Miliard obietnic
Zastanawiam się, co począć z listem od Pani Minister.
Dwa tygodnie temu, z okazji początku roku akademickiego, dostałem list od Pani Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nie wiem, czy to tylko kurtuazyjna forma komunikacji między ministrem, a było nie było, osobami od niej w jakimś sensie zależnymi. Pewnie takich listów poszło w Polskę sporo, ale faktem jest, że mój egzemplarz był zaadresowany tylko do mnie, poczułem się więc w jakimś sensie wyróżniony.
W liście oprócz życzeń Pani Minister oczywiście napisała o swoich osiągnięciach i o planowanej reformie. Osiągnięć na razie Pani Minister nie ma żadnych, ale pochwaliła się swoimi planami. Plany zaś to wzrost nakładów na naukę o ponad 1 miliard złotych (26 proc. więcej w stosunku do tego roku) oraz 4 mld euro w najbliższych latach z funduszy UE. O reformie zaś jest znacznie mniej – odesłanie na stronę ministerstwa po szczegóły ładnie brzmiącego pakietu ustaw reformujących „Budujmy na wiedzy”. Do tego prośba o ewentualne sugestie.
Zastanawiam się, co począć z tym fantem? Na zarządzaniu nauką się nie znam, a potrzeba zmian w nauce wydaje się oczywista. Na stronie ministerstwa można przeczytać projekty pięciu ustaw, ale gdybym chciał się w nie dobrze wczytać, musiałbym spędzić nad nimi co najmniej jeden dzień, bo liczą one około 200 stron.
Cieszę się więc, że na stronie „Polityki” można znaleźć artykuły, które stanowią jakiś element dyskusji o reformie. Szczególnie świetna rozmowa Edwina Bendyka z profesorem Leszkiem Pacholskim. Kilka tygodni temu ukazał się też we Wprost artykuł „Wyższa fikcja” na temat stanu szkolnictwa wyższego. Pani Minister mówi bowiem o reformie nauki, tymczasem nawet nazwa ministerstwa wskazuje na dwa elementy jej podległe – naukę i szkolnictwo wyższe. Szkoły wyższe łączą, przynajmniej teoretycznie, oba elementy, ale wiadomo, że nie jest obie dziedziny nie są jednym i tym samym – nauka to nie tylko szkolnictwo wyższe, a szkolnictwo wyższe niekoniecznie musi być związane z uprawianiem nauki. Często szkoły wyższe funkcje naukowe ograniczają do minimum.
Trudno nie zgodzić się z autorami artykułu, Tomaszem P. Terlikowskim i Michałem Zielińskim, że nauczanie w Polsce to fikcja, nie tylko w szkołach wyższych, ale także na niższych szczeblach edukacji. Od 1995 roku uczelnie wypuściły 4 mln absolwentów, co w ogóle nie przełożyło się na stan gospodarki. Przyczyn, jak zwykle, jest wiele.
Uczelnie wolą kształcić na kierunkach humanistycznych, bo te studia są najtańsze. Najlepiej jak studentów na tych kierunkach jest bardzo dużo, bo ministerstwo z kolei płaci uczelniom od ilości studentów. Ponadto studia w tych dziedzinach mają najgorsze przeliczniki – na kierunkach ścisłych jeden student liczy się za dwóch lub trzech w wykazach dla ministerstwa. Stąd też coraz niższe kryteria naboru, zwłaszcza że przychodzi niż demograficzny i z zapełnieniem kierunków na uczelniach jest coraz trudniej. Doświadczyła tego też moja macierzysta uczelnia. Na dodatek studentami stają się osoby coraz gorzej przygotowane do studiowania. Ale to temat na osobną dyskusję.
W efekcie w Polsce mamy co najmniej dziwną strukturę kształcenia – 2/3 studentów studiuje na szeroko rozumianych studiach humanistycznych, a tylko 1/3 na istotnych dla gospodarki kierunkach ścisłych.
Dochodzi do tego niski (na ogół) poziom kształcenia na uczelniach prywatnych, które w gruncie rzeczy są maszynami do kupowania niewiele znaczących tytułów, z których nic nie wynika, szczególnie dla ich posiadaczy. No może z wyjątkiem tego, że osoby te „mają papier”.
Ostatnia sprawa to zmiana systemu kształcenia narzucona przez Proces Boloński. Zmiana ta polega na podziale studiów na dwa etapy – studia zawodowe i magisterskie. Powoduje to sporo zamieszania i wymusza absurdalne zmiany, bo wcześniejszy pięcioletni program, trzeba jakoś wcisnąć w trzy lata, wyrzucając część przedmiotów już na okres studiów magisterskich lub w ogóle w niebyt.
Na uczelni uczę na ogół filozofii, a na moim macierzystym kierunku ontologii. Dawniej przedmiot ten realizowany był na III, a nawet IV roku, gdy student już miał ogólne wykształcenie filozoficzne. Obecnie zaś jest on w pierwszym semestrze roku II, gdy student przychodzi z ukończoną historią filozofii Starożytności i Średniowiecza. W efekcie nazwiska filozofów ważnych dla tej dyscypliny są mu obce trudno więc wykładać kwestie, które wymagają już wiedzy o filozofii nowożytnej, czy współczesnej. Doszedł do tego absurdalny na filozofii wymóg odbycia przez tych studentów praktyki zawodowej. A przecież filozof to nie zawód! Tyle tylko, że takie rozwiązania wymusza Proces Boloński.
W obecnej sytuacji każda reforma jest lepsza niż stan obecny, co niestety nie wróży dobrze reformie. Życzę więc Pani Minister, by reformę przeprowadziła i to z jak najlepszym rezultatem.
Grzegorz Pacewicz
Fot. Q Branch, Flickr (CC SA)
Komentarze
Nie damy rady Panie Grzegorzu
Kiedyś myślałem że zachęty ekonomiczne zachęcą do studiowania na kierunkach technicznych. Niestety to nie działa. Rekrutacja do politechnik nadal świeci pustkami. Za to na dziennikarstwo (SIC!) jest po 35 os. na miejsce.
Trzeba chyba po prostu likwidować studia humanistyczne. Ostro i arbitralnie ograniczać liczbę miejsc. I zabronić nieetatowości. Całkowicie.
Ale czy starczy czasu i odwagi w pojedynku z „mafią” profesorów? Nadziei mam coraz mniej.
Co do kierunków ścisłych w gospodarce – nie ma droznego systemu promocji inżynierów. W 80-latach bycie inżynierem oznaczało perspektywę wysokich stanowisk w gospodarce. Dziś nie ma wielkich przedsiębiorstw państwowych ani zjednoczeń, innowacji na dużą skalę i możliwości awansu po kierunkach technicznych. Managerami są ekonomiści i prawnicy. Stopień trudonści samych studiów jest dużo wyższy niż inne oferty na rynku:)) Stąd pewnie niewielu chętnych.
Co do paradoksów programowych – nie wiem czy nadal na Politechnice uczy się studentów pierwszego roku wektorowej teorii pola. To była masakra:))) Chyba żaden kierunek nie jest wolny od takich dziwactw.
Ja też list dostałem mimo, ze jestem niezależny i nie poczulem się wyróżniony, bo to uważam za oczywiste w stosunkach jako tako rozgarniętej władzy z jako tako rozgarniętym obywatelem.
Jak sie taki list dostaje to nie ma co dumać co z tym fantem zrobic, jak zareagować, tylko sie odwzajemnic w miare mozliwości. Jak ktos prosi o poradę to poradzić. Same życzenia nie wystarczą, trzeba dac im szanse aby się spełniły !
Nie rozumie, co zlego jest w studiach humanistycznych. Przeciez psychologia czy socjologia to np. podstawa marketingu, a martketing to integralne narzedzie dzialan ekonomicznych, a wiec w czym problem ?
Za duzo ludzi na dziennikarstwie ? Skoro ludzie chca czytac i ogladac media, to ktos musi tworzyc ich zawartosc (cokolwiek to oznacza), czy to informacyjna, czy nawet rozrywkowa. Mowia przeciez, ze dzis to nie biznes, ale show-biznes, prawda ?
Przyklady zarabiajacego na siebie „humanizmu” mozna mnozyc.
Innymi slowy: czy koniecznie trzeba ksztalcic hordy inzynierow, dla ktorych i tak nie ma pracy w przemysle, bo ten „wyjechal” do Chin czy do Wietnamu ? Dzis humanisci moga na rowni z inzynierami tworzyc wartosc dodana. Owszem, humanista nie wybuduje drogi czy samolotu, ale bedzie wiedzial jak podejsc do ludzi, zeby jeden czy drugi projekt sprzedac.
Nie pamiętam dokładnych danych, ale z początku tego roku były one takie, że w Polsce brakuje około kilkudziesięciu tysięcy inżynierów. Nie brak zaś ekonomistów, prawników, socjologów itp. W rodzinie mam dwóch inżynierów – mówią że nie ma żadnego problemu z pracą dla nich.
Obawiam się, że to wszystko nie jest takie proste. Liczba studentów nauk ścisłych jest w dość oczywisty sposób związana z tym, czego dzieciaki uczą się w szkole. A tutaj niestety należy stwierdzić, że nauki ścisłe są traktowane po macoszemu. Najgorsze jest to, że MEN zdaje się nie zauważać niczego kuriozalnego w sytuacji, gdy uczeń klasy o profilu mat-fiz ma więcej godzin religii niż fizyki.
Ciężko jest studiować coś, o czym prawie nic się nie wie. A nawet, jeśli już ktoś wybierze się na studia np. informatyczne, to bardzo szybko czeka go rozczarowanie, gdyż już na pierwszym semestrze okaże się, że informatyka jest bardzo ściśle powiązana z matematyką.
Nie do końca zgodzę się jednak z opinią dotyczącą szkół prywatnych, gdyż wydaje mi się ona czysto stereotypowa. Co prawda jestem absolwentem uczelni państwowej, ale znam kilku świetnych wykładowców, którzy na uczelniach prywatnych prowadzą zajęcia na naprawdę wysokim poziomie. Znam także przykłady zajęć na uczelniach państwowych, których poziom jest raczej żenujący, toteż unikałbym takich uogólnień. Nie zapominajmy także o studiach zaocznych na uczelniach państwowych, których poziomu i nastawienia na szybki zarobek nie można chyba porównywać nawet z uczelniami prywatnymi.
@Jacobsky:
Humanista nie tylko nie wybuduje drogi ani samolotu. Humanista nie zrozumie także budżetu firmy, nie przeanalizuje wpływu prowadzonych kampanii reklamowych na wzrost/spadek sprzedaży…
Gospodarki nie da się zbudować jedynie na usługach… Nawet w przytoczonym przez Ciebie przykładzie mediów bardzo szybko okaże się, że całość runie, jeśli nie będziesz miał odpowiedniej liczby chociażby informatyków, księgowych, ekonomistów, itd… A bynajmniej nie jest to mała liczba…
„Ostatnia sprawa to zmiana systemu kształcenia narzucona przez Proces Boloński. Zmiana ta polega na podziale studiów na dwa etapy – studia zawodowe i magisterskie. Powoduje to sporo zamieszania i wymusza absurdalne zmiany, ”
Takie bledne decyzje sa podejmowane lokalnie przez Rade Wydzialu, komisje i Dziekana. Minister nie bedzie decydowal czego uczy sie studentow na takim czy innym uniwersytecie.
Troche mnie przygnebia ten wpis. Nie mozna przeprowadzic reforme jezeli sami zainteresowani, naukowcy i nauczyciele akademiccy, podejmuja bledne decyzje a obwiniaja „procesy” a do tego nie chce im sie czytac projektow ustaw ktore ich dotycza.
Zgadzam sie, w wielu miejscach reforma nie wypali i te uczelnie lub wydzialy moga upasc. I dobrze.
doodge,
Twoje rozumowanie troche traca myszka, bo nie mow mi, ze kazdy umysl scisly zrozumie to wszystko, o czym piszesz na poczatku. Nie mow mi rowniez, ze socjolog nie bedzie potrafil odczytac tendencji ze slupkow, czy ocenic wynikow prowadzonego marketingu. Juz sam marketing jest w tej chwili osobnym kierunkiem studiow, i nie sa to bynajmniej studia, gdzie uczy sie wektorowej teorii pola, ale wlasnie psychologii czy socjologii, czyli raczej humanistycznej papki.
Zyje w kraju, gdzie „humanisci” nie takie rzeczy potrafia. Firmami zarzadzaja wielokroc prawnicy, ktorzy nawet nie potrzebuja MBA, zeby to robic z sukcesem. Raz jeszcze: do zrozumienia slupkow ze sprzedazy czy struktury budzetu nie potrzeba inzyniera czy kogos od nauk scislych. Potrzeba po prpstu kogos myslacego i wystarczajaco rozgarnietego. Co do budzetu, to o ile wiem, biegly ksiegowy to jeszcze nie zawod wchodzacy w kadr nauk scislych. Tam rowniez nie ucza wektorowej teorii pola czy termodynamiki reakcji chemicznych, a nauczana tam matematyka ma wymiar tylko i wylacznie w zastosowaniu do ksiegowosci. Nie trzeba mylic ksiegowosci z aktuariatem, gdzie siedza zawodowi matematycy od modelowania i obliczania ryzyka. I nie rozczulaj mnie, prosze, piszac, ze ekonomisci i ekonomia to nauka, a juz tym bardziej nauka scisla. O tym jak scisla swiadczy ilosc teorii ekonomicznych. I kazda z nich jest tak samo dobra….
Wcale nie twierdze, ze gospodarke da sie wybudowac tylko na uslugach. Ale czy dlatego trzeba produkowac dobra materialne na sile, po to tylko, zeby sie gospodarka nie zawalila ? Nonsens ! Poza tym sa uslugi i uslugi. Tu nie chodzi tylko o pizze czy naprawde butow, ale np. o obsluge serwisowa, naprawy, konsulting czy inne dziedziny aktywnosci gospodarczej, ktore nie sa wytworczoscia, ale raczej usluga, i to taka, na ktorej czesto mozna niezle zarobic. Na przyklad wymienieni przez Ciebie informatycy z reguly niczego nie produkuja. Gros z nich pracuje w uslugach, a sama informatyka to wciaz bardziej rzemioslo niz produkcja przemyslowa, gdyz programy pisze sie czesciej na konkretne zamowienie, niz tak sobie, dla napisania i postawienia na polce. Nikt nie produkuje np. uniwersalnego modelu strony internetowej czy uniwersalnej bazy danych. Ten towar robi sie jak smoking, na zamowienie, nawet jesli da sie skorzystac z bardziej lub mnie adekwatnych gotowcow. Jednak nawet i te trzeba umiec dostosowac i przerobic do aktualnych potrzeb wykonywanego projektu, do konkretnego zapotrzebowania, ktore na ogol nie jest zaspokajane przez produkty dostepne „na polkach”. Aby dany produkt uruchomic i zapewnic jego dzialanie potrzeba informatykow, ale to jest usluga, i nic wiecej. Tak trzeba moim zdaniem rozumiec uslugi w nowoczesnej ekonomii XXI-go wieku. I zareczam Ci, ze produkowanie programow TV czy inna aktywnosc medialna bedzie bardziej zywotna niz produkowanie telewizorow w kraju takim jak Polska. Produkcje telewizorow mozna przeniesc do Chin. Z produkcja medialna bedzie klopot. Co wiecej, nawet kiedy – jak piszesz – calosc runie, to predzej runie produkcja telewizorow niz ogladanie telewizji, skoro czestokroc bedzie to jedyna dostepna rozrywka dla upokorzonych bezrobotnych.
GP,
czy brakowalo inzynierow tylko dlatego, ze za malo sie ich ksztalci, czy dlatego, ze rowniez sporo z nich wyjechalo i wyjezdza do innych krajow ? Za praca, ze tak powiem, i jeszcze w czasie trwania studiow (np. w ramach wymiany, programow europejskich, itp) ?
Nie brakuje prawnikow ? To chyba normalne. Im bardziej zlozone stosunki spoleczne, tym wiecej regulacji prawnych. Ergo – tym wiecej prawnikow. Raz jeszcze: specjalistyczna usluga.
Poza tym ciekawe jest, ze wiekszosc dyskutantow krazy w ramach scislego kadru: inzynier – prawnik – informatyk – ekonomista… itp. A co z ksztalceniem kadr specjalistycznych dla rolnictwa ? Nie wszyscy w tej dziedzinie sa inzymierami, a z drugiej strony jest to produkcja per se, czesto specjalistyczna, i na dodatek nie dajaca sie tak latwo „wyeksportowac” do kraju tanszej sily roboczej. Byc moze ten schematyzm odwierciedla jeden schemat myslowy, ze jak nowoczesnosc, R&D, to koniecznie komputer, network, sterylna fabryka, biale kombinezony i biale kolnierzyki. A przeciez np. agronom to nie humianista, ale tez nie inzynier czy naukowiec. To konkretny zawod wymagajacy studiow, rozumienia nie wasko rozumianej specjalizacji, ale szerokiego zakresu zagadnien, do biologii i ekologii, po ekonomie i marketing.
Pozdrawiam.
GP bardzo slusznie napisal, ze nauka i szkolnictwo to nie to samo. W Polsce wyjatkowo czesto myli sie problemy nauki z problemami tzw. szkolnictwa wyzszego. Ot chyba semantycznie nauka kojarzy sie nam od razu ze szkola.
Im bardziej szkolnictwo wyzsze przestaje byc – co raczej nieuniknione – „wyzsze”, tym lepiej widac, ze reformy nauki i szkolnictwa nie da sie sprowadzic do wspolnego mianownika.
O ile nie mam watpliwosci, ze nad Wisla potrzebne jest szeroko dostepne szkolnictwo wyzsze, o tyle nie wiem czy potrzebna jest panstwowa nauka uprawiana, na sile, przez wszystkich nauczycieli akademickich. I czy osoba decydujaca o dydaktyce w danej jednostce powinna decydowac o profilu badawczym tej jednostki. To jednak zasadniczo rozne talenty.
?Polska czeka na Nobla? – debata o polskiej nauce?
prof. Michał Heller -? W jego opinii, opartej na blisko półwiecznym doświadczeniu dydaktycznym, aż 80 proc. studentów to analfabeci,?
Ciekawe, bo w mojej opinii aż 80 proc. ?profesorów? to analfabeci. Więc może jest prosta zależność między analfabetyzmem profesorów i studentów. Na 1 % analfabetów profesorskich przypada ok. 1% analfabetów studenckich ! Żeby zmniejszyć populację studentów -analfabetów trzeba by zmniejszyć populację profesorów-analfabetów. Rzecz w tym, że tacy prof mają prawa nabyte do uczenia innych analfabetyzmu, więc raczej analfabetów, mimo wzrostu nakładów na naukę – przybywa, tym bardziej, że tych co uczyli rozumienia słowa pisanego z systemu wyrejestrowano, a jeśli nie, to i tak nie zawsze mają oni prawa nabyte do uczenia czytania ze rozumieniem. Jednym słowem jak tak dalej pójdzie to mamy szanse aby osiągnąć wkrótce poziom 100 % analfabetyzmu i to moze nam starczyć na (anty)Nobla .
@ jw:
Antynoble nie sa wcale zle. Wiekszosc Ig-Nobli to zupelnie fajne badania, ktore maja po prostu smieszny dla laika tytul. Kilka lat temu byl przyznany Ig-Nobel za badania aktu seksualnego przy pomocy tomografu czy innej maszynki pokazujace co sie dzieje w srodku ciala ludzkiego. To tak jakby smiac sie z tego, ze sie oglada w tomografie prace ludzkiego mozgu (zreszta powinno prowadzic sie takie badania ogladaja nie tylko dolne czesci ludzkiego organizmu, ale wlasnie i mozg). Podobnie w innych dziedzinach. Ig-nobel dla Wojtka Kupczuka (ekonomia) byl calkiem waznym etapem w jego karierze naukowej w USA.
Problem w tym, ze troche przymuleni dziennikarze robia z Ig-Nobla posmiewisko. A nie jest to wcale posmiewisko, tylko dobry kabaret. Na poziomie „Zielonej Gesi”. Tylko recenzenci sa zwykle beznadziejni.
Jacobsky,
Mój uniwersytet powstał z połączenia m.in. Akademii Rolniczo-Technicznej, która kształciła właśnie kadry dla rolnictwa i całej otoczki przetwarzania żywności. 😉
GP,
to dlaczego piszesz tylko o „…szeroko rozumianych studiach humanistycznych…” i o „… istotnych dla gospodarki kierunkach ścisłych” ?
😉
Tezy i dane z artykułu z Wprost.
@doodge:
Ja też znam świetnych wykładowców uczących w szkołach prywatnych, ale nawet świetni wykładowcy są w stanie tylko nauczać, a nie oświecać. Tymczasem jak dotąd statystyczny student szkoły prywatnej jest mniej rozgarnięty od statystycznego studenta płatnego szkoły publicznej, a ten od statystycznego studenta dziennego tej samej szkoły. Wynika to stąd, że uczniowie lepsi na maturze mają mniej ograniczony wybór, więc po co mają wybierać studia płatne. Wciąż ci świetni wykładowcy szkół prywatnych uczą równocześnie na bezpłatnych studiach publicznych, więc kiedy przyszły student ma wybierać, czy studiować u świetnego wykładowcy XY w Wyższej Szkole Sepulkowania wydając na to parę tysięcy zł rocznie, czy u tego samego wykładowcy XY na Wydziale Sepulkowania Uniwersytetu, mając te parę tysięcy na przehulanie albo inwestycje, wybór wydaje się oczywisty.
@Jacobsky
Z tymi prawnikami to chyba coś ci nie wyszło. Gdyby zapotrzebowanie na prawników było tak duże (bo wzrost regulacji i potrzeba kogoś, kto to będzie ogarniał), toby ich właśnie brakowało, bo wszyscy byliby od razu wchłaniani przez rynek pracy.
nie ma inżynierów, bo w gimnazjach i liceach fizyka i chemia to przedmioty raczej teoretyczne nic nie uczą i nic nie potrafią nauczyć.
Wlasnie, o co chodzi z tymi nauczycielami przedmiotow scislych. Myslalam, ze tylko ja mialam takich nikomunikaatywnych ale czytajac wypowiedzi ludzi na forach przekonuje sie, ze moje doswiadczenie nie jest wyjatkowe. Brak dobrej woli? Wyjatkowe lenistwo „scislakow”
Do doodg’a:
Jestem wlasnie takim humanista, ktory moze i nie zbuduje samolotu (z budowa drog nie tak latwo ustapie) ale budzet swojej firmy rozumiem bardzo dobrze skoro sie juz 10 lat kreci, analizuje wplyw reklamy na spadki i wzrosty obrotow, wiem ile procent obrotu na nia wydac a nawet kiedy nic nie wydac itp. Do tego nie potrzeba nawet czytac fachowych publikacji (powachalam jedna-50 stron szczegolu i 300 str zapelniaczy). Jak mowi Jakobski do czytania slupkow potrzeba jedynie checi myslenia.