O dwóch grach

Wypoczywając na urlopie – to było jeszcze przed falą upałów, w idealnych pod względem Słońca i temperatury warunkach – rozwiązywałem sudoku. Uświadomiłem sobie, że jest to moja druga, ulubiona gra na wakacje. Pierwszą zaś jest oczywiście brydż. O nich chciałbym dziś napisać parę słów.

Sudoku trudno nazwać grą. Jest to raczej łamigłówka, na dodatek dla jednej osobya. Można co najwyżej robić rozgrywki, kto szybciej rozwiąże ten sam diagram. Ale na ogół z diagramem zmaga się jedna osoba. W sudoku namiętnie grałem podczas wakacji przed czterema laty. Kupiłem zbiór bodaj 100 diagramów – od bardzo łatwych do bardzo trudnych – który cierpliwie wypełniałem. To wtedy chyba poznałem wszystkie sposoby rozwiązywania, ponieważ teraz, gdy czytam jakieś porady, to zawsze jest to coś, co znam.

W sudoku podoba mi się prostota tej łamigłówki i jej absolutna logiczność. Do danej kratki może pasować tylko jedna liczba, która trzeba odkryć. Każdy diagram jest ułożony zawsze według tych samych, żelaznych reguł. Rozwiązanie zawsze i w całości zależy od gracza – wystarczy trochę inteligencji i czasu. Mimo, że nad wszystkim króluje schemat – bo liczby w diagramie są zawsze ułożone według tych samych reguł – sudoku uczy, że w każdym schemacie elementy są zawsze ze sobą powiązane na zasadzie konieczności. W ten sposób pośrednio uczy swobodnego poruszania się schematach w ogóle. Powiązania między elementami zależą zawsze od pewnych reguł. Jeśli się je zna, poznać też można zależności między częściami schematu.

Drugą grą jest brydż. Dawno nie grałem, ale w czasie studiów z kolegami namiętnie grywaliśmy głównie w wakacje, bo wtedy mieliśmy najwięcej czasu. W brydżu podoba mi się przede wszystkim sama faza licytacji. Ci, którzy grali, wiedzą, o co chodzi. W licytacji na początku każda odzywka ma jeden sens – wartość kontraktu, jaki będzie grany. Ponieważ gra się w parach, a nie można przekazywać partnerowi żadnych informacji o swojej karcie, jedyną możliwością zdradzenia pewnych informacji, jest odzywka w licytacji. Pod tym pierwszym sensem jest więc ukryty sens drugi.

Partnerzy przed grą umawiają się, jakim systemem odzywek grają, po to, by przekazywać sobie informacje. A można w ten sposób przekazać bardzo dużo – o sile swoich kart, układzie kolorów, królach i asach itp. Konwencja, według której gracze licytują, ma swoje twarde ograniczenie w postaci kart, jakie mają zawodnicy. Można powiedzieć tak, że ponad tym, co konwencjonalne, kryje się to, co realne.

Jednak patrząc z innej perspektywy można upierać się, że w brydżu wszystko jest kwestią konwencji. To skutkiem konwencji jest starszeństwo kart i kolorów, wartość kontraktu, punkty przyznane za ugranie lub przegranie kontraktu. Jeśli szukać więc w brydżu czegoś twardego, to jest to tylko sztywność takich, a nie innych reguł związanych z tą grą. Ale reguły te są wynikiem pewnej umowy. A wtedy ponad tym, co konwencjonalne nie ma nic – wszystko jest konwencją.

Czy więc pod tym, co konwencjonalne (językowe), kryje się to, co realne, czy też nie, to już zależy od tego, jak kto spojrzy na brydża. W ten sposób można jednak ujawnić swoje preferencje filozoficzne. W każdym razie nauczyć się można, podobnie jak to jest w sudoku, poruszania po pewnej konwencji, tym razem takiej, która ma wyraźny charakter językowy. A w szczególności, że sens odzywki zależy od kontekstu, w jakim się ona pojawia – czyli od tego, co powiedzieli inni. Nie zawsze ta sama odzywka – np. dwa caro – znaczy zawsze to samo.

Oczywiście oprócz licytacji jest też drugi etap – rozgrywka. Tutaj dużo zależy od układu kart, ale nie mniej też od umiejętności zawodnika. Pewnych rzeczy można się nauczyć, także sztuki blefowania. Rozgrywka w pewien sposób przypomina sudoku – podobnie jak tam, chodzi o rozwiązanie pewnej łamigłówki, przy czym dobre rozwiązanie oznacza zwycięstwo, zaś złe – przegraną. Oczywiście może też być tak, że układ kart jest niesprzyjający, wtedy i „Salomon nie pomoże”.

Napisałem o sudoku i brydżu, ponieważ – oprócz tego, że je lubię – widzę między nimi pewne podobieństwo. Jeśli zaś chodzi o różnice, to napiszę tylko przewrotnie, że jak jest czwórka, to można grać w brydża, a jak nie, to zawsze jest sudoku.

Grzegorz Pacewicz

Fot. Héctor de Pereda, Flickr (CC SA)

Fot.