Żyj i pozwól żyć
Łacińskie „tolerare” znaczyć ma tyle, co znosić coś czy przecierpieć.
W przestrzeni publicznej funkcjonuje bardzo mglista w mojej ocenie idea tolerancji. Trudno jest mi zrozumieć, o co w niej chodzi. Teoretycznie tolerancja ma związek z wolnością i jej przedmiotem jest w dużym stopniu możliwość przyjmowania poglądów i ich głoszenia, sposobów życia itp., jak się komu podoba.
Styczniowe wypowiedzi prof. M. Giertycha na temat równości płci czy wypowiedź księdza ze Szczecina z początków tego miesiąca na temat homoseksualizmu od razu spotkały się z atakiem o szerzenie nietolerancji. Okazuje się, że idea tolerancji zakłada między innymi wolność wypowiedzi, lecz jednocześnie kładzie ograniczenia do korzystania z jej uroków. To zaś budzi moje podejrzenia, co do samej idei tolerancji, skoro część poglądów jest wyjętych spod ochrony tolerancji.
Trudność z tolerancją bierze się już na poziomie semantycznym. Łacińskie „tolerare” znaczyć ma tyle, co wytrzymywać, znosić coś czy przecierpieć. Nie zakłada to akceptacji tego, co się znosi. Tymczasem wygląda mi na to, że szermujący hasłem tolerancji (albo argumentem nietolerancji) dążą do tego, by w jej imię akceptowano czyjeś poglądy, zachowania, sposoby życia itp. A przecież tolerancja tego nie wymaga. Postawa ta domaga się znoszenia czegoś lub kogoś właśnie w sytuacji, gdy z kimś się nie zgadzamy.
Mglistość tolerancji bardzo mocno wychodzi przy kwestii homoseksualizmu. Aktywiści środowisk gejowskich posługują się nomenklaturą quasi-psychiatryczną, stosując pojęcie „homofobii” w stosunku do każdego, kto z ich postulatami się nie zgadza. Dziwne, że ideolodzy tolerancji nie walczą z tym określeniem, chociaż przypisywanie go komukolwiek w dyskusji publicznej jest równoznaczne z nazywaniem go wariatem. Jednocześnie to właśnie te środowiska posługują się mglistą ideą tolerancji, w jej imię odmawiając prawa do głoszenia poglądów każdemu, kto się z nimi nie zgadza. Innymi słowy, tolerancja jest tutaj argumentem, który prowadzi do nietolerancji.
Czymże więc jest tolerancja? Proponuję umownie potraktować ją albo jako zasadę formalną, albo ideę, która ma również jakiś charakter treściowy. Jako zasada formalna, byłaby ona prawem do tego, by żyć, przyjmować, myśleć i głosić to, co się chce. Zaś treść tych poglądów, sposobów życia, wierzeń itp. może być różna i z punktu widzenia tolerancji zupełnie obojętna. Chodziłoby o to, by każdy żył, jak chce, a jednocześnie w stosunku do nikogo nie można stosować środków przymusu, by zmienić jego sposób życia, czy poglądy, które głosi.
Jeżeli zaś tolerancja nie ma charakteru formalnego, lecz także (i przede wszystkim) treściowy, to należałoby się zastanowić, jakie treści obejmuje. Jasne jest, że nie może obejmować wszystkich treści i że wobec tego również są jakieś granice tolerancji. Jeżeli zaś określimy katalog treści nią objętych, to wobec każdego, kto z takim katalogiem się nie zgadza, można zastosować środki przymusu, co nie pogwałci samej zasady tolerancji. Przy tym podejściu spór dotyczy tylko granic tolerancji, lecz nie samej tolerancji, a wobec tego żadna ze stron nie może być atakowana jako przeciwnik niej samej. Nietolerancja będzie tutaj tylko nietolerancją z pewnego punktu widzenia, z innego bowiem będzie się poruszaniem poza granicami tolerancji. Przy czym samo przesuwanie granic tolerancji może być uzasadnione tylko ważniejszymi względami aksjologicznymi, a nie samą tolerancją. W przeciwnym wypadku wpadamy w pułapkę błędnego koła i treść tolerancji i jej granice próbujemy określić nią samą.
Koniec końców posługiwanie się argumentem, że ktoś łamie tolerancję, jest trudne do utrzymania. Jeżeli tolerancja jest tylko zasadą formalną, jak długo się nie zamyka siła ust przeciwników, tak długo jej się nie narusza. W efekcie na ogół to właśnie ci, którzy posługują się tym argumentem, sami przeciw tolerancji występują.
Jeżeli zaś tolerancja ma również jakąś treść, to problem nie dotyczy tolerancji, lecz jej granic. Jej obowiązywanie wytyczone jest zawsze z punktu widzenia jakiejś aksjologii i w sporze między stronami, co do granic tolerancji, zawsze trzeba przyznać pierwszeństwo którejś z nich. W ten sposób jednak stajemy się nietolerancyjni z formalnego punktu widzenia. Sytuacja ta wskazuje, że pod argumentem z nietolerancji może się kryć nie problem tolerancji, ale jakiś spór aksjologiczny. W argumencie tym chodzi więc o coś innego, niż o samą tolerancję.
Grzegorz Pacewicz
Na ilustracji: baron Munchausen, dla niego nie było rzeczy niemożliwych.
Komentarze
a_men 🙂
Aczkolwiek dodałbym jeszcze trzeci wymiar – pragmatyczny, jakoś pewnie związany z dwoma przedstawionymi. Mianowicie przeciwieństwem tolerancji krańcowym jest dyskryminacja i tyczy ona zwłaszcza rozmaitych grup mniejszościowych, które z takich czy innych względów moga nie być akceptowane. I w tym sensie tolerancja (lub nietolerancja) jest stosunkiem większości do mniejszości, „normy” do tego, co poza ową normę zdaje się wychodzić. I tutaj tolerancja nie musi działać w drugą stronę, jako że – pragmatycznie przyjmując – większość i „norma” i tak dysponują pełną swobodą, niejako z definicji. „Nietolerancja” mniejszości wobec nietolerancji większości jest de facto domaganiem się równych praw dla wszystkich. Homoseksualiści nie głoszą przecież, że Giertych i jemu podobni nie powinni mieć prawa do adopcji dzieci (chociaż takie żądanie mogłoby być całkiem racjonalne… 😉 ), a tylko domagają się dla siebie takich samych praw, jak mają Giertychy.
Oczywiscie zgadzam sie z wywodem GP. Problem nie jest jednak natury filozoficznej a spolecznej. Z punktu widzenia filozofa mowinie o tolerancji przez homoseksualistow atakujacych (werbalnie) homofobow jest obarczone oczywista sprzecznoscia. Ale chyba bez wglebiania sie w problem kazdy nie-filozof w lot lapie o czym mowia dzialacze gejowscy powolujac sie na tolerancje. Jakie okreslenie mozna wiec im zaproponac by mowili poprawnie z punktu logiki o problemie spolecznym, ktory ich dotyczy?
@Hoko,
Z tymi mniejszościami to chyba nie do końca tak. Przecież wszyscy obywatele już teraz mają równe prawa np. każdy homoseksualista może ożenić się z kobietą i mieć z nią dziecko, podobnie jak p. Giertych.
Mniejszości maja na sztandarach równość, ale w istocie domagają się odrębnych praw. We Francji czy Holandii podnosi się coraz więcej głosów o wprowadzenie do prawa elementów szariatu (równiez w imię równości i tolerancji). Pytanie @GP o granice tolerancji uważam więc za bardzo na czasie.
A propos logiki i znaczenia slow a ich stosowania w praktyce (do rozwazenia przy problemie ‚tolerancji’):
Wlasnie znalazlem na stronie intrenetowej GW taki tytul:
Kierowca miejskiego autobusu w Lubinie miał trzy promile.
Oczywiscie tytul jest w mig zrozumialy dla kazdego. Nie sadze, aby w calej Polsce znalazl sie ktos z przecietna chocby inteligencja, kto tego tytulu nie zrozumie. Z punktu widzenia logiki (nie mowie o filozfii, bo nie ma tu nic filozoficznego) to zdanie jest jednak zupelnie niezrozumiale. Przeciez nie wiadomo czego trzy promile mial ow kierowca i w czym.
Jednym slowem logika i przejrzystosc wypowiedzi rozchodza sie w dwoch przeciwleglych kierunkach w przypadku tego zdania (tak samo jest z tolerancja). Z punktu widzenia logiki, gramatyki, jezykoznawstwa, czy czego tam jeszcze, to zdnie nie ma zupelnie racji bytu (jak i tolerancja). Z punktu widzenia jego uzytecznosci spolecznej (nazwijmy to w ten sposob) zdanie to jest przejrzyste jak krysztal i zrozumiale dla kazdego Polaka. No i co z tym fantem robimy?
@ Art63:
We Francji nie mowi sie o wprowadzeniu szariatu. Slucha sie tylko ze zdziwieniem tego co wygaduje w Anglii szef Kosciola anglikanskiego. A powodem jest istniejacy od 100 lat rozdzial kosciolow od panstwa, ktory wytycza miedzy innymi zakres mozliwosci prawnych na styku panstwo-koscioly.
Natomiast geje i lesbijki maja rzeczywiscie prawie rowne prawa z innymi osobami dzieki istnieniu mozliwosci zawarcia PACSu (spaksowani nie moga jednak adoptowac dzieci). Socjalisci wprowadzajac kilka lat temu PACS zrobili bardzo wazna rzecz: dali maksimum wyobrazalnego wowczas rownouprawnienia gejom i lesbijkom bez tworzenia odrebnego dla nich prawa. W dodatku zablokowali de facto mozliwosc zrownania pojecia malzenstwa hetero i homo.
@jk,
PACS przydałby się i w Polsce. Jednak homoseksualiści to nie jest osobna grupa społeczna lecz obywatele, których nic poza preferencją seksualną nie łączy – swoisty klub.
Muzułmanie są odrębną wojowniczą grupą, która stawia śmiałe żądania atakując istniejące prawa i wartości. Przypominają trochę Wizygotów w Rzymie. Powstaje pytanie jak długo prawo o rozdziale kościołów od państwa stawi tamę tym żądaniom i kiedy granica tolerancji będzie musiała być przesunięta.
Nie czepiam się jakoś specjalnie muzułmanów, chodzi mi raczej o przykład na prawdziwe zderzenie wartości. Po prostu wydaje mi się, że tolerancja jest troche targiem – godzimy się na obcowanie z ludzmi wyznającymi inne wartości niz my bowiem zakładamy, że łączy nas więcej niż dzieli i że zdziałamy więcej ze soba niż przeciwko sobie.
@ Art63:
W pelni sie zgadzam.
@ Art63:
„Muzułmanie są odrębną wojowniczą grupą, która stawia śmiałe żądania atakując istniejące prawa i wartości. Przypominają trochę Wizygotów w Rzymie.”
Jak na mój gust to to jest rasizm…
Swoją drogą ciekawe by było dowiedzieć się dlaczego tego typu wypowiedzi w niektórych krajach europejskich są społecznie tolerowane w dyskusji publicznej.
Przywołane było wcześniej w dyskusji Zjednoczone Królestwo.
Tutaj terrorysta pozostaje obywatelem, bez względu, czy jest katolikiem (Irlandczykiem), czy muzułmaninem. Z powodu jego działalności przestępczej nie obraża się jego współwyznawców.
No ale to nie jest „oświecona” i „tolerancyjna” Europa…
@Arek Stryjski,
Nie o to chodziło w moim wpisie, ale wobec postawionych zarzutów czuję się w obowiązku odpowiedzieć (choć niechętnie):
1. „…Jak na mój gust to to jest rasizm?”
Islam nie jest rasą, tylko religią i związana z nią kulturą.
2. „….Swoją drogą ciekawe by było dowiedzieć się dlaczego tego typu wypowiedzi w niektórych krajach europejskich są społecznie tolerowane w dyskusji publicznej….”
Pytanie nawiazuje wprost do wpisu autora blogu:-) Moim zdaniem granice tolerancji dla wypowiedzi są dobrze określone w Europie przez prawo.
Na innych kontynentach bywa gorzej. Są nawet takie kultury, gdzie za wypowiedź lub napisanie książki można dostać karę śmierci!
3. „…Tutaj terrorysta pozostaje obywatelem,…”
W moim wpisie nie ma nic o terrorystach ani o działalności przestępczej. Wpis jest o konflikcie wartości i granicach tolerancji.
Ja trochę nie rozumiem (w czym nic nowego zresztą nie ma)
Granicą mojej tolerancji (obszarem, do którego muszę – chcąc domagać się tego samego dla siebie) jest moja wolność. Dodam, że „wolność od”, wolność formalna, a nie „wolność do”, która wiążę się zawsze z jakimiś treściami, wartościami.
Zatem, jeśli muzułmanin chce sobie pięć razy dziennie modlić się w stronę Mekki, to proszę bardzo – jeżeli chce, żebym przestał pić piwo – niech zapomni.
Analogicznie – jeżeli homoseksualista chce pobrać się z drugim (tka/tką), to proszę bardzo.
Art63 – A czy ludzie na wózkach domagający się specjalnych podjazdów przed urzędami państwowymi też nie mają racji? „Równość” jakiej domagają się homoseksualiści to raczej nie „tożsamość przepisów” tylko „zrównanie szans w dążeniu do własnego szczęścia na swój sposób”, tudzież domagają się „usunięcie niepotrzebnych przeszkód instytucjonalnych na drodze do szczęścia”… i póki robią to bez naruszania cudzej wolności, to nie ma powodów by im tego bronić.
@JK,
Kwestia słowa homofobia. Otóż słowo to jest używane przez środowiska gejowskie, a dwuznaczność tego słowa jest celowa. Po pierwsze, słowo to wprowadzono w celu identyfikacji przeciwników. Zauważ, że w przypadku innych dyskusji nie ma potrzeby takiej identyfikacji i na ogół używa się określeń opisowych – „przeciwnicy czegoś” i „zwolennicy czegoś” (np. ratyfikacji traktatu). Z homofobią tak nie jest. Identyfikacja ma prowadzić po drugie do przypisania negatywnych cech. Słowo fobia oznacza lęk i sugeruje coś irracjonalnego, coś nieuzasadnionego, emocjonalnego. To zaś jednoznacznie wskazuje, że argumenty „homfobów” są niewarte rozważenia, są nieuzasadnione, czy nieracjonalne. Dlatego na ogół słowo to pojawia się jako oskarżenie, czy zarzut, który automatycznie wyklucza oskarżonego z „dyskusji racjonalnej”. Dlatego ja uważam, że używanie tego słowa jest manipulacją.
@GP: Nie jest manipulacją w stosunku do tych osób, które używają kwestii cudzych (rzekomych, bądź autentycznych) preferencji seksualnych do dyskredytacji, czy poniżenia innych.
A że język jest narzędziem walki, to nic nowego – w przywołanej przez ciebie sprawie traktatu, jego przeciwnicy ochrzcili się nagle „eurorealistami” sugerując, że to oni jako jedyni mają niczym nie zmącony ogląd spraw UE.
@ GP :
komerski ma racje. Na kazdy temat mozna ukuc nowy termin. Zalezy tylko od jego nosnosci. Przeciwnikow postawienia mleczarni w Koziej Wolce koziowolczanie moga nazywac ‚mlekofobami’, jesli taki konflikt bedzie sie tam tlil prez dluzszy czas i doprowdzi np. do tego, ze owi ‚mlekofobi” zaczna zwalczac samo picie mleka (przyklad wyglada na absurdalny, ale sam znam ludzi, ktorzy zupelnie na powaznie walcza z piciem mleka krowiego, twierdzac, ze jest ona bardzo niezdrowe dla ludzi, a za krowim mlekiem ukrywa sie lobby mleczarskie zbijajace fortuny na biednych dzieciach, ktorym wyrzadza sie krzywde).
Podobnie jak z ‚mlekofobami’ jest wlasnie z homofobami. Sam nie jestem zwolennikiem malzenstw homoseksulanych, ale rozwiazanie w rodzaju francuskiego PACSu uwazam za bardzo dobre i naturalne. Choc wiec zwolennicy takich malzenstw bede mnie zwalczac, to nie przypuszczam zeby mnie nazwali homofobem. Natomiast bogoojczyznianych przeciwnikow homoseksualizmu straszacych rozbijaniem rodziny, panstwa czy Bog jeden wie czego jeszcze, sam uwazm za homofobow. Bo po prostu ich dzialanie jest powodowane strachem. Wyimaginowanym, ale strachem. Okreslenie zawierajace slowo ‚fobia’ pasuje wiec do nich jak ulal.
Zauwazmy, ze w slowotworstwie nie ma zelaznej konsekwencji. Antysemita tez dziala z wyimaginowanego strachu przed Zydami, a nikt go nie nazywa ‚Zydofobem’. Co wiecej, nawet samo slowo Semita nie oznacza Zyda, ale tylko udajacy naiwnych dopatruja sie w nim czegos wiecej niz wrogosci do Zydow.
Komerski,
Jest manipulacją, ponieważ słowo to jest używane w stosunku do każdego przeciwnika środowisk gejowskich i ich roszczeń. Po drugie, odpowiedź na pytanie o to, co jest, a co nie jest poniżaniem, jest określane przez te środowiska.
A że język jest narzędziem walki to faktycznie nic nowego. Ot chciałem pokazać kolejny przykład takiej walki.
@komerski,
Podjazdy dla ludzi na wózkach mieszczą się moim zdaniem całkowicie w ramach „wartości europejskich” więc tu odpowiedź była łatwa. Prawo do picia piwa jest juz bardziej zwyczajowe (co z prawem do zażywania ciężkich narkotyków?). Ale Twój komentarz dotyczy wolności indywidualnych.
Co z prawami grup? Gdzie przebiega granica między odrębnością grupy a podporządkowaniem wszystkich obywateli jednemu prawu?
@ Art63 :
Ja wlasnie jestem za jednolitym prawem (przyklad PACSu), ale bez zamykania oczu na realia. A homofobi mowa w najlepszym wypadku: zamknijmy oczy, geje nie istnieja.
@jk,
Całkowicie się z tym zgadzam. Może to naiwne ale cały czas wierzę, że mozliwy jest świat bez kozłów ofiarnych a takie prawo jest przecież narzędziem integracji:-)
@GP: Jeśli mówimy o takim użyciu, to masz oczywiście rację.
@Art i jk; No to się chyba wszyscy zgadzamy. Z tym, że mi się, Art, wydaje, że homoseksualiści chcą właśnie tylko tego, by nie ograniczano im wolności indywidualnej. Przecież właśnie o to chodzi, żeby wszyscy mieli takie same prawa, czego nie zapewniają im te obecnie obowiązujące przepisy, które np nie pozwalają im dowiadywać się w szpitalach o stanie zdrowia partnera/ki itd…
@komerski, jak najbardziej, mi chodzi bardziej o sposób rozwiązania sytuacji, którą opisujesz.
PACS o którym pisze @jk jest sygnałem od społeczeństwa do homoseksualistów (czyli swojej własnej części) „rozumiemy Waszą inność i akceptujemy ją w określonych granicach”. Natomiast udawanie, że nie ma żadnych różnic i naginanie istniejących tradycyjnych instytucji do indywidualnych/grupowych potrzeb moim zdaniem tylko wzmaga niechęć do homoseksualistów. Korzystają z niej potem różne paskudne typy aby judzić ludzi przeciw sobie.
Tutaj zgadzam się z Artem i JK. Szczególnie ostatnia wypowiedź Arta .
„Łacińskie ?tolerare? znaczyć ma tyle, co znosić coś czy przecierpieć.”
Może i to miało znaczyć, ale znaczenia słów się zmieniają. „Kobieta” też już nie jest obelgą, a „nikczemny” nie znaczy „nieprzydatny” itd. Ewolucja znaczenia „tolerować” zachodzi na naszych oczach i tyle.
Owszem, słowa zmieniają swoje znaczenie. Podobnie idee przez nie wyrażane ewoluują. Dlatego ciekawie jest śledzić, jak to się zmienia, przekręca, przeinacza, deformuje itp.
Każdym słowem można swobodnie manipulować. Czytając powyższa dyskusję można w miejsce „homofobii” wstawić np. „antysemityzm”, i natychmiast pojawi się nowa dynamika 😉
Ale nie wywołujmy wilka z lasu.
Mam szczęście mieszkać w takim miejscu na Ziemi, gdzie kwestie wzajemnego poszanować (czyli tolerancji) są solidnie posadowione w system zasad rządzących spoleczeństwem. W Kanadzie inaczej się nie da. Jeśli chodzi o uznanie praw homoseksualistów, to dopuszczone są tak małżeństwa, jak i adopcje dzieci. Po początkowej, mocno ożywionej dyskusji na powyższy temat, teraz nikt o tych sprawach już nie mówi w kadrze debaty publicznej. Fakty zdały się przemówić same za siebie: homoseksualiści nie rzucili się na urzędy stanu cywilnego, liczba podań o adopcję dzieci z ich strony nie eksplodowała, a te rodziny, które zaadoptowały dzieci, wykonują swoje obowiązki tak, jak każda inna para dorosłych mająca dziecko pod opiekją.
Myślę, że bezkonfliktowy charakter rozwiązywania tego typu kwestii w Kanadzie możliwy jest między innymi dzięki temu, że w społeczeństwie tym bardzo silne jest poczucie poszanowania indywidualności jednostki. W Europie, przynajmniej do niedawna, akcenty były rozłożone inaczej i punkt ciężkości znajdował się raczej po stronie dobra ogółu. Nie twierdzę, że kanadyjskie podejście jest lepsze, bo nie w każdej sytuacji rozbuchany indywidualizm jest pożądanym zjawiskiem, ale jeśli chodzi o tolerancję, to kwestia imperatywu poszanowania praw jednostki ma moim zdaniem kapitalne znaczenie.
Powyższe nie oznacza, że Kanadyjczycy czy Quebecy są w głębi serca hiper-tolerancyjni. Ludzie są ludźmi i nie mogą być zmuszani do kochania blizniego na siłę. Wystarczy, że biernie akceptują oni inność wokół nich i nie występują aktywnie w celu zlikwidowania tej innosci.
Pozdrowienia.
Z tolerancją jest tak jak z moralnością Kalego.
I pomyśleć że przed przeczytaniem tego artykułu wydawało mi sie to takie proste, a teraz już nic nie rozumiem. Dla mnie tolerancja to zawsze był szacunek do inności, i nie ma mowy o potępianiu czyjegoś zdania ale o dyskryminacje .