Harmonia bytu z niebytem
Po czasie z poprzedniego wpisu wziąłem na warsztat swych rozważań przestrzeń. To w końcu drugi z najważniejszych parametrów wszystkich doświadczeń.
Każdy proces odbywa się w określonej przestrzeni. Nie sposób więc nie uwzględnić jej w jakimkolwiek doświadczeniu. Dlatego pojawia się zwykle jako objętość. Choć objętość to zapewne użyteczny sposób na określenie przestrzeni, to nie o nią tu chodzi.
Przestrzeń na poziomie atomów i cząsteczek to bowiem po prostu pustka pomiędzy molekułami. A konia z rzędem temu, kto da definicję owej pustki.
Z przestrzenią kłopot mam równie poważny co z czasem. Otóż o przestrzeni wiemy tylko tyle, że istnieje. W pierwszej chwili wydaje się, że o czasie wiemy więcej, bo przynajmniej to, że płynie. Ale na tej samej zasadzie możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć o pustce, że pozostaje w bezruchu. Nie mamy pojęcia, czym są i jak je badać.
Skoro przestrzeń jest pustką, której nie potrafimy w żaden sposób określić, to chyba jest ona równoznaczna z filozoficznym niebytem. Jeśli zaś to założenie jest słuszne, to znaczy, że z niebytem (pustką, przestrzenią) mamy do czynienia częściej niż tego byśmy się spodziewali, bo na co dzień.
Nawet między najbardziej zbitymi atomami metalu, a co dopiero mówić o wodzie czy powietrzu, znajduje się wolna przestrzeń. Zapewne więc ponad 99 proc. Wszechświata składa się właśnie z niebytu. Dlaczego więc nic a nic o nim nie wiemy? Dlaczego skupiamy się na tej resztówce Wszechświata, która uważamy za byt?
Najwyraźniej dlatego, że z nieznanych nam przyczyn badać możemy wyłącznie byt, a nie możemy badać niebytu.
I tu pojawia się problem kolejny. Mianowicie, z powyższych przemyśleń wynika, że pustka, czyli niebyt, jest częścią składową materii, czyli bytu. Innymi słowy niebyt współtworzy byt. Na pozór jest to wniosek całkowicie fałszywy, ale chyba tylko dlatego, że sami przeciwstawiamy sobie byt i niebyt. A może oba właśnie zupełnie harmonijnie się dopełniają i jedynie nasza ułomność nie pozwala nam na zrozumienie, czym jest niebyt.
Tu schodzą się rozmyślania nad tym, czym jest pustka i czas. Jedno i drugie jest dla nas niezwykle ważne. Ba, jesteśmy częścią obu: czasu i pustki. Ale nie potrafimy zupełnie określić, czym są oba te… byty-niebyty?
Dlatego właśnie przychodzi mi na myśl następna karkołomna hipoteza, że może nie tylko pustka jest niebytem, ale również i czas. Nie wiem, czy wymienione wyżej wspólne cechy obu wystarczą, aby uznać je za przejawy, czy części niebytu.
Jeśli założymy jednak, że tak właśnie jest, to szybko dojdziemy również do wniosku, że podział na byt i niebyt jest sztuczny, po prostu przez nas wymyślony. Główna różnica między bytem i niebytem polegałaby na atomowej strukturze tego pierwszego i nieznanej drugiego. Najwyraźniej potrafimy dziś badać wyłącznie to, co jest złożone z atomów, a jesteśmy zupełnie bezradni wobec ogromu tego, co zbudowane jest z czegoś innego.
Jacek Kubiak
Fot. NH567, Flickr (CC SA)
Komentarze
Luźny pomysł: zwykle ludzie zastanawiają się a propos „big bangu”, skąd się nagle wzięła eksplodująca materia. A może to nie materia pojawiła się (eksplodowała), a właśnie pustka? Bez międzycząsteczkowej pustki równie dobrze Wszechświat nie mógł istnieć, sama materia wydaje się mieć jeszcze mniej sensu niż sama pustka.
Istnieje wiele pojęć „niebytu”. Jedno z nich to niebyt jako całkowite zaprzeczenie bytu. To „niebyt” w sensie najmocniejszym, nicość kompletna, którą można jedynie sobie wyobrazić. W tym sensie „niebyt” nie jest tożsamy z pustką. Bo o pustce można powiedzieć to, że jest, chociaż nie ma żadnych innych określeń. O nicości (niebycie w sensie mocnym) tego nie można powiedzieć.
Inne to „niebyt” w sensie słabszym. Tożsamy już pustką. W tym sensie „niebyt” jest różny do „bytu” chociaż niekoniecznie całkowicie się z nim wykluczający. Jest między nimi coś co je może łączyć.
Każdemu z tych rozumień „niebytu” można przeciwstawić inne pojęcie bytu (mocniejsze i słabsze). Wygląda mi na to, że posługujesz się „bytem” i „niebytem” w tym drugim słabszym sensie. To tyle tak dla porządku.
Wszystko bardzo ciekawe. 🙂
Byt, niebyt, pustka, nicość…
A mnie się zdaje, że tutaj kłania się po prostu podręcznik fizyki kwantowej. Po uważnej lekturze okaże się, że żadnej pustki nie ma. Jej wyobrażenie jest tylko przeniesieniem do mikroświata naszych obserwacji z makroświata, a to czyn w fizyce zabroniony.
Nie potrzeba klaniac sie az podrecznikowi fizyki kwantowej. Wystarczy poczytac
na przyklad o wspoczesnych koncepcjach pola (chocby grawitacyjnego), zeby wiedziec, iz w postce wcale nie jest pusto. Intrygujace moze sie wydac natomiast porownanie wymiaru czasowego i przestrzennego, a konkretnie konstatcaja, ze czas ‚plynie’, a przstrzen nie. Tutaj jednak uklonic nalezaloby sie teorii Wielkiego Wybuchu. Otoz od momentu, kiedy nastapil ‚plyniemy’ zarowno z czasem jak i z przestrzenia. Ciekwaym natomiast pomyslem na powiesc S-F (wykorzystanym) jest idea, ze czas podobie jak materia, energia i przestrzen ,oze byc skawntowany.
@pustak:
„Ciekwaym natomiast pomyslem na powiesc S-F (wykorzystanym) jest idea, ze czas podobie jak materia, energia i przestrzen ,oze byc skawntowany.”
Niektórzy twierdzą, że takim kwantem czasu jest czas Plancka. Gdyby tak było, to oznaczałoby to, że to nie tylko pomysł na powieść S-F;)
O ile jeszcze pamietam ze studiow, to matematyczną strukturą mechaniki kwantowej są funkcje na rozmaitosci, przy czym teorie na rozmaitosci plaskiej udalo sie zbudowac z sukcesem, zas na rozmaitosci zakrzywonej jakos nie bardzo. (To ostatnie jest znane jako brak spojnej kwantowej teorii grawitacji.) W tym schemacie uderza, ze istnienie przestrzeni jest postulowane a priori, bez wnikania, czym przestrzen jest i skad sie bierze. Jej istnienie i wlasnosci sa wiec aksjomatem teorii. W ramach takiej teorii nie mozna sensownie zapytac o pochodzenie przestrzeni, poniewaz zadna teoria nie tlumaczy swoich wlasnych aksjomatow.
Jak rowniez pamietam ze studiow, fizyczna interpretacja mechaniki kwantowej jest dolozona na sile do teorii w postaci postulatu, ze funkcja falowa (wielkosc ciagla) jest zwiazana z obserwacjami (ktore sa skwantowane) poprzez kopenhaską interpretację funkcji falowej. Prowadzi to co prawda do zgodnosci z doswiadczeniem, ale jak dotad nie udalo sie podac mechanizmu, dlaczego tak wlasnie mialoby byc.
Przywoluje te powszechnie znane fakty po to, aby umiescic rozwazania Autora w kontekscie. To nie jest ziemia niczyja. Istnieja ksiazki na ten temat. Mimo istnienia ksiazek, nie wiadomo, jak swiat jest skonstruowany i dlaczego potrzebna jest interpretacja kopenhaska.
Mowiac prosciej, nie wiadomo, dlaczego materia jest skwantowana, skad sie biora trzy wymiary przestrzeni oraz jeden czas, i dlaczego teoria funkcji na rozmaitosciach pasuje do opisu swiata. Na poziomie popularnym, odpowiednim dla tego blogu, sporo na ten temat pisal Michal Heller. Warto poczytac jego ksiazki.
Polecam http://www.if.uj.edu.pl/Foton/72/bialas/
No wlasnie. Mnie interesuje po prostu to co znajduje sie miedzy atomami np. drewne mojego biurka. Te wszystkie etery i fale wcale na to pytanie nie odpowiadaja.