Paradoksy, paradoksy
Paradoksem są wypowiedzi pozornie prawdziwe. Mimo, iż wydają się one poprawnie zbudowane lub zawierają rozumowania, które wyglądają na poprawne, ich konkluzja jest jawnie fałszywa i nie sposób się na nią zgodzić. Gdzieś po drodze popełniono błąd, ponieważ istotą paradoksu jest jedynie pozór prawdy.
Paradoksy są tak stare, jak ludzka myśl. Jeśli brać pod uwagę jedynie europejską filozofię, to już na początku jej dziejów pojawiają się twórcy paradoksów: Zenon z Elei czy Eubulides. Ostatnio jednak spodobała mi się historia jaka przydarzyła się innemu kawalarzowi, Protagorasowi. Protagoras był nauczycielem i za swoją pracę pobierał wynagrodzenie. Umówił się on z Euathlosem, że ten zapłaci za naukę nie z góry, lecz jedynie wtedy, gdy wygra swoją pierwszą rozprawę. Będzie to dowodzić w sposób widoczny skuteczności nauki Protagorasa. Nauka się jednak skończyła, a Euathlos zajął się jakąś inną działalnością, ani myśląc wykorzystać w sądzie umiejętności zdobyte od Protagorasa.
Trwało to do czasu, aż skończyła się cierpliwość Protagorasa. Protagoras podał Euathlosa do sądu z wnioskiem o to, by ten zapłacił za naukę. Argumentował mniej więcej w ten sposób. Dla Euathlosa jest to pierwsza rozprawa. Albo ją wygra, albo przegra. Jeśli ją wygra, to sędziowie orzekną, że Euathlos nie musi płacić Protagorasowi za naukę. Na mocy jednak wcześniejszej umowy za naukę będzie musiał zapłacić. Jeśli zaś sędziowie orzekną, że rację ma Protagorasa, to wprawdzie swoją pierwszą rozprawę Euathlos przegra, ale na mocy wyroku za naukę będzie musiał jednak zapłacić. Wniosek Protagorasa był taki, że tak czy inaczej uczeń musi mu zapłacić: albo na skutek umowy, albo na skutek wyroku.
Nauka Protagorasa nie poszła jednak na marne. Uczeń z kolei przed sędziami argumentował w ten sposób, że owszem albo wygra, albo przegra jak chce Protagoras. Gdy wygra, to jednak nie będzie musiał płacić Protagorasowi, ponieważ od tego obowiązku uwolni go wyrok sądowy. Jeśli zaś przegra, to mimo, że wyrok sędziów nakazuje zapłacić mu Protagorasowi za pobrane nauki, to jednak umowa stwierdza coś innego. Mianowicie to, że warunkiem pobrania opłaty za naukę jest zwycięstwo w pierwszej rozprawie. Ten zaś warunek nie zostanie spełniony. Euathlos więc nie zapłaci Protagorasowi: albo na skutek wyroku, albo na skutek umowy.
Paradoksu tego nie sposób rozwiązać. Pokazuje on jednak faktyczne źródło paradoksów. Jest nim język. Powyższy paradoks ma swoje źródło w sprzeczności warunków, jakie zostały postawione. Sprzeczność ta powstała z chwilą, gdy Protagoras podał Euathlosa do sądu. Od tej pory nie sposób jej rozwiązać. Podobnie jest w języku. Tkwią w nim nieuświadomione niespójności, które dopiero paradoksy wydobywają na światło dzienne. Stąd też ich wartość.
Paradoksy nadają się świetnie na argumenty w dyskusjach, wtedy gdy chcemy ośmieszyć przeciwnika. Oto na przykład cotygodniowy felieton prof. Magdaleny Środy dla Wirtualnej Polski. Każdy moralista łatwo może polec od broni, którą wojuje. Zdaniem Środy „wyrostki walczący z aborcją w imię obrony życia”, nie mają prawa do głoszenia swoich haseł, ponieważ w imię obrony życia nie walczą również z przemysłem zbrojeniowym, który nastawiony jest przecież na to, by to życie innym ludziom odbierać. Ale w sytuacji tej można się zapytać, co zrobiła prof. Środa, by z tym przemysłem walczyć. Czy w piątek była na ulicach Warszawy ze swoimi hasłami, czy też, tak jak obrońcy życia, została w domu? Można to nazwać paradoksem moralisty: jeśli ktoś zaczyna moralizować na jakiś temat, zawsze można zakwestionować jego prawo w tym względzie, wskazując, że również postępuje inaczej, niż głosi.
Inny paradoks znalazłem na blogu Macieja Gnyszki. W notce Gnyszka wspomina między innymi o reizmie Tadeusza Kotarbińskiego. Zgodnie z tym poglądem należy w komunikacji posługiwać się jedynie nazwami konkretnymi lub przekładalnymi na konkretne, ponieważ istnieją tylko rzeczy fizyczne. Wszelkie abstrakcje opisujące cechy, własności czy zbiory mają jedynie charakter językowy. Łatwo jednak wpaść w pułapkę hipostazowania, która polega na tym, że abstrakcje te zaczynamy traktować tak samo jak rzeczy konkretne. Stąd też postulat Kotarbińskiego.
Na przykład, słowem ostatnio bardzo często używanym jest „kryzys”. Jednak z punktu widzenia reisty, wypowiedzi na temat kryzysu są pozbawione sensu. Rozprawiamy o kryzysie, ale przecież kryzysu w sensie bardzo ścisłym nie ma, bo nie jest to obiekt fizyczny.
Reizm Kotarbińskiego łatwo jednak zakwestionować, ponieważ nie sposób go konsekwentnie przeprowadzić. Zgodnie bowiem z tym przekonaniem poglądu Kotarbińskiego nie mamy prawa nazywać reizmem, ponieważ pogląd ten nie istnieje. Istnieje (w zasadzie istniał) tylko Tadeusz Kotarbiński, jako obiekt fizyczny, ale nie jego pogląd.
Grzegorz Pacewicz
Fot. dougtone, Flickr (CC SA)
Komentarze
Dobre. Poszukamy paradoksu w moim nastepnym wpisie juz czekajacym na swoja kolejke. 😉
🙂 Paradoks to broń na krótki dystansu i trudno nią przebić się głębiej.
Po tym jak Obama podpisal kwit odblokowujacy fundusze federane na badania nad komorkami macierzystymi pochodzacymi z zamrozonych zarodkow znajdujacych sie w klinikach, wielu Republikanow argumentowalo, ze w ten oto sposob administracja waszyngtonska przyczynia sie/powoduje masowe zabijanie niewinnych istot.
Doprawdy, podobny zarzut brzmi karykaturalnie w ustach Republikanow, ktorzy popierali wszystkie agresje dokonane przez administracje Busha.
Dobre. Reizm zabił się własną pięścią:) Natomiast konsekwencje takiego myślenia idą znacznie dalej np. radio nie może działać, bo fale Herza rozchodzą się w próżni. Ludzie powinni unosić się w powietrzu, bo grawitacja to tylko pojęcie itd.
Natomiast teksty prof. Środy mają porządek ideologiczny a nie logiczny, trudno więc przykładać do niech obiektywne miary.
Niestety, w wielu przypadkach to, co GP nazywa elegancko paradoksem, tak naprawde stanowi kliniczny przejaw glebokiej hipokryzji.
Jako zalecenie reizm jest całkiem ciekawy – warto się zastanowić co opisują używane przez nas pojęcia: próżnia, nicość, siła, grawitacja, gen, mutacja, ewolucja… itp. itp.
opisuja zjawiska, koncepcje oparte na obserwowanych zjawiskach, ktore tak naprawde mozna sprowadzic do zwiazkow i zaleznosci miedzy obiektami materialnymi. Nie wszystkie (pewnie sfera duchowa wymyka sie memu uogolnieniu), ale wiekszosc.
Otóż to. Ale czy związki i zależności to coś innego niż rzeczy, o to toczy się spór od lat. A także o to, czy wszystkie pojęcia są przekładalne na terminy empiryczne… Reizm to taki kubeł zimnej wody na te zagadnienia.
Reizm to swego rodzaju gra. Jesli potrafisz wykryc, nazwac i opisac blad logiczny czy paradoks to wygrywasz, a jesli nie to kicha.
Ja np. bardzo lubie takie gry. 😉
@Jacobsky,
Taka definicja w „sferze duchowej” (o ile dobrze zrozumiałem tę sferę)odpowiada magii – próbie manipulowania zjawiskami zewnętrznymi przy pomocy okiełznanych przez siebie ukrytych sił. Oczywiście nauka jest w tym nieporównanie bardziej skuteczna od magii, ale jest jakby jej przedłużeniem. Pierwsi nowocześni naukowcy bywali również alchemikami:)
Prawdziwa różnica dotyczy praktyk religijnych; przedmioty nie są w nich materialne: są nimi uczucia i koncepcje czyli nasz wewnętrzny obraz zewnętrznego świata.
Trudno mi to przejrzyście rozdzielić, bowiem wewnętrzny obraz świata i obiekty zewnętrzne są współzależne podobnie jak sfera wewnętrznych niematerialnych motywacji i zewnętrznych jak najbardziej materialnych działań.
Natomiast na pewno język opisu wewnętrznych stanów (np. kreacjonistyczne mity) pochodzi z innego porządku niż empiryczny język opisu naukowego. Te same słowa mogą oznaczać coś innego i stąd częste paradoksy.
Zgadzam się więc w całej rozciągłości z @GP, że źródłem paradoksów jest język:)
Art63,
mowiac o duchowosci chodzilo mi o wiare i religie, a nie o czary-mary.
Swoja droga, wlasnie przebrnalem przez artykul w SciAm na temat zjawisk kwantowych, ktore zdaja sie przeczyc teorii wzglednosci Einsteina. Dwie czasteczki zachowuja sie w sposob calkowicie zsynchronizowany bez wzgledu na dzielacy je dystans. Artykum ma pewien zwiazek z poruszanym tutaj tematem, jednak nie opizywane zjawiska nie sa wcale paradoksami.
Nie bardzo łapię, dlaczego Środa miałaby protestować przeciwko przemysłowi zbrojeniowemu – przecież jej chodziło o to, że protestować powinni ci, co są za ochroną życia poczętego (każdego i wszedzie), a ona nie jest.
Jacobsky,
to przecie stare jak świat 😉
Hoko,
Chodzi mi o to, czy robiła to samo, co innym zarzuca, czy też nie. Bo działania przeciw zbrojeniówce można by i z jej ideologii wywieść.
Paradoks Środy? No polansowała się na łamach gazety czy portalu, no – to chyba jej zwycięstwo. +1 do profilu eksperta za publikację. Przecież sensowność czyichś tez ludzie oceniają po tym, jak wielu ludzi uważa tego kogoś za eksperta (wg afiliacji), a nie za przydatność czy spójność konkretnego argumentu.
Fajny paradoks z tym Protagorasem i Euathlosem. Wydaje mi się jednak, że problem w nim jest nie z językiem, ale ustaleniem, co ma wyższy priorytet: wyrok sądowy czy umowa. Jeśli Euathlos wygra, korzystniej dla Euathlosa jest uznać wyrok, a dla Protagorasa umowę. Analogicznie, jesli wygra Protagoras, korzystniej dla Euathlosa jest uznać umowę, a dla Protagorasa wyrok. Podsumowując, rozwiązaniem jest interpretacja obowiązującego prawa, czyli de facto paradoksu nie ma, bo decyzję (przyznając rację jednemu lub drugiemu) podejmuje sąd.
Tak, ale tę regułę o wyższości wyroku nad umową (bądź odwrotnie) wprowadzamy po tym, jak ten paradoks zaistniał, by na przyszłość uniknąć podobnych sytuacji. Nie zmienia się jednak reguł gry w trakcie gry, bo to usuwa samą grę. Wyższość/niższość pewnych reguł nad innymi eliminuje źródło paradoksów, jakim jest sprzeczność postawionych warunków.
Ciekawy punkt widzenia. Nie przypadkiem też na każdej umowie jest klauzula o zwierzchności kodeksu cywilnego. Ale i tak problemem w tym paradoksie jest nie język, tylko niedoprecyzowanie (nieprzewidzenie) pewnych sytuacji. 😉
I chyba stwierdzenie, że ,,wyższość/niższość pewnych reguł nad innymi eliminuje źródło paradoksów, jakim jest sprzeczność postawionych warunków” nie rozwiązuje wszystkich paradoksów. Bo np. zupełnie nie mam pomysłu, jak z tej zasady skorzystać, żeby rozwiązać paradoks omnipotencji: czy Bóg może stworzyć tak ciężki kamień, by sam nie mógł go unieść?
Czym innym jest prawo, jak nie tylko kolejnym językiem regulującym ludzkie zachowania? 🙂 Wprowadzenie zasady zwierzchności KC nad umowami to przecież wprowadzenie po prostu pewnej reguły językowej…
W paradoksie omnipotencji nie sposób sformułować takiej zasady, ale gdyby się dało, to myślę, że dałoby by się go rozwiązać.
Dla mnie język jest narzędziem służącym do opisu prawa, które jest z kolei zbiorem reguł regulujących relacje międzyludzkie (najczęściej). Nie bardzo widzę, w jaki sposób prawo samo w sobie mogłoby być językiem.
,,W paradoksie omnipotencji nie sposób sformułować takiej zasady, ale gdyby się dało, to myślę, że dałoby by się go rozwiązać.” — pewnie tak, chociaż odnoszę wrażenie, że akurat w tym przypadku najprościej przyjąć, że błędne jest założenie. Po prostu nie może być kogoś totalnie wszechmocnego, bo prowadzi to do absurdów/paradoksów (zresztą podobnie jest w przypadku paradoksu wszechmogących).
Chodzi mi o to, że prawo można traktować jak język, a przepisy wskazujące na wyższość/niższość umów czy KC jako reguły językowe. Ale nie będę się upierał, że źródłem paradoksów jest tylko język, mniejsza z tym. Trzeba by to sformułować inaczej… W każdym bądź razie myśl jest taka, że źródła tkwią po stronie opisów, a nie rzeczywistości. Tylko wtedy wikłamy się w odwieczny spór: byt czy poznanie? Dlatego mniejsza już z tym. 🙂 Ważniejsza jest ta cecha, że u źródeł paradoksów tkwi sprzeczność postawionych warunków; lub też sprzeczność przyjętych tez; sprzeczność przyjętych interpretacji itp…
Bez wątpienia poznawanie źródeł paradoksów jest bardzo ciekawe, może nawet ciekawsze od prób ich rozwiązywania. Dzięki za fajną dyskusję. 🙂
Czy „wolna wola” to paraoks?Wg mnie tak.
Jeśli chodzi o omnipotencje, to chodzi mi po głowie odpowiedź twierdząca. Otóż jeśli może się wszystko, to może się przestać moc – w omnipotencje jest wbudowana możliwość zrzeknięcia się omnipotencji. Bóg z przykładu może stworzyć taki kamień, którego by nie mógł unieść – i przestać być omnipotentny – lecz nie musi.