„Zaniedbane” choroby
W obliczu panującej wciąż epidemii gorączki krwotocznej Ebola, jednej z dotychczas lekceważonych chorób na kontynencie afrykańskim, której niespodziewane rozprzestrzenianie się obudziło uśpioną uwagę świata medycyny, pomyślałam, że warto przypomnieć również inne, mniej znane, lecz zbierające co roku spore śmiertelne żniwo lekceważonych tropikalnych chorób.
Niektórzy z Państwa zapewne się ze mną nie zgodzą co do statusu gorączki krwotocznej wywołanej przez wirusa ebola jako choroby lekceważonej, zwłaszcza, że nagłe zainteresowanie mediów i niespotykana wcześniej liczba zachorowań przyczyniły się do uruchomienia znacznych środków finansowych i przyspieszenia prac nad wynalezieniem skutecznego lekarstwa i środków zapobiegawczych…
Jednak nie zawsze tak było. Ba, przez ostatnie 40 lat od czasu opisania pierwszego przypadku zainteresowanie środowiska medycznego i świata naukowego nie wykraczało poza pisanie raportów i rekomendacji, a nakłady finansowe przeznaczone na badania tej choroby były minimalne.
Podobnie ma się sprawa z innymi schorzeniami z listy Chorób Zaniedbanych/Lekceważonych opracowanej przez Światową Organizację Zdrowia. Lista ta obejmuje 17 chorób i podzielona jest na kilka podgrup ze względu na czynnik wywołujący daną chorobę. Na liście tej możemy znaleźć m.in: wściekliznę, śpiączkę afrykańską (przenoszoną przez muchę tse-tse), chorobę Chagasa, bąblowicę, słoniowaciznę, onchocerkozę (ślepota rzeczna), wrzód Buruli, trąd (choroba Hansena), chorobę kiwającej głowy i inne. O wielu z tych chorób zapewne każdy z nas słyszał, inne są mniej znane, lecz równie groźne. Jednym z groźniejszych schorzeń, które w krajach rozwiniętych kojarzy się głównie ze szczepionkami dla zwierząt, jest wścieklizna.
Mało kto wie, że choroba ta, którą dzięki odpowiedniej profilaktyce udało się w niektórych krajach prawie całkowicie wyeliminować, wciąż zbiera tysiące ofiar w Azji (głównie Indie), Afryce i krajach Ameryki Łacińskiej. Ocenia się, że rocznie umiera na wściekliznę do 55 tys. osób, natomiast narażonych na zakażenie jest ponad 2 miliardy osób na całym świecie.
Głównym rezerwuarem choroby są zwierzęta domowe, głównie psy, koty, bydło oraz zwierzęta dzikie, m.in. nietoperze, lisy, wilki, niedźwiedzie. Wścieklizna jest chorobą nieuleczalną, w przypadku wystąpienia objawów szanse na wyzdrowienie wynoszą 0,5 proc. By zapobiec wystąpieniu objawów, pokąsanym podaje się serię zastrzyków zawierających odpowiednio przygotowaną surowicę. Niestety metoda ta sprawdza się tylko wtedy, gdy serię zastrzyków zastosowano odpowiednio wcześnie.
Oprócz chorób wywoływanych przez wirusy (Denga, wścieklizna) powszechne wśród chorób zaniedbanych są schorzenia wywoływane przez pierwotniaki. Mało znane w krajach o umiarkowanym klimacie stanowią ogromny problem w krajach o gorącym klimacie.
Śpiączka afrykańska wywoływana przez świdrowca Trypanosoma jest jedną z wielu chorób o wysokiej śmiertelności i niezbyt skutecznym leczeniu. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku ślepoty rzecznej. Brak odpowiednich szczepionek, drogie i/lub mało efektywne leczenie sprawiają, że choroby, którym teoretycznie można łatwo zapobiec, od lat nękają ludność na terenach Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej. Choroby te, ze względu na podróżujących na dalekie odległości przenoszących je ludzi, coraz częściej diagnozowane są również na innych kontynentach.
Być może więc warto zacząć inwestować w badania, by uniknąć powtórki z wirusem ebola, który 40 lat od odkrycia wciąż straszy swoją krwiożerczością, atakując coraz bliżej domu… Lekceważony i zapomniany, przypomniał o sobie ze zdwojoną siłą, obnażając słabości światowego medyczno-naukowego ekosystemu.
Judyta Juranek
Ilustracja: Trypanosoma; Dr. Myron D. Schultz; Centers for Disease Control and Prevention’s Public Health Image Library (PHIL)
Komentarze
„By zapobiec wystąpieniu objawów, pokąsanym podaje się serię zastrzyków zawierających odpowiednio przygotowaną surowicę. Niestety metoda ta sprawdza się tylko wtedy, gdy serię zastrzyków zastosowano odpowiednio wcześnie.”
Podaje się szczepionkę. Surowicę lub ludzką immunoglobulinę tylko w niektórych przypadkach.
http://sporothrix.wordpress.com/2013/10/27/wsciekle-meczarnie/
Przed wyjazdem do Afryki Wschodniej poddałem się serii szczepień (DiTe, żółta febra, hepatitis A+B, tyfus) i zastanawiałem nad wścieklizną. Lekarz medycyny tropikalnej poinformował mnie, że szczepienie preekspozycyjne (profilaktyczne) nie chroni przed zachorowaniem, przedłuża jedynie szansę na dotarcie do pomocy w razie zakażenia (pokąsania przez wściekłe zwierzę). Niezaszczepiony powinien dostać pomoc w ciągu najpóźniej tygodnia, zaszczepiony ma 3 tygodnie czasu.
Znajomy weterynarz wyjeżdżający do Afryki Centralnej, do pracy ze zwierzętami, został zaszczepiony, ja nie. Poradzono mi nie głaskać zwierząt, a napotkane psy odpędzać patykiem 😉
PS. Gdybym nalegał, to by mnie oczywiście zaszczepiono.
Właściwie postępowanie zależy od rodzaju rany, miescja (skóra, śluzówka). Stosuje się i surowicę, i szczepionkę, w różnych sytuacjach.
PS Zwracam uwagę na zapis nazw
Jak na razie w polskiej literaturze naukowej chyba dominuje zapis „wirus Ebola”. Jest to wbrew wszelkiej logice. Jak zapisywać i odmieniać Ebolę – rzekę, w miarę wiadomo. Zapis „wirus Ebola” ma tyle sensu, co zapis „wirus Zachodni Nil” – brak fleksji to anglicyzm. Zatem zapis „wirus Eboli” ma sensu więcej, jak właśnie „wirus Zachodniego Nilu”. Tyle że Zachodni Nil czy Ebola to miejsce geograficzne, a nie choroba. W języku polskim choroby nie są opisywane nazwami własnymi – grypa czy zapalenie wątroby nie są zapisane dużymi literami. Zatem gdy przyjąć, że skrócona nazwa tej gorączki krwotocznej to ebola, najsensowniejszy zapis wyglądałby „wirus eboli”, tak jak „wirus grypy”.
@PPanek – dziękuję! By uniknąc nieporozumień, za Wikipedią, zmnieniłam nazwę choroby wywoływanej przez wirusa eboli na gorączkę krwotoczną Ebola; choć wydaje mi się, że konwencja pisania nazw chorób małą literą bardziej tutaj pasuje.
Oczywiście, że małą literą, ponieważ jest to nazwa pospolita (rodzajowa). W języku polskim wielką literą zapisuje się tylko nazwy indywidualne.
To ja jeszcze zamieniłem nazwę „łacińską” na kursywę.
Dlaczego tak mało przejmujemy się niektórymi śmiertelnymi chorobami zakaźnymi?
Dużo zależy od sposobu ich przenoszenia.
Najbardziej boimy się infekcji przenoszonych drogą kropelkową, przez wdychane powietrze, bezpośredni kontakt z chorym lub jego rzeczami.
Jeśli potrzebny jest pośrednik (komar, mucha tse-tse, pchła, wesz) to zastanawiamy się, czy w naszym środowisku one występują. Bo nawet w przypadku przywleczenia dengi czy śpiączki afrykańskiej przez chore osoby, w Europie nie zostaną te choroby przekazane dalej.
W mojej niedalekiej okolicy stwierdzono wprawdzie sporadyczne wystąpowanie komara tygrysiego, który mógłby przenosić te różne gorączki (dengue, żółtą febrę etc.) ale nie ma z kogo.
Nagły lęk przed ebolą „zawdzięczamy” faktowi, że bardzo wzrosła mobilność z i do krajów nią zagrożonych. Przez 40 lat nikt się nią nie przejmował poza osobami bezpośrednio zagrożonymi, a ogniska niewielkich epidemii jakoś same z czasem wygasały i znikały z mediów. Gdyby nie fatalne warunki bytowe w aktualnych ogniskach, to i tam sprawa by już dawno była zakończona.
Gp – Dużą. Przejrzałem trochę źródeł po dyskusji na Wiki. Tak jak gorączka krwotoczna Gór Skalistych. Nazwa własna wchodząca w skład nazwy pospolitej zachowuje wielką literę.
Ppanek – dzięki za tą kursywę 🙂 Aczkolwiek mówiłbym o nazwie naukowej po prostu.
Góry Skaliste i zachodni Nil (wcale nie Zachodni Nil, bo taki hydronim nie ma swojego desygnatu) to toponimy dobrze znane. O rzece Ebola niemal nikt nie słyszał. A na pewno więcej osób słyszało nazwę „ebola” w kontekście choroby niż rzeki. Stąd ja bym poszedł w neologizm ebola jako nazwa (potoczna) choroby.
W odróżnieniu od Wiki, na blogu możemy sobie pozwolić na kreowanie języka, a nie tylko na kopiowanie. (Kwestię siły oddziaływania tego bloga na język chwilowo pomińmy. 🙂 )
Markot – racja, ostatnio bardzo wzrosła mobilność z i do krajów nią zagrożonych, a więc nic prostszego, jak objąć cały tzw. III świat kwarantanną!
Jak by się wyrażała siła bloga? Ilością odwołań w czasie?
Nie chodzi o to, żeby ludzie wspominali konretnego bloga, tylko, żeby internalizowali zawarte w nim informacje 😉