więcej niż jednym linkiem również czekają na moderację.
I to jest bardzo przydatna informacja. Dziękuję raz jeszcze! Co do zaburzeń, o których wspomniałeś, do tej pory podejrzewałam je głównie u innych i wcale nie musiałam ich specjalnie poszukiwać, wszak w gazetach i tv symptomów wskazujących na te choroby – istny urodzaj. Jednak teraz zaczynam się martwić o siebie… Ale w imię porzekadła, że „wariat nie wie, że jest wariatem” może jednak wszystko ze mną ok? Tego zamierzam się trzymać:)
@Blog szalonych naukowców
Niestety PCR-a próbowałem puszczać ra w życiu na studiach i – delikatnie mówiąc – nie wyszło 😛
@markot
Wszystko pomieszałeś. Nie ma manii prześladowczej.
Jest mania (podwyższenie nastroju, napędu itd, generalnie przeciwieństwo epizodu depresyjnego), urojenia prześladowcze oraz obsesje (czyli kompulsje myślowe, a więc niechciane, ale powtarzające się niemiłe własne myśli).
Mania prześladowcza «chorobliwy stan psychiczny polegający na nieustannym dopatrywaniu się niebezpieczeństw i urojonych wrogów»
(encyklopedia PWN)
Jak zwał, tak zwał. Nie użyłem ścisłej terminologii medycznej.
Takiej dostał dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii 😉
Jak już o szaleństwie mowa, bardzo zgrabne nawiązanie do nazwy tego bloga 🙂 A ja chyba rzeczywiście dobrze trafiłam, bo elegancko wpisuję się w ten klimat 🙂
Jak szaleć to szaleć 😉
Kiedyś, będąc w podróży z czterema przesiadkami, przy każdej zmianie pociągu mijałem znajomego psychiatrę, chociaż wsiadaliśmy do różnych wagonów, a na peronach było dużo innych podróżnych. W końcu zapytałem, czy ma już manię prześladowczą, a on się tylko znacząco uśmiechnął w swoją gęstą brodę… 😉
Z krukowatymi trzeba uważać, bo nie dosyć, że nachalne, to jeszcze bywają większe od człowieka 😎
Te powalające zdjęcia mnie onieśmielają…Aż cisną się na usta słowa wieszcza „Kobieto, puchu marny!(…)” O, i przypadkiem nawet ptasie nawiązanie się trafiło 🙂 I żeby żadna kobieta nie poczuła się czasem urażona dodam, że nie jestem seksistą 😛 to by było już za bardzo zakręcone, nawet jak na mnie 🙂 A zdjęć…cóż, szczerze zazdroszczę…a właściwie okoliczności ich powstania 🙂
@ppanek
Panie Panek, a czy Pan przypadkiem nie interesuje się też terrarystyką? Bo przeczytałam, że zna się Pan na wszystkim, poza łożyskami kulkowymi 🙂 Może dobrym pomysłem byłoby rozpracowanie zagadnień związanych z tą dziedziną…? 🙂 Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję za odpowiedź!
@ppanek
Ach, zapomniałabym 🙂 Wizytę u psychiatry umówioną mam dopiero na piątek 😉 , więc po spokojności – nie musi się Pan tak bardzo spieszyć z odpowiedzią 😉 Z drugiej strony, moje objawy się pogłębiają, więc mogę ostatecznie wnieść ewentualny pozew za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu 😉 A w najlepszym wypadku – jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą i okaże się, że jednak jestem zdrowa, wyślę rachunek z placówki medycznej 😉 Czy udało mi się Pana trochę zmotywować? 😛 P.S. Matko kochana, nigdy bym się nie spodziewała, że moja aktywność w Internecie mogłaby wyglądać na cyberstalking 😉 Ja nawet nie mam konta na FB!!! 😉 *Do odbiorców z delecją genów odpowiedzialnych za poczucie humoru: Oświadczam przy świadkach – To są żarty i tym razem piszę poważnie! 😉 Pozdrawiam serdecznie!
Za ewidentne złamanie regulaminu z mojej strony – przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Skoro napisałem, że się znam, to się znam 🙂 Ale się terrarystycznymi zagadnieniami nie interesuję i nie będę ich rozpracowywał, chyba że akurat coś mnie natchnie. Na razie takiego natchnienia nie czuję 😛
Co do Strachocina, to owszem, chodziło o krajobraz miejski, czy w ogóle wielkomiejski, a nie o granice administracyjne. Tym bardziej nie o prawa miejskie, które mogą mieć jednostki osadnicze atrakcyjne i dla kruków, a mogą nie mieć jednostki o krajobrazie mało krukom odpowiadającym. Zasadniczo, kruka ciężko spotkać w parku miejskim, takim z latarniami, ławkami itp., podczas gdy łatwo tam spotkać wronę, gawrona, kawkę, srokę, a nawet sójkę. Ciężko, nie znaczy – niemożliwe. Zwłaszcza, że niektóre ptaki coraz bardziej przyzwyczajają się do miast i niektóre tego typu stwierdzenia sprzed dwudziestu lat są już nieaktualne (pamiętam, że grzywacze były rzadkością w parkach miejskich, a obecnie w niektórych jest ich może i więcej niż zwykłych gołębi). Istnieją też różnice regionalne – w Polsce czaplę siwą można spotkać w miejskim parku, ale jest to rzadkie, podczas gdy w Holandii jest to na porządku dziennym.
Tak więc, krukowate są inteligentne, ale nie na tyle, żeby rozpoznać administracyjne granice miast. A wiedza ta mogłaby im się przydać, bo w obecnym polskim porządku prawnym gawrony są w obrębie miast objęte ochroną częściową, a poza nimi – całkowitą.
Co zaś do wron i czarnowronów, to dopiero co byłem we Wiedniu, gdzie przeważały wrony siwe, ale wśród nich parę czarnowronów się kręciło. Niektóre zaś miały wronią kamizelkę, ale nie jasnoszarą, a ledwie w nieco jaśniejszym odcieniu czerni. Obstawiam tu krzyżówkę.
Bardzo serdecznie dziękuję za obszerną odpowiedź w kwestiach, które były dla mnie najbardziej nurtujące. Sama z całą pewnością bym tak pięknie tematu krukowatych nie ogarnęła, więc dziękuję raz ostatni i już więcej nie absorbuję. Pozdrawiam!
W kamizelkach i bez
Jak odróżnić ciemną szarość od jasnej czerni?
@markot
I znowu, gratuluję wspaniałych zdjęć krukowatych (między innymi)! Ja osobiście podziwiam je (ptaki, chociaż zdjęcia też podziwiam) za wspomniane przez autora (tekstu, nie zdjęć) rozgrywanie intryg społecznych, to jest naprawdę zdumiewające! Aż czasem można tych cech pozazdrościć 🙂 A przeskakując do innej rodziny – a nawet rzędu, czaplę siwą dwukrotnie widziałam w swoim ogródku, może się pogubiła? Chyba faktycznie niektóre ptaki mogą mieć niekiedy kłopoty z orientacją w terenie, a już zwłaszcza, gdy nie należą do krukowatych 🙂 Niniejszym kończę już te wygłupy, naprawdę nie wypada na blogu o takim profilu. I dzięki za zdjęcia i komentarze, naprawdę, rewelacja! 🙂
@amwojcik
Dziękuję! 🙂
Nowy rekord 96 tys. km w 300 dni
100-gramowa rybitwa popielata wróciła właśnie z Antarktyki na swoją angielską wysepkę.
Gdy pisałam o orientacji w terenie, ręka mi zadrżała, a i z tyłu głowy pojawiła mi się wywołana rybitwa popielata. Ale że nie zgłębiam tych zagadnień na bieżąco, nie miałam pojęcia o tak świeżym rekordzie, więc znowu dziękuję! Ze względu na anonimowość w sieci, co to jej w rzeczywistości nie ma, już sobie pójdę, bo czuję że się pogrążam 🙂 Pozdrawiam! 🙂
@amwojcik
8 czerwca o godz. 14:35
Co tak nerwowo? 😉
Informacja o rybitwie jest akurat aktualna i podałem ją zupełnie nie apropos ptasiej orientacji. To już bardziej ze względu na szybkość i wytrwałość. Ta ptaszyna potrafi podobno w ciągu swojego życia pokonać 3 mln km czyli prawie 4 razy odległość do Księżyca i z powrotem!
Ale że to, co poprzednio napisałam, zabrzmiało nerwowo? 🙂 myślę, że parę osób miało okazję zobaczyć (posłuchać, przeczytać) jak to jest, gdy zaczynam się robić nerwowa 🙂 Ja, a propos komentarza odnośnie rybitwy popielatej, chciałam jedynie pogratulować refleksu i w ogóle…hmmm…obycia w temacie 🙂 a reszta, to takie babskie gadanie 🙂 (Matko! W co ja się wpakowałam?!)
Spoko, przyzwyczaisz się 🙂
*Nienawidzę pisać z telefonu (chociaż fakty mogą świadczyć przeciwko mnie) przysięgam, nie chciałam oddać głosu na swój komentarz! 😉 A żeby komentarz nie był tak całkiem nie w temacie dodam, że osiągnięcia rybitwy popielatej robią wrażenie. Niesamowita wytrzymałość. A z tą masą rybitwy, to 100g ważyła na jakim etapie? Czy to tak ogólnie? Niesamowite, jak inaczej mogą wyglądać niektóre ptaki przed i po migracji. Aż trudno uwierzyć, że tak niewielka ilość choćby mięśni, wystarczy by dokończyć wędrówkę…
Te 100 g to średnia waga (85-125 g) dla tych ptaków, podana w cytowanym artykule bardziej dla orientacji czytelników, jaki to nieduży ptak (rozpiętość skrzydeł do 85 cm). Nie wiem, czy ktoś je ważył przed lotem i po powrocie, ponadto nie odbywają podróży o suchym dziobie 😉 Jakieś rybki i skorupiaki (ptak nurkujący) zawsze się znajdą.
@markot
Nie korzystaj więcej z tej encyklopedii 🙂
@mpn
8 czerwca o godz. 15:47
Zmartwię cię, ale wczoraj oglądałem telewizję, a tam padł termin „Verfolgungswahn” czyli mania prześladowcza 😉
Ludzie używają takich „niefachowych” terminów bez problemu, a i tu, zdaje się, nie prowadzimy dyskusji w gronie psychiatrów 😉
@markot
Jak o mnie chodzi to dyskusje w gronie, o ktorym wspomniałeś, mogą stać się dla mnie wkrótce codziennością… 🙂
Po odbyciu (uwielbiam to słowo 😉 ) „wewnętrznej emigracji” (wyrażenie zapożyczyłam od kolegi, który czuwał ostatnio nad moim zdrowiem psychicznym) oficjalnie ogłaszam zakończenie mojej krótkiej i niemal samobójczej misji. Serdecznie dziękuję za tę przedziwną wymianę zdań, tymczasem wracam do normalności i obowiązków, które z powodów idealistycznych i braku umiaru ostatnio zdarzyło mi się poważnie zaniedbać. Było mi miło Państwa poznać, moje uszanowanie! (i to nie jest tylko grzecznościowy frazes! 🙂 )
P.S. Przepraszam kolejny raz za odbieganie od tematu, z tymi zasadami mi najwyraźniej nie po drodze, taki ze mnie niepokorny typ 🙂 Osobom zorientowanym w temacie powiązanym dodam, że właśnie się dowiedziałam, że kosy z aberracją mają się świetnie 🙂
W sumie zapomniałem, że terminem ten tekst wpisuje się w sezon na hiczkoka: https://dzikaochota.wordpress.com/2015/06/06/ptaki-na-woli/
@markot
Problemy pojawiają się, gdy ci ludzie potrzebują stwierdzić, o czym tak właściwie mówią. Niewiedza zazwyczaj nie kończy się dobrze.
@panek
9 czerwca o godz. 17:40
Te wrony pewnie są sterowane bronią elektromagnetyczną 😎
Obserwuję co roku kosy z sąsiedztwa, a także pliszki, kiedy ich młode zaczynają latać, a mój kot siedzi na środku trawnika. Stare latają nad nim lotem koszącym, jak messerschmitty jakieś, i to tak długo i hałaśliwie, że poirytowany kot ucieka do domu, a wtedy młode lądują na niskim murku niczym nie niepokojone.
Nie widziałem nigdy wron zachowujących się w ten sposób, ale przypuszczam, że zachowują się analogicznie.
Parasol jest dobrym pomysłem.
Widziałem kiedyś z bliska ptasie klify w Norwegii i przyznam, że z obawą się do nich zbliżałem, bo w każdym gnieździe były młode, a ja miałem w pamięci wiadome „Ptaki”. Nasunąłem więc kaptur na głowę, ale one nawet mi nie narobiły na ten kaptur 😉
@ppanek
Najpewniej (bo dość szybko uleciał, nawet nie zdążyłam sięgnąć po lornetkę) widziałam wczoraj czarnowrona, bez śladu kamizelki. Pierwszy raz w tej okolicy.
Przepraszam za brak konsekwencji, gdyż mówiłam wcześniej, że nie będę więcej absorbować, jednak mam jeszcze ostatnie pytanie, które powinno tak naprawdę być pierwszym. A mianowicie inspiracje do napisania powyższego artykułu. Bo ja widzę takie opcje. Ktoś mnie pięknie wpuścił w maliny i tylko dostarczyłam tu rozrywki albo faktycznie jakimś cudem czytał Pan (zasłyszał?) wcześniej moją dyskusję na temat krukowatych. Oczywiście ja mam świadomość, że istnieje coś takiego jak zbieg okoliczności, no ale tutaj jakby trochę tego za dużo. Ja niestety należę do kategorii ludzi z natury drążących i tak już mam, że nie znoszę niedopowiedzeń, więc dla świętego spokoju, proszę o odpowiedź i jakakolwiek by ona nie padła, myślę (albo bardzo bym sobie tego życzyła) że nie będę miała nic więcej do dodania.
Inspiracją była ta akcja: http://www.krir.pl/2014-01-03-03-24-03/pozostale/4324-samorzad-rolniczy-wnioskuje-o-ograniczenie-ochrony-ptakow-krukowatych
@ppanek
Dziękuję za szybką odpowiedź na pytanie dotyczące Pańskich inspiracji, ale ze względu na fakt, że jeszcze nie wszystko jest dla mnie jasne, pozwoli Pan, że pojadę po bandzie do końca? Jak kamikaze? Może tym sposobem dobrniemy do finiszu sprawy i nastanie błogi spokój?
To czytał (zasłyszał) Pan przed napisaniem swojego tekstu moją wymianę zdań na podobny temat, czy nie? Bo w końcu nie znalazłam nigdzie tej informacji, a w gruncie rzeczy tylko o to mi chodzi.
Po cichu liczyłam na zerojedynkowe rozstrzygnięcie, np. coś w stylu „Nie mam pojęcia, o czym do mnie rozmawiasz, idź już sobie, bo zaczynam się niepokoić” (projekcja?). No, ale pomijając moje fantazjowanie, jest jeszcze regulamin, zasady rzetelnego publikowania w sieci, no i etyka zawodowa, więc pewnie taka odpowiedź nie byłaby możliwa.
Dobra, między Bogiem a prawdą, liczyłam na coś całkiem innego, ale tutaj raczej znów w grę wchodzą moje narcystyczne mechanizmy obronne. Dysonans poznawczy jest do bani. (Mi, niestety też czasem widzi się, że znam się na wszystkim i to jest mój ogromny problem, ale dość już wywnętrzania).
A osobę, która swoim anonimem zachęciła mnie do brnięcia tutaj… serdecznie pozdrawiam 😉
>To czytał (zasłyszał) Pan przed napisaniem swojego tekstu moją wymianę zdań na podobny temat, czy nie?
Nie.
A mimo że nie jestem ptasiarzem, do pisania o krukowatych nietrudno mnie sprowokować. Aż dziwne, że tu zrobiłem to pierwszy raz. Kiedyś coś napisałem na zaprzyjaźnionym blogu Plamka mazurka:
http://plamkamazurka.blox.pl/2011/03/Ptasie-madrale.html
http://plamkamazurka.blox.pl/2011/08/Niknaca-czarna-flaga.html
No i git, już nie truję, bo tylko o to mi chodziło 🙂