Nad rzekami Babilonu i Niniwy

Pion humanistyczny naszego bloga ostatnio przycichł, więc spróbuję stworzyć coś w tej materii. Zajmę się konkretnie kwestią tzw. 10 zaginionych pokoleń Izraela. Pokolenia Izraela to chyba ostatni przykład tego archaizmu. Taka tradycja nazewnicza niby obowiązuje, ale chyba naturalniejsza jest forma współczesna. Zatem będzie o plemionach Izraelitów.

Mówi się, że pojęcie narodu jako grupy stosunkowo jednolitej etnicznie, o wspólnym języku, kulturze i na dodatek tworzącej państwo jest stosunkowo świeże, ale w przypadku Izraelitów w zasadzie sięga głębokiej starożytności. Nawet jeśli mit założycielski związany z wyjściem z Egiptu do Palestyny gdzieś około XIII wieku p.n.e. (czasy zbliżone do wojny trojańskiej) jest słabo umocowany w źródłach historycznych, to bez wątpienia Izraelici na terenie Palestyny ok. tysiąca lat p.n.e. tworzyli jakieś państwo wykraczające ponad zasięg jednego plemienia czy miasta.

Tradycja mówi o dwunastu plemionach (co od szczegółów – to różnie wyznaczanych), mniej lub bardziej poczuwających się do wspólnoty. W pewnym momencie państwo je jednoczące (Saula, Dawida i Salomona) rozpadło się, ale nie na dwanaście państewek plemiennych, tylko na dwa. Na południu przy stolicy zjednoczonego Izraela, Jerozolimie, i ze starą dynastią – powstało państwo Judy, obejmujące ponadto plemię Beniamina i być może Symeona (którego odrębność wtedy już chyba zanikała). Pozostałe plemiona utworzyły konkurencyjne państwo. Nazwy pochodzącej od największego z nich – Efraima – używana się rzadko. Przeważa po prostu Izrael.

Samo plemię Judy mogło być liczne i zajmować stosunkowo duże terytorium – na tyle, żeby tworzyć samodzielne państwo, ale dziesięć (sprawa z liczeniem jest nieoczywista, ale teraz mniejsza z tym) północnych plemion ostatecznie przeważało i liczebnie, i terytorialnie. Ich państwo było w przybliżeniu dwa razy większe (choć bywało bardziej okrawane przez sąsiadów), a na dodatek gęściej zaludnione. Miało natomiast pecha do bardziej ekspansywnych sąsiadów. Państwo judzkie miało oczywiście sąsiadów żądnych łupów i bardzo szybko utraciło kontrolę nad plemionami podbitymi przez Dawida i Salomona, ale nie miało sąsiadów o ambicjach imperialnych. Inaczej państwo północne, które sąsiadowało nie tylko z Fenicjanami, którzy bardziej się interesowali ekspansją morską, ale też z krajami Mezopotamii, dla których idea państwa ograniczonego do jednego narodu/plemienia była przestarzała. Od czasu do czasu o swoich dawnych wpływach w Azji przypominał sobie też Egipt, co musiało uderzać też w bliższą mu Judę, ale właśnie przez jej położenie nieco na uboczu to państwo północne było bardziej strategicznym partnerem i języczkiem u wagi w rozgrywkach imperialnych Egiptu i kolejnych państw mezopotamskich.

W pewnym momencie Asyria pod rządami Tiglat-Pilesera III (państwo nowoasyryjskie) zwasalizowała państwo północne. Nie zadowoliła się tym (i daniną w wysokości tysiąca talentów srebra) i wcieliła do imperium niemałą jego część. Jednak sytuacja geopolityczna w tym miejscu zawsze była gorąca i w pewnym momencie król izraelski przestał płacić daninę Asyrii, sprzymierzając się z Egiptem. Władcy Asyrii wbrew temu, co się dziś często uważa, nie byli bezlitosnymi okrutnikami (przynajmniej nie wyjątkowo jak na ówczesne standardy), ale musieli zdławić jawny bunt. Wojsko asyryjskie obległo stolicę Izraela, Samarię, i po kilku latach oblężenia, w roku 722 lub 721 p.n.e., zajęło ją i zburzyło, wcielając do imperium resztę państwa.

Asyryjczycy na obszarach inkorporowanych do imperium prowadzili politykę utrudniającą organizację buntów plemiennych, przesiedlając masy ludności. W tym okresie dokonali około 150 takich akcji. Ich całkowity rozmiar ciężko oszacować, bo władcy bliskowschodni życzyli sobie, aby kronikarze wyolbrzymiali ich sukcesy do nierealistycznych rozmiarów. Stąd liczby dziś podawane wahają się od 150 do 600 tysięcy. Biblia mówi o dwóch deportacjach północnych Izraelitów (po zajęciu północy Izraela i po zajęciu reszty) i to się potwierdza w źródłach asyryjskich, mówiących o ok. 40 tysiącach przesiedleńców. Po upadku państwa część Izraelitów z północy uciekła do Judy, mogło to być nawet 20 tysięcy osób. Jednak nadal, po uwzględnieniu nawet strat związanych z wojną (w tym towarzyszącym im głodem i chorobami), na miejscu pozostała co najmniej połowa mieszkańców. Asyryjczycy zburzoną Samarię odbudowali jako ośrodek własnej władzy, a na miejsce deportowanych Izraelitów przesiedlili podbitych trochę wcześniej Babilończyków i innych.

Zatem podbity obszar nie stał się pustynią osadniczą. Ludność miejscowa i napływowa zaczęły się mieszać, łącząc kulturę i religię. Nie były one zresztą aż tak odległe. Asyryjczycy przesiedlali ludność, ale jej nie eksterminowali (poza oczywistą działalnością karną). Była to cywilizacja w dużej mierze rolnicza i rzemieślnicza. Jeżeli jest się plemieniem pasterzy, do doglądania trzód wystarczy niewiele osób. Można wtedy, zajmując nowe terytorium, wyrżnąć w pień mieszkańców. Jeżeli chce się uprawiać rolę, wytwarzać towary na handel i rekrutować żołnierzy, należy złamać podbitą ludność, ale się jej nie pozbywać. Izraelici byli ewenementem ze swoim monoteizmem i zwalczali kulty podbitych plemion i miast, ale Asyryjczycy nie mieli szczególnych oporów przed obcymi kultami i zaakceptowali bez problemu, że poszczególne społeczności mają swoje lokalne bóstwa. Uznali, że nie tylko Izraelici mogą zachować wiarę w Jahwe, ale w zasadzie, skoro to lokalny bóg, to powinni go czcić i osiedleni tu Babilończycy. Nie oznaczało to jednak, ze osiedleńcy porzucili stare lokalne bóstwa. Po prostu włączyli Jahwe do swojego panteonu. Izraelici (także z Judy) jeszcze w czasach swojej niepodległości mieli silniejsze lub słabsze tendencje do kultu bóstw kananejskich, więc pomijając co bardziej ortodoksyjnych, nie było to problemem. W ten sposób powstał mieszany lud Samarytan. Dla Izraelitów z Judy stał się on jednak symbolem zdrady, a jak uwolnienie z niewoli egipskiej i porzucenie tamtejszych kultów na rzecz monoteizmu było mitem założycielskim narodu Izraelitów, tak popadnięcie w niewolę asyryjską stało się znakiem Bożej kary. To wzmocniło tendencje izolacjonistyczne i dało zaczątki mitowi założycielskiemu narodu mniejszego, czyli Żydów.

Swoją drogą nazwa ma ciekawą genezę, bo do języków słowiańskich musiała z greko-łaciny przejść za pośrednictwem języków retoromańskich, gdzieś na styku italsko-słowiańskim dzisiejszej Austrii lub Słowenii. „J” tam przeszło w „ż” (podobnie „żak” z „diakonos”), a „u” w „i/y” (podobnie „krzyż” z „crux”).

No dobra. Izraelici, całkiem liczni, którzy pozostali w północnej Palestynie, zmieszali się z przybyszami z innych prowincji imperium asyryjskiego i stali Samarytanami, przyjmując lingua franca imperium, język aramejski. Ich potomkowie do dziś żyją jako niewielka grupa ni to żydowska, ni to arabska. Jakaś grupa uchodźców zapewne zasymilowała się z Judejczykami. Co jednak z kilkudziesięcioma tysiącami Izraelitów przesiedlonych do północnej Mezopotamii i Medii? Zgodnie z tradycją po prostu zniknęli i stało się to prawie od razu. Rozpłynęli się wśród wieloetnicznego społeczeństwa imperium. Ich dziedzictwo uległo zaprzepaszczeniu, a jedynymi spadkobiercami tradycji starożytnego Izraela pozostali Judejczycy/Żydzi, którzy (uprzedzam fakty) po powrocie z niewoli babilońskiej zasiedlili nie tylko Judę, ale też Galileę.

Tak się w sumie stało z północnymi Izraelitami pozostałymi w ojczyźnie, więc nie jest nieprawdopodobne. Jednak dla wielu, zwłaszcza wierzących żydów, taka interpretacja jest zbyt niepokojąca. Może i Bóg ukarał tak te plemiona, ale przecież plemię Judy też nie zawsze było Mu stuprocentowo wierne, a przetrwało. A w końcu plemiona północne wydały wielu proroków, z Eliaszem na czele, więc ich dziedzictwo w kontekście kształtowania judaizmu było nie byle jakie. Stąd pojawiły się pomysły, że plemiona te opuściły Asyrię i osiedliły się gdzie indziej, kultywując tradycję przodków. Pomysły, gdzie to może być, obejmują cały świat, może z wyjątkiem Australii i Antarktydy (w Europie w sumie też chyba by się je wcześniej odkryło, więc też raczej nie wchodzi w grę). Co więcej, czasem zdarza się, że gdzieś w Azji czy Afryce jakaś społeczność przyznaje się do bycia potomkami Izraelitów, co by potwierdzało tę tezę.

Tak więc jest wizja tradycyjna (pesymistyczna) i nieortodoksyjna (nieco fantastyczna). Ale jest też trzecia możliwość, którą proponuje biblista Waldemar Chrostowski. Jego zdaniem błyskawiczne zniknięcie (eksterminacja czy asymilacja) takiej masy ludności o silnej tożsamości narodowo-religijnej jest nieprawdopodobne. Dużo bardziej prawdopodobne jest, że utworzyła w Asyrii nową społeczność kultywującą tradycję w nowych warunkach. Sprzyjać temu mogło to, że nie została rozrzucona zupełnie losowo po całym państwie. Archeologia wskazuje, że w niektórych regionach Asyrii w tym czasie zanikła hodowla świń. Asyryjskie źródła nie mówią o wytępieniu akurat tej grupy plemion, za to wśród imion dowódców wojskowych czy innych osób o wysokiej pozycji społecznej pojawiają się izraelickie. Najwyraźniej Izraelici nie prowokowali władz do represji, a wręcz włączyli się w rozwój imperium. Z kolei mimo narastającej niechęci Samarytan i Judejczyków ci drudzy wciąż w czasie prób odnowienia religii postrzegali sąsiadów z północy jako pobratymców.

Jak pisałem, sytuacja geopolityczna w tym regionie była dynamiczna i po około stu latach Babilończycy (wówczas reprezentowani przez Chaldejczyków) odzyskali niepodległość, a niedługo potem sami podbili Asyrię. Nieco wcześniej Egipt, częściowo kontrolowany przez Asyryjczyków, też zaczął wychodzić z chaosu i również zaczął się zwracać przeciwko Asyrii. W tej sytuacji lawirowanie Judy nie mogło trwać długo i ostatecznie państwo (nowo) babilońskie zajęło nie tylko północną Palestynę po Asyryjczykach, ale też podbiło Judę, a część jej mieszkańców (kilka do dziesięciu tysięcy) deportowało do Mezopotamii. Z relacji biblijnej wynika, jakby była to ciężka niewola i przesiedlenie w niegościnną krainę. Jednak gdy po kolejnych kilkudziesięciu latach nowi władcy Mezopotamii, Persowie pozwolili Judejczykom/Żydom wrócić do Palestyny, wcale nie wszyscy z tego skorzystali. Najwyraźniej zdążyli się w nowej rzeczywistości urządzić.

Zdaniem Chrostowskiego to urządzenie się w dość szybkim czasie było możliwe dzięki temu, że na miejscu już istniała nieźle urządzona diaspora ich pobratymców. Z jednej strony Biblia, relacjonując ten okres, mówi tylko o losach Żydów, ale opisy działania ich przywódców wskazują, że najwyraźniej poczuwali się do podtrzymania tradycji całego narodu Izraelitów. Niewola babilońska jest uważana przez religioznawców za kluczowy okres kształtowania judaizmu. Izraelici zostali odcięci od świętego miasta Jerozolimy i oczywiście oczekiwali powrotu do niej, ale jednocześnie musieli nauczyć się kultywować religię bez dostępu do głównej świątyni. Tak samo mieli Izraelici z północy, którzy już wcześniej uznali, że rola świątyni jerozolimskiej nie jest aż tak ważna i wybudowali własne. W czasie niewoli babilońskiej lub niedługo po niej ukształtowała się podstawa żydowskiej Biblii, a przynajmniej Tory, czyli Pięcioksięgu i instytucje religijne. Prorok niewoli babilońskiej, Ezechiel, przemawiał najwyraźniej do spadkobierców całej tradycji, wspominając i Jerozolimę, i Samarię.

Ponadto w Ezechielowej wizji raju są oczywiste nawiązania do mitów mezopotamskich. Nikt temu nie zaprzecza, choć może różnie to interpretować. Jednak o ile większości ta wiedza wystarcza, o tyle Chrostowski, który w analizie Księgi Ezechiela się specjalizuje, twierdzi, że są to wyraźne nawiązania do asyryjskiej wersji mitologii, której Żydzi osiedleni w Babilonii pod rządami Chaldejczyków nie powinni znać. W przeciwieństwie do Izraelitów północnych, którzy z mitami asyryjskimi zetknęli się sto lat wcześniej. Redaktorzy Biblii również ochoczo przyjęli pisma proroków z północy, nie tylko opisujące Eliasza i Elizeusza, jednych z najważniejszych proroków, ale również kolejnych. W tym Księgę Jonasza, której bohater najpierw udaje się na morze, jakby był jakimś Fenicjaninem, a nie Izraelitą, a potem nawraca Niniwę, czyli stolicę Asyrii.

Swoją drogą niechęć Izraelitów do morza była bardzo silna. Według jednej z interpretacji (Roberta Luystera) historia o przejściu przez Morze Trzcin (w Septuagincie nie wiedzieć czemu przetłumaczone jako Morze Czerwone), czyli pasmo mokradeł na wschód od delty Nilu i zatopienie w nim wojsk egipskich jest reminescencją mezopotamskiego mitu o Marduku pokonującym Tiamat. W każdym razie nawet bagna i jeziora dla Izraelitów były synonimem piekła, a co dopiero wielkie morze. Zresztą mając pod nosem Morze Martwe, można mieć rzeczywiście nie najlepsze skojarzenia z dużymi zbiornikami wodnymi.

Zatem zdaniem Chrostowskiego Biblia jest pisana z perspektywy Żydów i to w nich postrzega spadkobierców tradycji Izraela, ignorując pozostałe plemiona, ale tak naprawdę przejmuje wiele tradycji właśnie tych pozostałych plemion. Co więcej, choć grupa mieszkańców Judy, którą deportowano do Babilonii, była mniejszością plemienia, a z tej grupy do Palestyny powrócił jedynie kolejny wycinek, to właśnie ta nieliczna grupa poczuła się do jedynej właściwej reprezentacji tradycji narodu i religii, marginalizując także współplemieńców, którzy w Judzie pozostawali cały czas. Wtedy też powstała biblijna Księga Kronik, o której nawet redaktorzy Biblii Tysiąclecia piszą, że przedstawia historię przefiltrowaną tak, aby podkreślić wspaniałość judzkiej dynastii Dawidowej. Historia Północy zaczęła być ignorowana.

Obie niewole stały się początkiem tworzenia diaspory żydowskiej. Jeszcze w trakcie wojen Judy z Babilonią powstała kolonia żydowska w egipskiej Elefantynie, która swoją drogą utrzymywała kontakty nie tylko z Judą, ale też z mieszkańcami podbitej już Północy. Księgi późnych proroków wskazują, że Żydzi, ale też Izraelici północni, poruszali się dość sprawnie po terytoriach aktualnych bliskowschodnich imperiów i w tych imperiach osiągali wysokie pozycje (oczywiście w Biblii podkreślano, że to w celu pomocy ziomkom). Język hebrajski stał się językiem liturgii, a wszyscy Izraelici przyjęli za swój język aramejski, następnie zaś w diasporze zaczęli przyjmować języki lokalne oraz – po podbojach macedońskich – grecki.

Z kolei w Palestynie z jednej strony Żydzi coraz silniej wprowadzali izolacjonizm i odcinali się od nie-Żydów, z drugiej – przyjmowali do swojej społeczności konwertytów, a izolacja była na tyle nieszczelna, że ostatecznie królem został Herod Wielki, będący pół Idumejczykiem, pół Nabatejczykiem. W tym świetle przejęcie przez diasporę północną kultury żydowskiej nie jest niemożliwe. Chrostowski uważa, że prawdopodobnie diaspora ta niekoniecznie się zasymilowała z miejscowymi, a raczej przyjęła za swoją tradycję żydowską, a potem wraz z Żydami pochodzącymi z Południa dzieliła te same losy, rozprzestrzeniając się po imperium arabskim i Europie, także trafiając do Polski.

Choć deportacja Izraelitów północnych była liczniejsza i miała silniejsze skutki dla pozostałych na miejscu (na Południu nie powstał odpowiednik Samarytan), to niewola babilońska stała się symbolem. Psalm 137 mówiący o lamencie nad rzekami Babilonu wszedł do popkultury tak, że bardziej już chyba nie można, stając się przebojem dyskotekowym. To nie jest aż tak zaskakujące, jeśli się pamięta, że piosenka Boney M w stylu disco jest kowerem piosenki Melodians w stylu ska. Ska, a później jego odmiana o wolniejszym rytmie, czyli reggae, były muzyką związaną z ruchem rastafarian, czyli swoistej religii karaibskich Czarnych, dla których Babilon to symbol ucisku. Ucisku bardziej wymiernego, czyli białych kolonizatorów Karaibów, którzy sprowadzili tam czarnych niewolników, i ucisku mentalnego.

Stąd jednym z hymnów tego ruchu stała się piosenka Boba Marleya, „Exodus”, gdzie wyjście z niewoli egipskiej jest utożsamione z wyjściem z niewoli babilońskiej, a piosenka tak naprawdę jest wezwaniem do wyjścia ku nowej ideologii/religii. Muzyka ska z nieco lżejszym obciążeniem ideologicznym rozkwitła również wśród jamajckich imigrantów w Wielkiej Brytanii, zasilających subkulturę skinheadów. Skinheadzi z ówczesnej odsłony tego ruchu, zanim zrobili woltę o 180 stopni, byli blisko z subkulturą punk, więc symbol Babilonu stał się ikoną również w piosenkach punkowych. W Polsce zaś pojawił się nie tylko w repertuarze punkowo-reggae’owego zespołu Izrael czy później ich naśladowców, ale też postpunkowego (i będącego pod wpływem z kolei świadków Jehowy) wówczas zespołu Kult. Babilon, a nie Niniwa.

Na marginesie warto zauważyć pewne ciekawe aspekty, które naprowadziły Chrostowskiego na ten trop. Chociażby nawiązania bardziej do mitów asyryjskich niż chaldejskich (choć do chaldejskich korzeni Abrahama przecież Biblia się odwołuje). Wielu osobom, zwłaszcza domorosłym badaczom historii i religii, samo podobieństwo mitów mezopotamskich i opisów biblijnych wystarcza do snucia wywodów o nieoryginalności religii żydowskiej, a w ostateczności o jej zrównaniu z mitologiami, które dziś uważane są przez wszystkich za fantastyczne. Laicy często biorą jakiś stary tekst i traktują go, jak by był napisany współcześnie. Widząc księgę o wyodrębnionej strukturze, zakładają, że napisał ją jakiś autor w danym miejscu i czasie. Tymczasem Biblia powstawała przez setki, jeśli nie tysiące lat, i składają się na nią różne tradycje redakcyjne. W jednym z psalmów w pierwszym wersie podawane jest autorstwo Dawida, a w ostatnim prośba o odbudowę murów Jerozolimy, mimo że te zburzono kilkaset lat po Dawidzie. W Księdze Rodzaju są różne opisy stworzenia człowieka i różne opisy potopu. Takie „wpadki” są dla ekspertów tak naprawdę bardzo cennym materiałem do badania. Ale właśnie dla ekspertów, którzy z tego wysnują hipotezy – takie jak opisana wyżej – a nie domorosłych badaczy, którzy np. w kronice Wincentego Kadłubka nie odróżniają propagandowej fantazji i megalomanii od faktycznych relacji. Później biorą się wizje prastarej Lechii walczącej z Aleksandrem Macedońskim itp. fantazje.

Dlatego należy być bardzo ostrożnym i nie lekceważyć fachowości prawdziwych humanistów. Pisząc ten wpis, też starałem się trzymać na wodzy ciągoty do snucia wizji i zdałem się na autorytet specjalistów w tej dziedzinie, która wydaje się bardzo łatwa do ogarnięcia laikowi, a jest tak naprawdę nie mniej zawiła niż nauki przyrodnicze. W końcu chociażby żeby umieć wyszukać arameizmy w Księdze Jonasza, trzeba znać hebrajski i aramejski w stopniu bardziej niż podstawowym i znać mechanizmy interakcji międzyjęzykowych, a przecież nawet w staropolskich tekstach kto potrafi sam dobrze odróżnić wpływy ukraińskie od białoruskich czy łacińskie od włoskich? Zatem to, że humanistyka grzebie w świecie ludzkim, nie znaczy, że każdy bez przygotowania może prowadzić humanistyczne wywody. To znaczy może, ale jest duża szansa, że będą spekulacjami mało umocowanymi w faktach.

Piotr Panek
ilustracja – autor nieznany, prawdopodobnie nie żyje dłużej niż 70 lat, więc jego płaskorzeźba jest w domenie publicznej (zdjęcie wikipedysty Simonxag)