Przeciw Etyce życia codziennego

W swojej ostatniej książce „Etyka życia codziennego” profesor Jan Hartman broni etyki i wypowiada się przeciw jej psychologizacji. Czemu się myli?

Dziwne czasy nastały, skoro etyk czuje się w obowiązku bronić samej etyki, nie jakiejś konkretnej, powiedzmy, personalizmu katolickiego czy utylitaryzmu Milla, ale wartości czy zasadności etyki w ogóle. Profesor zauważa, że dzisiaj niemodnie jest mówić czy pisać o etyce, wartościach, powinnościach itd. Podobny pogląd prezentował w poprzedniej świetnej książce „Etyka! Poradnik dla grzeszników”, w której porównywał klasyczny i współczesny pogląd etyczny, oczywiście w znacznym uproszczeniu. Jako klasyczny prezentował pogląd zbliżony do pochodzącego od starożytnych Greków eudajmonizmu, w skrócie: każdy człowiek winien dążyć ku cnocie, ma moralny obowiązek samodoskonalenia itd.

Pogląd współczesny bardziej niż na współczesnej myśli filozoficznej czy etycznej opierał na popularnej, nieco zwulgaryzowanej wersji psychologii, której pełno ostatnimi laty w mediach, opartej na samoakceptacji i nieocenianiu innych. Z tym nieocenianiem Hartman polemizuje szczególnie, negatywnie oceniając postawę wyrażaną właściwie już nie słowami „nie sądź, a nie będziesz sądzony”, ale „nie macie prawa mnie oceniać, bo i ja nie oceniam”. Za rezygnację z ocen moralnych wini uczony psychologię, tłumaczącą różne dawniej negatywnie oceniane zachowania.

Jako że nieraz prezentowałem na tym blogu psychologiczne wyjaśnienia różnych ludzkich zachowań (co więcej, nie odczuwam z tego powodu żadnej winy i zamierzam bezczelnie czynić to nadal), spróbuję na taki zarzut odpowiedzieć. Na moją obronę można by podać, że i prof. Hartman w kilku miejscach swej książki się do psychologii odwołuje.

Zarzut Hartmana można by sformułować szczegółowiej następująco. Oto wiemy od dawna, że czyn X jest zły, ale teraz wiemy także, jaki mechanizm psychologiczny stoi za X. Zamiast więc mówić, jaki to zły jest X, zgłębiamy ten mechanizm, rezygnując z oceny. Rozszerzmy trochę zakres nauk podających takie wyjaśnienia: to nie tylko psychologia, ale i psychiatria, niekiedy neurologia, czasami endokrynologia, korzystające oczywiście z osiągnięć anatomii i fizjologii, i najbardziej tu krytykowana biologia ewolucyjna.

Podam przykłady: od dawna wiadomo i jest przyjmowane w większości systemów etycznych (czy wszystkich? pewnie nie, ale tu by trzeba wiedzy o etyce Hartmana, a nie mojej), że zgwałcić czy zabić kogoś to czyn co do zasady zły. Inne złe czyny omawiane w książce Hartmana, znacznie mniejszego kalibru, to niepłacenie za bilet czy niewspieranie uchodźców (czyn może być, jak uczy etyka, działaniem bądź zaniechaniem). A więc autor obawia się, że wchodzenie w mechanizm biologiczno-psychologiczny prowadzący do danego czynu, wytłumaczenie, jak do niego doszło, zaciemni czy wręcz unieważni ocenę moralną tego czynu. Przykład zgwałcenia, nierozpatrywany przez Hartmana, podaję dlatego właśnie, że psychologię ewolucyjną oskarżano o usprawiedliwienie gwałcenia: oto osobnik, który gwałci, ma statystycznie więcej dzieci, jest zatem lepiej dostosowany ewolucyjnie. Analogicznie: zabił, bo nie jest zdolny do empatii. Nie pomaga uchodźcom, bo się ich boi; jak pisałem niedawno, widok twarzy mężczyzny innego koloru skóry aktywuje odpowiedzialne za lęk ciało migdałowate.

Mam wrażenie, że ceniony skądinąd przeze mnie autor popełnia błąd podobny do spotykanego w tekstach poświęconych wolnej woli. Mianowicie wyjaśnienie, w jaki sposób podejmujemy decyzje, doprowadziło niektórych do poglądu, że wolna wola nie istnieje. To nie my podejmujemy decyzje, zapadają na styku układu limbicznego i kory przedczołowej, najczęściej nieświadomie, potem dopiero uświadamiamy je sobie i zaczynamy uznawać za własne.

Ale chwileczkę, na czym polega wolna wola? Na wyjmowaniu decyzji w magiczny sposób z kapelusza? Czy może na podejmowaniu decyzji niezależnie od zewnętrznych ograniczeń? Mniej lub bardziej wolna wola jest funkcją układu nerwowego osób podejmujących decyzję, tak jak trawienie jest funkcją dwunastnicy. Dokładny opis mechanizmu trawienia nie sprawia, że trawienie nie istnieje. Trawię pokarmy moją dwunastnicą i podejmuję decyzję układem limbicznym i korą przedczołową.

Podobnie dokładny opis mechanizmu danego czynu czy decyzji nie sprawia, że ten czyn czy decyzja przestaje istnieć. Układ limbiczny wpadł w gniew, korą przedruchową i ruchową opracował ruch, nerwami przesłał impuls do mięśni i mięśniami ramienia wyprostował kończynę górną w stawie łokciowym, przerywając ciągłość tkanek nosa drugiego osobnika. Nie zmienia to faktu, że kolega dostał w nos. Nie wyklucza to oceny moralnej uderzenia kolegi. Tak samo nie zmieni tego zagłębianie się w opis, co spowodowało gniew (np. kolega ujawnił, na kogo głosował w wyborach, informacja została przeanalizowana przez…).

Zdarzają się sytuacje, gdy wyjaśnienie mechanizmu wyklucza odpowiedzialność. Badanie psychiatryczne może wykazać, że człowiek nie jest zdolny do oceny moralnej. Na przykład jest w ostrej psychozie. Słyszy głosy (nadmierna aktywność dopaminergiczna szlaku mezolimbicznego), które kazały mu kogoś zabić, bądź uznał z pobudek urojeniowych (z tej samej przyczyny), że kolega próbuje go zabić. Z powodu formalnych zaburzeń myślenia pacjent w psychozie nie jest zdolny do logicznego myślenia, często nawet nie przyjmuje na stałe sądów, w jednej wypowiedzi (ambisentencja) miesza dwa wykluczające się sądy (ambiwalencja). Zazwyczaj to właśnie nauka pozwala ocenić tzw. kompetencję oskarżonego, jego zdolność do zrozumienia znaczenia własnych czynów i pokierowania swym postępowaniem.

W innych przypadkach psychologia nikogo nie usprawiedliwia. Wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem. Oskarżony uderzył drugiego, ponieważ jest impulsywny? Można to uznać za okoliczność łagodzącą, ale nie zwalnia z konsekwencji. Natomiast jeśli wiadomo, że jest impulsywny, to może wiadomo też, jak zmniejszyć jego impulsywność? Nabył przemocowych wzorców postępowania z kobietami? To może dałoby się go poddać terapii i wypracować nowe wzorce, zanim zrobi komuś krzywdę? Nie kasuje biletu? Znacznie większy odsetek zacznie kasować, jeśli w autobusie wywiesimy zdjęcie patrzącej twarzy. Jazda na gapę nie przestanie być od tego naganna, ale będzie się zdarzać rzadziej.

Z całym szacunkiem dla etyków, ale opisywanie etyki nie powoduje, że ludzie stają się bardziej etyczni. Ich rola jest bardzo ważna, zwłaszcza w ukazywaniu różnorodności poglądów i punktów widzenia na dany problem, a także w ukazywaniu i analizie problemów dotychczas niezauważanych. Ale podawane przez nich racje czy argumenty zazwyczaj nie wpłyną na nasze postępowanie, ponieważ zazwyczaj nie kierujemy się w nich racjami! Dobieramy je na samym końcu, już po podjęciu decyzji, tak by pasowały do niej i zarazem uzasadniały ją, pozwalając zachować obraz siebie jako osoby racjonalnej.

To jedna z wielu rzeczy, do których można przyczepić się w książce Hartmana. Wbrew pozorom osoby o większej samoakceptacji i lepszej samoocenie zachowują się zwykle bardziej moralnie niż te oceniające siebie negatywnie. Pracownik wykonujący zadania good enough osiąga często lepsze wyniki niż ten dążący do doskonałości, a zazwyczaj cieszy się też lepszym zdrowiem. Z wieloma tezami Hartmana nie sposób się zgodzić.

Książkę naprawdę więc warto kupić, przynajmniej po to, żeby się nie zgodzić. Jest z czym.

Marcin Nowak

Bibliografia

  • Hartman J: Etyka życia codziennego. PWN, Warszawa 2022
  • Hartman J: Etyka! Poradnik dla grzeszników. Agora, Warszawa 2015

Ilustracja