Ptaki na czerwono

Zdjęcie przedstawia gawrona z głową wetkniętą w śnieg

Według wytycznych Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) czerwone listy gatunków powinno się publikować co dziesięć lat. W Polsce księgi różnych grup organizmów pojawiły się po raz pierwszy w latach 1992-93. Dwie poprzednie listy ptaków wydano w latach 1992 i 2002, w okolicach 2012 r. już nie. Udało się to zrobić pod sam koniec 2020.

Zatem mamy aktualną czerwoną listę ptaków Polski. Znajduje się na niej… No właśnie, trzeba zacząć od semantyki. Potocznie mówi się, że jakiś gatunek trafia na czerwoną listę albo do czerwonej księgi, co oznacza, że jest zagrożony wyginięciem. Początkowo rzeczywiście tak było, ale IUCN wprowadziła kategorię niskiego ryzyka, potem rozbitą jeszcze na „bliskie zagrożenia” (NT) i „najmniejszej troski” (LC). W tym ostatnim przypadku ryzyko wyginięcia w danym momencie uznaje się za znikome, więc kategoria obejmuje wszystkie gatunki lęgowe danego obszaru prócz zagrożonych i bliskich zagrożenia. No i, naturalnie, wymarłych.

Skoro już użyłem kwalifikatora „lęgowe”, to można się domyślić, że istnieją jeszcze inne kategorie, m.in. „nieoceniany regionalnie” (NE) dla gatunków, których przedstawiciele pojawiają się gdzieś nieregularnie, nie tworząc trwałej populacji. Dochodzą kategorie „niepoddany ocenie” (NA) i „niedostatecznie rozpoznany” (DD).

Podsumowując, istnieją kategorie niejako zewnętrzne: DD, NA i NE. Są kategorie niezagrożone (LC i NT), zagrożone w różnym natężeniu: „narażony” (VU), „zagrożony” (EN) i „krytycznie zagrożony” (CR). Dalej są już tylko gatunki wymarłe (EX). Z reguły kategoria EX zarezerwowana jest dla tych wymarłych na amen. Wymarłe regionalnie mają kategorię RE, a na wolności, wciąż utrzymywane w warunkach sztucznych, to EW. Załapuje się tu m.in. warzucha polska, roślina, której naturalne stanowiska zniszczono, ale udało się ją przesadzić. Mimo zdziczenia na polskich listach pozostaje jej status EW. Natomiast IUCN uznała, podobnie jak w przypadku żubra, że zdziczenie pozwala przyznać jej status EN.

Dlatego autorzy nowej czerwonej listy zastrzegają, by nie używać określenia „gatunek z czerwonej listy”. Co więcej, różnice między gołą listą a rozbudowaną księgą też już zdążyły się zatrzeć. Wydanie, o którym piszę, ma 175 stron – gatunki od NT do RE są w nim opisane z osobna.

Nie jestem ornitologiem i nie śledzę losów każdego gatunku, więc nie wszystko wydało mi się banalne. Z drugiej strony pisałem m.in. o spadającej na łeb na szyję liczebności gawrona. Dlatego nie zaskoczył mnie ten gatunek pod kategorią VU. To wciąż daleko od realnego ryzyka wyginięcia, ale wskazuje na niepokojący trend.

Metodyka nie zawsze odpowiada intuicji. Populacja lęgowa gawrona jest dość liczna – to ok. 200 tys. par. Populacja żołny, jednego z gatunków powszechnie uważanych za bardzo zagrożony, to ok. 1 tys. par. Tymczasem ta druga przeszła do kategorii LC.

Rzecz w tym, że populacja gawrona spada szybko i konsekwentnie, a dla żołny ten tysiąc oznacza wyraźny wzrost. Sam wzrost jednak nie wystarcza. Całkiem spektakularny ma populacja sokoła wędrownego (w dużej mierze dzięki aktywnym akcjom ochroniarskim), ale pozwoliło jej to przejść tylko z kategorii CR do VU. Przyjmuje się, że sokołów na wolności żyje w Polsce 82, a to za mało, by uznać, że populacja jest w miarę bezpieczna.

Autorzy listy oprócz danych z monitoringu ptaków nadzorowanego przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska z licznymi podprogramami wykorzystywali wspomnianą przeze mnie niedawno w komentarzach bazę ornitho.pl. Oczywiście trzeba brać pod uwagę jej różne zniekształcenia. Chociażby to, że zdecydowanie nadreprezentowane są obserwacje z Warszawy czy Gdańska. Mniej lub bardziej przypadkowi obserwatorzy, tacy jak ja, raczej zasilą ją gatunkami łatwymi do zauważenia, czyli mało płochliwymi, stosunkowo dużymi, rzucającymi się w oczy z innych względów. Czasem zauważę jakąś pokrzewkę, ale ani mój wzrok, ani umiejętności nie pozwalają na taką identyfikację, którą mógłbym z czystym sumieniem umieścić w bazie. Przy analizie wyników ważna jest też data obserwacji.

W kategoryzowaniu kluczowe znaczenie ma bowiem lęgowość gatunku. Zimą gawron wydaje się jednym z najliczniej notowanych ptaków w Polsce. Ale to w większości osobniki lęgnące się na północ i wschód od Polski i jako takie nie są brane pod uwagę. Podobnie: co z tego, że przez Polskę przelatują tysiące batalionów, skoro ich lęgową populację szacuje się na dwa (sic!) osobniki? Poprzednio jeszcze miały kategorię EN, obecnie CR, ale trudno mówić, że bataliony żyją w Polsce i się rozmnażają.

Pamiętam filmy z lat 80. i 90., na których pokazywano toki tysięcy batalionów na bagnach biebrzańskich. Większość leciała potem na lęgi na północ, a dziś nawet tych tokujących jest mniej – mimo objęcia ich ochroną gatunkową i utworzenia Biebrzańskiego Parku Narodowego. Na moich oczach spada też populacja innego ptaka mokrych łąk – czajki, która wpadła w kategorię EN.

W ogóle za mojego życia ostatni lęg stwierdzono dla dokładnie połowy gatunków obecnie znajdujących się w kategorii RE. Kulon czy czapla purpurowa stają się obiektami takimi jak kosa czy dyskietka komputerowa – łatwiej zobaczyć je w muzeum.

Dla mokradłowca takiego jak ja nie jest zaskoczeniem, że większość gatunków zagrożonych związanych jest z wodami i terenami podmokłymi. Gospodarka wodna i rolna to bardzo ważny czynnik sprzyjający ginięciu ptaków. Przedstawiciele administracji wodnej lubią podkreślać, że wiele ptasich obszarów Natura 2000 to nie tylko stawy, ale wręcz zbiorniki zaporowe. To prawda, na zbiornikach Jeziorsko, Goczałkowickim czy Siemianówka można zobaczyć stada czapli siwych, kormoranów czy śmieszek. Tyle że to często gatunki pospolite (i oczywiście spotykane głównie na jeziorach) i choć brak tych zbiorników na pewno zmniejszyłby ich populacje, to nie stanowiłoby to zagrożenia dla ich występowania w Polsce. Tymczasem to zmiana hydrologii Narwi przez Siemianówkę jest jedną z przyczyn staczania się populacji wielu ptaków siewkowych ku coraz gorszym kategoriom.

Wśród gatunków wodnych o kategorii VU lub NT ciekawą pozycję zajmują głowienka i czernica, bo to gatunki łowne. Co jakiś czas do organów odpowiedzialnych za łowiectwo są składane wnioski o wykreślenie z listy gatunków łownych różnych „dzikich kaczek”, ale zawsze są zbywane. Nie mam zbyt wielkich nadziei, że ta publikacja coś w tej materii zmieni. Kolejna łowna „dzika kaczka” to cyraneczka pod kategorią DD, a więc z jednej strony brakuje mocnych przesłanek za objęciem jej ochroną, ale tym bardziej za utrzymywaniem statusu łownego.

Pozostałe gatunki łowne z reguły mają status LC. Wyjątkiem jest bażant, który jako gatunek obcy dostał kategorię NA, i dwa gatunki gęsi – zbożowa i białoczelna, które nie dostały żadnego statusu, bo pojawiają się w Polsce tylko na przelotach. Nie będę tu drążył kwestii, czy łatwo w warunkach polowania odróżnić kaczki i gęsi o statusie LC (np. krzyżówka czy gęgawa) od tych o statusie CR (rożeniec, świstun) czy bez statusu (NA lub NE), ale za to chronionych rozporządzeniem (np. gęś krótkodzioba).

Warto pamiętać, że publikacja czerwonej listy to inicjatywa naukowców lub aktywistów. Może się wydawać, że powinna mieć przełożenie na ochronę prawną. Ale przenoszenie wiedzy naukowej na procedury administracyjne nigdy nie jest proste.

Piotr Panek

fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0