Dyskurs ludzi renesansu
Nie tak dawno GP pisał o hejcie. To neologizm, zapożyczenie, które niedokładnie odpowiada angielskiemu pierwowzorowi, bo oznacza nie samą nienawiść, ale jej specyficzną manifestację w czasie dyskusji. A jak dyskutowali nasi przodkowie?
W swojej „Historii języka polskiego” Zenon Klemensiewicz podaje przykład pewnej dysputy szesnastowiecznych intelektualistów. W połowie XVI wieku polska kultura przeżywała rozkwit. Tworzyli wtedy Rej i Kochanowski, ale nie tylko. Wśród literatów o słabszym, ale wciąż liczącym się piórze, byli m.in. liczni wówczas propagatorzy luteranizmu, tacy jak Jan Malecki-Sandecki, Jan Seklucjan czy Stanisław Murzynowski. O ile twórcy katoliccy mogli tradycyjnie posługiwać się łaciną, choć przykład Kochanowskiego czy Górnickiego pokazuje, że nie musieli, o tyle protestanci używali przede wszystkim języka narodowego.
Używając języka polskiego, twórcy, o coraz lepszym wyczuciu językowym, mogli czuć kompleksy wobec łaciny czy greki, a nawet języków sąsiedzkich o wcześniejszych tradycjach kodyfikacji, jak czeski czy niemiecki. Dlatego też praktycznie każdy z wyżej wymienionych miał swoje pomysły na ortografię i na to, jak język polski należy kształtować. Pojawiła się krytyka niepotrzebnych zapożyczeń, wówczas głównie bohemizmów, taka sama jak współczesna dyskusja nad anglicyzmami, takimi jak „hejt”. Tak zaczęło się rodzić polskie językoznawstwo. I zaczął się rodzić polski dyskurs naukowo-intelektualny.
Poglądy na kształt literackiego języka polskiego między Murzynowskim, młodym wilkiem polskiej ówczesnej humanistyki, a jej już wówczas weteranem Sandeckim, były rozbieżne. Szczerze mówiąc, nie znam szczegółów, ale mniejsza dziś o to. Dziś chcę się skupić na formie dyskursu, do którego w pewnym momencie włączył się Seklucjan.
Zatem przedstawiam próbkę argumentacji, jaką stosowali ojcowie polskiego intelektualizmu niedługo po wyrwaniu się z okowów krępującej formy dysputy scholastycznej:
Seklucjan: Prawys dupa, miły yanie
Sandecki: Prawas brednia (nie rzekę pierdoła) miły panie. Bo nie wiesz, czo bredzisz.
(„Prawy” oznacza „prawdziwy”. Nie jestem stuprocentowo pewien, ale „pierdoła” też chyba znaczy nie „safanduła”, jak dziś, tylko mniej więcej to samo, co rzekł Seklucjan). Ciekawostką lingwistyczną jest, że Sekclucjan podporządkował rodzaj gramatyczny rodzajowi naturalnemu, a Sandecki zachował zgodność rodzajów gramatycznych – wbrew naturalnemu.
Tak samo jest w dzisiejszej polszczyźnie. Mówimy o biednym, a nie biednej chłopinie. W przypadku kobiet to jednak nie działa, bo jest wredny, a nie wredna babsztyl. Rodzaj nijaki zaś zwykle zachowuje się niezależnie od płci, bo zarówno chłopiec, jak i dziewczyna to może być niezłe ladaco, a nie niezły czy niezła.
Wpis jest nieprzypadkowo zaplanowany na pierwszego kwietnia, ale mimo frywolnej treści nie jest zmyślony. Z okazji tego dnia życzę więc nam, żebyśmy umieli się tak pięknie różnić. Jak nasi przodkowie.
Piotr Panek
ilustracja – Leonardo da Vinci, domena publiczna (prawa autorskie wygasły)
Komentarze
Babsztyl, ale i wamp, kociak, babus, kopciuszek, podlotek – odnoszą się do kobiet, ale pozostają rzeczownikami męskoosobowymi. Jest ich niewiele i wszystkie są nacechowane emocjonalnie.
Facet zaś może być ta fujara, ten safanduła, ten idiota, ta menda, ta szuja, kanalia, gadzina, łajza, kreatura, gnida, to zero…
Tylko dlaczego jakoś mi kompletnie nie przychodzą do głowy takie epitety? Może dlatego, że nie myślę o ludziach w tych kategoriach. A dziurawa koszula bliższa…
Są jeszcze słowniki synonimów.
Poza tym literatura oraz… polityka. Szczególnie aktualna w Polsce.
Co z tą dziurawą koszulą w odniesieniu do „pięknego różnienia” w dyskusji?