Światowy Dzień Mokradeł 2015
Co łączy tajemnicze dziury w ziemi, odkryte w poprzednim roku na Syberii, i pozwanie przez Komisję Europejską Polski i postawienie jej przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości?
Oba te wydarzenia dotykają zupełnie odmiennych zagadnień, ale jednocześnie mają związek ze współczesnymi zmianami mokradeł. Kratery w wiecznej zmarzlinie powstają na skutek rozmarzania złóż metanu uwięzionych od epoki lodowcowej, a Komisja Europejska wytyka Polsce niewłaściwe wprowadzanie dyrektyw dotyczących wód powierzchniowych i podziemnych. Mokradła są wszędzie, a ich stan ma wpływ na codzienne życie każdego z nas, choć nie zawsze o tym pamiętamy. Mokradła to dno Kotliny Amazonki, ale też miejskie oczka wodne.
2 lutego 1971 w irańskim Ramsarze, nad Morzem Kaspijskim, podpisano konwencję o obszarach wodno-błotnych mających znaczenie międzynarodowe, zwłaszcza jako środowisko życiowe ptactwa wodnego. Polska była jednym z pierwszych krajów, które podpisały tę konwencję. Od tego czasu lista jej sygnatariuszy przekroczyła 160. Od 1997 r. Sekretariat Konwencji Ramsarskiej obchodzi rocznicę podpisania konwencji jako Światowy Dzień Mokradeł.
Nazwa „mokradła” może być nieco myląca, gdyż kojarzy się głównie z obszarami podmokłymi, tymczasem konwencja ta dotyczy ochrony nie tylko bagien czy szuwarów, ale również wszystkich wód śródlądowych, a nawet płytkiego pasa morskich wód przybrzeżnych. Podpisanie konwencji jako takiej było ukoronowaniem tradycji ochrony ptaków, która ma długą historię i silne umocowanie w świadomości powszechnej, ale obecnie zakres zainteresowania służb ochrony przyrody i organizacji przyrodniczych związanych z mokradłami obejmuje całe ekosystemy z ich wszystkimi mieszkańcami, zarówno tymi lubianymi, jak ptaki, jak i uciążliwymi, jak choćby powodujące toksyczne zakwity wód sinice.
W tym roku Światowy Dzień Mokradeł obchodzony jest pod hasłem: „Mokradła a nasza przyszłość: zacznij działać!”. Takie hasło ma zwrócić uwagę na obopólną zależność: człowieka od mokradeł i mokradeł od człowieka. Mokradła często są postrzegane jako nieużytki. Bagna są osuszane, oczka wodne zasypywane, rzeki regulowane. Nie jest to tylko historyczne podejście – od 1900 roku do dziś znikło dwie trzecie mokradeł. W Europie, zwłaszcza zachodniej, znaczna powierzchnia mokradeł znikła jeszcze wcześniej.
Tymczasem mokradła to nie tylko lokalne centra bioróżnorodności, tworzące niegdyś enklawy dla światłolubnych organizmów w pierwotnym krajobrazie zdominowanym przez lasy, a dziś ostoje dla dzikich stworzeń w krajobrazie rolniczym i miejskim. Mokradła takie jak wody śródlądowe, rafy koralowe czy szuwary to źródło pożywienia dla miliardów ludzi, a doliny rzeczne to często obszary najżyźniejszych gleb, których odpowiednie zagospodarowanie, bez nieracjonalnej melioracji czy nadmiernego nawożenia daje szansę na zrównoważony rozwój. Wody słodkie i odsalane wody przybrzeżne to źródło wody pitnej, ale także odpowiedniej jakościowo wody dla przemysłu i rolnictwa. Wreszcie sztuczne mokradła to kolejne źródła pożywienia – jak stawy rybne czy pola ryżowe albo wydajne i tanie oczyszczalnie ścieków powszechnie już stosowane na świecie.
Tereny podmokłe otaczające wody powierzchniowe chronią je przed zanieczyszczeniami. Ekosystemy przybrzeżne chronią brzegi morskie przed niszczeniem przez fale. Ale przede wszystkim to mokradła, a nie lasy są głównym miejscem, gdzie dwutlenek węgla jest wiązany nie na kilka czy choćby kilkaset, ale na tysiące, a potencjalnie miliony lat.
Więcej na temat obecnego i przewidywanego stanu mokradeł można dowiedzieć się na organizowanych przez różne organizacje i instytucje lokalnych obchodach Światowego Dnia Mokradeł. Tradycyjnie już organizują je niektóre parki narodowe chroniące m.in. mokradła, ale centralne polskie obchody co roku organizuje Centrum Ochrony Mokradeł, zwykle we współpracy z Uniwersytetem Warszawskim i przy udziale Krajowego Sekretariatu Konwencji Ramsarskiej przy Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Więcej informacji tutaj i tutaj.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0
Komentarze
Tradycyjnie problemem jest człowiek i jego ekspansja na tereny w zasadzie niekorzystne dla niego – bagna i mokradła lubią zamieszkiwać komary roznoszące malarię, której człowiek z kolei nie lubi, więc likwiduje podstawę ich egzystencji. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy w Europie siedliska tej choroby, nawet jej nazwę zawdzięczamy włoskiemu uczonemu, który w 1709 roku opublikował obszerny traktat o chorobie gnębiącej europejską ludność od stuleci.
Bagna pontyjskie na południowy wschód od Rzymu stanowiły nie tylko postrach miejscowej ludności, ale i naturalną zaporę przed obcymi atakami. A jak już ktoś zaryzykował napaść, płacił życiem jak król Wizygotów Alaryk czy Ostrogotów – Teodoryk Wielki, obaj zmarli na malarię.
Nawet w Holandii i Niemczech bywały epidemie tej choroby, a gdyby nie odkrycie chininy w XIX w. być może historia wielu krajów afrykańskich potoczyłaby się trochę inaczej, niż to się stało.
Szanowny Panie!
Płakać się chce i jako komentarz już mi nic nie przychodzi do głowy. Ta pogarda dla przyrody, to aroganckie mniemanie, że niech się inni martwią a Polakowi się czyste powietrze i woda należą. Pamiętam 20 lat temu teorie, że jeśli Niemcy chcą dobrych dróg to niech przyjadą „i nam zbudują”. No i zrobili to dlaczego Polak miałby się martwić. Jak będzie trzeba to przyjadą i zrobią. Nawet oczyszczalnię Warsiawce za ciężkie pieniądze zbudowali. A reszta zakłada wodę i światłowody a szamba syberyjskie z dwóch kijów: jeden żeby na nim usiąść a drugim się odganiać od zagranicznych dziennikarzy. No bo lepiej filozofować o Putinie i się zbroić niż dbać o krajobraz.
Proszę zauważyć, że chyba wszystkie unijne przepisy ekologiczne, nawet węgiel, są ignorowane (taniej jechać do Brukseli na żebry) albo wdrażane na niby tylko dla picu i blichtru.
A argumenty znają się zawsze: bo się należy, bo malaria, bo dupa Wielka.
Nie chce się nawet płakać.
Tymczasem właśnie nawet w Holandii z czterokrotnie wyższym zaludnieniem jest więcej i to czystej przyrody i wolnej przestrzeni do życia niż w Polsce.
Szanowny Panie
Kilka dni temu wymieniłem słowo Greenpeace. I natychmiast stek argumentów z powodu, którego się nie spodziewałem. Ta organizacja jest godna pogardy, niszczy Polskę: Zablokowali drogę przez Rospudę a przecież byłby tylko jedna podpora pośrodku i zmusili przez to do wykupu wielu działek ziemi przynosząc tym wielkie szkody. I to piszą ludzie obecni tu na blogach i pouczający własny rząd, Unię i cały świat co do ekologii i nie tylko.
Gęba mi się otwarta aż po zawiasy i nie wiem co na to bez wyzwisk odpowiedzieć. A Pan chce ratować jakieś tam bagna, kiedy to jedno już jakoś tam uratowane dzięki wredniej Unii jest do dzisiaj solą w obu oczach. Gdybym byś 50 lat młodszy, może bym się nie załamał.
P.S. Byłem kiedyś w Niemczech na pokazie ogrodniczym w mieście Pforzheim. Głównym eksponatem były chwasty, krzaki i zarośla nadrzeczne. Nad rzeką, na której renaturyzację wydano uprzednio 300 milionów wtedy marek. Naturalizacja polegała na likwidacji betonowego koryta, wysypaniu świru i kamieni, stworzeniu wysepek i obszarów zalewowych. Już wtedy wszyscy tam wiedzieli, że tereny bagniste i zalewowe to najlepsza ochrona przed powodzią.
Akurat w forsowanie mniej szkodliwego dla przyrody, wymagającego mniej wyburzeń i prostszego w budowie wariantu drogi przez dolinę Rospudy, czyli tego, który otwarto dwa miesiące temu, a nie tego, który swego czasu forsowała GDDKiA, byłem w jakiś tam sposób zaangażowany, więc próba przekonywania mnie do słuszności wyboru tego gorszego ma małe szanse powodzenia.
Tak, ale Pan miał pewnie argumenty, których ja nie znam.
Mój argument jest taki: Co na to żaby i ptaki, czy lubią wysiadywać jajka pod mostem, słuchać warkotu ciężarówek i wąchać ich spaliny. Połykać wyrzucane plastiki i czasami pić paliwo z samochodów, które wpadły do rzeki.
Wierzyłbym w ten wiadukt, gdybym nie pamiętał innego wiaduktu, dla łosi, o prześwicie 1,5 metra kiedy łoś potrzebuje 2,5 metra. No i zabite zwierzęta są zabite na stałe a nie czasowo.
Podsumowując: Wszystko zależy od wartości żaby. Przy cenie 0 zł za sztukę Pan wygrał. Przy mojej cenie na pewno Pan przegrał. Bo ja bardziej wierzę sądom europejskim.
Akurat wartość doliny Rospudy bardziej mierzyć trzeba roślinami i siedliskiem niż zwierzętami (choć zwierzęta do życia potrzebują siedliska i roślin). I to właśnie przesunięcie drogi z wariantu wymyślonego przez drogowców na wariant zaproponowany przez ekologów sprawia, że bagno nadal istnieje i te symboliczne żaby sobie na nim funkcjonują. Wariant forsowany przez drogowców spowodowałby zanik przynajmniej części mokradła na rzecz przesuszonych zakrzaczeń, które można obserwować na tych bardziej zagospodarowanych w PRL-u fragmentach doliny Biebrzy. (Ja już pomijam to, że kopanie fundamentów pod filary wiaduktu w bagnie jest mało sensowne inżynieryjnie, gdy kilka kilometrów dalej bagno jest węższe, więc wariant ekologów jest też prostszy.)
PS. Piszę to w oderwaniu od mojej oceny Greenpeace’u, która jest – powiedzmy – zniuansowana…
Szanowny Panie!
Nie jest moim zamiarem oponowanie Panu. Pan ma głębsze argumenty. Nie mam też jakiego specjalnego stosunku do Greenpeace bo tak wielka organizacja zawsze budzi wątpliwości. Zresztą mocno się decentralizuje co przez nieuwagę skutkowało aferą ze stratą 3,8 mln euro. Wiem też, że dyskusja o tym, co się bardziej opłaca jest najgłupszą z możliwych.
Czytam Pana wpisy z szacunkiem i trzeba częściej komentować. Z poważaniem.