Podręczniki
Jedną z pierwszych książek, które poznałem, zgłębiając filozofię, jest wiekopomny podręcznik Władysława Tatarkiewicza „Historia filozofii”.
Nad pierwszą częścią tej pracy, obejmującej dwa pierwsze tomy, Tatarkiewicz pracował około pięciu lat. Trzeci tom powstał w trakcie wojny, ale rękopis spłonął i Tatarkiewicz musiał go pisać jeszcze raz – z pamięci. Inną tego typu pracą były „Elementy teorii poznania, metodologii nauk i logiki” pióra Tadeusza Kotarbińskiego oraz „Logika” Kazimierza Ajdukiewicza czy też poznane przeze mnie nieco później „Wprowadzenie do metafizyki, jej zagadnień i kierunków” Tadeusza Czeżowskiego.
A przecież nie można skończyć tylko na tych książkach. Bardzo pomocne były „Podstawy nauki o moralności” Marii Ossowskiej, „Logika” Czeżowskiego, „Historia estetyki” Tatarkiewicza. Dodać do tego trzeba dialogi Platona tłumaczone przez Władysława Witwickiego. To tylko pierwsze ważne książki, które przychodzą mi do głowy, a które mają jedną wspólną cechę – wszystkie one są napisane przez filozofów z kręgu Szkoły Lwowsko-Warszawskiej, to jest przez uczniów (bądź uczniów uczniów) i współpracowników Kazimierza Twardowskiego.
Wspominam o tym, ponieważ przeglądając po raz kolejny bardzo ciekawą książkę nieżyjącego już historyka filozofii (a w zasadzie filozofów) Ryszarda Jadczaka „Mistrz i jego uczniowie”, natrafiłem na taką opinię jednego z jego uczniów, Mieczysława Kreutza:
Zagadką jest dla mnie, dlaczego św. pamięci Twardowski tak mało pisał, choć był pracowity – cały dzień przesiadywał na Uniwersytecie. Odpowiedź, że był sceptykiem – a nie chciał tego szerzyć – lub że nie miał twórczych pomysłów, jest niewystarczająca. Mógł wydawać swoje wykłady np. logikę miał całkowicie opracowaną, podobnie etykę. A zresztą mógł tłumaczyć, streszczać… (…). Nie pisał, bo robił co innego – zajmował się mnóstwem spraw.
I tak Towarzystwo Nauczycieli Szkół Wyższych, wykłady popularne, administracja uniwersytetu, redakcja Ruchu Filozoficznego, olbrzymia korespondencja, Towarzystwo Filozoficzne i mnóstwo spraw pedagogicznych. To istotnie nie zostawiało czasu na pisanie prac naukowych. A to wszystko mija bez większego znaczenia, podczas gdy praca zostaje. Gdyby był wydał szereg podręczników, z których studenci musieliby się uczyć, miałby znacznie większy i trwalszy wpływ”. (R. Jadczak, Mistrz i jego uczniowie, Warszawa 1997, s. 145).
Opinia Kreutza jest bardzo mocna. Czy słuszna? Można się zastanawiać. Z jednej strony trzeba by móc ocenić, jakie rezultaty przyniosła działalność organizacyjna (tak to nazwijmy) Twardowskiego. Trudno się zgodzić, że była ona bezużyteczna, a jej rezultaty słabe i bez znaczenia. Kreutz pomija, że bez tej pracy Twardowskiego podręczniki i książki, które wyszły spod ręki jego uczniów, mogły się nie ukazać lub ukazać się w zupełnie innym kształcie.
Z drugiej strony – jest jednak w tym sporo racji. Twardowski świadomie poświęcił się tej działalności – kosztem swojej pracy naukowej – ponieważ od początku swojej pracy pedagogicznej widział ogromne zaniedbania w tej dziedzinie. Dość powiedzieć, że kiedy przyjechał do Lwowa, by objąć katedrę filozofii na Uniwersytecie Jana Kazimierza, uczelnia ta nie posiadała nawet własnej biblioteki filozoficznej i Twardowski sprezentował jej własny, bogaty księgozbiór.
Skutkiem jego pracy organizacyjnej jest to, że wykształcił ogromną rzeszę studentów – kilkudziesięciu obroniło doktoraty, a kilkunastu zostało profesorami. To rzeczywiście pozostawiało mało czasu na ścisłą pracę naukową. I dlatego jedyne, co dziwi, to fakt, że m.in. przygotowanych wykładów (np. z etyki) Twardowski nie wydał w swoim czasie jako podręczników.
Nie dziwi więc też, że zasługi Twardowskiego są często poza gronem specjalistów nieznane, a przez to jego działalność mocno niedoceniona. Częściej się słyszy nazwiska wymienione przeze mnie wcześniej: Tatarkiewicza, Kotarbińskiego, Czeżowskiego czy Witwickiego niż właśnie Twardowskiego. I w tym Kreutz ma rację. Wniosek z tego taki, że autorzy podręczników mają o wiele większe szanse na pozostanie w pamięci kolejnych pokoleń.
Grzegorz Pacewicz
Ilustracja: skan z książki K. Twardowski, “Wybrane pisma filozoficzne”, PWN, Warszawa 1965.
Komentarze
Zasianie ziarna jest ważniejsze niż opisanie jak to się robi – ja tak myślę.
Zasianie ziarna owocuje jednorazowym plonem. Opisanie jak się to robi może, ma szanse spowodować, że będą tacy, którzy przeczytają, zasieją i zbiorą wielokrotnie. Co się stało.
Z poważaniem W.
Nie. Ziarno urodzi wiele ziarn – biologia. Co się stało.
Ziarna zeżarte przez myszy albo trzymane w spichlerzu, a nie zasiane, nic nie urodzą 🙁
Opisanie jak się sieje jest nauczaniem przyszłych siewców. Samosiejki raczej plony dają niskie. Zatem mniemam iż wyższym jest nauczenie od wykonywania samemu jakiejś czynności. Raczej skomplikowanej.
Z poważaniem W.
Mniej obrazowo. Otóż uważam samo nauczanie myślenia owocniejszym dla rozwoju nauki od nawet najbardziej owocnej pracy teoretycznej. Praca pozostanie jedna. Nauczanie ma szanse pomóc powstaniu wielu prac teoretycznych.
Z poważaniem W.
Jedni mają większy dar oddziaływania osobistego inni dar pisarski. Świetny naukowiec, wykładowca, pasjonat może „zarazić” swoją pasją wielu studentów, a ci studenci kontynuować jego dzieło, tworząc cały krąg w nauce. Co się stało. Wątpię żeby nawet najlepiej napisana książka naukowa miała taką moc, z książką nie można dyskutować.
Chyba się zgadzamy Wojtku, szczególnie w drugim zdaniu Twojej wypowiedzi. Do nauki myślenia potrzebna jest prowadząca ręka nauczyciela. Pozdrawiam.
PS. Co mnie martwi, że jak nieznane i nie powiązane z nauką światową były prace polskich naukowców (może się mylę). Czy Maria Skłodowska prowadząc badania w Polsce i publikując po polsku weszłaby do Areopagu Nauki?
wyczytalem w polskiej wiki, ze, bardzo aktywny, twardowski „patrolowal na ulicach lwowa(1919)”;
pewnie robil to samo w przestrzeni naukowej (mind patrol) 😉
@byk,
Tylko w zakresie stosowania „porządnej” argumentacji.
Bardzo szcowny autor
g.p.,
i TAK wlasnie powinno byc, ale niestety nie jest;
w u.s.a mozna zostac „profesorem” bedac nawet bezdomnym outsiderem , ale majac cos do powiedzenia – w III rp, gdzie „cialo” profesorskie sklada sie glownie z przekabaconego na katolicyzm homo sowieticus nie jest to mozliwe;