Paradoxa
Swego czasu France 3 wyprodukowała serial edukacyjny dla dzieci, w Polsce emitowany jako „Było sobie życie”. Jego podstawowym aspektem jest wykorzystywanie humanoidalnych bohaterów na każdym poziomie organizacji biologicznej – od osobnika, przez komórki, po organella, a nawet nukleotydy. W ten sposób zatarła się różnica między częściami składowymi organizmu a organizmami obcymi o tej samej skali. Wewnątrz człowieka istnieją w nim nie tylko małe ludziki reprezentujące odrębne osobniki bakterii, ale też małe ludziki reprezentujące krwinki czy inne komórki budujące osobnika ludzkiego. Konwencja ta oczywiście może budzić sprzeciw, ale czy jest to jedyna możliwa reakcja?
JTy. niedawno opisał przypadek grzyba, który stał się lub też nie, elementem pomnika przyrody. Wydaje się, że można bezpiecznie przyjąć, że pomnikiem przyrody jest drzewo, a porastający je grzyb już nie. Ale sam JTy. już zaznaczył, że z grzybem mikoryzowym byłby większy problem. Grzyby mikoryzowe współżyją z roślinami blisko, zachowując jednak swoją odrębność. Nikt by nie protestował, gdyby w filmie dąb został przedstawiony jako jeden ludzik, a grzyb mikoryzowy jako drugi, podczas gdy można by wysuwać argumenty przeciwko przedstawieniu komórek korzeni i komórek strzępek jako ludziki tylko skalą różniące się od ludzika-dębu i ludzika-grzyba. Osobnik to osobnik, komórka to komórka, organellum to organellum. No, ewentualnie komórka to osobnik u jednokomórkowców.
Na przełomie lat 20 i 30 XX w. odkryto właśnie kolejny gatunek jednokomórkowca. Pasł się w rzyci termitów, więc uznano go za pasorzyta (w podobnym czasie zmieniono pisownię tego wyrazu na „pasożyt”, zacierając źródłosłów). Ludzik termit, a w nim malutki ludzik pierwotniak. Okazało się jednak, że wyjałowienie termiciego jelita z tych pierwotniaków sprawia, że termit nie jest w stanie przyswajać celulozy. Czyli funkcjonalnie ludzik-pierwotniak jest odpowiednikiem ludzika-komórki ślinianki – oboje wytwarzają celulazę potrzebną dużemu ludzikowi-termitowi by trawić celulozę. (Sprawa później okazała się bardziej skomplikowana, bo wydaje się, że trawienie przez pierwotniaka może być niedziałające i naprawdę pasożytuje on na tym, co strawił termit, choć ten bez tego pasożytowania nie jest w stanie długo przetrwać.) Samo to pokazuje, że relacja między tym, co jest odrębne, a co elementem układu, nie zawsze jest trywialna. (Termity akurat można karmić skrobią, więc ostatecznie chyba by przeżyły, gdyby nie to, że w naturze próbują przede wszystkim jeść drewno, a nie mąkę.) To jednak dopiero przygrywka.
Pierwotniaka tego nazwano Mixotricha paradoxa. Nazwa mówi, że ma on „mieszane włosy”, i że jest to paradoksalne. Jest, bo w świecie jednokomórkowców zwykle ma się albo wici, albo rzęski, a Mixotricha ma jedne i drugie. Ponad ćwierć wieku zajęło odkrycie, że owszem, wici są zwykłymi organellami, ale to, co brano za rzęski, to przyczepione do szkieletu zewnętrznego krętki. Gdy wybić te krętki antybiotykami, pozostałe wici nie są w stanie poruszyć ciałem pierwotniaka i staje się on nieruchomy. Tak więc tutaj symbionty działają zupełnie jak organella. Żeby było ciekawiej, oprócz gatunku krętków działających jak rzęski, powłokę wiciowca zasiedla na stałe jeszcze kilka innych gatunków bakterii, dla których są przygotowane specjalne miejsca zaczepu. Jest ich na jednym osobniku kilkaset tysięcy. Paradoksalność więc objawia się w niejednym aspekcie. Bliskość symbiozy sprawia, że o Mixotricha paradoxa mówi się wręcz jako o chimerze (to pojęcie z genetyki rozwoju, gdy nowy osobnik powstaje z zespolenia dwóch zarodków i jego komórki przez to mają różne genomy). Mixotricha paradoxa ma właściwie kilka genomów, a na dodatek ściśle współżyje z termitem. I na jakim poziomie tu miałyby grać ludziki? A gdyby objąć ten gatunek ochroną, to objęto by samego wiciowca, czy również jego „rzęski” i pozostałe bakterie o niejasnej funkcji (poza funkcją pasażera). A termita uznać za jego siedlisko?
A czy my sami jedząc nabiał nie jesteśmy trochę jak pasożyty kopytnych?
Piotr Panek
Ilustracja: mrbill flickr.com
Komentarze
Fizycy cząstek elementarnych mają podobny problem z kontinuum przestrzennym (tylko jakby trochę bardziej fundamentalny). Wygląda na to, że bez filozofii się nie obejdzie..
Tak nieśmiało widzę tu miejsce dla mereologii Leśniewskiego, ale nie będę się upierał – moja znajomość Leśniewskiego jest zbyt niska.
@piotr panek:
gdyby tylko nabiał…
zaraz powiem krowie, ze jej obraz(jasper johns sie kłania) dali w „polistodole”, to sie ucieszy 😉
Tak bym się bardzo nie przejmował. Oczywiście zagadka pasjonująca intelektualnie. Można by studentom na ćwiczenia zadawać. Jej doniosłość jest jednak mała. To znaczy same fakty są wielkie natomiast to jak je „nazwiemy” ma znaczenie jedynie porządkujące. Nic nie zmieni w faktach czy obejmiemy ochroną obiekt 1 czy obiekt 2. Żadna filozofia do tego nie ma nic. To będą tylko jakieś tam biurokratyczne przepisy. To coś co żyje sobie w tym czymś większym będzie sobie żyło i poruszało albo nie nibyrzęskami mając w nosie (przenośnie) jak to nazwie ktokolwiek.
Z powazaniem W.
Mala czepka: celulaza w sliniankach? Ludzkich?
Moze amylaza. Bo blonnika to sami bez bakterii jako zywo trawic nie trawimy.
@mtwapa
Ślinianki termitów i ludzi to trochę odmienne byty.
He, he, czytajac „nabiał” odruchowo pomyslalem o jajkach, a tu na koniec zdania kopytne…. 😉
A króliki to drób. Klasyfikacja kulinarna ma swoje prawa odrębne od klasyfikacji naukowej. Ja to rozumiem i szanuję, ale za to spotykam się z niezrozumieniem, gdy odpowiadam, że problem „czy pomidor to warzywo czy owoc” nie jest w ogóle problemem dla botanika.
@panek
Łapię, że dla ciebie (botanika) pomidor to owoc. A co z kalafiorem? Kwiat czy wazywo. I gdzie powinien byc umieszczony na wadze w markecie?
Z powazaniem W.
Nie, dla mnie jako botanika (a przynajmniej przyjmijmy tę profesję na potrzeby tej dyskusji) podział na warzywa i owoce nie istnieje. To podział kulinarny. Owoc dla gastronoma i owoc dla botanika nierzadko mają ten sam desygnat i jest to oczywiście nieprzypadkowa zbieżność (polisemia, a nie homonimia), ale są to pojęcia z różnych światów. Dla botanika nie ma za to w ogóle pojęcia „warzywo”.
…że już nie wspomnę o tym, że dla botanika pomidor to osobnik od włośników korzeni po włoski na stożku wzrostu pędów i czubki owoców. (Nie wyłączając chloroplastów i mitochondriów, które zachowały resztki autonomii z czasów, gdy ich przodkowie byli symbiontami przodków pomidorów.) To, co się z pomidora zjada, to owszem, jego owoc (konkretnie – jagoda), ale to czy ktoś zrobi z niego sok (co jest zwykle losem „owoców”), czy sos (co jest zwykle losem „warzyw”), to inna sprawa. Niezbyt botaniczna.
Miałem troszkę inny zamysł. Bardziej o języku. Jak duże są różnice miedzy językiem codziennym, mówionym a językami precyzyjnymi (naukowymi). I to nic ale niestety często używa się pojęć z języka potocznego do opisu rzeczywistości i to zwykle stwarza problemy wynikłe z niejednakowego rozumienia. Pojmuję, że dla botanika „pomidor” to nazwa roślinki i pewnie dla hodowcy też ale dla kupującego coś na ząb to jednak „warzywo” inaczej owoc. W rozmowie między nimi może dojść do absolutnego nieporozumienia. Nie wiem czy to się zdarzy akurat przy pomidorach ale już przy innych „rzeczach” często. Wystarczy posłuchać rozmów przeróżnych komentatorów.
Z powazaniem W.
hehe, ja tez w pierwszej chwili nabiał skojarzyłem z jajkami 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Nabia%C5%82