Wahadło zwierciadła
Zmiany klimatu wiążą się ze zmianami hydrologii. Anomalie i zjawiska ekstremalne również. Niemało już tu pisałem o wodach powierzchniowych, a teraz zaglądnę pod ziemię.
Monitoringiem wód podziemnych zajmuje się państwowa służba hydrogeologiczna. Rolę tę przypisano Państwowemu Instytutowi Geologicznemu. PSH powołano w 2001 r., ale PIG miał swój pion hydrologiczny już od momentu powstania w 1919 r. Stąd też historia mniej lub bardziej systematycznych obserwacji sytuacji hydrogeologicznej Polski liczy kilkadziesiąt lat.
To, co się dzieje na powierzchni, widać gołym okiem. Właśnie trwa jakiś orkan czy coś w tym stylu. Na wybrzeżu jest cofka (swoją drogą niedawno gminy, a szczególnie aktywne w lobbingu były te nadmorskie, załatwiły zmianę prawa, dzięki której nie ma konieczności uwzględniania map zagrożenia powodziowego w planach zagospodarowania miejscowego). W innych miejscach kraju od paru lat koryta rzek, i to nie tylko jakichś strumyków, ale też Noteci w górnym odcinku, jest suche przez cały rok lub co najmniej kilka miesięcy. Pod ziemią jest nieco inaczej.
Jak pisałem kiedyś, zmiany pod ziemią zachodzą wolniej, z opóźnieniem i mniejszymi amplitudami. Niemniej to, co się dzieje na powierzchni, odciska swój ślad pod nią. Powódź sprawia, że zwierciadło wód podziemnych podnosi się, a susza – że się obniża. Mała powódź i mała susza będą w stanie wód podziemnych ledwo zauważalne, duże sytuacje skrajne będą zauważalne bardziej, z tym że czasem np. dopiero w następnym sezonie.
Tak było z powodzią z roku 2010, która w monitoringu wód podziemnych wyraźnie zaznaczyła się w roku 2011. W roku tym w wielu punktach monitoringowych zaobserwowano maksymalny poziom zwierciadła w całej kilkudziesięcioletniej historii obserwacji.
Stan ten nie utrzymał się długo i po kilku latach susze na powierzchni sprawiły, że kolejne punkty monitoringowe odnotowały swoje stany minimalne. Takie zmiany są widoczne zwłaszcza w poziomie wód o zwierciadle swobodnym, zasilanym bezpośrednio wodą infiltracyjną z opadów.
Oczywiście, taka jest natura pomiarów, że kiedyś występuje wynik maksymalny, a kiedyś minimalny. Jednak w ciągu kilkudziesięciu lat monitoringu wykonywanego przez PIG zmiany te zwykle były powolne i nie zawsze równomiernie rozłożone. Tymczasem w sześciolatce 2010-2015 w warstwie o zwierciadle swobodnym na 180 punktów sieci wieloletniego monitoringu 114 osiągnęło któryś z rekordów. W tym 82 miało stan minimalny (a więc maksymalną głębokość zwierciadła, niżówkę), a 60 stany maksymalne (a więc najpłytsze zwierciadło, podtopienie). Nie sumuje się do 114? Owszem, dlatego, że w 28 punktach w ciągu tej sześciolatki odnotowano zarówno minimum, jak i maksimum.
Takie zbiegi wcześniej nie występowały. Gdyby wybrać z serii pomiarów inną sześciolatkę (to jest długość cyklu planistycznego według Ramowej dyrektywy wodnej), nie byłoby takiego nagromadzenia ekstremów. Zatem jeśli ktoś twierdzi, że w ostatnich latach anomalie klimatyczno-pogodowe nasiliły się, ma do tego podstawy także w monitoringu hydrogeologicznym.
Według stanu na październik 2016 r. mniej więcej na ćwierci obszaru Polski trwała niżówka. Mniej więcej w połowie stacji w płycej położonych warstwach poziom wzrastał, a w połowie opadał, ale w warstwach głębszych raczej miał tendencje spadkowe. Tereny niżówki to głównie północna połowa kraju, choć nie tylko.
Zmiany klimatu na powierzchni ziemi są gwałtowniejsze, niż były w ostatnich tysiącleciach i wygląda na to, że pod powierzchnią też nie jest spokojnie i stabilnie.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja CC BY-SA 4.0
Komentarze
Poruszył mnie Pana tekst znacznie bardziej niż wiele innych. Szczególnie to zdanie w nawiasie.
Ale najpierw krytycznie:
Ta cofka na Bałtyku to akurat nie jest zmiana klimatu tylko tzw efekt wanny. Zmiany kierunku wiatru akurat były synchroniczne z ruchami wody i wzmacniały a nie hamowały. To zjawisko występuje podobno co kilkadziesiąt lat i zawsze powoduje szkody. Piszę o tym teoretycznie bo nie mam wanny.
Ale przecież teoretyczny jest w Polsce też smog, puszcza Białowieska (już?) i ocieplenie klimatu o których Pan pisze. Choć niektórzy ludzie dawno już zauważyli, że ocielenie klimatu wcale nie oznacza ocieplenia pogody tylko większe i szybsze wahania i nasilenie zjawisk ekstremalnych. Ale cóż, umysłowy powrót do 19 wieku zapewnia błogą świadomość, że skoro ojciec z matką chodzili za stodołę i siadali na kiju to i nam z tym dobrze. A ci, którzy tego nie akceptują to poprawni politycznie zieloni durnie czyli największy wróg.
Przepraszam za tę niepartyjną polityczną wstawkę. To z bloga Pani Onoszko.
A tak w ogóle to Najlepsze Życzenia Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku.
Cofka nie jest skutkiem globalnego ocieplenia. Powodzie też nie. I susze też nie. To są zjawiska, które występują w każdym klimacie (w granicach temperatur dla wody w stanie płynnym).
Skutkiem globalnego ocieplenia jest ich natężenie i częstotliwość.
Tak, tylko, że ja nie piszę o „cofkach, suszach i powodziach” tylko o TEJ cofce. Co do reszty to wystarczy posłuchać jak po każdych trzech dniach gorąca albo zimna jakiś minister (nie polski, nie polski – ci jeszcze nie dorośli) zaczyna opowiadać o strasznych skutkach ocieplenia i jakie środki trzeba podjąć. A najlepiej podnieść podatki. Ostatnio tego trochę mniej bo inaczej podatki przekroczyłyby już 100%.
Moim zdaniem, ważniejsze od wysokości i wahań zwierciadła wód pod powierzchnią ziemi są dane dotyczące cykli obiegu wody, tj. obecności strefy hyporeicznej (strefy pomiędzy wodami powierzchniowymi infiltrującymi a wodami podziemnymi, o istotnie różniących się od obu ww. parametrach) lub jej braku. Chodzi o sposób obiegu informacji, kompletność cykli informacyjnych. Zdaje się jednak, że nikt tego kompleksowo nie obserwuje.
Jako że to ja decyduję, co jest tu spamem, a co nie, mogę bez problemu zareklamować minikonferencję na Wydziale Biologii UW z okazji corocznego Światowego Dnia Mokradeł w niedzielę 5 lutego: http://bagna.pl/aktualnosci/288-infromacyjny-tytul
No cóż chyba licho mnie podkusiło aby i tutaj z ciekawości pańskiego dorobku „w temacie klimatu”, zajrzeć. No i ostatnio powiedziałem sobie, że wobec ogromu niewiedzy sprzedawanej jako wiedza o klimacie, „nie chcę ale muszę” „bo jak nie ja to kto”… Niech więc będę traktowany jako namolny, uparty komentujący dopiero po prawie roku, „troll” a la „denier”, niech mi wyrzucają niczym SPAM komentarze ale, i jeszcze raz ale…
„Skutkiem globalnego ocieplenia jest ich natężenie i częstotliwość.”
Pełna zgoda, tylko jakie? Degresywne czy progresywne?
Polecam jako formę odpowiedzi fragment mego komentarza pod artykułem „Huraganowe inferno dewastuje Karaiby…”, też w Polityce: „Warto poczytać sobie najpierw choćby ten artykuł „Co z tymi huraganami?” w blogu klimatycznym Nauka o klimacie… [Jest to jeden z nielicznych tam zamieszczonych tekstów – postów, pod którym mógłbym się podpisać przysłowiowymi obiema „rencyma”] Przytoczona tam np. praca Sugi i Yoshimury pokazuje tendencję spadku aktywności [w sensie liczebności], silnych cyklonów tropikalnych i huraganów w okresie od 1872 roku do dzisiaj (…) o 12,4 na wiek (…!). Tzw. wielki huragan z 1780 roku dodajmy o wiele większy niż Irma, wiejący co najmniej z prędkością 320 km na godz., całkowicie zniszczył Barbados (każdy dom, wszystkie forty – jak pisze Wikipedia), a wystąpił w najchłodniejszym czasie ostatniego milenium, wchodzenia w końcowe minimum tzw. Małej Epoki Lodowcowej… Ochłodzenie plus inne czynniki, spowodowało bowiem znaczny wzrost gradientu temperatur między równikiem a biegunem (ocieplenie zawsze bowiem redukuje ten gradient – biegun szybciej zmienia temperaturę niż równik tak w czasie ochłodzenia jak i ocieplenia).”
…….
A dlaczego u nas w ostatnich dekadach w ekstremach tak wzrosło? Stawiam głównie na ciepłą fazę cyklu AMO, i wzorce regionalne (tu polecam pracę: „A general perspective of extreme events in weather and climate” Ph. Sura, 2011.), być może nieco, nieco podrasowane ociepleniem (tego nie neguję ale nie mam na to, tak ja jaki i cały świat, dowodów – patrz raport IPCC o ekstremach 2012). A czytając Saurę niech Pan nie pominie tego zdania: „…jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne, że obszary które doświadczyły skrajnych ekstremów w przeszłości, mają już wykształconą naturalną infrastrukturę, która jest przystosowana do przezwyciężenia skutków ekstremalnych zjawisk pogodowych.” (tłum. moje nie dosłowne, ale „doskonale” zgodne z sensem)
……..
Jak kiedyś napisał mi w e-amilu, chyba już nieżyjący (jego bardzo aktywny blog przestał nagle działać kilka lat temu, a e-mail odpowiadać), absolwent geografii z rozszerzoną klimatologią i meteorologią, który ponadto z pierwszą nagrodą skończył prestiżowe oxfordzkie studia podyplomowe z klimatologii: „Czytając jakiekolwiek artykuły popularne o zmianach klimatu nie tylko w prasie, pisane czasem przez nawet utytułowanych zwolenników teorii katastrofy globalnego ocieplenia, i porównując je z komentarzami do nich zamieszczonymi przez tzw. sceptyków, mam nieodparte wrażenie jak bym czytał – porównywał, artykuły w typie wypracowania, a raczej „wypocin” piątoklasisty z komentarzami – mini publikacjami na poziomie prac habilitacyjnych…”