Jak drewno w wodę
Martwe drewno to wbrew pozorom bardzo żywy temat. Zdarza mi się być na spotkaniach dotyczących ochrony przyrody, gdzie dyskusja jakoś niemrawo sobie idzie, aż dojdzie do kwestii martwego drewna. Ekologom wtedy przed oczami staje co najmniej parkowa część Puszczy Białowieskiej, gdzie drzewa rosną, aż padną, a dno lasu pełne jest opadłych gałęzi i zwalonych pni. Leśnikom z kolei staje niemal plantacja, gdzie nie ma szans na zgnicie czy spróchnienie choćby gałązki, co byłoby nie tylko marnotrawstwem, ale i matecznikiem korników.
Różni ekolodzy też zresztą mają różną skłonność negocjacyjną. Specjaliści od niektórych owadów i grzybów zadowoliliby się nawet martwym drewnem w postaci chrustu i pniaków. Botanicy jednak podkreślają, że to zwalone pnie stanowią osłonę dla siewek przed zgryzaniem. Ornitolodzy z kolei mniej zajmują się drewnem na ziemi, bo ich interesuje głównie martwe drewno jeszcze stojące – idealne na kucie dziupli.
Wśród owadów drewnożernych (ksylofagicznych) jest też grupa takich, które też wolą latać wysoko niż biegać po ziemi. Leśnikom najłatwiej oczywiście dojść do kompromisu z pierwszą grupą. (Swoją drogą argument o osłonowej roli zwalonych pni podważa potrzebę pracy leśników w szkółkach leśnych). Do zgody łatwiej dojść w przypadku suchych borów, zwanych chrobotkowymi, gdzie stanem pożądanym przez ekologów jest ubogie siedlisko, które zwały martwego drewna mogłyby przeżyźnić.
Tyle że taki bór może cieszyć leśnika-przyrodnika, ale dla leśnika-hodowcy jest prawie nieużytkiem. W każdym razie liczba publikacji naukowych i nienaukowych o martwym drewnie w lasach jest duża. Jako ostatni przykład może posłużyć praca polskich leśników (naukowców i praktyków), oparta na danych z nadleśnictwa Strzelce Opolskie, porównująca ilość martwego drewna w lasach o różnych funkcjach i typach siedliskowych (namiary w przypisach).
Stali czytelnicy tego bloga wiedzą, że ja lubię bardziej mokre tematy. Wbrew pozorom martwe drewno dotyczy też hydrobiologii. Parę miesięcy temu opublikowano pracę o tym, że im większy udział lasów w pokryciu terenów nadrzecznych, tym lepsza kondycja zamieszkujących te rzeki ryb. Nie chodzi tu o żadne walory krajobrazowe lasów, a właśnie o martwe drewno. Wpadające do rzeki gałęzie i pnie tworzą swoiste mikrosiedlisko (ekolodzy lubują się w tworzeniu terminów – takie siedlisko wodne nazywa się ksylal). Siedlisko to zamieszkują różne bezkręgowce, którymi z kolei żywią się ryby. Według badań w ich ciele kilkadziesiąt procent materii pochodzi z lądu.
Niedawno z kolei opisano kilka nowych gatunków (a nawet nowy rodzaj) zmieraczkowatych. Dość dobrze znane są zmieraczki żyjące na plaży (takie siedlisko mokrego piasku też ma swoją nazwę: psammal). Żyją one trochę w piasku, trochę na piasku i zjadają, co się da – najchętniej jakieś szczątki glonów, ale też butwiejące drewno. Są to dość małe stworzenia, nieco podobne do krewetek i kiełży, więc mało kto je zauważa.
Ja na przykład nie jestem świadom, abym zmieraczka widział. Bardziej tajemniczy ich kuzyni żyją w morzu. A te nowe gatunki ni mniej ni więcej, a na dryfującym, więc martwym drewnie. Ksylofauna (czyli zwierzęta żyjące w/na drewnie) lądowa jest nieźle poznana, przynajmniej ta europejska, ale ksylofauna morska wciąż niezbyt. Zmieraczkowate np. do niedawna były zagadką w kwestii rozmnażania i dyspersji. Większość morskich i wiele słodkowodnych bezkręgowców wytwarza mnóstwo jaj, a powstałe z nich postacie larwalne często są bardziej migrujące niż postacie dorosłe (skrajnym przykładem są małże czy koralowce).
Tymczasem te stworzenia zachowują się podobnie jak rozwielitki – składają naraz tylko kilka jaj i to nie w toń wodną czy wśród roślinności, ale we wnękę pod pancerzykiem – kładkę jajową. Tam jaja się rozwijają i po pewnym czasie matka „rodzi” młode – całkiem podobne do rodziców, wcale nieskore do długodystansowego pływania. Z kolei na różnych wyspach, nieraz silnie izolowanych, można spotkać różne gatunki zmieraczkowatych żyjących na lądzie. Wszystko wskazuje na to, że te lądowe gatunki mają przodków, którzy żyli na dryfującym drewnie, więc warto będzie prześledzić ich ewolucję, bo mogą się okazać swoistym odpowiednikiem zięb Darwina.
Jak więc widać, martwe drewno może być pełne życia. I dotyczy to nie tylko lasów, ale także wód.
Piotr Panek
fot. Piotr Panek, licencja GNU Free Documentation License i Creative Commons BY-SA 3.0
- Banaś, J., Bujoczek, L., Zięba, S., & Drozd, M. (2014). The effects of different types of management, functions, and characteristics of stands in Polish forests on the amount of coarse woody debris European Journal of Forest Research, 133 (6), 1095-1107 DOI: 10.1007/s10342-014-0825-3
- Tanentzap, A., Szkokan-Emilson, E., Kielstra, B., Arts, M., Yan, N., & Gunn, J. (2014). Forests fuel fish growth in freshwater deltas Nature Communications, 5 DOI: 10.1038/ncomms5077
- Wildish, D. (2014). New genus and two new species of driftwood hoppers (Crustacea, Amphipoda, Talitridae) from northeast Atlantic and Mediterranean coastal regions Zoosystematics and Evolution, 90 (2), 133-146 DOI: 10.3897/zse.90.8410
Komentarze
„byłoby nie tylko marnotrawstwem, ale i matecznikiem korników”
Czy aby na pewno chodzi o korniki? W takim całkiem martwym drewnie?
To jest chyba oczywiste, że las jest ekosystemem, a więc raz na zawsze odróżnijmy naturalne lasy od sztucznych plantacji drzew i nauczmy się wreszcie, że tylko w tych drugich można prowadzić jakąkolwiek działalność gospodarczą.
@Gammon
Ja tam się aż tak dobrze na ekologii korników nie znam (choć kiedyś tu napisałem coś takiego: http://naukowy.blog.polityka.pl/2013/06/15/stuku-puk/). Ale np. takie wypowiedzi jak ta: http://www.karkonosze.ws/dzisiaj_i_jutro_karkonoskiego_parku_narodowego_artykul_106.html (z której tezami się nie zgadzam, jak można się domyślić) nie są odosobnione. Tu należy pamiętać o pewnych symbolach. Kornik drukarz tak naprawdę współżyje głównie ze świerkiem (z innymi gatunkami iglastymi też, ale rzadziej), więc oczywiście nie ma sensu mówić o korniku np. w dąbrowie (tam jego odpowiednikiem może być kozioróg). Ale to właśnie kornik stał się takim symbolem ksylofaga (wg plantatorów drzew – szkodnika).
Martwe drewno nadzwyczajnie cieszy też archeologów. Żadna inna pozostałość znajdowana w wykopaliskach nie daje się równie dokładnie datować.
Tekst ciekawszy, niż ostatnie wodne 🙂 Z czego się zwięła nazwa ksylal, bo mi się głównie z ksylozą kojarzy?
Powinno się kojarzyć z ksylemem. Ksyloza, ksylofag, ksylal, ksylofil itd. mają ten sam drewniany człon. Końcówkę -al mają różne środowiska w wodzie – w skali dużej (pelagial, litoral, potamal, bental itd.) mniejszej (psammal – piasek, ksylal – drewno, pelal – muł, argillal – glina, a nawet technolital, czyli beton itp.). Zwykle jest też tak, że zespół organizmów zamieszkujących bental to bentos, psammal – psammon, argillal – argillon itd.
Naukowcy to trochę jak straszni mieszczanie Tuwima, wszystko widzą osobno. Jedni się cieszą z martwego drewna w wodzie, inni narzekają na zacienienie brzegów strumieni i kolmatację dna. A w całości i systemowo to kto popatrzy? Tylko metafizyk?
No, dobra.. Holistycznie, to kto..?