Stara Zelandia
Nagłówki portali obiega informacja o nowo odkrytym kontynencie. Pojawiają się komentarze, że gdyby powierzchnię Ziemi badano tak jak powierzchnię Marsa czy Księżyca, już dawno byłoby to znane. Czy nowy kontynent, Zelandia, zrewolucjonizuje podręczniki, jak niedawno nowa karłowata planeta, Pluton? Wcale nie jestem pewien.
Jestem z pokolenia, które miało do danego przedmiotu szkolnego taki sam podręcznik we wszystkich szkołach w całym kraju. Z podręcznikami Państwowych Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych kompatybilne były atlasy Państwowego Przedsiębiorstwa Wydawnictw Kartograficznych. W nich były wymienione następujące kontynenty: Europa, Azja, Afryka, Ameryka Północna, Ameryka Południowa, Australia (z Oceanią) i Antarktyda. Koniec. Z podręcznikami się nie dyskutowało (przynajmniej z geograficznymi).
Żeby dowiedzieć się, że istnieją koncepcje łączenia Ameryki Południowej z Północną w jedną Amerykę, czy Eurazji, trzeba było sięgnąć poza podręczniki. Kojarzę też książkę, w której autor dzielił świat na „kontynenty” kulturowe i stwierdził, że Filipiny może i leżą w Azji, ale tak naprawdę są bardziej jak część Ameryki Łacińskiej.
Dziś w szkołach są różne podręczniki, choć wspólna podstawa programowa raczej nie pozwala na dowolną kategoryzację kontynentów. Ostatecznie matura jest wspólna i byłoby błędem w sztuce pedagogicznej, gdyby na pytanie o liczbę kontynentów były różne dopuszczalne odpowiedzi. Twórcy teleturniejów też raczej nie byliby zadowoleni.
Z drugiej jednak strony, ludzie, nawet nie znając podejścia innego niż z podstawowych podręczników, otrzymują sprzeczne sygnały. W różnych zawodach kontynentalnych Europa nagle okazuje się sięgać Cypru, Izraela (ale już otaczających go krajów niekoniecznie), krajów kaukaskich, a nawet środkowoazjatyckich. Dotyczy to też Turcji, której zasadnicza część to przecież Azja Mniejsza, a więc ten region, który był najdawniej nazywany Azją.
Zawody zawodami, podobnie jak przynależność do struktur politycznych, jak Rada Europy – to dość jasne, że jest kwestią umowną. Występ Australii w konkursie Eurowizji nie włączy tego kraju do Europy. Ale geografia jest nauką i tu powinno być mniej umowności, a decydować powinny gołe fakty. Przecież wiadomo, że między Europą a Ameryką leży ocean, między Europą a Afryką – Morze Śródziemne. To jest konkret. A między Europą a Azją?
To już twórcy koncepcji kontynentów, starożytni Grecy, ustalili – Europę od Azji oddziela morze Marmara i Morze Czarne. No i Morze Egejskie. A wyspy na tym morzu? Dla Greków były związane z kontynentalną Grecją. Można więc przyjąć, że wyspy są europejskie. Dla mieszkańców tego regionu, korzystających z łodzi równie często co z wozów, te granice wcale nie były takie zamknięte. Mieszkający po drugiej stronie morza Frygijczycy byli bliscy kulturowo i językowo Grekom czy Trakom. Mit założycielski Greków, czyli „Iliada”, opisuje bliskie związki z leżącą w Azji Troją. Trojanie niby byli odrębni od Achajów, ale mieli praktycznie taką samą kulturę, tę samą religię, a wojna wzięła się z ich udziału w greckim weselu. Ostatecznie też Grecy zasiedlili kawałek Azji Mniejszej jeszcze przed podbojami Aleksandra Wielkiego i dopiero stosunkowo niedawne czystki etniczne i ustalenie granic między Grecją a Turcją zmusiły ich do jej opuszczenia.
W zasadzie więc granica między kontynentami jest granicą polityczną – wyspy greckie są europejskie, a tureckie azjatyckie. Można sobie wyobrazić granicę ściśle geograficzną, np. wszystkie wyspy są europejskie. Nie znam wybrzeża Azji Mniejszej, ale gdyby były na nim wyspy takie jak nasz Wolin, to byłoby trochę dziwne (nie mówiąc już o gdańskich Wyspie Sobieszewskiej czy Wisłoujściu).
Granica lądowa między Europą a Azją jest jeszcze bardziej umowna. Nie ma przesmyku jak na Synaju czy w Panamie. Dla starożytnych granicą był Don, początkowo może nawet Dunaj, choć miało to niewielkie znaczenie, bo były to tereny Scytów i Sarmatów. Na Krymie istniało co prawda greckojęzyczne państwo, ale skoro Grecy mieszkali po obu stronach Bosforu, to mogli podobnie ignorować granicę w Scytii. (Co ciekawe, dla Greków to rzeki były głównymi granicami i Egipt leżał na dwóch kontynentach, jako że granicą Azji i Afryki/Libii często nie były przesmyk sueski i Morze Czerwone, tylko Nil).
Dla nas ta granica to raczej Kaukaz i Ural. Brzmi dobrze, dopóki nie wejdzie się w szczegóły. Linia ta może iść samym grzbietem, ale wtedy północne i południowe stoki jednego grzbietu leżałyby na różnych kontynentach. Granica ta może więc iść podnóżem północnym lub południowym. Może iść też inną strukturą geologiczną – istnieje wersja, gdzie granica też zaczyna się u ujścia Donu, a potem krótką linią biegnie do Morza Kaspijskiego, tak że całe przedkaukazie jest azjatyckie. A może wrócić do granic politycznych i do Europy włączyć Gruzję, Armenię i Azerbejdżan, ale za to wyłączyć cały Kazachstan? W zależności od decyzji najwyższym szczytem Europy będzie alpejski Mont Blanc lub kaukaski Elbrus.
Geografowie wiedzą więc, że granice między kontynentami będą tak czy inaczej umowne. Bariery geograficzne, jak góry czy doliny, istnieją obiektywnie i faktycznie, ale to, co zostanie uznane za granicę, jest już decyzją porządkową, arbitralną, a nie „naukową”. Może więc geolodzy?
Geolodzy, owszem, wyróżniają różne jednostki – płyty tektoniczne, kratony itp., ale niekoniecznie pokrywa się to z kontynentami. Granica między Afryką i Europą nawet się w miarę zgadza – odpowiednie płyty stykają się pod Morzem Śródziemnym. Problem z Europą i Azją się powtarza, bo jest wspólna płyta eurazjatycka.
Oprócz jednak wielkich płyt są płyty mniejsze. Pewnie większość słyszała o płycie indyjskiej (dekańskiej), która kiedyś była związana z Afryką, Australią, Ameryką Południową i Antarktydą w superkontynencie Gondwany, a teraz wciska się pod płytę eurazjatycką, wypychając w górę Tybet i Himalaje. Takich mniejszych płyt jest więcej – filipińska czy karaibska. Czasem płyty są słabiej wyodrębnione i nie zawsze są wyróżniane, jak somalijska czy madagaskarska.
Granice płyt nie zawsze jednak odpowiadają granicom kontynentów. Jakiś czas temu krążył w sieci film z nurkiem pływającym „na granicy między Ameryką a Europą”. Było to na Grzbiecie Północnoatlantyckim. Na dnie oceanu taka granica wygląda nieźle. Tyle że ten grzbiet ciągnie się dalej i w jednym miejscu wyrasta z niego Islandia. Gdyby pociągnąć konsekwentnie tamto podejście, Islandia powinna leżeć na dwóch kontynentach.
Istnienie jednostek tektonicznych sprawia, że czasem mówi się o mikrokontynentach. Takim mikrokontynentem mogą być Indie czy Madagaskar. Od jakiegoś czasu mówi się też o mikrokontynencie Zelandia obejmującym Nową Zelandię czy Norfolk, które w odróżnieniu od Nowej Gwinei i Tasmanii nie leżą na tym samym szelfie kontynentalnym co Australia. Zelandia od tego kontynentu zaczęła się oddzielać jakieś 60-80 milionów lat temu.
Ostatnia gorączka medialna wzięła się stąd, że w piśmie Amerykańskiego Towarzystwa Geologicznego ukazał się artykuł argumentujący za tym, żeby Zelandii nie traktować jak największego mikrokontynentu, ale najmniejszy kontynent. Autorzy nie piszą, co wtedy z Oceanią, która obecnie jest mniej lub bardziej łączona z Australią. Ta publikacja została przez media uznana za oficjalne stanowisko towarzystwa. Nawet gdyby tak było, to jedno z towarzystw naukowych, choćby najbardziej uznane, jeszcze nie ma mocy narzucić tej koncepcji wszystkim. Być może pojawią się argumenty, że skoro Zelandia może być kontynentem, czemu nie Madagaskar? I tak dalej.
Zatem dobrze jest znać geologię Ziemi i mieć świadomość, że Nowa Zelandia jest bardziej odrębna od Australii niż Nowa Gwinea, ale też wiedzieć, że kwestie uznania czegoś za kontynent to bardziej domena pewnych umów niż naukowych faktów.
Piotr Panek
PS Wiem, że niektórzy odróżniają kontynenty od części świata, ale w powyższym tekście to nie ma znaczenia.
ilustracja: Zapisz obrazek jako ahgsfds, licencja CC BY-SA 4.0
Mortimer, N., Campbell, H., Tulloch, A., King, P., Stagpoole, V., Wood, R., Rattenbury, M., Sutherland, R., Adams, C., Collot, J., & Seton, M. (2017). Zealandia: Earth’s Hidden Continent GSA Today DOI: 10.1130/GSATG321A.1
Komentarze
Afryka, Australia, Ameryka Płn i Płd mają mocne argumenty na bycie kontynentami. Na wyróżnianie Europy z Azji nie ma żadnych rozsądnych argumentów oprócz europocentryzmu jej mieszkańców. Już bardziej Indie powiny być oddzielnym kontynentem Natomiast nawet i dzisiejsze pewne kontynenty nie są stałe. Kiedyś tworzyły 1 wielki superkontynent Pangeę, wcześniej Rodinię, jeszcze wcześniej Walbarę. Istniały takie kontynenty, jak Laurencja, Laurosja i wiele innych.
Antarktyka jest logiczniejsza nazwa niz Antarktyda. Szkoda ze ten dziwoloag jezykowy uzurpuje sobie prawo do obecnosci w polskiej mowie.
Slawomirski
Tak jak istnieje Arktyka i jej częścią jest Grenlandia tak istnieje Antarktyka i jej częścią jest Antarktyda. Nawet dziecko w szkole to wie. Ale Wielkich Nauczycieli z Kalif-ornii wiedza nie obowiązuje. Wystarczą dullarry.
@ZWO
Co znaczy istnieje? Ludzie tworzą te klasyfikacje. Niekiedy je zmieniają. Niekiedy z sensem, innym razem bez. Nie ma się co wściekać.
@markot
Istnienie pojęcia nie oznacza istnienia desygnatu 🙂 A na pewno nie istnieją one w ten sam sposób.
@mpn
Na twoim miejscu pojechałbym się przekonać 😉 Chociaż było już paru, co te akurat desygnaty widzieli i opisali, a nawet sfotografowali 🙂
@markot
Otóż widzieli plamy barwne i sfotografowali plamy barwne, na podstawie czego wnieśli – zapewne słusznie – o istnieniu kupy lodu na skałach i morza je oblewającego. Tyle widać. Żadnej Anrarktyki czy Antarktydy nie widać.
A widać Europę?
… albo bieguny?
A czy Trump wie ile jest kontynentów?
Ani Europy, ani biegunów (a Europy z biegunów to już zupełnie :-)). Europa zresztą została za kontynent uznana absurdalnie.
@kilo
22 lutego o godz. 12:22
Na razie wystarczy mu globus Ameryki 😎