Odpocząć – i można zaczynać na nowo
Lubię czytać wywiady rzeki, wspomnienia i autobiografie. Gdy na dodatek autor jest znany z lekkiego pióra, lektura takiej pracy może być tyleż wartościowa, co wciągająca. I tak jest właśnie w przypadku „Przyczynku do autobiografii” Władysława Tatarkiewicza.
„Przyczynek” jest zamieszczony zaś we wspólnej książce Teresy i Władysława Tatarkiewiczów „Wspomnienia” (Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2011). W książce obok wspomnień obu małżonków zamieszczony został także „Dziennik” Tatarkiewicza (dziadka filozofa), wspomnienia o rodzicach piórem Jana Tatarkiewicza oraz echa wydarzeń z początku PRL, kiedy to zabroniono prof. Tatarkiewiczowi prowadzenia zajęć na Uniwersytecie Warszawskim. Okoliczności tego zakazu można poznać zarówno z listu uczestników seminarium do władz rektorskich, w których występują przeciw prof. Tatarkiewiczowi, jak i listu autora w tej samej sprawie.
Wracając do „Przyczynku…” – pobrzmiewa w nim pewna nostalgia za czasem minionym, ale też zgoda na to, co było i będzie. Czuć, że pisze je ktoś przez życie doświadczony, kto jest z nim w pełni pogodzony, a pod koniec robi obrachunek z tego, co się w nim wydarzyło.
Mnie zainteresowały dwie rzeczy. Pierwszą są okoliczności powstania znanych prac autora. Otóż książkę o Arystotelesie (doktorat) napisał, korzystając z 5-tomowego wydania Stagiryty:
Kupiłem sobie pięć wielkich tomów jego dzieł w starym wydaniu Akademii Pruskiej, stopniowo przypomniałem sobie wyuczoną w gimnazjum grekę. Po roku rozprawa była gotowa, nie zastanawiałem się nad tym, czy dobra; myślałem o tym, by mieć dyplom, a nie o tym, by roić odkrycia filozoficzne; przedstawiłem profesorom, nic nie poradzili ani skrytykowali, zaaprobowali; rygorozum dobyło się, znalazł się dla książki nakładca, a największy światowy znawca Arystotelesa, sir David Ross w recenzji „Mindu” bardzo pochwalił me ujęcie Stagiryty.
I tyle w dwóch zdaniach o doskonałej pracy o Arystotelesie. Potem wspomnienia z pisania „Historii filozofii” – pierwotnie wydawało się autorowi, że starczy pół roku na napisanie pracy. Tymczasem praca, którą zaczął w 1926 roku, trwała dużo dłużej. Warto dodać, że po wydaniu „Historii estetyki” Tatarkiewicz w zasadzie napisał historię wszystkich głównych działów filozofii, ponieważ kwestie etyczne, epistemologiczne i ontologiczne wyczerpane zostały w „Historii filozofii” oraz „O szczęściu”.
Drugą interesującą mnie kwestią była jego metoda pracy. Dzięki rytmowi narracji książki Tatarkiewicza są bardzo popularne. Jego metoda opierała się zaś na tym, aby „uprościć obrazy świata, w szczególności świata ludzkich czynności i wytworów, i przez uproszczenie uczynić go przejrzystym i lepiej zrozumiałym”.
Tatarkiewicz wspomina o swoim upodobaniu do zestawień, stąd też, jak zauważają komentatorzy jego podręczników, podstawą jego narracji jest praca nad słowem, to jest wydobywanie słów kluczowych, umożliwiających wgląd w strukturę myśli przedstawianego filozofa. Pojęcia kluczowe są wieloznaczne, stąd też cały wysiłek autora szedł w kierunku wydobycia tej wieloznaczności, by później przez nią ukazać całą złożoność opisywanej koncepcji. Tak jest i w obu „Historiach”, ale też w innych pracach, np. „Dziejach sześciu pojęć”. W metodzie tej Tatarkiewicz osiągnął swego rodzaju mistrzostwo, co znalazło odbicie w niezwykłej popularności jego książek.
Metoda pracy zaś została wypracowana już po napisaniu doktoratu z Arystotelesa, drogą prób i błędów. Jest ona dość prosta – czytać i robić notatki, a gdy jest ich już dość, pisać na ich podstawie w rytmie: praca nad tekstem i relaks, w trakcie którego układane są dalsze części pracy. Tak to wyglądało w ogólnym zarysie.
Ostatnie zdania „Przyczynku” to podsumowania, które zamykają takie słowa:
Straciłem ochotę do ponownego życia. To obecne nie trwa, ale się na nowo od początku nie zaczyna. Dlaczego ta zmiana? Chyba dlatego, że radością nie jest sam proces życia, lecz przeżywania nowych rzeczy.
Tragedią nie tylko jest musieć przestać być, ale też byłoby nią musieć być dalej. Zrozumiałem stało mi się pragnienie ludzi Wschodu: móc przestać być. Chrześcijańska koncepcja jednej egzystencji wydaje mi się doskonalsza, bardziej unieszczęśliwiająca od wschodniej palingenezy.
Gdyby następne życia miało być takie samo jak obecne, to – nie jestem go ciekawy; gdyby zaś miało być inne, to bym się lękał, że będzie złe, bo niemało wszelkiej nędzy widziałem dokoła.
A zresztą? Może to tylko zmęczenie? Zmęczenie po długim życiu. Odpocząć – i można zaczynać na nowo.
Grzegorz Pacewicz
Fotografia: Adrian Grucyk za wikipedia.pl (CC BY-SA 3.0 pl)
Komentarze
NIEDOWIARY – zaiste.