Niepojętość początku
Jak świat może się wziąć z niczego? Jest to niemożliwe (zdaniem Hegla).
Filozofia Georga Wilhelma Friedricha Hegla jest bardzo dziwna i doczekała się wielu jakże różnych ocen – od skrajnego wręcz uwielbienia po skrajną negację. Trzeba przyznać, że pojąć jej meandry jest faktycznie bardzo trudno, o ile jest to w ogóle możliwe, tak bardzo odbiega ona od zwykłego, zdroworozsądkowego myślenia. Sam Hegel miał ponoć powiedzieć, że był tylko taki jeden, który go pojął, a i ten go nie zrozumiał. Zaś na uwagę, że fakty nie potwierdzają jego filozofii, miał powiedzieć: „Tym gorzej dla faktów”.
Jednak nie o filozofii Hegla chcę tutaj pisać, lecz o pewnym rozumowaniu, które on przypomniał w „Nauce logiki”. Chodzi mi o niemożliwość początku, a początku świata w szczególności. Niemożliwość początku świata, i analogicznie także każdej rzeczy, wykazuje się w tym rozumowaniu w ten sposób. Na początku mamy alternatywę: świat może się zaczynać wtedy, gdy coś już jest, lub też może się zaczynać, gdy nie ma nic. Ale w tym pierwszym wypadku, jeśli coś już jest, to świat nie może się zaczynać, bo już świat jest jako właśnie to coś. Więc jest to niemożliwe.
Zaś w tym drugim wypadku świat zaczynałby się z niczego. Jest to niemożliwe, ponieważ w tym wypadku nic musiałoby zawierać w sobie chociażby cień jakiejś treści, jakąś afirmację bytu, jakąś zasadę, z której miałby się wziąć świat. Wtedy jednak nic nie byłoby już niczym, lecz czymś, bo zawierałoby w sobie jakąś pozytywną treść. Stąd wniosek, że w obu tych wypadkach początek jest niemożliwy: Nic nie może się rozpoczynać ani wtedy, kiedy coś jest, ani wtedy, kiedy go nie ma.
Przyznam, że argument przypomniany jedynie przez Hegla (nie on jest jego twórcą) jest dość zawiły. W ostateczności wszystko można sprowadzić do początku czegoś (bytu) z niczego. Ale jak pokazuje Hegel jest to niemożliwe, ponieważ by nic mogło zapoczątkować coś, musiałoby zawierać w sobie jakąś pozytywną treść, ale wtedy przestaje być niczym. Dlatego argument ten bywał traktowany jako przemawiający na rzecz wieczności świata. Jak świat może się wziąć z niczego? Jest to niemożliwe. Istniejące bierze się z istniejącego.
Sam Hegel rozwiązanie tej trudności widział inaczej. Jego zdaniem cały problem bierze się z absolutnej odrębności pojęć bytu i niczego. Zasada ich radykalnej odrębności jest przesłanką tego rozumowania i dlatego Hegel ją odrzuca na rzecz innej, paradoksalnej, ale bardzo charakterystycznej dla niego tezy, że byt i nic są tym samym. O tezie tej mogę napisać kiedy indziej, o ile zajdzie taka potrzeba. Na razie tyle nam wystarczy, że przesłanka całego argumentu – całkowita odrębność bytu i niczego – może być wątpliwa.
Jakie z tego wypływają wnioski? Myślę, że co najmniej dwa. Po pierwsze, że wszelki początek jest często rzeczą umowną. Bo z jednej strony nie sposób twierdzić, że nie ma początków, wszak z początkami mamy cały czas do czynienia: początek dnia, początek pracy nad czymś, początek weekendu i tak dalej. Z drugiej strony w wielu przypadkach początek jest wskazywany arbitralnie. Metaforycznie rzecz ujmując, dzień zaczyna się wtedy, gdy noc jest najgłębsza, bo od tego momentu z każdą chwilą robi się coraz jaśniej, aż w końcu nastaje świt i nowy dzień. Lub innymi słowy, wszelki początek zawiera w sobie i koniec, tak jak koniec jest na ogół początkiem czego nowego. Kiedy więc mamy do czynienia z początkiem, jest rzeczą pewnego wyboru.
Po drugie, początek jest przynajmniej z pewnego punktu widzenia czymś niepojętym. Myśl ta jest mi szczególnie bliska, gdy patrzę na dzieci – mojego syna czy dzieci moich znajomych. Oto nie było ich, a są. Cud, który nie przestanie mnie chyba nigdy dziwić.
Grzegorz Pacewicz
Komentarze
„Tym gorzej dla faktów” zdaje się powiedział też któryś z dygnitarzy sowieckich. I to mój komentarz do Hegla… 😉
PS
Uznanie czegoś za „cud” jest też wskazaniem najzupełniej arbitralnym…
Warto zauważyć, że kwestia początku jest wyobrażeniem chrześcijańskim i w związku z tym ważnym dla filozofów (i naukowców) tej kultury.
W Azji np. zakłada się raczej, że czas nie ma początku.
Cały zaś wywód Hegla sprawia wrażenie „pułapki ukośnych luster”: najpierw tworzymy pojęcia, które definiują się wzajemnie, a potem poruszamy się w ich kręgu i tracimy kontakt ze światem zewnętrznym.
Art63,
Nie tylko dla chrześcijaństwa, ale w judaizmie to zagadnienie jest obecne w sposób bardzo wyraźny i dopiero dzięki temu pojawia się w chrześcijaństwie. Generalnie dla filozofów antycznych kwestia początku nie istnieje, w tym sensie, że o ile dobrze myślę, wykorzystują oni rozumowanie, które przytacza Hegel. Ale jeśli je wykorzystują, to znaczy, że pytanie o początek przynajmniej się pojawia.
Natomiast dziwi mnie w ogóle jedno – sądziłem, że dość wyraźnie zaznaczyłem, że to nie Hegel wymyślił to rozumowanie i że on właśnie z nim się nie zgadzał. Tzn. sądził, że absolutyzacja pojęć bytu i nicości prowadzi do antynomii przypomnianej przeze mnie we wpisie. Sam zaś o tym rozumowaniu przypomniałem sobie, właśnie gdy gdzieś tam w podróży dla rozrywki zacząłem się zastanawiać czy czas może mieć początek.
@Art63
ten fragment o jedności bytu i nicości właśnie natychmiast skojarzył mi się z buddyzmem zen 🙂
Początek nie istnieje, w podobny sposób, jak nie istnieje czas. Czas jest przecież czymś w rodzaju współczynnika kierunkowego w równaniu.
O początku świata trzeba by myśleć „outside the box”, ale to z oczywistych względów nie jest możliwe. Rozważania Hegla przypominają mi taki obrazek Raczkowskiego o dwuwymiarowych postaciach z komiksowego paska.
Albo mogło by to być coś jak w Odysei Kosmicznej 2001 Clarka.
Z tym, że to „tym gorzej dla faktów” to było, o ile pamiętam, ciut inaczej. Tak mianowicie, że Hegel na początku kariery popełnił jakiś tekst o astronomii i z wyliczeń wyszło mu właśnie coś, czego być nie powinno. I to był jego komentarz do uwagi studenta, który nieco „za bardzo” wczytał się w obliczenia mistrza. Oczywiście nie zmienia to sensu cytatu, ale – tak na marginesie – zawsze wydawało mi się, że te słowa są jakimś praszczurem marksowskiej 11 tezy o Feuerbachu – tej, która mówi, że filozofowie dotąd tylko rozmaicie interpretowali świat, a tymczasem idzie o to, by go zmienić.
Ja zawsze miałem wrażenie, że Hegel rozważaniami, które przypomniał GP tylko odświeżył i unowocześnił Parmenidesa. Taki „czysty” Byt rzeczywiście niczym się nie różni od Nicości. Tym jedynie, że istnieje, ale przecież z Kanta pamiętamy, że istnienie nie jest predykatem, w związku z czym nie „robi różnicy”. Książka tylko pomyślana nie różni się żadną cechą od książki istniejącej.
I na koniec – bardzo się cieszę, że GP wreszcie cokolwiek o Heglu napisał i niech się GP nie sugeruje wichrzycielami, którzy Hegla przez stalinowskich dygnitarzy czytają 😉
Dzięki Komerski za dobre słowo na koniec. 🙂 Hegel to filozof trudny (szalenie abstrakcyjny) i dlatego trudno o nim się pisze.
A co do tego, że istnienie nie robi różnicy, to jednak robi różnicę, czy ksiażka jest czy też tylko się o niej myśli. Tyle tylko, że różnicę tę nie sposób wysłowić. Tak przynajmniej ja odczytuję myśl Kanta.
Najwyzsza pora aby przestac fascynowac sie nieodpowiedzialnymi wypowiedziami zasuszonych akademikow. Jestesmy juz para lat po okresie heglowskim a niektorzy nawet sa juz po okresie marksizmu-leninizmu jak to widac z wypowiedzi. Przestanmy wiec wreszcie cmokac na temat banalnych wynurzen starych becwalow! Natura kazdego dnia dostarcza nam przykladow powstawania nowych samorganizujacych sie podsystemow w formie zarodkow zycia (embrionow), w nauce, na szczescie nie codzien, pojawiaja sie nowe intelektualne twory teoretyczne a technicy do znudzenia generuja coraz to nowe gadzety, bez ktorych podobno zycie jest niemozliwe. Wszystko to sa przyklady powstawania nowych bytow i wszystkie one maja ta wspolna ceche, ze aby powstaly potrzebne byly uprzednio zebrane materialy, program konstrukcji a takze inteligencja inicjujaca. Mysle, ze taki sam algorytm musial dzialac rowniez w skali kosmicznej. Mozna natomiast sie zastanawiac nad tym czy rownania ewolucji Kosmosu sa odwracalne i czy istnieja w nim zasadnicze prawa zachowania czy tez nie. Przyjemnych rozwazan.
GP: No tak, źle się wyraziłem. Różnica jest, ale nie na poziomie pojęciowym, tylko pragmatycznym.
Bobola napisał: „Mysle, ze taki sam algorytm musial dzialac rowniez w skali kosmicznej.”
No, skoro tak myślisz, to bez wątpienia tak jest. Argument zaiste nie do podważenia.
A tak a propos, to nie używasz polskich liter w ramach pokuty, czy walki z heglomarksizmem?
Komerski – ok.
Mnie dziwi coś innego. Negatywne głosy o Heglu padają często z ust ludzi, którzy w życiu nie mieli jego książek w ręku. Zresztą jest to uwaga ogólna nie tylko do Hegla.
W każdym bądź razie sam przez długi czas miałem również ogromny dystans do Hegla i tylko dziwiło mnie, że wielu filozofów czy historyków filozofii o poziomie jego filozofowania wypowiadało się z szacunkiem. Oczywiście z wieloma rzeczami można się u niego nie zgadzać, ale to nie jest bredzący stary bęcwał. Nawiasem mówiąc czy człowiek 50-letni to człowiek należący już do kategorii starców? A do 50 Hegel napisał większość swoich ważnych prac.
GP: Dziwi cię to? Mnie nie dziwi. U nas w Polsce już tak jakoś jest, że każdy się na wszystkim zna i na dodatek wie, że tylko on (ewentualnie jeszcze namaszczone przezeń osoby) mają rację, a reszta to durnie i bęcwały.
Problem Hegla to moim skromny problem lenistwa. Języka jakim się posługiwał trzeba się nauczyć, zanim zacznie się rozumieć „co filozof miał na myśli” Tak samo jest z – podobnie traktowanym – Heideggerem. I większości się po prostu tego nie chce. Łatwiej jest zwyzywać, zlekceważyć… albo wyśmiać. To typowa reakcja dzieci na coś, czego same nie potrafią. „Ee tam, to głupia zabawa dla starych bęcwałów” – mówi czterolatek widząc jak starsi grają w szachy.
Dziwi mnie to tylko retorycznie. 😉
50 lat w czasach Hegla to już było ho ho. Zaś co do języka Hegla czy Heideggera to przecie dokładnie to samo mozna powiedzieć choćby o języku rozmaitych „sztuk” współczesnych – oczywiście, że aby odczytać jakiś awangardowy tekst należy się najpierw obyć z językiem takich tekstów, i wtedy byc może nawet doznamy olśnienia „jasnością myśli”. Dla mnie to jest jednak sztuka dal sztuki – jak już kiedyś zauważyłem, gdyby Hegel czy Heidegger swoich teorii nie wymyślili, to dla poznania świata nie miałoby to żadnego znaczenia i o większości wymyślonych przez nich pojęć i problemów nikt by nigdy nie usłyszał – tak samo jakby nikt nie usłyszał o Harrym Potterze, gdyby nie pani Rowling. A gadać można o wszystkm. Do woli.
PS
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kota! 😀
I jeszcze słowo o „czterolatkach”. Otóż moja awersja do „heglów” bierze się i stąd, że tego typu tekstami zaczytywałem się mając lat naście (tudzież tekstami egzystencjalistów, ale do tych akurat został mi jakiś sentyment) – to w sam raz kwestie na wiek dorastania, ciemne i pokrętne, a jednocześnie łudzące głębią, tajemnicą i „ostateczną prawdą”. A gdy dorosłem, stwierdziłem, że tylko traciłem czas – gdy w kwestiach „realnych” (nauk empirycznych) istnieją obszary do poznania wręcz niezmierzone, wymysły paru filozofów to sprawa dobra dla „arystów” (czyli innego rodzaju „leniwych”…). Jako kwestie filozoficzne można to wałkować w nieskończoność – co też i tu się czyni – jednak z nauką nie ma to moim zdaniem nic wspólnego.
errata
artystów nie „arystów” – bo sobie kto jeszce co pomyśli… 😆
Wiele ciekawych rzeczy w nauce i technice na początku nie miało żadnego praktycznego znaczenia. Rozważania Hegla też mogą nie mieć takiego znaczenia, ale gdy się je przyłoży na przykład do pytania gdzie jest początek świata nie w sensie czasowym, ale przestrzennym, nagle okazuje się że mają sens.
Mi z kolei nie podoba się podejście, że wszystko musi mieć jakiś wymiar praktyczny, Chyba nie od tego wzięła się nauka… Albo że wszystko musi dać się jednoznacznie rozwiązać. A niby czemu tak ma być? Niektóre pytania są ciekawe właśnie dlatego, że nie da się ich jednoznacznie rozwiązać.
@GP,
Jeszcze w sprawie początku czasu. O jaki czas chodzi? Czy chodzi o jakiś kosmiczny taktomierz istniejący niezależnie od obserwatora, czy może o nasze wyobrażenie początku?
Korzystam z okazji aby polecić ostatnią książkę W. Pielewina „EmpireV”. Co prawda początkiem ludzkości zdaniem autora był lot wielkiej nietoperzycy:-), ale pojawiają się w nie echa głównych prądów filozoficznych w bardzo nieoczekiwanej formie.
GP,
ale przecież Ty własnie przydajesz wywodom Hegla wymiar praktyczny. Ja nie twierdzę, że go w ogóle nie ma, ale że ma on charakter artefaktu. Jak się napisze tom o tysiącu stronach, to siłą rzeczy znajdą się tam i myśli godne uwagi. I oczywiście nie wszystko musi dac się rozwiązać – bez problemu wymyslę na poczekaniu dziesięć zagadek, które nie dadzą się rozwiązać 🙂 Czy będą ciekawe, nie wiem…
Co do przestrzennego początku świata, to samo pytanie o początek może nie mieć sensu – niezaleznie czy odpowiedzi będą Heglowskie, czy jakiekolwiek inne – tak jak nie ma sensu pytanie o początek przestrzenny kuli ziemskiej. Wszechświat może być taką bańką (a z obserwacji wynika bodaj, że ma kształt torusa, co w sumie na jedno wyjdzie) i pytanie o początek jest po prostu „złym pytaniem”. Zresztą z początkiem czasowym może być podobnie, nawet przy założeniu poprawności hipotezy Wielkiego Wybuchu. Zdaje się Hawking to tłumaczył jako pytanie o to, co jest na południe od bieguna połudnoiowego: możemy iść w kierunku bieguna, tak jak możemy się cofać w czasie, ale gdy juz tam dojdziemy, to i żadnej granicy tam nie zastaniemy, i możemy iść wciąż dalej, tyle że będzie to już znowu „droga na północ”. Współczena kosmologia i fizyka kwantów obfitują w zagadnienia, o jakich się Heglowi czy Heideggerowi nawet nie śniło (bo śnić się mogą tylko „przedstawienia” tego, co już podmiotowi dane). Niestety blogowy fizyk zjawia się rzadko, a jak już to rzuca ogólniki… 😉
Wracając do tematu początku, to jego „nielokalozowalność” mozna wykazać i bez odwoływania się do Hegowskich bytów. Wynika to z braku ścisłej definicji tego, „co ma mieć początek”. Życie, rzeka – te pojęcia nie mają jasnych definicji. I być może nie mogą mieć (przynajmniej innej niż ustalonej przez właściwy paragraf), a cały problem leży w skłonności człowieka do kategoryzacji, człowiek „widzi” początki, bo mu to potrzebne do zachowania psychicznego dobrostanu, bo to upraszcza i ujednoznacznia świat. Ustalenie początków to wytyczenie granic, w większości wypadków będzie to tylko kwestia umowy.
Art63,
O czas pozapodmiotowy mi chodziło.
Hoko,
Z tymi zagadkami to spróbuj. Zobaczymy, czy będą ciekawe. 😉
Hoko: No, wszystko pięknie. Hegel penicyliny nie wynalazł. Nikt też po przeczytaniu „Fenomenologii ducha” nie wybudował mostu, ani nie nakarmił wioski w Darfurze. Tylko co z tego? Dokonaniem Hegla było przede wszystkim stworzenie narzędzi pojęciowych, które ożywiały intelektualną Europę przez szmat czasu, a i do teraz nie wszystkie zwietrzały.
Zarzut, że Hegel nie przyłożył się do rozwoju nauk empirycznych jest chyba trochę chybiony, bo przecież H. nie tym się zajmował. Nie można piekarzowi wypominać, że kiepsko gra na waltorni.
Można natomiast zastanowić się, czy gdyby nie było Hegla, to czy powstałaby nowoczesna lewica, związki zawodowe i czy istniałyby takie rzeczy jak instytucja ubezpieczeń społecznych.
A moje sformułowania typu „czterolatkowie” i „leniuchy” miały dobrze określony krąg adresatów, który wcale nie obejmuje wszystkich osób nie ceniących sobie Hegla 🙂
Art: To już wyszło? Fantastycznie! Pielewin jest doskonały.
Hegel postawil problem kreacji nowych bytow ale go nie rozwiazal. Obserwacja, ze poczatek czegokolwiek, swiat czy wszechswiat wlaczajac, jest niemozliwy jest w sprzecznosci z doswiadczeniem. Jak wspomnialem wyzej , niemal codziennie powstaja nowe byty. Rozwazajac takie ciagi kreacji mozemy tez dowodzic heurystycznie tego, ze wszechswiat mial swoj pocztek w czasie i swojego stworce. Rozumowanie indukcyjne nie jest absolutnie pewne ale w naszej sytuacji nie ma innej alternatywy zwlaszcza jesli chodzi o takie wyjatkowe dla nas zdarzenie jakim bylo powstanie Kosmosu. Co jest istotne to to, ze dla zaistnienia nowego bytu nie wystarcza sama potencjalna mozliwosc jego zaistnienia w formie np. dostepnosci materialow czy istnienia planow. Konieczny jest tez impuls sprawczy dostarzony przez inteligencje zainteresowana w kreacji owego bytu.
Hegel nie negował możliwości nowego – to co przypomniałem, było rozumowanie, z którym właśnie on się nie zgadzał. 😉
To Harry Potter jest postacią fikcyjną 😯 ? Moja wizja świata runęła właśnie jak domek z kart…
Na duchu podtrzymuje mnie już tylko świadomość, że środek wszechświata nadal jest ruchomy, w końcu się przemieszczam, przed chwilą byłem w kuchni…
hlmi: wybacz, ale nie mogłeś być w kuchni. Jesteś tylko zlepkiem pikseli na moim ekranie, a one nigdy z niego do kuchni nie wychodzą 🙂
W najlepszym wypadku obaj jesteście zlepkiem atomów. 😉
komerski,
podoba mi się, że zanegowałeś moje pójście do kuchni, ale nie zanegowałeś, że jestem centrum wszechświata. W sumie nieźle jak na początek 😉 .
Zresztą, skąd wiesz, jakie harce wyprawiają piksele, gdy nie patrzysz? Chyba, że uważasz, że gdy nie patrzysz, ich nie ma, ale to by było strasznie egocentryczne z Twojej strony…
Komerski,
to ja nie zarzucam Heglowi, że się „nie przyłożył”. Nikt się nie musi do niczego przykładać. Sęk w tym, że te „narzedzia pojęciowe” to w znacznej mnierze gra słów, u Hegla może jeszcze rzeczywiście trochę mniej, bo i nawet nowoczesna metodologia się do niektórych pojęć odwołuje, ale u Heideggera niemal wyłącznie. Zauważ, że i Ty i GP jakoś tam w tych „pojęciach” gustujecie (jeden za sprawą Marksa 😉 drugi – Teilharda), natomiast gdyby na miejscu GP był jakiś zwolennik filozofii analitycznej, toby zanegował i dorobek filozoficzny tych panów jako metafizyczny bełkot (czyli pomieszanie języków w ujęciu Wittgensteina), a nie tylko, jak ja, ich związki z empirią.
Te „nowoczesne” jak to nazywasz powstałyby – nawet gdyby nie było Marksa. Bo to niejako leżało na drodze cywilizacyjnego rozwoju. Może później, może w innych nieco kształtach, może oparte na nieco innych „słowach”. (Tak samo jak pewnie powstałoby „rozumowanie dialektyczne”, bo ono przejawia pewne cechy uniwersalne.) Lecz „filozofia ducha” o takich założeniach jak u Hegla by nie powstała, bo to artefakt nie cywilizacyjny lecz mentalno-osobniczy.
GP
wymyślę zagadkę, a potem następne pokolenia będą dociekać jej ukrytych sensów? To już lepiej niech się zajmą czymś pożytecznym… 😆
hlmi,
do „systemów” Hegla czy Heideggera bardziej niż Harry Potter pasuje „system” Tolkiena… 🙂
A więc jednak praktycyzm górą.
A tak na serio już – ja nie jestem miłośnikiem Hegla i są rzeczy u niego, które mi się nie podobają. Podobnie jak u innych. Ale jak widzę coś ciekawego, to czemu o tym nie mówić? I nie sądzę, żeby to były zagadki dla samych zagadek. Filozofy o czymś jednak mówią.
Na serio – spróbuj wymyślić taką, która się utrzyma, o której będzie sie gadać za lat sto, albo tysiąc. 🙂
Porównanie do Tolkiena myślę, że nobilitujące.
Ps. Ponoć Husserl o Traktacie Wittgensteina mówił, że to filozoficzne przedszkole.
Dla astrologa dowolna teoria fizyczna może być „przedszkolem” i banałem, bo on opreuje w zupełnie innych światach… 🙂
Dla kogo nobilitujące? Dla flozofów czy pisarza?
Co do zagadki – spoko. Tylko chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że takie ponadczasowe dzieło wymaga zachodu, więc trochę to może potrwać…
Hoko napisał: „to niejako leżało na drodze cywilizacyjnego rozwoju.”
Śmiała teza, jak na empiryka.
Hoko,
Mamy czas…. Ale chyba nie porównujesz Husserla do astrologów? Gdzie Rzym, a gdzie Krym…
Nobilitujące dla panów H. – opowieści Tolkiena stawiam na równi z klasykami literatury. I wbrew pozorom one mają bardzo dużo związku z rzeczywistością.
GP:
„Nobilitujące dla panów H. – opowieści Tolkiena stawiam na równi z klasykami literatury. I wbrew pozorom one mają bardzo dużo związku z rzeczywistością.”
Jasne, że mają. Nawet na blogu nietrudno spotkać trolla.
Komerski,
w dzisiejszych czasach raczej truizm 🙂 Postęp cywilizacyjny ma własną dynamikę, a ludzkie działania sprowadzają się najczęściej do modelowania niuansów, a wpływ silny występuje tylko w obszarze „wypadków politycznych”. Gdyby nie zjawił się Einstein, to jego teorie opracowałby kto inny, one zresztą juz przed nim wisiały w powietrzu. Gdyby nie Marks, to na stosunki kapitalista-robotnik zwróciłby uwage kto inny – i wielu zwracało, tylko że głos Marksa okazał się być najsilniejszy, gdyby jego nie było, wybiłby się pewnie kto inny. Oczywiście w takim wypadku historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej i byśmy tu ze sobą nie gadali, ale to już sprawa odrębna.
GP,
nie porównuję, a tylko zwracam uwagę, że Wittgensein mógłby ten zarzut z łatwością odbić.
Co do Tolkiena to ja za nim akurat nie przepadam, więc gdybym się na bezludnej wyspie znalazł tylko z tomami Hegla i Tolkiena, to chyba mimo wszystko wybrałbym tego pierwszego… 😆 A związki z rzeczywistością u Tolkiena… chyba tylko w psychologizmie postaci, ale to można uzyskać w każdym gatunku.
Hoko: jaki truizm? Przecież to są silnie metafizyczne tezy, których empirycznie, czy jeśli wolisz, naukowo, uzasadnić się nie da. Choćby to zdanie: „Postęp cywilizacyjny ma własną dynamikę” Nie dość, że zakładasz tu istnienie postępu, to jeszcze znasz skądś jego dynamikę…
I jeszcze „Gdyby nie Marks, to na stosunki kapitalista-robotnik zwróciłby uwage kto inny” i „gdyby jego nie było, wybiłby się pewnie kto inny”. A skąd wiesz? Ja mam niejakie wrażenie, choć rzecz jasna mogę się mylić, że właśnie tego typu rzeczy mógłby mówić heglista, a nie twardo trzymający się faktów naukowiec.
Komerski ma bardzo dużo racji i co ciekawe to, co piszesz Hoko o postępie to niemal czysty Hegel, którego później przepisał Marks: historia jako ruchome schody.
Komerski,
a teza metafizyczna nie może być truizmem? To przecie tyle, co banał, nawet jeśli nie ma zasięgu globalnego. 🙂 Dla mnie te sprawy to oczywistość, za nietrywialne uznałbym razczej twierdzenie, że bez Einsteina czy Marksa historia w pewnych obszarach nie posunęłaby się do przodu.
„Postęp cywilizacyjny” to po prostu kolejne stadia jakie cywilizacja przechodzi (a chyba uznasz, że coś się zmienia; a skoro się zmienia, to mamy proces; a każdy proces posiada taką czy inną dynamikę; wystarczy takie uzasadnienie, czy potrzebujesz wzorów? 😆 ). I ten postęp nie ma nic wspólnego z postępem jako wznoszeniem się czy doskonaleniem – mówimy trochę innymi językami.
GP,
to nie Hegel, tylko teoria układów dynamicznych 🙂 Różnica jest taka, że Hegel zakładał celowość i intencjonalność (w jakimś sensie chyba nawet intencjonalność, którą nazwałbym intencjonalnością ksobną), gdy tymczasem w nauce jest tylko statystyka. Również pojęcie „postępu” jest tu inne – w pierwszym przypadku jest to „doskonalenie”, w drugim wykorzystywanie wszelkich dostępnych możliwości. Tym samym sposobem, działa też „postęp” ewolucyjny.
Generalnie spór o znaczenie i wyjątkowość jednostek jest sporem humanisty z technikiem… 😉
Hoko: Ależ nic mi już więcej nie potrzeba. Po raz kolejny okazało się, że rację mieli kołowiedeńczycy twierdząc, że jeśli się raz na zawsze zdefiniuje pojęcia to znikną konflikty 😉
Ale z tą intencjonalnością i celowością u Hegla (o ile rozumiesz przez nią jakąś intencjonalność i celowość różną od ludzkiej) to bym uważał.
I nie mogę powstrzymać się od – luźnego i nienaukowego – skojarzenia, że termin „teoria układu dynamicznego” jak ulał pasuje do fenomenologii ducha 🙂
Hoko,
Nie ma znaczenia czy nazwiesz to teorią dynamiki układów czy dialektyką ducha. To jest to samo – heglizm.
Tak też jak nie ma znaczenia, czy nazwiesz to dialektyką ducha czy Władcą pierścieni. To jest to samo – fantasy.
Hoko, a więc swoją pochwałę postępu wyraziłeś niechcący, w ferworze dyskusji, mając na myśli czysto literackie treści bez odniesienia do rzeczywistości? 😉
Tak trochę off topic:
Czy Hegel nie ma przełożenia na nauki empiryczne? Jako informatyk-programista polemizowałbym. Zainteresowanych odsyłam do konceptu programowania obiektowego (obecnie najpopularniejszego)